Przemysł szuka dna

Mamy już pierwsze twarde dane z realnej gospodarki z okresu epidemii. GUS opublikował dane o produkcji przemysłowej w marcu. Jej spadek jest głęboki, a w kwietniu będzie zapewne głębszy. Ale na podstawie informacji o zużyciu prądu można szacować, że spadek aktywności w kwietniu nie będzie w Polsce tak znaczący jak w krajach najmocniej dotkniętych epidemią – we Włoszech, Francji, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Widać, że mniejszy zasięg epidemii (na razie) oznacza też mniejsze uderzenie w aktywność gospodarczą.

Produkcja przemysłowa spadła w marcu o 2,4 proc. rok do roku. Po odjęciu z danych efektów sezonowych (m.in. różnicy w liczbie dni roboczych) spadek sięgnął 4,8 proc. rok do roku. Był zatem niemal tak głęboki jak w dołku cyklu w 2012 r., gdy przemysł cierpiał na recesji w strefie euro. I to mimo, że aktywność w pierwszej dekadzie marca była zupełnie normalna.

Zgodnie z informacjami płynącymi już wcześniej z firm, największy spadek aktywności wystąpił w sektorze motoryzacyjnym, a z kolei wciąż na plusie w ujęciu rocznym kształtowała się produkcja w sektorze żywności czy metali. W przypadku żywności możemy mówić o niskiej wrażliwości cyklicznej sektora, natomiast w przypadku metali mieliśmy do czynienia z silnym budowaniem zapasów u odbiorców w budownictwie czy przemyśle.

Jak widać na wykresie poniżej, trendy w przemyśle są mniej więcej zgodne z trendami w zużyciu prądu. Korelacja nie jest 1 do 1, ponieważ niektóre branże przemysłowe są bardzo energochłonne (huty), inne mniej, ale kierunek zmian jest podobny. To pozwala nam szacować, jak głęboki może być spadek produkcji w kwietniu, kiedy społeczna kwarantanna jest najbardziej dotkliwa. Ponieważ popyt na prąd spada w tempie ok. 8 proc. rok do roku (licząc tylko dni robocze), szacuję, że produkcja przemysłowa może spadać o ok. 12-15 proc. rok do roku. Ale jesteśmy dopiero na początku trzeciej dekady miesiąca, więc to spojrzenie może jeszcze ulec zmianie.

Warto też dostrzec, że w Polsce popyt na prąd spada wolniej niż w wielu krajach Europy Zachodniej. We Włoszech, Francji, Hiszpanii, czy Wielkiej Brytanii spadki sięgają 20-30 proc. rok do roku, co wskazuje, jak głębokie jest załamanie produkcji w tamtejszych fabrykach. Wiele fabryk w tych krajach jest zamkniętych.

Napływają jednak sygnały, że wiele fabryk w Europie zaczyna powoli wznawiać działalność – dotyczy to głównie sektora motoryzacyjnego. To pozytywne zjawisko. Choć teraz kluczowe zagrożenie będzie płynęło już nie tylko ze strony operacyjnych możliwości działania, ale ze strony zamówień od klientów. Linie składające samochody ruszyły, ale można zadać pytanie, ile osób przy tak dużej niepewności gospodarczej będzie te samochody kupować?

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Co wynika z niskich cen ropy?

Ceny ropy spadły do zera! To nagłówki, które można było w poniedziałek wieczorem przeczytać w mediach. Faktycznie do zera (a nawet głęboko poniżej zera) spadła cena kontraktu terminowego na odbiór ropy w maju w mieście Cushing w Oklahomie w Stanach Zjednoczonych. Inne ceny na ropę w USA i inne ceny na świecie są oczywiście dużo wyższe. Ale wstrząsy cenowe są wyraźne i warto zadać pytanie, co z nich wynika. Sądzę, że kraje takie jak Polska powinny na silnym spadku cen surowca korzystać. Choć na tle wyzwań, z jakimi się zmagamy, może być to korzyść niedostrzegalna.  

Poniedziałek był dniem, gdy wiele osób dowiedziało się lub przypomniało sobie, że cena towaru może spaść poniżej zera jeżeli koszty magazynowania tego towaru są wysokie, a podaż jest większa niż popyt. Przerabialiśmy to już z kosztami pieniądza, gdy niektóre stopy procentowe spadły poniżej zera w niektórych krajach świata (instytucje dysponujące setkami miliardów złotych nie mogą ich przetrzymywać pod ziemią).

W USA i na całym świecie produkuje się obecnie więcej ropy niż potrzeba w okresie globalnej kwarantanny. Na przykład, OPEC i Rosja zgodziły się ściąć produkcję o ponad 20 proc. w maju i czerwcu, ale bieżący napływ ropy na rynek jest bardzo duży. Więcej niż bieżące zapotrzebowanie wytwarzają też producenci w USA. Z tego powodu ceny generalnie spadają, a w niektórych miejscach na świecie pojawił się problem z magazynowaniem. Cena majowego kontraktu na ropę WTI (West Texas Intermediate) w Stanach Zjednoczonych spadła poniżej zera, ponieważ oczekuje się, że maj będzie dołkiem popytu na ropę w USA, a jednocześnie magazyny w Cushing, gdzie rozlicza się kontrakty, będą zapełnione pod korek. Inwestorzy nie posiadający prawa do magazynowania będą musieli ponosić dodatkowe koszty wykupywania przestrzeni magazynowej w innych miejscach i transportowania surowca do tych miejsc, co dla wielu jest nieosiągalne, a dla innych po prostu drogie.

Inne ceny są dużo wyższe ponieważ na innych rynkach nie ma problemu z magazynowaniem  lub po prostu oczekuje się, że od lata popyt na paliwa wyraźnie wzrośnie. Dlatego na przykład cena ropy Brent, której my w Polsce powinniśmy się bardziej przyglądać niż cenom WTI, wynosiła w poniedziałek 26 dolarów. To o niecałe 10 proc. mniej niż w piątek (poniżej wykres z portalu Bankier.pl).

Bez względu na techniczne rozważania o rynku i sposobie kształtowania cen, spadek kosztów energii jest ewidentny. Dla krajów będących importerami surowców energetycznych, a do takich należy Polska, oznacza to pozytywny impuls podażowy. Spadają ceny towarów, których nie wytwarzamy (lub wytwarzamy mało), w relacji do cen towarów, które wytwarzamy. Dla konsumentów energii jest to jak cięcie podatków – tylko nie podatków płaconych państwu polskiemu, a „podatków” płaconych za granicę. Tym bardziej jest to pozytywne.

Może to być czynnik łagodzący skalę recesji w Polsce, choć pamiętajmy, że przy spadku PKB o ok. 5 w tym roku ten czynnik nie będzie kluczowy dla sytuacji w kraju. Niestety może być nawet mało zauważalny. Mówimy bowiem o wpływie zamykającym się w granicach 0,5 proc. PKB. A kiedy dodamy do tego ewentualnie negatywny wpływ niższych cen energii na polskich producentów ropy i gazu, czy też niższe dochody budżetu państwa z akcyzy, to może się okazać, że pozytywny wpływ jest zupełnie niedostrzegalny na tle innych problemów.

Natomiast ze spadku cen wynikają też zagrożenia. Gdyby doszło do destabilizacji geopolitycznej, mogłoby się to przełożyć na Polskę innymi kanałami. Choć wolałbym ocenę tych zjawisk pozostawić odpowiednim specjalistom, to dostrzegam ryzyko, że szybkie i gwałtowne przetasowania na globalnym rynku energii nie muszą być dla nas w 100 proc. korzystne.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Polska z najwyższą inflacją w Unii Europejskiej

Mamy już pełne dane o inflacji z krajów Unii Europejskiej za marzec. Polska po raz drugi od momentu wejścia do UE jest krajem z najwyższą dynamiką cen w Unii. Pierwszy raz zdarzyło się to w grudniu 2011 r. Ale w danych widać też potwierdzenie tezy, że szok związany z epidemią powinien wywołać raczej zmniejszenie presji cenowej w krótkim okresie.

W marcu inflacja HICP, czyli liczona przez Eurostat dla celów porównań między krajami UE, wyniosła w Polsce 3,9 proc. i obniżyła się o 0,2 pkt proc. wobec lutego. Jednak w całej UE spadek był głębszy – inflacja wyniosła w marcu 1,6 proc. i była o 0,4 pkt proc. niższa niż w lutym. Z tego powodu Polska (ex aequo z Węgrami) stała się krajem z najwyższym wskaźnikiem dynamiki cen konsumpcyjnych.

Dlaczego w innych krajach ceny hamowały mocniej? Jedno wyjaśnienie jest takie, że w Polsce większy udział w strukturze zakupów ludności ma żywność, a ta wszędzie drożała. Ludzie zwiększyli popyt na towary spożywcze ze względu na gromadzenie zapasów, na co firmy w naturalny sposób odpowiedziały podwyżkami cen. Innym wyjaśnieniem może być fakt, że do pierwszej dekady marca gospodarka w Polsce funkcjonowała w miarę normalnie, a wiele firm usługowych podnosiło ceny – zgodnie z trendem z poprzednich miesięcy. Warto zwrócić uwagę, że Polska jest jedynym krajem UE z inflacją cen usług przekraczającą 5 proc.

Jednak to, co dzieje się z cenami w innych krajach, szczególnie tych mocno dotkniętych epidemią, może być wskazówką co do tego, w którym kierunku podążą ceny w Polsce. Ogólny wskaźnik inflacji spadł w marcu w 26 na 27 krajów UE. Gdy pominiemy żywność i paliwa, które podlegały wyjątkowo dużym wahaniom, spadek inflacji zanotowało 18 na 27 krajów. W najmocniej dotkniętych epidemią krajach ceny hamowały bardziej niż w innych, choć wyjątkiem są Włochy.

Wiele wskazuje, że uderzenie epidemii w popyt jest mocniejsze niż uszczerbek wywołany po stronie podażowej gospodarki. Innymi słowy, zdolności nabywcze ludności mogą obniżyć się bardziej niż zdolności wytwórcze firm. A to będzie sprzyjało obniżeniu inflacji. To zjawisko powinniśmy zaobserwować również w Polsce – publikacja danych za kwiecień będzie pierwszym momentem, kiedy będzie można to zweryfikować.

Jednocześnie wydaje mi się, że Europa nie będzie mogła sobie pozwolić na istotny wstrząs deflacyjny. Banki centralne będą dużo bardziej niż w przeszłości zdeterminowane by zapobiec spadkowi cen. W tak głębokim kryzysie bowiem deflacja może być jak oliwa dolewana do ognia, spadek cen może pogłębiać problemy związane z zadłużeniem i wypłacalnością. Wprawdzie na razie do deflacji Europie jeszcze daleko, ale przecież recesja dopiero się zaczęła. Dlatego sądzę, że działania banków centralnych będą bardzo radykalne – może nawet bardziej niż do tej pory. W skrajnym przypadku nie wykluczałbym przesyłania pieniędzy bezpośrednio na rachunki ludności. Dlatego ostatecznie w ciągu roku nie oczekiwałbym, że ceny wyhamują jakoś gwałtownie.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Inflacja wciąż wysoka, choć powinna wkrótce się obniżyć

Inflacja w Polsce jest wciąż bardzo wysoka. Ale możliwe, że to już ostatni miesiąc z takimi mocnymi wzrostami cen. Wchodzimy w okres, gdy firmom powinno zależeć bardziej na obniżkach niż podwyżkach cen. Inna sprawa, że przez parę miesięcy wskaźnik inflacji w ogóle straci sens – wielu cen nie ma, a struktura zakupów jest zupełnie inna niż w normalnych czasach.

GUS podał, że w marcu inflacja wyniosła 4,6 proc., wobec 4,7 proc. w lutym. Widać lekkie hamowanie, ale jest to zmiana wręcz kosmetyczna. Inflacja wciąż jest znacząco powyżej górnej granicy odchyleń od celu NBP (2,5 proc. +/- 1,5 pkt proc.). Za wysoki wzrost cen odpowiedzialna jest głównie żywność, która zdrożała niemal o 9 proc. rok do roku.

W tym momencie odczyty bieżącej inflacji nie są bardzo interesujące, ponieważ pokazują mocno skrzywiony obraz rzeczywistości – wiele usług w ogóle nie jest świadczonych (kina), wiele towarów sprzedaje się w ilościach znacznie niższych od normy (odzież). GUS stosuje różne metody uzupełniania luk w danych, ale fundamentalnego problemu – przejściowej zmiany struktury konsumpcji i zaburzenia sygnałów cenowych – nie da się przeskoczyć. Jednocześnie pytanie o przyszłość inflacji po kwarantannie jest jak najbardziej istotne. A udzielenie odpowiedzi jest bardzo trudne.

Pisałem już parę razy, że podejrzewam, iż wstrząs gospodarczy w perspektywie roku obniży inflację, ale w dłuższej perspektywie może ją podnieść. W krótkookresowej perspektywie przeważą efekty słabego popytu. Wprawdzie uszczerbku doznał zarówno popyt, jak i moce podażowe gospodarki, ale w tym pierwszym przypadku ubytek będzie prawdopodobnie większy. Pokażę to na przykładzie. Po zniesieniu społecznej kwarantanny prawdopodobnie podaż miejsc w restauracjach i barach będzie nieco ograniczona, ponieważ zalecenia będą takie, by unikać większych zgromadzeń ludzi. To ograniczenie samo w sobie mogłoby podbijać ceny. Jednak ze względu na wzrost bezrobocia oraz strach wśród konsumentów popyt na usługi restauracyjne może spaść jeszcze mocniej niż podać, a to z kolei będzie wywoływało presję na obniżenie cen. Co więcej, presja na wzrost wynagrodzeń będzie dużo niższa. Summa summarum ceny mogą wyhamować (raczej nie będziemy mówili o nominalnym spadku). Firmy będą walczyć o klientów, a presja kosztowa zejdzie na dalszy plan.

Co mogłoby zagrać inaczej niż w tym scenariuszu? Gdyby okazało się, że popyt szybko się odbudowuje po zniesieniu kwarantanny, a podaż jest ograniczona, to zobaczymy odwrotny efekt – przyspieszenie cen. Choć bardziej obawiam się jeszcze innego zjawiska, które może podbić ceny: suszy. Niskie opady sprawiają, że ceny żywności w tym roku mogą być bardzo wysokie.

Inflacja, tak jak wszystkie wskaźniki ekonomiczne, poruszać się będzie w najbliższych miesiącach wedle reguł, które trudno precyzyjnie opisać i zmierzyć.

***
Krzywa epidemii w wielu krajach pogorszyła się w minionych dniach. Widać, że raportowanie danych było zaburzone przez Święta. Najbardziej niepokojący jest znacznie wolniejszy od oczekiwań spadek krzywej we Włoszech i Hiszpanii. Na razie nadzieje na rychłe znoszenie kwarantanny należy trzymać na wodzy.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Ekonomiści wciąż zakładają relatywnie płytką recesję

Przeciętny ekonomista oczekuje, że w tym roku polska gospodarka skurczy się o 2 proc. Tak wynika z ankiety przeprowadzonej przez Narodowy Bank Polski na rynku. Wygląda to na umiarkowanie optymistyczny scenariusz.

NBP jak co kwartał pytał ekonomistów rynkowych i akademickich o prognozy dla polskiej gospodarki na najbliższe lata. Tym razem wyniki ankiety były szczególnie ciekawe, bo niepewność jest wyjątkowo wysoka. I widać to w odpowiedziach. O ile zwykle pesymistów i optymistów nie dzieli więcej niż 1 pkt proc. w prognozach PKB, o tyle dziś jest to aż 6 pkt proc. Największy pesymista w ankiecie NBP oczekuje spadku PKB o 5,5 proc. w 2020 roku, a największy optymista wzrostu o 0,5 proc. Środkowy w tej grupie ma prognozę na poziomie -2 proc.

Prognozy na kolejne lata są równie rozstrzelone. Największy pesymista oczekuje wzrostu PKB o zaledwie 0,8 proc. w 2022 r., a największy optymista o 4,4 proc. Nie każdy zatem wierzy w szybkie ozdrowienie gospodarki po pandemii.

To, co przykuło moją większą uwagę, to prognozy inflacji. Są one bardzo stabilne jak na skalę niepewności w gospodarce. Medianowa prognoza inflacji na ten rok wynosi 3,3 proc., a na kolejne lata jest właściwie bardzo blisko środka celu inflacyjnego NBP (2,5 proc). Maksymalne prognozy nie sięgają nawet 4 proc. Czyli nikt nie oczekuje, że nadchodzące ogromne luzowanie polityki pieniężnej wywoła – przy ograniczonej podaży dóbr i usług – podwyższoną inflację. Nie twierdzę, że wysoka inflacja to powinien być scenariusz bazowy, ale dziwi mnie, że nikt nie uważa, iż wysoka inflacja mieści się w zasięgu prawdopodobnych scenariuszy (badanie zawiera szacunki przedziałów ufności, one też nie wskazują na podwyższone ryzyko wysokiej inflacji).

W mojej ocenie wyniki ankiety NBP są dość optymistyczne. Tylko 2 proc. spadek PKB przy najsilniejszej pandemii od 100 lat (pod względem siły infekowania wirusa i wskaźnika umieralności, a nie liczby ofiar) można uznać za optymistyczną wizję. Podobnie 2-3 procentową inflację można uznać za wyraz dużej wiary w zdolność rządu i banku centralnego do płynnego przeprowadzenia kraju przez turbulencje. Ja myślę, że może być grany gorszy scenariusz, ale dziś potrzeba nam optymizmu, więc nie będę już psuł Państwu dnia.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Kilka przemyśleń na temat rynku nieruchomości

Co będzie działo się z cenami mieszkań w obliczu epidemii i spadku aktywności gospodarczej? Słyszałem to pytanie już wielokrotnie. Nie mam jednak na nie dobrej odpowiedzi, tym bardziej, że nie jestem analitykiem tego rynku. Mam natomiast kilka przemyśleń co do czynników makroekonomicznych, które będą w grze w najbliższych miesiącach i kwartałach. Sądzę, że powinien wystąpić spadek cen, aczkolwiek wiele czynników, które pchały ceny w górę, pozostanie w mocy.

Moje spojrzenie na ceny nieruchomości zawiera się w trzech punktach.

Po pierwsze, ceny mieszkań są dość cykliczne, czyli poruszają się w podobnym kierunku, co kluczowe zmienne makroekonomiczne, jak wzrost gospodarczy czy bezrobocie. Widać to na wykresach poniżej. Więc gwałtowny spadek PKB i później ewentualny brak V-kształtnego szybkiego odbicia powinien przełożyć się na spadek cen mieszkań. Wraz z rosnącym bezrobociem mniej będzie osób chętnych do kupienia nieruchomości do zamieszkania. Wraz ze spadkiem aktywności w turystyce mniej będzie chętnych do kupienia nieruchomości na wynajem krótkookresowy. Popyt więc się obniży, a jednocześnie podaż nie ma szans zareagować tak szybko.

Po drugie, mieszkania są traktowane jako lokata kapitału i ten czynnik może być wciąż w grze w warunkach spadających stóp procentowych. Inwestycja w mieszkanie dziś wiąże się oczywiście z dużo, dużo większym ryzykiem niż jeszcze kilkanaście tygodni temu, bo zwiększyło się ryzyko związane z najemcami. Ale jednocześnie spada zyskowność innych, alternatywnych klas aktywów – kto wie, czy po korekcie o ryzyko spadek atrakcyjności innych klas aktywów nie jest większy (mowa o polskim, nie globalnym rynku). Sądzę, że wychodzenie z kryzysu będzie wiązało się z bardzo niskimi realnymi stopami procentowymi ze względu na dużą niepewność, niski stopień wykorzystania mocy produkcyjnych i potrzebę utrzymania wyraźnie dodatniej inflacji. Lokaty bankowe będą przynosiły realne straty. Akcje i obligacje korporacyjne to na polskim rynku oferta tylko dla bardzo doświadczonych inwestorów. Fundusze inwestycyjne bywają dość drogie. Mieszkania więc przez część zamożniejszych osób będą wciąż traktowane jako atrakcyjna alternatywa. Aczkolwiek…

Po trzecie, w czasie spłacania zobowiązań fiskalnych po kryzysie dla rządzących bardzo atrakcyjną opcją będzie wprowadzenie wyższych podatków od nieruchomości. Wydaje się, że może to być istotny czynnik ryzyka dla inwestycji w nieruchomości. Koszty amortyzowania wstrząsu gospodarczego przez budżet państwa mogą być tak duże, że gdy kurz opadnie pojawi się wiele inicjatyw podatkowych. Będzie to zresztą pożądane. A podatki majątkowe są relatywnie najmniej szkodliwe dla aktywności gospodarczej i jednocześnie dość atrakcyjne politycznie (uderzają w najzamożniejszych).

Podsumowując, dwa czynniki będą oddziaływać negatywnie na ceny nieruchomości, a jeden – pozytywnie. Jeżeli mają Państwo ustrukturyzowane przemyślenia odnośnie tego problemu, zapraszam do kontaktu – ciekawe opinie mogę któregoś dnia przekazać wszystkim czytelnikom.

***

Jeszcze kilka słów o krzywej epidemii (dane poniżej). Prawie wszędzie widać wypłaszczenie. W najbardziej dotkniętych krajach spada liczba dziennych zgonów. Idziemy w lepszym kierunku. Teraz największe wyzwanie będzie polegało na takiej organizacji życia społecznego, by po wygaśnięciu tej fali nie pojawiła się szybko kolejna.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

Zużycie prądu sugeruje, że Europa Środkowa radzi sobie lepiej niż Europa Zachodnia

Pierwszy wstrząs kryzysowy w Europie Środkowej może być słabszy niż w Europie Zachodniej. Tak wynika z europejskich danych o zużyciu prądu. W Polsce spadek zużycia ustabilizował się po pierwszym głębokim załamaniu. To może oznaczać, że wciąż wiele zakładów produkcyjnych działa. Choć trzeba też pamiętać o ograniczeniach związanych z interpretacją tych danych.

Dane z Europejskiej Sieci Operatorów Elektroenergetycznych Systemów Przesyłowych (ENTSO-E) pokazują, że w ostatnim tygodniu marca zużycie prądu było o 10-20 proc. niższe rok do roku we Francji, Włoszech i Hiszpanii oraz ok. 3-8 proc. niższe rok do roku w Polsce, Czechach i na Węgrzech. Jak wynika z danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, w Polsce w pierwszych dniach kwietnia spadek popytu na prąd w systemie wynosił ok. 7 proc. rok do roku, co oznacza, że po załamaniu w drugiej dekadzie marca nastąpiło pewne odbicie. Dane prezentuję na wykresach poniżej (regularnie prezentujemy je w tygodniowym przeglądzie PB Forecast – firmy zainteresowane bieżącym monitoringiem zapraszam do prenumeraty).

Warto oczywiście pamiętać, że dane o zużyciu energii nie są miarodajne dla całej aktywności gospodarczej. Niektóre sektory zużywają znacznie więcej energii – na przykład przemysł zużywa dużo więcej energii niż usługi rynkowe, mimo że jego udział w PKB jest znacznie niższy. W ramach przemysłu też są branże bardziej (stal) i mniej (tekstylia) energochłonne.

Ale nawet pamiętając o tych wątpliwościach, wykorzystanie danych o energii wydaje się uzasadnione. Mogą być współcześnie przybliżoną miarą spadku aktywności w branżach energochłonnych. Co więcej, trendy sugerowane przez dane o popycie na energię są spójne z dynamiką rozwoju epidemii. W Europie Środkowej dynamika ta jest niższa niż w Europie Zachodniej, co może wynikać z późniejszego rozpoczęcia epidemii i wcześniejszej reakcji rządów. Nie można oczywiście też wykluczyć, że kraje naszego regionu po prostu mają słabszy system testowania i zbierania danych, ale nie widzę przekonujących dowodów, by to był główny powód niższej oficjalnej ścieżki epidemii w regionie.

Będziemy na bieżąco śledzić dane z różnych segmentów gospodarki, ale nie można wykluczyć, że założenie o 20-30 proc. spadku PKB w czasie tzw. lockdownu w Polsce okaże się nieco przesadzone. Kluczowy dla tej oceny będzie jednak kwiecień, ponieważ to w tym miesiącu miną różne efekty wzmożonego budowania zapasów i odczuwalne dla przemysłu stanie się zamknięcie wielu fabryk w Polsce i Niemczech.

***

Jak co dzień, poniżej prezentuję krzywe epidemii na podstawie danych Uniwersytetu Johna Hopkinsa. Warto zwrócić uwagę na dość wyraźny spadek liczby zmarłych osób we Włoszech, Hiszpanii czy Francji. Możliwe, że kraje te znajdują się już poza szczytem obecnej fali epidemii. Kolejne dni pokażą, na ile dynamiczny jest spadek.

Zainteresowanym osobom polecam śledzenie danych na temat epidemii zamieszczanych na naszej stronie covid.spotdata.pl.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Obniżyliśmy mocno wskaźnik długu, czas go odważnie powiększyć

Dług publiczny w Polsce spadł do poziomu niższego niż w 2008 r. – roku upadku Lehman Brothers. To daje rządowi niezły punkt startu, by teraz nie przejmować się długiem i solidnie wesprzeć firmy i gospodarstwa domowe w czasie załamania gospodarczego. Ten punkt mógłby być oczywiście lepszy, gdyby nie przedwyborcze, bardzo „hojne” programy społeczne. Ale nie jesteśmy wcale w złej pozycji. Ważne, by stworzyć mechanizmy, które zapewnią później redukcję długu w czasie odbicia gospodarczego.

Na koniec 2019 r. dług publiczny, liczony według metodologii Unii Europejskiej, spadł do 46 proc. PKB. Spadek jest wynikiem wysokiego nominalnego wzrostu gospodarczego i całkiem niskiego deficytu fiskalnego (deficyt to ubytek dochodów w relacji do wydatków w danym roku, dług zaś to ogólna wartość kredytów i obligacji państwa). Oznacza to, że dług jest najniższy od 2007 r.

O ile możemy powiększyć teraz zadłużenie? Rząd zdaje się postępować bardzo ostrożnie, jakby chciał bronić kraj przed nadmiernym zadłużeniem. Z wypowiedzi przedstawicieli rządów w mediach w minionych dniach można wnioskować, że liczą oni, iż dług nie wzrośnie mocno ponad poziom 50 proc. PKB.

Ale moim zdaniem to nieporozumienie. Czas na wstrzemięźliwość jest w okresach dobrej koniunktury, nie złej. Sądzę, że sam spadek PKB wywinduje wskaźnik długu do poziomów zbliżonych do 50 proc. PKB. Do tego dochodzi spadek dochodów podatkowych, który doda kolejne kilka punktów procentowych. A dodatkowo gospodarka potrzebuje dziś potężnego wsparcia płynnościowego. Wiele firm już zaczęło zwalniać pracowników, wiele firm zrobi to w kwietniu. Po takiej dezorganizacji produkcji odbicie po epidemii będzie dużo trudniejsze. Rząd nie powinien obawiać się programów wydatkowych idących w kwoty zbliżone do 5 proc. PKB, czyli znacznie większych niż to, co zapowiedziano w tarczy antykryzysowej.

To wszystko oznacza, że dług może znacznie przekroczyć 60 proc. PKB. Ale nie powinniśmy się tego obawiać nadmiernie. Jeżeli będziemy krajem dynamicznym gospodarczo to bez najmniejszych problemów poradzimy sobie z obsługą tego zadłużenia. Jeżeli nie będziemy – to ciężarem będzie dla nas nawet dużo niższy dług. To nie w długu tkwi zagrożenie, tylko w ewentualnym spadku naszego potencjału rozwojowego.

Istnieje oczywiście ryzyko, że wiarygodność kredytowa Polski ucierpiałaby na nadmiernym powiększeniu długu. Dlatego będziemy potrzebowali planu, jak sfinansować ten jednorazowy przyrost długu po epidemii. Z części transferów społecznych trzeba może będzie zrezygnować. Część zamożniejszych grup społecznych będzie musiała zapłacić wyższe podatki. Część funduszy z UE będziemy musieli przeznaczyć na redukcję długu. Ale to wszystko będą problemy do załatwienia po kryzysie. Nie dziś.

***

Zainteresowanym osobom polecam śledzenie danych na temat epidemii zamieszczanych na naszej stronie covid.spotdata.pl.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Przemysł w Europie tąpnął, w Chinach ożył

Koniunktura przemysłowa w Europie, w tym w Polsce, gwałtownie tąpnęła w marcu, a to dopiero początek zjawiska recesji. Tymczasem w Chinach doszło do wyraźnej poprawy wskaźnika koniunktury przemysłowej – w głównej mierze ze względu na rozruch fabryk po ich zatrzymaniu i realizację opóźnionych dostaw.  Popyt nawet w Chinach pozostaje słaby.

Indeks PMI dla przemysłu w Polsce wyniósł w marcu 42,4 pkt, wobec 48,2 pkt w lutym. To największy spadek indeksu w historii badań, czyli od 1998 r. Taki odczyt spójny jest z istotnym spadkiem produkcji przemysłowej, w granicach -5 proc. rok do roku, choć przy tak dużych zaburzeniach produkcji dokładne oszacowania mają mały sens. Moje generalne założenie, oparte na wielu źródłach, jest takie, że ogólna aktywność gospodarcza w czasie społecznej kwarantanny jest o ok. 20-30 proc. niższa od normy. To jest załamanie, z jakim gospodarka mierzy się od mniej więcej połowy marca i z jakim zostanie do mniej więcej maja.

Podobnie słabe lub nawet słabsze odczyty widać we wszystkich krajach europejskich. W strefie euro indeks PMI spadł w marcu do 44,5 pkt, z 49,2 pkt w lutym.

Jednocześnie w Chinach indeks PMI odbił w zaskakująco mocny sposób w marcu – do 50,1 pkt, z 40,3 pkt w lutym. Widać, że tamtejsza gospodarka powoli budzi się do życia po kwarantannie. Niestety nie oznacza to, że wszystko wraca do normy. Poprawa indeksu pokazuje jedynie, że wobec fatalnego lutego nastąpiła poprawa. Jak wskazuje firma Markit, prowadząca badanie, wynika to z powolnego otwierania fabryk, realizacji zaległości produkcyjnych itd. Popyt tymczasem wciąż pozostaje słaby i utrzyma się na niskim poziomie jeszcze przez wiele tygodni.

Patrząc na ścieżki epidemii, Europa jest w tym momencie w analogicznym punkcie, w którym Chiny były w pierwszej dekadzie lutego, a Stany Zjednoczone są jeszcze ok. 10 dni później. W umiarkowanie optymistycznym scenariuszu można założyć, że powolne budzenie się produkcji do życia w Europie nastąpi w trzeciej dekadzie maja, a w USA w czerwcu. Wiadomo, że pierwsza połowa roku to będzie potężny szok dla całej światowej gospodarki. Walka toczy się teraz o to, by przygotować zasoby na mocny restart gospodarki w drugiej połowie roku. Będzie to bardzo trudne biorąc pod uwagę opinie epidemiologów o możliwym powrocie epidemii późnym latem/jesienią, ale nie jest to niemożliwe. Doświadczenia krajów azjatyckich pokazują, że jeżeli system ochrony przed epidemią jest gotowy, to można ją ograniczać na wczesnym etapie bez drastycznych kosztów.

***

Zainteresowanym osobom polecam śledzenie danych na temat epidemii zamieszczanych na naszej stronie covid.spotdata.pl.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Czy obawy przed inflacją są uzasadnione?

W ostatnim miesiącu znacząco wzrosły obawy przed inflacją w Polsce. Widać to w badaniach nastrojów konsumentów. Trudno powiedzieć, czy wpływ ma na to epidemia, ale dowody anegdotyczne wskazują, że wśród ludności istnieją obawy, iż za kryzys zapłacimy inflacją. Czy tak będzie? Może tak w dalszej przyszłości być, choć raczej nie na skalę, której obawiają się niektórzy pesymiści.

Oczekiwania dotyczące inflacji w najbliższym roku wyraźnie wzrosły w marcu – tak wynika z badań nastrojów konsumentów publikowanych przez Komisję Europejską. Widać to na załączonym wykresie. Dane pokazują odsetek netto obywateli, którzy oczekują wzrostu inflacji w ciągu 12 miesięcy. Sięgał on 32,5 proc. i był najwyższy od listopada 2012 r. Najciekawszy jest jednaj znaczący miesięczny wzrost tego wskaźnika, jeden z najwyższych w ostatnich latach.

Dane mogą tylko częściowo uwzględniać efekty epidemii. Generalnie nastroje konsumentów raportowane przez Komisję Europejską poprawiły się w Polsce marcu, w przeciwieństwie do innych krajów Unii Europejskiej. To sugeruje, że badanie w Polsce było prowadzone w dużej mierze jeszcze przed ewidentną falą obaw o gospodarcze skutki epidemii. Pokazuje to też, że wskaźniki nastrojów generalnie są jeszcze słabym punktem odniesienia do oceny skutków kryzysu.

Ale wskaźnik dotyczący inflacji jest moim zdaniem wart uwagi. Obserwując debatę publiczną, zarówno tę bardziej zorganizowaną (media tradycyjne), jak i rozproszoną (media społecznościowe), mam wrażenie, że obawy przed inflacją są powszechne. To jest oczywiście tylko moje odczucie, zobaczymy, czy potwierdzą to badania opinii publicznej za kolejne miesiące. Postanowiłem jednak na te obawy odpowiedzieć.

Wydaje się, że w pierwszej fazie kryzysu inflacja powinna się obniżać. Przede wszystkim ze względu na załamanie cen surowców, w tym ropy naftowej, które przekłada się m.in. na ceny paliw. Ponadto przedsiębiorcy doświadczeni nagłym wstrząsem i posiadający wciąż duże zapasy towarów lub moce produkcyjne starają się często sprzedawać produkty lub usługi po niższych cenach. Widać to zresztą po pierwszych odczytach inflacji w Europie Zachodniej. W poniedziałek pojawiły się wstępne dane z Niemiec czy Hiszpanii, które pokazały spadek inflacji w marcu, mimo przyspieszenia cen żywności.

W dłuższym okresie sytuacja jest już mniej klarowna. Na razie większość prognoz pokazuje, że inflacja będzie niższa przez pandemię. Ale pamiętajmy, że najczęściej stosowane modele prognostyczne są całkowicie nieprzystosowane do takiego wstrząsu, jaki obserwujemy. Nigdy wcześniej spadek aktywności gospodarczej nie był tak szybki, szeroko zakrojony demograficznie, przy jednocześnie tak bardzo złożonej specyfice wstrząsu. Sądzę, że typowe modele ekonometryczne mogą bardzo słabo radzić sobie z opisem sytuacji. Lepiej pasowałyby modele strukturalne, służące do symulowania zachowań gospodarki, a nie badania statystycznych zależności historycznych, ale te z kolei słabo się sprawdzają przy prognozowaniu i prawie w ogóle nie są używane przez analityków rynkowych (może czas to zmienić?).

Moje spojrzenie na inflację w perspektywie dłuższej niż parę miesięcy jest takie, że przy relatywnie krótkiej recesji (2-4 miesiące) inflacja zareaguje spadkiem, ale przy dłuższej i głębszej recesji (4-5 miesięcy lub dłużej, z dwucyfrowym spadkiem PKB) może zareagować w końcu wzrostem ponad średnią historyczną. 

Skąd ta różnica? Przede wszystkim zakładam, że rząd będzie dążył do utrzymania w miarę stabilnych dochodów nominalnych ludności – przez różne dotacje, zasiłki, kredyty państwowe itd. Wydaje mi się zatem, że siła nabywcza ludności nie spadnie aż tak mocno jak produkcja dóbr i usług. Ta przewaga popytu nad podażą może generować presję na wzrost cen. Jeżeli recesja będzie krótka, to ta presja będzie znikoma i ustąpi efektom spadku cen surowców i różnych wyprzedaży stosowanych przez firmy. Jednocześnie przy relatywnie krótkiej recesji potencjał produkcji dóbr i usług nie ulegnie istotnej zmianie, przy restarcie gospodarki podaż dóbr i usług może być bardzo szybko zwiększona. Więc nie będzie presji na istotny wzrost cen.

Ale przy długiej i głębokiej recesji to się może zmienić. Potencjał produkcji dóbr i usług znacząco spadnie – część firm zamknie działalność, część zwolni dużą część załogi, część straci płynność kontaktów handlowe z partnerami. Jeżeli w tym samym czasie rząd będzie dążył do podtrzymania nominalnych dochodów ludności, to inflacja może w końcu wyraźnie wzrosnąć.  Nie wydaje mi się, by groziła nam bardzo wysoka, dwucyfrowa inflacja, zakładam bowiem, że jako państwo utrzymamy zdolność do zarządzania procesami gospodarczymi w kraju na rozsądnym poziomie. Inflacja bez kontroli zwykle jest efektem chaosu gospodarczego i społecznego, a ja przyjmuję na razie, że aż tak zły scenariusz nie będzie realizowany. Ale inflacja przewyższająca trendy z ostatnich 15-20 lat wydaje mi się możliwa.

Można też spojrzeć na problem z innej strony. Długa recesja wywołana pandemią na pewno doprowadzi do potężnego wzrostu wskaźników zadłużenia – albo w sektorze prywatnym, albo w sektorze publicznym. Dochody firm spadną znacząco w relacji do ich nominalnych zobowiązań i albo weźmie to na siebie państwo, albo ten problem zostanie w bilansach przedsiębiorstw. Z wysokiego zadłużenia zaś najłatwiej będzie wyjść utrzymując mocno ujemne realne stopy procentowe. Dlatego sądzę, że jeżeli recesja będzie długa i głęboka to wychodzeniu z niej będzie towarzyszyła podwyższona inflacja. Może to będzie 4-5 lub 5-6 proc., w porównaniu z obecnymi celami inflacyjnymi na poziomie 2-3 proc. Sądzę, że taka sytuacja mogłaby być nawet optymalna przy skali szkód wywołanych kryzysem w negatywnym scenariuszu.

***

Zainteresowanym osobom polecam śledzenie danych na temat epidemii zamieszczanych na naszej stronie covid.spotdata.pl.

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.