IFO spada jak kamień, DAX śmiało rośnie

Najważniejszy niemiecki indeks koniunktury spadł w lutym jak kamień. To wskazuje, że niemiecka gospodarka szura po dnie, choć do recesji wciąż jest jeszcze daleko. Jednocześnie tego samego dnia, kiedy IFO tąpnął, niemiecki indeks giełdowy DAX zanotował bardzo solidny wzrost. Rośnie zresztą tak już od paru tygodni. Możliwe, że spowolnienie gospodarcze w najbardziej uprzemysłowionych krajach, łagodząc obawy dotyczące podwyżek stóp procentowych w strefie euro i USA, okaże się dla stabilności światowej gospodarki zbawienne. Pisałem o takiej możliwości kilka dni temu.

W styczniu IFO obniżył się o 1,9 pkt, do 99,1 pkt, najniższego poziomu od niemal trzech lat. Tak mocny spadek w ciągu miesiąca zdarza się bardzo rzadko, ostatni raz miał miejsce niemal pięć lat temu, gdy europejska gospodarka zmagała się jeszcze z recesją. Niepokojące jest, że gwałtownie obniżył się subindeks IFO mierzący oczekiwania (cały indeks jest wypadkową pomiaru oceny sytuacji bieżącej i pomiaru oczekiwań). Spadł on ponad 3 pkt, co ostatni raz miało miejsce w sierpniu 2011 r., gdy na europejskich rynkach długu dochodziło do potężnych wstrząsów, stawiających Włochy i Hiszpanię na granicy niewypłacalności.

Czy będzie recesja w Niemczech?

 

Obecne odczyty IFO jeszcze nie wskazują na recesję. Są one zbieżne ze wzrostem PKB w granicach 1,5 proc. Wciąż można sądzić, że mamy do czynienia z mikrocyklem – wahaniami wokół długookresowego trendu wzrostowego. Ale coś mocno zgrzyta w niemieckiej gospodarce i na pewno uzasadnione jest pytanie, czy te zgrzyty nie przerodzą się w poważniejszą awarię?

Najgorszy wariant jest taki, że Niemcy dostają rykoszetem od spowalniającej gospodarki Chin, która z kolei ugina się pod ciężarem wojny handlowej. W lepszym wariancie przyczyną słabości gospodarki są w dużej mierze zjawiska przejściowe, takie jak zmiany standardów emisyjnych w przemyśle motoryzacyjnym czy problemy logistyczne wynikające z niskiego stanu wód na drogach śródlądowych.

Wiadomo, że spowolnienie trwające w Niemczech przełoży się najprawdopodobniej na złagodzenie tonu przez decydentów w Europejskim Banku Centralnym. Podwyżki stóp procentowych w tym roku raczej będą niemożliwe, a nie można wykluczyć łagodzenia polityki pieniężnej. Łagodniejsza postawa banków centralnych (w amerykańskim Fed widać to samo) może być pierwszym krokiem do ograniczenia skali spowolnienia na świecie. Wiele wskazuje na to, że to właśnie wyceniają rynki akcji w ostatnich tygodniach.

Indkes IFO na tle wzrostu PKB w Niemczech, dane kwartalne

    Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o PKB Niemiec: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Tanie państwo = słabe państwo

Niemal 15 lat temu rząd Kazimierza Marcinkiewicza ogłosił program tanie państwo. Od tego czasu było już tylko gorzej. Każda ekipa rządząca w Polsce za punkt honoru stawia sobie obniżenie kosztów „biurokracji”, co kończy się obniżeniem kosztów świadczenia usług publicznych – zdrowotnych, edukacyjnych, administracyjnych, bezpieczeństwa itd. W niektórych wypadkach, jak usługi ochrony zdrowia, może się to skończyć dramatycznie.

Najnowsze dane Eurostatu pokazują, że relacja wydatków na wynagrodzenia w sektorze instytucji rządowych i samorządowych do PKB spadła do najniższego poziomu od kiedy dostępne są porównywalne dane (1999 r.). W ciągu roku do trzeciego kwartału 2018 r. wydatki te wyniosły 10 proc. PKB. Choć nie sam poziom się tu liczy, ale trend. A trend jest spadkowy, co widać na wykresie poniżej. Jednocześnie fundusz płac w sektorze przedsiębiorstw wyraźnie rośnie. Ten rozjazd jest uderzający.

Rząd stara się trzymać wynagrodzenia, nad którymi ma kontrolę w ryzach, a jednocześnie firmy muszą płacić coraz więcej. Efekt jest taki, że musi następować odpływ ludzi z sektora finansów publicznych do sektora przedsiębiorstw. Oznacza to utratę specjalistów i obniżenie jakości usług. Innym efektem są strajki, które już widać – w ostatnim roku strajkowali nauczyciele, lekarze, policjanci.

Nie oznacza to, że optymalna polityka powinna polegać na jednoczesnym podniesieniu wszystkich płac w sektorze finansów publicznych. Ale reakcja powinna być dwojaka. Po pierwsze, specjaliści pracujący w administracji powinni zarabiać więcej. Po drugie, rząd powinien mieć strategię poprawy (lub utrzymania) jakości usług publicznych przy tak silnych ograniczeniach budżetowych. 

  Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o dochodach i wydatkach sektora instytucji rządowych i samorządowych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Presja na marże nie odpuści w 2019

Z perspektywy makroekonomicznej rok 2019 nie będzie się istotnie różnił od 2018. Sielanki jednak nie będzie, zwłaszcza dla małych i średnich firm.

Jest taki żart, że jeżeli ktoś szuka pracy, w której mógłby się utrzymać przez wiele lat pomimo systematycznych błędów, to powinien zostać ekonomistą lub meteorologiem. Dużo to mówi o społecznej percepcji prognoz ekonomicznych. Jest w tym sporo prawdy, ponieważ do prognoz rzeczywiście należy podchodzić z dużą dozą sceptycyzmu, patrzeć bardziej na całe spektrum niż pojedynczą prognozę. Dowodów na „mijanie się z prawdą” przez ekonomistów jest niestety dość dużo. W Stanach Zjednoczonych, a więc kraju o wiele bardziej rozwiniętej kulturze ekonomicznej, w ostatnich trzydziestu latach średni błąd prognozy PKB na rok kolejny wynosi 0,9 pkt. proc. — wynika z analizy Ignacego Morawskiego. To dużo. Dlatego o wiele ważniejsze dla czytającego prognozy powinny być nie konkretne wartości liczbowe, lecz kierunek i skala potencjalnych zmian. Warto również zwracać uwagę na scenariusze skrajne i ich potencjalne konsekwencje. Poza tym o wiele ważniejsze niż skupienie się na samych liczbach powinna być analiza jakości opisu gospodarki przez danego ekonomistę. Prognozowanie jest po prostu bardzo trudną sztuką i trzeba mieć to na względzie czytając, czego dany ekspert oczekuje.

Obecnie zdecydowana większość prognoz polskich ekonomistów zebranych przez SpotDatę jest podobna i różni się głównie w szczegółach. Generalny obraz jest taki, że rok 2019 będzie rokiem spowolnienia, choć dość łagodnego. Kontynuowane mają być dwa najsilniejsze trendy — wzrost konsumpcji napędzany korzystną dla pracowników sytuacją na rynku pracy oraz boom w budownictwie (mieszkaniowym i infrastrukturalnym) napędzany wzrostem zamożności, wykorzystaniem środków unijnych oraz realizację wielu publicznych programów infrastrukturalnych. Oba te trendy w tym roku mają mieć jednak słabszą moc — głównie ze względu na pogorszenie koniunktury u naszego największego partnera handlowego — strefy euro oraz nasilający się problem braku pracowników. Z kolei ze strony przedsiębiorców i opinii publicznej znacznie częściej dochodzą głosy o rosnących obawach przed nadchodzącym kolejnym wielkim kryzysem. Jasne, że taki scenariusz również jest możliwy, ale wydaje się, że mocno przeceniany. I choć ekonomiści nie są zbyt dobrzy w prognozowaniu recesji (wynika tak z prognoz rynkowych zbieranych od 20 lat przez „The Economist”) to tym razem brak jest istotnych powodów, by oczekiwań załamania w polskiej gospodarce. Najprawdopodobniej czeka nas powtórka z 2015/2016 r., czyli tylko nieznaczne pogorszenie koniunktury.

Pierwszy motor: konsumpcja

Konsens prognoz zakładane łagodne schodzenie z cyklicznej górki. I tak, PKB w 2019 r. ma nadal rosnąć, choć wolniej niż w 2018 r., i zbliżyć się do długoterminowego potencjału polskiej gospodarki, tj. 3,5-4 proc. — wynika tak z danych zbieranych od polskich instytucji finansowych przez SpotDatę. Głównym powodem spowolnienia ma być niższy wzrost konsumpcji prywatnej — w tym przypadku mediana prognoz wynosi 3,8 proc. Konsumpcja ma być napędzana nadal wysokim, chociaż nieznacznie niższym niż obecnie wzrostem realnego funduszu płac (sumy wypłacanych wynagrodzeń po uwzględnieniu inflacji) — z tym, że wynagrodzenia mają nadal szybko rosnąć, a zatrudnienie się ustabilizować. Wprowadzenie od połowy roku pracowniczych planów kapitałowych (PPK) w największych przedsiębiorstwach tylko w niewielkim stopniu wpłynie na zmniejszenie skali podwyżek płac. Stąd też po ok. 7,2 proc. wzroście płac w 2018, rok 2019 ma zakończyć się wzrostem o 7 proc. Zagrożeniem dla zatrudnienia (podaży pracy) jest potencjalny odpływ Ukraińców do Niemiec (szacunki mówią o nawet połowie z nich) oraz nasilający się problem demograficzny (obniżenie liczby aktywnych zawodowo i zwiększenie liczby emerytów).

Ewolucja prognoz PKB na 2019 wybranych instytucji finansowych zbieranych przez SpotData 

Drugi motor: inwestycje

W przypadku inwestycji ekonomiści również oczekują, że rok 2019 będzie nieznacznie gorszy niż 2018. O ile w minionym roku inwestycje wzrosły najprawdopodobniej o 7,4 proc., tak w obecnym mają wzrosnąć tylko o 5,4 proc. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w inwestycjach infrastrukturalnych samorządów, których kumulacja nastąpiła tuż przed wyborami samorządowymi, a więc jesienią 2018 r. Stąd też rok 2019, pomimo że jest to rok wyborczy, będzie raczej stał pod znakiem słabszego niż dotychczas wzrostu inwestycji publicznych. Łagodzić te spadki ma oczekiwane rekordowe wykorzystanie środków unijnych (w obecnej perspektywie finansowej 2014-2020). Ekonomiści oczekują również utrzymania skali nakładów inwestycyjnych przez przedsiębiorstwa. Jest to o tyle ważne, że to przedsiębiorstwa mają największy udział w łącznych inwestycjach, sięgający 75-80 proc. Na boom inwestycyjny ze strony sektora prywatnego nie ma jednak co liczyć.

Kluczową niewiadomą jest natomiast skala osłabienia globalnej i europejskiej gospodarki. Kiepskie dane z europejskiej gospodarki z drugiej połowy 2018 r., pierwsze oznaki słabości płynące z Chin czy rosnące ryzyka geopolityczne (Brexit, wojny handlowe) nie nastrajają pozytywnie i są trudne do policzenia. Przykładowo, według Łukasza Tarnawy, ekonomisty BOŚ Banku, podwyżka amerykańskich ceł na europejskie samochody do 25 proc. obniżyłaby tempo wzrostu niemieckiego PKB od 0,2 do 0,7 pkt. proc. W efekcie straty odnotowałyby polskie firmy uczestniczące w niemieckich łańcuchach produkcji (szczególnie polska motoryzacja, chemia, metalurgia). Jak na razie polski przemysł rósł tak, jakby spowolnienia w Europie nie odczuwał zbyt silnie — wydaje się jednak, ze rok 2019 nie będzie już tak łaskawy i produkcja przemysłowa będzie musiała zwolnić.

O wiele mniej ciekawe są prognozy inflacji i stóp procentowych. Ekonomiści oczekują kolejnego nudnego roku — inflacja w 2019 r. ma wzrosnąć tylko nieznacznie, do około 2,3 proc., co tylko utwierdzi RPP w utrzymywaniu stóp procentowych na obecnym 1,5-procentowym poziomie. Jednak już na 2020 r. badani przez SpotDatę ekonomiści zakładają podwyżki do 2 proc. Wbrew medialnym doniesieniom ceny w całej gospodarce nie będą rosnąć przesadnie szybciej — choć niektóre branże mogą mocno ucierpieć ze względu na podwyżki np. cen energii, gazu czy zbóż.

Ewolucja prognoz średniej inflacji CPI  w 2019 wybranych instytucji finansowych zbieranych przez SpotData 

 

Wpływ na przedsiębiorstwa

Z perspektywy makroekonomicznej rok 2019 nie będzie się istotnie różnił od 2018. Co jednak nie oznacza, że będzie spokojnie. Nasilać się będą mordercze dla niektórych firm procesy obniżania się marż. W ciągu ostatnich dwóch lat można było zauważyć, że przy niemożności przeniesienia rosnących kosztów na klientów (w postaci wyższych cen) firmy brały je na siebie. W konsekwencji prowadziło to do mocnych spadków marż. Obecnie prowadzenie tej strategii nie jest już w wielu branżach możliwe — zbliżają się one do ściany. Szczególnie narażone są spółki małe i średnie — przeważnie mniej wydajne niż te duże.

Dodatkowym problemem jest odpływ pracowników, którym MŚP nie są w stanie zapłacić tyle ile są w stanie zaoferować większe firmy. Stąd też nie dziwi rosnący odsetek upadłości i rozpoczynanych restrukturyzacji czy fala fuzji i przejęć w rozdrobnionych i niskomarżowych branżach (np. w przetwórstwie spożywczym).

Opisywane powyżej kwestie są doskonale widoczne po przeanalizowaniu wyników polskich spółek giełdowych z ostatnich trzech lat. Odsetek dużych (z przychodami powyżej 2 mld zł) spółek giełdowych przynoszących straty utrzymuje się od 2015 r. na poziomie około 8-10 proc. Natomiast wśród średnich (do 400 mln zł) widoczny jest wzrost z 15 proc. w 2015 roku do 27 proc. na koniec trzeciego kwartału 2018 r. To wszystko odbywa się w otoczeniu szybkiego wzrostu przeciętnych przychodów i zysków przedsiębiorstw. Widać więc, że już teraz mniejsze firmy nie wytrzymują konkurencji z dużymi.

Koniunktura w 2019 r. pozostanie więc generalnie dobra. Jednak pod płaszczykiem doskonałych wyników dla całej gospodarki kryją się branże, które mocno odczują dalszy wzrost kosztów. Stąd też trudny rok czeka np. branżę budowlaną, nawozową czy spożywczą. Rok 2019 może dla wielu firm stać pod hasłem: reformuj się albo giń. Wiele skorzystać mogą te firmy, które umiejętnie przejdą z modelu taniej siły roboczej na inny, oparty w większym stopniu na wyższej jakości, rozpoznawalności na europejskich rynkach co pozwoli na podniesienie marż.


Autor: Kamil Pastor, ekonomista SpotData

Tekst jest częścią dodatku specjalnego „Czytaj i zarabiaj”  do Pulsu Biznesu.

Inwestycje publiczne już nie ochronią polskiej koniunktury

Przez ostatni rok buforem bezpieczeństwa amortyzującym wstrząsy nadchodzące do Polski z Niemiec były inwestycje publiczne – pierwsza naprawdę duża fala inwestycji finansowanych w nowej perspektywie finansowej. Pozwoliła ona utrzymać Polsce ponad 5-procentowe tempo wzrostu gospodarczego, mimo że wzrost w Niemczech wyraźnie zwolnił. Teraz ten bufor traci swoją moc, co pokazuję na wykresie na dole.

Najciekawsze z piątkowej serii danych ekonomicznych z gospodarki za grudzień były właśnie te o produkcji budowlanej, a szczególnie o segmencie infrastrukturalnym. Wartość robót zrealizowanych przez przedsiębiorstwa zajmujące się obiektami inżynierii lądowej i wodnej wzrosła w grudniu o 11,4 proc. rok do roku, najmniej od maja 2017 r. Dynamika jest wciąż solidna, nie ma co narzekać, ale widać spowolnienie i oznacza ono niewątpliwie, że inwestycje publiczne będą już w tym roku słabszym wsparciem dla wzrostu PKB niż w minionym roku. Mowa oczywiście o efekcie dynamicznym. Sama wartość inwestycji będzie wysoka ze względu na realizację kontraktów finansowanych z UE, ale przyrost tych inwestycji nie zapewni już tak dużego wkładu do przyrostu PKB. To wzmacnia moje przekonanie, że wzrost PKB z niedawnych 5 proc. relatywnie szybko „zjedzie” do ok. 3 proc.

W piątkowych danych GUS było więcej ciekawych informacji. Produkcja przemysłowa spowolniła do 2,8 proc. rok do roku w grudniu, wobec 4,7 proc. w listopadzie, co pokazuje, że polski przemysł reaguje na spowolnienie w Niemczech, ale nie jeden do jednego – u nas spowolnienie jest łagodniejsze (o przyczynach pisałem w piątek). Wolniej rosną też wynagrodzenia i zatrudnienie – rynek pracy dostosowuje się do zwalniającego popytu. Choć widać, że płace są mniej wrażliwe na słabszą dynamikę popytu niż zatrudnienie i to będzie zapewne cechowało cały 2019 rok. Firmy muszą się szykować na wzrost jednostkowych kosztów pracy, czyli wzrost relacji kosztów płacowych do przychodów. To nie będzie dla nich łatwy rok.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji bazowej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Niska inflacja wywołała temat obniżek stóp procentowych

Środowe dane NBP o inflacji bazowej potwierdziły, że inflacja jest zjawiskiem praktycznie nieobecnym w polskiej gospodarce. Po odjęciu zmiennych cen żywności i energii, inflacja wyniosła zaledwie 0,6 proc. rok do roku w grudniu (jest to tzw. inflacja bazowa). Było to mniej od prognoz formułowanych pod koniec grudnia. Dodajmy do tego trwające na świecie spowolnienie gospodarcze, a mamy gotowy przepis na … obniżki stóp procentowych.

I voilà! W ostatnich dniach rynek kontraktów terminowych zaczął wyceniać możliwość takiej obniżki w przyszłym roku. Nie wycenia jeszcze pełnej obniżki o 0,25 pkt proc., ale sama możliwość takiego ruchu jest pewnym novum. Do niedawna wydawało się kuriozalnym pomysłem, aby w tak rozgrzanej gospodarce jak Polska obniżać stopy procentowe. Ale bardzo niska inflacja i sygnały spowolnienia nieco zmieniły te kalkulacje.

Oczywiście nic, co dzieje się w Polsce, nie jest oderwane od kontekstu światowego. W ostatnich dniach rynek zaczął wyceniać możliwość obniżek stóp procentowych również w USA. Teraz szansa na obniżkę stóp przez Fed w ciągu roku jest wyceniana na 20 proc., czyli dwukrotnie więcej niż przed miesiącem. Spadło również prawdopodobieństwo rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp w strefie euro.

Choć takie sygnały to bezpośrednie odzwierciedlenie obaw o słabszy wzrost gospodarczy na świecie, to sądzę, że ochłodzenie w głowach bankierów centralnych może się światowej gospodarce przydać. Parcie przez Fed z podwyżkami stóp co kwartał stwarzało ewidentne ryzyko przereagowania – w historii po cyklu podwyżek Fed świat zawsze doświadczał jakichś turbulencji. Dłuższa pauza Fedu da światowej gospodarce trochę oddechu. Zaś podwyżki stóp w strefie euro byłyby w tym roku ewidentnie przedwczesne, strefa nie jest na nie gotowa, ma wciąż zbyt wysokie bezrobocie i zbyt niski wzrost gospodarczy. W Polsce sytuacja jest oczywiście inna, ale ostatecznie będziemy podążali za tym, co dzieje się na zachodzie Europy.

Na razie rynek tylko flirtuje z ideą obniżek stóp procentowych, nie wydaje mi się, by był to flirt poważny i rokujący. Ale może być to flirt przyjemny, który przyniesie pewne korzyści.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji bazowej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Coraz większe ryzyko związane z brexitem

Stało się coś, co było niemal oczywiste, a mimo to wywołało wielką falę refleksji i prognoz. Chodzi o odrzucenie przez brytyjską Izbę Gmin umowy dotyczącej wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Na horyzoncie pojawia się zatem bardzo poważne, krótkookresowe zagrożenie dla europejskiej gospodarki – wyjście Wielkiej Brytanii z UE bez umowy, czyli tzw. hard brexit. Oficjalny termin na wyjście mija 29. marca.

Na tę wyjątkową okazję warto przywołać wyniki analizy wykonanej przed dwoma miesiącami przez ekonomistów Banku Anglii, czyli banku centralnego w Londynie. Pokazali oni, że w scenariuszu hard brexitu PKB kraju spadłoby od 3 do 8 proc., co byłoby wstrząsem porównywalnym do wielkiego kryzysu finansowego w 2008 r. Na kontynencie ten wstrząs byłby już znacznie mniej odczuwalny, ale można spokojnie założyć, że doprowadziłby Unię Europejską do małej recesji. Wielka Brytania to ważny partner handlowy krajów UE, a jednocześnie wielkie centrum finansowe.

Co może się wydarzyć? Możliwości są trzy. Pierwsza to hard brexit. Z tym wiąże się ryzyko recesji, która mogłaby być paliwem dla radykalnych ugrupowań politycznych w całej Europie. Druga możliwość jest taka, że UE przedłuża Wielkiej Brytanii termin wynikający z art. 50 Traktatu UE i w tym czasie obie strony negocjują nowe porozumienie. Problem w tym, że trudno wyobrazić sobie, by UE miała dokonać aż tak istotnych ustępstw, by mogły one zmienić decyzję brytyjskiego parlamentu. Byłaby to jaskrawa demonstracja słabości UE i zaproszenie do kolejnych „exitów”. Trzecia opcja jest taka, że po różnych turbulencjach politycznych Brytyjczycy decydują się na nowe referendum i w nim zmieniają swoją decyzję. W tym przypadku byłby to proces upokarzający politycznie dla brytyjskiej partii konserwatywnej, trudno zatem założyć, że łatwo się na to zdecyduje.

Każda ze wspomnianych opcji ma przeciw sobie tak mocne argumenty, że trudno wyobrazić sobie jej realizację. Ale jednocześnie nie ma innych możliwości. Z punktu widzenia Wielkiej Brytanii sytuacja jest dramatyczna, z punktu widzenia UE – mocno ryzykowna.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o PKB Wielkiej Brytanii do III kwartału 2018: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Testy spalinowe mogły spalić europejską koniunkturę

W europejskiej gospodarce obserwujemy ewidentne spowolnienie, nie jest wykluczone, że niektóre duże kraje mogą doświadczyć technicznej recesji. Wyjaśnienie natury i przyczyn tego spowolnienia może pozwolić lepiej zrozumieć możliwe przyszłe trajektorie cyklu koniunktury. Wciąż więcej jest argumentów przemawiających za relatywnie łagodnym scenariuszem.

Przyczyny osłabienia przemysłowego

Wiele wskazuje, że jedną z ważnych przyczyn osłabienia przemysłowego w Europie jesienią 2018 r., widocznego we wskaźnikach PMI i dynamikach produkcji w dużych krajach, mogło być powolne dostosowanie rynku motoryzacyjnego do nowych norm testów spalinowych w samochodach osobowych. Przypomnę, że wszystkie nowe samochody sprzedawane od września 2018 r. muszą przechodzić testy spalania i emisji w nowych warunkach. Prowadzi to m.in. do bardziej wiarygodnych informacji dotyczących spalania paliwa przekazywanych klientom oraz ostrzejszej kontroli norm emisji. Czyżby rynek miał problemy z płynnym przejściem na nowe normy? Jak widać na wykresie poniżej, dynamika rejestracji nowych pojazdów na największych rynkach w Europie wyraźnie obniżyła się od września. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na dwa zjawiska. Po pierwsze, po oczywistych dużych wahaniach na przełomie sierpnia i września, rynek utrzymał ujemną dynamikę do listopada lub nawet grudnia, czyli dość długo. Po drugie, w Niemczech i Francji, na dwóch największych rynkach strefy euro, trend od września jest wyraźnie inny niż przed wrześniem – spadki pod koniec roku nie mogą być wyjaśniane powolnym pogarszaniem się popytu konsumentów na samochody, ponieważ taki trend nie był widoczny wcześniej (co ciekawe, Polska jest jednym z krajów, gdzie dynamika rejestracji wróciła już ponad zero – ale nasz rynek w skali Europy mało waży).

Możliwe, że producenci mają większy problem ze spełnieniem wymogów konsumentów oraz norm emisyjnych w nowych warunkach testowych. Inna hipoteza to zmiana preferencji konsumentów po otrzymaniu nowych informacji o cechach pojazdów. Jak informują specjaliści z portali branżowych, dane o spalaniu paliwa w niektórych modelach mogły wzrosnąć nawet o ok. 30 proc. (!). Mogło mieć to przełożenie na zmiany preferencji, których producenci nie przewidzieli.

Dla europejskiej gospodarki jest to problem dość poważny, ponieważ motoryzacja to najważniejsza branża przemysłowa w Europie – odpowiada łącznie za ok. 1,5 proc. zatrudnienia, przy czym w Niemczech jest to aż 3 proc. Jest to branża mocno powiązana z innymi branżami w łańcuchach produkcji, m.in. z branżą chemiczną, czy tworzywową. Negatywne impulsy z motoryzacji mogą rozchodzić się po wielu segmentach sektora przemysłowego.

Plus w tej całej historii jest taki, że dostosowanie branży motoryzacyjnej do nowych norm powinno być mimo wszystko zjawiskiem relatywnie łagodnym i przejściowym. Nie jest to zjawisko takiej wagi jakim byłoby na przykład trwałe i wyraźne spowolnienie w Chinach. Jeżeli jest to istotny czynnik stojący za spowolnieniem przemysłu w Europie jesienią, to pewnie wkrótce powinniśmy zaobserwować poprawę nastrojów.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o rejestracji nowych samochodów: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Bezrobocie w Czechach spadło poniżej 2 proc.

Bezrobocie w Czechach nie jest może informacją, która najbardziej elektryzuje Polaków. Ale poza ambicjonalnymi porównaniami, które są – nie ukrywajmy – w Polsce popularne, to, co dzieje się w Czechach może pokazywać nam pozycję całego regionu Europy Środkowej. Pozycję, która w ostatnich latach bardzo się umocniła.

W listopadzie stopa bezrobocia w Czechach spadła do 1,9 proc. To pierwszy moment od 2001 r., gdy jakikolwiek kraj Unii Europejskiej ma stopę bezrobocia poniżej 2 proc. Wtedy był to malutki raj finansowy – Luksemburg. Dziś jest to ważny regionalny kraj przemysłowy. Czechy od trzech lat są krajem o najniższej stopie bezrobocia w UE i wbrew prognozom spadek bezrobocia w tym kraju nie chce się zatrzymać.

Dlaczego to jest istotne? To, co dzieje się na rynku pracy w Czechach, dzieje się też w innych krajach regionu, tylko z mniejszą intensywnością. We wszystkich krajach tzw. Grupy Wyszehradzkiej bezrobocie jest na rekordowo niskim poziomie, dużo niższym niż w szczycie ożywienia gospodarczego po przystąpieniu do Unii Europejskiej w latach 2005-2008.

   

Wynika to z faktu, że region ten bardzo umocnił swoją pozycję w międzynarodowym systemie gospodarczym w ostatniej dekadzie. Duże firmy przemysłowe lokowały tu swoją aktywność produkcyjną dzięki czemu mogły zachować wysoką konkurencyjność cenową w czasach osłabionego popytu na świecie. W ostatnich latach podobną ścieżką podążają firmy usługowe, lokując w regionie na ogromną skalę centra usług wspólnych obsługujące centrale w krajach zachodnich.

Ważną cechą łączącą wszystkie kraje regionu i wpływającą na obniżanie stóp bezrobocia są też zmiany demograficzne. Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym sprawia, że o pracowników jest trudniej, firmy bardziej więc ich cenią. Zmienia się też struktura demograficzna. Mniej jest osób w wieku 20-30 lat, którzy często po słabych szkołach trafiają na bezrobocie, a więcej osób w wieku 40-50 lat, którzy mają znacznie mocniejszą pozycję na rynku pracy.

Europa Środkowa jest najbardziej dynamicznym gospodarczo regionem UE. I na razie nie wiele wskazuje, by miało się to zmienić. 

Autor: Ignacy Morawski


Raport ekonomiczny o krajach regionu CEE wraz z prognozami gospodarczymi dostępny w ramach SpotData Research – cyklu 10 miesięcznych analiz na temat trendów w gospodarce: LINK

Źródło danych o stopie bezrobocia w UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Pękła granica 1000 niewypłacalnych firm w Polsce

Rok 2018 przyniósł wiele sprzecznych trendów, o których często pisałem. Rosną płace, spada inflacja; rosną transfery społeczne, spada deficyt budżetowy; rosną zyski firm, indeksy giełdowe nurkują. Jednym z takich intrygujących trendów był znaczny wzrost liczby niewypłacalnych firm w warunkach doskonałej koniunktury. Z danych SpotData wynika, że w 2018 r. w Monitorach Sądowych i Gospodarczych ogłoszono 1078 otwartych postępowań o niewypłacalność, czyli o 17 proc. więcej niż rok wcześniej. Pękła zatem bariera 1000 postępowań.

Zadam teraz zaskakujące pytanie: czy to źle, czy dobrze?

Z jednej strony, rosnąca liczba niewypłacalności to zły sygnał, wskazujący na to, że wiele firm nie radzi sobie z narastającymi presjami kosztowymi. Widać to też po przeciętnej rentowności firm, która w roku 2018 obniżyła się wobec roku 2017. Z moich analiz wynika, że wydłużają się „ogony” rozkładu zysków firm – więcej jest firm odnoszących duże sukcesy i zyski, ale też więcej takich, które notują duże straty.

Z drugiej strony, szybsze wypadanie z rynku firm, które sobie nie radzą, lub ich restrukturyzacja, może zwiększyć efektywność alokacji zasobów w gospodarce i dzięki temu podnieść wzrost wydajności pracy. Badania prowadzone w OECD pokazują, że prawo sprzyjające likwidacji lub restrukturyzacji firm podnosi produktywność gospodarki. Od dwóch lat funkcjonuje w Polsce prawo restrukturyzacyjne, które pozwala właścicielom łatwiej restrukturyzować zadłużenie, bez konieczności likwidacji firmy. Wzrost liczby niewypłacalności wynika głównie z rosnącej liczby postępowań restrukturyzacyjnych. Można postawić tezę, że dzięki temu prawu z różnych szaf powypadały „trupy”, które do tej pory były trzymane usilnie pod kluczem. Innymi słowy, ujawniły się problemy, które istniały, ale z którymi radzono sobie innymi metodami niż restrukturyzacja długu. Prawo to wciąż nie działa optymalnie, ale może być krokiem do przodu w porównaniu ze stanem wcześniejszym.

Nie ma zatem dobrej odpowiedzi na pytanie o ocenę rosnącego trendu w niewypłacalnościach. Wiele polskich, średnich firm ma problemy finansowe – i to jest zła wiadomość. Ale jednocześnie, sektor firm zaczyna się cywilizować. Szybkie znikanie lub restrukturyzacja niewydajnych firm to proces, który, jeżeli nie przekłada się na ogólną dekoniunkturę w gospodarce, może podnieść efektywność polskiej gospodarki. 

Struktura branżowa niewypłacalności (restrukturyzacji + upadłości) według daty ogłoszenia w MSiG i kodu PKD działalności przeważającej.

  Autor: Ignacy Morawski


Raport o niewypłacalnościach dostępny w ramach SpotData Research – cyklu 10 miesięcznych analiz na temat trendów w gospodarce: LINK

  Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Jaki będzie rok 2019 – recesja czy wielka stabilizacja?

Zaczynamy nowy rok. Większość prognoz pokazuje, że to będzie całkiem niezły rok dla światowej i polskiej gospodarki, nawet jeśli z wolniejszym wzrostem gospodarczym niż w poprzednich dwóch latach. Choć warto pamiętać, co pokazał niedawno „The Economist”, że prognozy bardzo rzadko dobrze wyłapują ryzyko recesji. Ludzie często zapominają, że prognozy są najczęściej wykonywane w celu wypełnienia różnych tabelek budżetowych przez duże instytucje. W celu zrozumienia ryzyk lepiej patrzeć na całe spektrum prognoz i różnych opinii niż mediany prognoz i tzw. ścieżki centralne.

Obawy przed spowolnieniem

Jasne jest, że wkraczamy w nowy rok z rosnącymi obawami przed globalnym spowolnieniem. Te obawy widać w wielu miejscach. Na rynkach finansowych doszło do bardzo dużych spadków cen akcji i rentowności obligacji. Rentowność amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych spadła w ciągu dwóch miesięcy o 0,5 pkt proc. Ostatni raz, gdy wystąpił tak mocny spadek, czyli na początku 2016 roku, zarówno amerykańska jak i światowa gospodarka wyraźnie zwalniały.

Jeżdżąc po różnych konferencjach gospodarczych w Polsce mam nieodparte wrażenie, że obawy przed jakimś gorszym scenariuszem gospodarczym są powszechne też w naszym kraju. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Może doświadczenie kryzysu sprzed 6-10 lat jest tak silne, że ludziom trudno sobie wyobrazić, by okres dobrej koniunktury nie skończył się jakimś głębszym załamaniem?

Wielka stabilizacja nadal trwa

Przypomnę na pocieszenie i trochę przekornie pewną tezę, którą powszechnie stawiano w kręgach ekonomicznych przed 15 laty, a która od czasów kryzysu została zapomniana lub wyśmiana. Chodzi o tzw. wielką stabilizację, czyli spadek zmienności PKB i inflacji w wyniku usprawnienia instrumentów polityki makroekonomicznej przez banki centralne. Innymi słowy, banki centralne nauczyły się tak dobrze zarządzać cyklem gospodarczym, że zmienność w tym cyklu jest niska, podobnie jak ryzyko poważniejszych załamań aktywności. Taką tezę postawił w 2004 r. Ben Bernanke i przez kilka lat była ona bardzo popularna. Dodawano do niej najczęściej opinię noblisty Roberta Lucasa, który w 2003 r. stwierdził, że problem depresji gospodarczej współcześnie właściwie nie istnieje. Później te poglądy dość powszechnie wyśmiewano, wskazując, że znani ekonomiści przecenili możliwości zarządzania makroekonomicznego gospodarką i ratowania jej przed dużymi kłopotami.

Ale wróćmy do nich na chwilę – może nie były takie głupie? Jeżeli spojrzymy na zmienność PKB Stanów Zjednoczonych, zobaczymy, że wróciła ona do poziomów z okresu wielkiej stabilizacji. Pokazuję to na wykresie poniżej. Od niemal dziesięciu lat Stany Zjednoczone nie doświadczyły głębszego spowolnienia i niewiele brakuje by był to najdłuższy taki okres w historii. Traktuję tu Stany jako papierek lakmusowy całej światowej gospodarki.

Są dwa wyjaśnienia, dlaczego zmienność PKB w Stanach była tak niska w ostatnich latach.Pierwsza jest taka, że w czasie odbudowywania popytu po kryzysie finansowym, lub jak lubią mówić ekonomiści – w czasie domykania luki popytowej, o recesję było trudniej. Siły, które przywracają gospodarkę do stanu równowagi, są zbyt mocne. W takiej sytuacji domknięcie luki popytowej może zwiększyć ryzyko recesji, na co wskazują niektórzy ekonomiści. Druga możliwość jest taka, że Ben Bernanke miał rację i zdolność banków centralnych do stabilizowania gospodarki jest bardzo duża, większa niż w przeszłości. Warto zauważyć, że mimo warunków sprzyjających depresji, ostatnia dekada nie okazała się w najmniejszym stopniu podobna do lat 30. XX wieku. Jakaś lekcja z makroekonomii została odrobiona.

Nie będę wróżył, która możliwość jest bardziej prawdopodobna i rozstrzygał jednoznacznie, czy wielka stabilizacja jest możliwa, czy nie. Ale możliwość, że znajdujemy się w okresie bardzo długiej ekspansji gospodarczej, przerywanej tylko mniejszymi wahaniami gospodarki wokół trendu, wydaje mi się niedoceniana. Jest to scenariusz jak najbardziej realny.


Źródło danych do wykresów: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

 

Autor: Ignacy Morawski, dyrektor SpotData