Co wynika z niskich cen ropy?

Ceny ropy spadły do zera! To nagłówki, które można było w poniedziałek wieczorem przeczytać w mediach. Faktycznie do zera (a nawet głęboko poniżej zera) spadła cena kontraktu terminowego na odbiór ropy w maju w mieście Cushing w Oklahomie w Stanach Zjednoczonych. Inne ceny na ropę w USA i inne ceny na świecie są oczywiście dużo wyższe. Ale wstrząsy cenowe są wyraźne i warto zadać pytanie, co z nich wynika. Sądzę, że kraje takie jak Polska powinny na silnym spadku cen surowca korzystać. Choć na tle wyzwań, z jakimi się zmagamy, może być to korzyść niedostrzegalna.  

Poniedziałek był dniem, gdy wiele osób dowiedziało się lub przypomniało sobie, że cena towaru może spaść poniżej zera jeżeli koszty magazynowania tego towaru są wysokie, a podaż jest większa niż popyt. Przerabialiśmy to już z kosztami pieniądza, gdy niektóre stopy procentowe spadły poniżej zera w niektórych krajach świata (instytucje dysponujące setkami miliardów złotych nie mogą ich przetrzymywać pod ziemią).

W USA i na całym świecie produkuje się obecnie więcej ropy niż potrzeba w okresie globalnej kwarantanny. Na przykład, OPEC i Rosja zgodziły się ściąć produkcję o ponad 20 proc. w maju i czerwcu, ale bieżący napływ ropy na rynek jest bardzo duży. Więcej niż bieżące zapotrzebowanie wytwarzają też producenci w USA. Z tego powodu ceny generalnie spadają, a w niektórych miejscach na świecie pojawił się problem z magazynowaniem. Cena majowego kontraktu na ropę WTI (West Texas Intermediate) w Stanach Zjednoczonych spadła poniżej zera, ponieważ oczekuje się, że maj będzie dołkiem popytu na ropę w USA, a jednocześnie magazyny w Cushing, gdzie rozlicza się kontrakty, będą zapełnione pod korek. Inwestorzy nie posiadający prawa do magazynowania będą musieli ponosić dodatkowe koszty wykupywania przestrzeni magazynowej w innych miejscach i transportowania surowca do tych miejsc, co dla wielu jest nieosiągalne, a dla innych po prostu drogie.

Inne ceny są dużo wyższe ponieważ na innych rynkach nie ma problemu z magazynowaniem  lub po prostu oczekuje się, że od lata popyt na paliwa wyraźnie wzrośnie. Dlatego na przykład cena ropy Brent, której my w Polsce powinniśmy się bardziej przyglądać niż cenom WTI, wynosiła w poniedziałek 26 dolarów. To o niecałe 10 proc. mniej niż w piątek (poniżej wykres z portalu Bankier.pl).

Bez względu na techniczne rozważania o rynku i sposobie kształtowania cen, spadek kosztów energii jest ewidentny. Dla krajów będących importerami surowców energetycznych, a do takich należy Polska, oznacza to pozytywny impuls podażowy. Spadają ceny towarów, których nie wytwarzamy (lub wytwarzamy mało), w relacji do cen towarów, które wytwarzamy. Dla konsumentów energii jest to jak cięcie podatków – tylko nie podatków płaconych państwu polskiemu, a „podatków” płaconych za granicę. Tym bardziej jest to pozytywne.

Może to być czynnik łagodzący skalę recesji w Polsce, choć pamiętajmy, że przy spadku PKB o ok. 5 w tym roku ten czynnik nie będzie kluczowy dla sytuacji w kraju. Niestety może być nawet mało zauważalny. Mówimy bowiem o wpływie zamykającym się w granicach 0,5 proc. PKB. A kiedy dodamy do tego ewentualnie negatywny wpływ niższych cen energii na polskich producentów ropy i gazu, czy też niższe dochody budżetu państwa z akcyzy, to może się okazać, że pozytywny wpływ jest zupełnie niedostrzegalny na tle innych problemów.

Natomiast ze spadku cen wynikają też zagrożenia. Gdyby doszło do destabilizacji geopolitycznej, mogłoby się to przełożyć na Polskę innymi kanałami. Choć wolałbym ocenę tych zjawisk pozostawić odpowiednim specjalistom, to dostrzegam ryzyko, że szybkie i gwałtowne przetasowania na globalnym rynku energii nie muszą być dla nas w 100 proc. korzystne.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.