Motoryzacja na wysokim pędzie, ciągnie cały przemysł

Powoli zaczynają spływać dane z październikowych badań koniunktury w różnych krajach, które są najszybszym źródłem informacji o reakcji gospodarki na jesienną falę epidemii. Widać w nich, że nastroje w firmach stopniowo zaczęły się pogarszać.

Ale jest też jeden błysk nadziei – bardzo dobra, wręcz poprawiająca się koniunktura w przemyśle niemieckim, wiedziona mocnym popytem w branży motoryzacyjnej. Widać ją też po wysokich kursach akcji spółek z branży, które pokazane są na wykresie – ceny są wyraźnie bliżej poziomu z początku roku niż dołka z wiosny i jak na razie nie reagują znaczącymi spadkami na nową falę obostrzeń społecznych. Dlaczego? Możliwe, że inwestorzy, podobnie jak menedżerowie w firmach, nauczyli się w ostatnich miesiącach, że po lockdownie popyt szybko wraca do normy.

Dobry wgląd w nastroje w gospodarce daje niemiecki indeks IFO, powstający na podstawie ankiety wśród bardzo dużej grupy 9000 firm. Indeks obniżył się lekko w październiku wobec września – do 92,7 pkt, wobec 93,2 pkt. To na razie niewielki ruch. Pogorszyła się przede wszystkim ocena koniunktury w usługach, handlu i budownictwie. Ale jednocześnie nastroje w przemyśle poprawiły się wyraźnie względem września. Subindeks sektorowy dla przemysłu po raz pierwszy od wiosny 2019 roku znalazł się na plusie, co oznacza, że większy jest odsetek firm uważających swoją sytuacje za dobrą lub oczekujących poprawy niż firm z odwrotnym nastawieniem.

Biorąc pod uwagę strukturę niemieckiego przemysłu, można postawić tezę, że poprawa jest głównie efektem lepszej koniunktury w motoryzacji. Widać to zresztą też w Polsce, gdzie przemysł jest mocno powiązany łańcuchami dostaw z Niemcami. Z badania koniunktury GUS (też prowadzonego na podstawie ankiet) wynika, że ocena bieżącego portfela zamówień jest najwyższa od 2011 roku (w sensie dynamiki tego portfela wobec poprzednich miesięcy).

Patrząc na notowania spółek motoryzacyjnych, widać, że inwestorzy na razie nie specjalnie przejęli się nadchodzącymi obostrzeniami. W ciągu tygodnia akcje największych firm w Niemczech staniały o ok. 4 proc. – spadek jest wyraźny, ale zupełnie nieporównywalny z sytuacją z wiosny. A na giełdzie w USA ceny akcji Forda czy Fiata wręcz drożały ostatnio.

Na optymizm w branży wskazał we wtorek prezes Volskwagen Herbert Diess, który powiedział w Financial Times, że sytuacja branży jest na tyle dobra, że niepotrzebne jest wsparcie rządu dla popytu na auta.

Czy ten optymizm wokół branży nie jest nadmierny? Wiele wskazuje, że menedżerowie i inwestorzy nie dostosowali się jeszcze do ryzyka zamknięcia sklepów z samochodami w najbliższych tygodniach. Twardy lockdown w Europie zbliża się wielkimi krokami, ponieważ systemy szpitalne w coraz większej liczbie krajów ulegają przeciążeniu.

Ale jednocześnie w tym relatywnym spokoju wokół spółek widać głębszy sens. Pół roku epidemii czegoś biznes już nauczyło. Jedna z lekcji jest taka, że w branżach trwałych dóbr konsumpcyjnych (motoryzacja, meble, AGD, RTV itp.) występują silne efekty odłożonego popytu – duża część konsumentów, która nie kupuje w czasie lockdownu, wraca później do zakupów.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Samochodowe ożywienie w Niemczech po wielu miesiącach spadków
Dziś kontynuuję temat kondycji przemysłu na świecie, ponieważ napływa wiele ciekawych danych. Szczególnie z Niemiec. Dane o produkcji w tym kraju okazały się fatalne i doprowadziły niektórych ekonomistów do rewizji w dół prognoz dla niemieckiej gospodarki. Ale, podobnie jak wczoraj, zwracam uwagę, że są to dane za styczeń. Dane za luty pokazują już na przykład bardzo wyraźne odbicie w produkcji samochodów, wspierane normalizacją na rynku motoryzacyjnym po spadkach sprzedaży wywołanych zmianami regulacji emisyjnych.

W styczniu niemiecka produkcja przemysłowa spadła o 0,8 proc. w stosunku do grudnia, podczas gdy rynek oczekiwał wzrostu o 0,5 proc. Niektóre banki, jak Barclays (cytowany przez Financial Times) obniżyły przez to swoje prognozy dla niemieckiej gospodarki na pierwszy kwartał roku. Ale inni ekonomiści zwracają uwagę, że dane są pod bardzo mocnym wpływem spadku produkcji samochodów, który mógł być w dużej mierze przejściowy.

I rzeczywiście, dane od producentów pokazują, że w lutym produkcja samochodów bardzo mocno odbiła – w stosunku do stycznia wzrosła aż o 20 proc., czyli dwukrotnie więcej niż średnia zmiana między styczniem a lutym w ostatnich latach (są to dane nieodsezonowane, ale porównanie z analogiczną zmianą w poprzednich latach pokazuje istotność wzrostu).

Co więcej, dane o rejestracjach samochodów pokazują, że w ostatnich dwóch miesiącach wróciły one do długookresowego trendu wzrostowego, po kilku miesiącach spadków związanych z nowymi regulacjami emisyjnymi i zmianą oferty. Pokazuję to na wykresie poniżej.

Wniosek? W niemieckiej gospodarce nie jest tak źle, jak sugerują dane za styczeń. Nie znaczy to, że jest dobrze i że wzrost gospodarczy powrócił do poziomu sprzed 2018 r. Ale mamy kolejne sygnały ubijania dna przez cykl gospodarczy. 

Autor: Ignacy Morawski

Dane źródłowe o rejestracjach samochodów w Niemczech: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Coraz więcej piwa, stagnacja w produkcji wódki

Jako, że dziś wypada piątek to postanowiliśmy przyjrzeć się statystykom dotyczącym produkcji alkoholu w Polsce. Długoterminowa tendencja jest taka, że produkuje się więcej piwa, a mniej wódki. W  produkcji obu trunków pozostajemy w europejskiej elicie.

Produkcja piwa rośnie…

W 2018 polskie browary wyprodukują najprawdopodobniej nieznacznie ponad 40 milionów hektolitrów, a więc aż 4 miliardy litrów piwa.  Rynek piwa w Polsce jest już więc rynkiem dużym, dojrzałym.  Nie ma miejsca ani perspektyw na silne wzrosty. Dość powiedzieć, że konsumpcja pozostaje na podobnym poziomie od ponad 5 lat.  Stąd też browary wysyłają coraz więcej piwa na eksport – w 2017 roku było to aż 3,3 mln hektolitrów. Eksport również szybko rośnie – średnio w dwucyfrowym tempie. Głównymi odbiorcami polskich browarów pozostają kraje UE, ale też Stany Zjednoczone czy Korea Południowa.

Polska jest również trzecim największym producentem piwa w Europie (za Niemcami i Wielką Brytanią). Chociaż produkcja jest skoncentrowana wśród trzech największych koncernów (Kompania Piwowarska, Grupa Żywiec, Carlsberg), które mają aż  80 proc. rynku, to moce produkcyjne małych browarów istotnie wzrosły w ostatnich latach.

Branża piwna generalnie cechuje się wyższym poziomem zysków niż przeciętnie w przetwórstwie spożywczym. Według IERiGZ rentowność netto branży piwowarskiej wynosi między 7-15 proc., gdy średnio w przemyśle spożywczym jest to ok. 4-5 proc.

… a produkcja wódki pozostaje w stagnacji

W przypadku mocniejszych alkoholi sytuacja jest z kolei mniej pozytywna. Produkcja od 2014 roku utrzymuje się na mniej więcej podobnym poziomie – ok. 100 mln litrów. Taka wielkość produkcji daje nam pierwsze miejsce w UE oraz czwarte na świecie. Wyprzedzają nas tylko Rosja, Ukraina i USA.

Główną przyczyną niższej niż wcześniej produkcji jest, poza zmianami gustów konsumentów, wprowadzona od 2014 roku nowa, wyższa o 15 punktów proc. stawka akcyzy na mocne alkohole. Zwiększyła ona ceny wódek w sklepach, co doprowadziło w konsekwencji do mniejszego jej spożycia.  Skokowy wzrost akcyzy doprowadził do zaburzeń w wielkości produkcji – pod koniec 2013 roku wzrosła ona o ok. 20 proc. aby na początku 2014 spaść również o 20 proc. w porównaniu do przeciętnej produkcji w tych okresach.

Polski rynek mocnych alkoholi również jest już nasycony. Na przestrzeni lat zmieniła się też kultura picia alkoholu. Spożycie alkoholu może i ilościowo nie spada, ale zmienia się struktura – w kierunku wódek smakowych, o niższej zawartości alkoholu. Z drugiej strony coraz więcej osób pije mniej, ale lepsze bardziej ekskluzywne trunki. Dlatego również i ta branża wiąże nadzieje z dalszym wzrostem eksportu i specjalizacją. Już teraz około 20 proc. produkcji idzie na eksport. Nadal brakuje jednak spójnej marki i strategii promocji polskiej wódki za granicą.


Dokładne dane dotyczące produkcji alkoholu w Polsce znajdują się w naszej hurtowni danych:  LINK

Autor: Kamil Pastor, analityk SpotData

Dlaczego wzrost cen niklu ma znaczenie? Wpływ na polski program elektromobilności

Od końca poprzedniego roku ceny niklu wzrosły o około 50 proc. Rosną również ceny pozostałych metali, ale nikiel  wyróżnia się na ich tle. O ile w 2017 roku ceny niklu praktycznie w ogóle nie doświadczyły hossy, która miała miejsce na pozostałych metalach, to srebrzysty metal w obecnym roku z nawiązką nadrabia zaległości. Za główne powody obecnych wzrostów można uznać światowe ożywienie w budownictwie (wyższy popyt na stal nierdzewną, której nikiel jest ważnym komponentem), czynniki polityczne (cła, embarga, zakazy) oraz niską podaż.  Wysoka cena wraz z niską dostępnością surowca mogą być istotnym ograniczeniem w rozwoju polskiego projektu samochodu elektrycznego.

Mało znany, ale ważny surowiec

Na początku warto jednak poznać kilka istotnych szczegółów dotyczących tego metalu. Nikiel jest wykorzystywany przede wszystkim do produkcji stali nierdzewnych. Na ten cel przeznaczane jest około 70 proc. światowej produkcji. Ze stali nierdzewnej korzysta się na szeroką skalę w budownictwie oraz w branży samochodowej, czyli wszędzie tam gdzie wymagana jest trwałość materiału i odporność na korozję. Drugim obszarem jest produkcja stopów niklu, które są wykorzystywane np. przy produkcji lamp elektronowych czy generatorów parowych w reaktorach (około 15 proc. produkcji). Pozostałe 15 proc. wydobycia przeznaczane jest m. in. do produkcji akumulatorów (baterii) w laptopach i w samochodach elektrycznych.

Obecne 50 proc. wzrosty cen bledną jednak przy hossie z roku 2007 kiedy wartość tony tego metalu wzrosła z poziomów około 15 tys. dolarów na początku 2006 roku do 50 tys. Powodem tak znaczącej zwyżki cen był z jednej strony globalny boom na surowce, dynamiczny wzrost popytu  jak i obawy przed strajkami w największych kopalniach. Ostatecznie światowy kryzys finansowy „rozwiązał” kwestię wysokich cen.

Popyt i podaż odpowiedzią na wszystko

Krótkie wytłumaczenie dlaczego obecne ceny niklu rosną mogłoby zakończyć się na stwierdzeniu, że popyt rośnie bardzo szybko, a podaż relatywnie wolno. Obecny wzrost cen w znacznej mierze wynika z trzech procesów po stronie popytu: silnej globalnej koniunktury, rosnącego zapotrzebowania ze strony budownictwa i rewolucji elektromobilnej oraz trzech procesów po stronie podaży: polityki handlowej i przemysłowej oraz niewielu rozpoczętych projektach inwestycyjnych w poprzednich latach.

Według International Nickel Study Group w roku 2018 popyt na nikiel wyniesie 2,34 mln ton przy produkcji równej tylko 2,23 tys. ton.  Oznacza to prawie 5 proc. niedobór w stosunku do zapotrzebowania, co rzecz jasna ma silny wpływ na ceny. Zgromadzone zapasy szybko spadają i nie wystarczają na pokrycie zapotrzebowania – z prawie 400 tys. ton rok temu spadły do poziomu 280 tys. ton (link).  Według Martina Turenne, prezesa kanadyjskiej firmy FPX Nickel Corp. można oczekiwać, że podaż będzie niższa niż popyt jeszcze na początku przyszłej dekady (link).  Będzie to powodować silną presję na wzrost cen – być może nawet do poziomów obserwowanych przed wielkim kryzysem. W ujęciu długoterminowym popyt na nikiel ma istotnie wzrosnąć ze względu na rosnące zapotrzebowanie ze strony branży samochodów elektrycznych. Obecnie sektor baterii do samochodów elektrycznych pozostaje niszą (około 3 proc. światowego popytu na nikiel). Jednak jego potencjał jest ogromny. W najbliższych latach znacznie odmieni branżę wydobywczą i metalurgiczną. Bank UBS szacuje, że spowoduje to wzrost popytu na nikiel od około 10 do 40 proc. w 2025 roku. Zmieni się też struktura wydobycia ze względu na wzrost zapotrzebowania na nikiel najlepszej jakości. Do produkcji samochodów elektrycznych (baterii) wykorzystywać można jak na razie tylko taki rodzaj niklu.  Spowoduje to, że kopalnie sprzedające surowiec niższych klas będą zmuszone albo dokonać kosztownych inwestycji albo w ogóle nie skorzystają na elektromobilnej rewolucji. Najbardziej zagrożone z tego powodu są kopalnie w Kolumbii (2 proc. światowego wydobycia) i Nowej Kaledonii (10 proc. światowego wydobycia).

Światowowe wydobycie niklu w tonach oraz rezerwy (zasoby). (link)

Kraj Produkcja w 2016 Produkcja w 2017 Rezerwy (zasoby)
Indonezja 199 000 400 000 4 500 000
Kanada 236 000 210 000 2 700 000
Nowa Kaledonia 207 000 210 000
Australia 204 000 190 000 19 000 000
Rosja 222 000 180 000 7 600 000
Brazylia 160 000 140 000 12 000 000
Chiny 98 000 98 000 2 900 000
Gwatemala 54 000 68 000 1 800 000
Kuba 51 600 51 000 5 500 000
Kolumbia 41 600 49 000 1 100 000
RPA 49 000 49 000 3 700 000
Madagaskar 49 000 45 000 1 600 000
USA 24 100 23 000 130 000
Filipiny 347 000 23 000 4 800 000
Pozostałe kraje 150 000 150 000 6 500 000
Suma 2 092 300 1 886 000 73 830 000

Główną przyczyną wzrostu popytu jest bezapelacyjnie globalna koniunktura – jeżeli świat się rozwija, rozpoczyna się dużo nowych projektów budowlanych. Rośnie wtedy zapotrzebowanie na środki produkcji. Ostatnim etapem jest silny wzrost cen surowców, jako, że popyt rośnie coraz szybciej, a fizyczna podaż w tempie bardzo powolnym. W momencie kiedy nadchodzi spowolnienie, na rynku pozostaje ogromna ilość nikomu niepotrzebnego surowca. Ceny nurkują, a cały proces rozpoczyna się od początku.

Polityka mocno wpływa na ceny

Drugim ważnym czynnikiem pozostaje polityka, zarówno handlowa, przemysłowa jak i środowiskowa. Polityka ma istotne znaczenie dla niklu również ze względu na to, że największymi producentami są kraje rozwijające się o relatywnie niestabilnych rządach. W 2014 roku Indonezja, jeden z największych producentów niklu na świecie, zdecydowała zakazać eksportu nieobrobionej rudy niklu aby wymusić niejako rozbudowę krajowego przemysłu. Zmniejszenie podaży na rynku wykorzystały Filipiny, również potentat niklowy, które zwiększyły produkcję przede wszystkim na potrzeby gospodarki chińskiej. Przy spadającym w tym czasie globalnym popycie i osłabieniu w budownictwie (przede wszystkim chińskim) oznaczało to nadpodaż surowca i niskie ceny. Dwuletni okres niskich cen oznaczał z kolei, że nie rozpoczynano zbyt wiele projektów inwestycyjnych nie mówiąc już o poszukiwaniach nowych złóż. Nie powinno to dziwić biorąc pod uwagę, że ceny na poziomie 10 tys. dolarów za tonę oznaczały, że około 25 proc. producentów notowało straty operacyjne (link).  Obecnie, kiedy popyt istotnie wzrósł, nie ma możliwości szybkiego zwiększenia podaży – rozpoczęcie wydobycia w nowych kopalniach potrwa średnio od 5 do 8 lat.  I tutaj znowu wchodzi polityka. Na początku 2017 roku Indonezja złagodziła zakaz eksportu nieobrobionej rudy co umożliwiło wzrost produkcji w tym kraju. Jednak efekt ten został praktycznie całkowicie zniwelowany przez zamknięcie 23 kopalni w Filipinach z powodów środowiskowych.

W obecnym roku ceny niklu poszybowały ze względu na ryzyko nałożenia sankcji na rosyjskiego potentata Norilsk Nickel (ok. 10 proc. światowej produkcji) przez Stany Zjednoczone. Ze względu na mocno skoncentrowany rynek (pięć największych firm ma prawie 50 proc. udział w rynku) ryzyko nałożenia sankcji bądź embarga na którąkolwiek z tych firm ma znaczący wpływ na cały rynek.

Jaki ma to wpływ na Polskę?

To wszystko oznacza, że polskie plany dotyczące rozwoju elektromobilności muszą uwzględniać nie tylko kwestie związane z projektem samochodu, jego funkcjonalnościami, ale również zakontraktowaniem odpowiedniej ilości surowców. O ile wykorzystywana do produkcji tego typu surowców stal nierdzewna jest już w Polsce produkowana to kwestią problematyczną może być zabezpieczenie dostaw metali ziem rzadkich. Do produkcji baterii wykorzystywane są też takie metale jak np. kobalt czy lit. W przypadku tych surowców również mamy do czynienia z podobnymi procesami: największe złoża leżą w krajach rozwijających się (np. największe złoża kobaltu znajdują się w Demokratycznej Republice Konga), popyt znacznie przewyższa podaż, a możliwość zwiększenia wydobycia pozostaje ograniczona (link). Wydobycie tych surowców wiąże się też ze znacznymi kosztami dla środowiska naturalnego. Pewnym rozwiązaniem byłoby efektywniejsze wykorzystanie już wydobytych i przetworzonych surowców – tutaj jednakże widoczny jest brak systemowych (i korzystnych kosztowo dla wprowadzających je firm) rozwiązań dotyczących recyclingu baterii i akumulatorów.

 

Obawa przed obłożeniem sankcjami rosyjskiego producenta niklu winduje ceny tego surowca

W środę 18.04 cena niklu na London Metal Exchange poszybowała w górę o ponad 10% do prawie 16 tysięcy dolarów za tonę. Była to największa dzienna zmiana od 2008 roku. Ostatnimi dniami na ceny surowców wpływa przede wszystkim polityka handlowa USA oraz sankcje nakładane przez ten kraj na rosyjskie firmy. Nie inaczej było w tym przypadku. Rynek obawia się, że Ameryka nałoży sankcje na Norilsk Nickel, drugiego największego światowego dostawcę tego surowca. Eksperci uważają, że obłożenie sankcjami tej firmy jest mało prawdopodobne – nikiel używany jest w produkcji m. in. baterii do samochodów elektrycznych. Dodatkowo Norilsk Nickel jest ważnym producentem palladu, który wykorzystywany jest w katalizatorach samochodowych. Stąd też ewentualne sankcje mogłyby zachwiać światową branżą automotive, czego nawet USA pragnęłoby zapewne uniknąć.