Bezrobocie w Czechach spadło poniżej 2 proc.

Bezrobocie w Czechach nie jest może informacją, która najbardziej elektryzuje Polaków. Ale poza ambicjonalnymi porównaniami, które są – nie ukrywajmy – w Polsce popularne, to, co dzieje się w Czechach może pokazywać nam pozycję całego regionu Europy Środkowej. Pozycję, która w ostatnich latach bardzo się umocniła.

W listopadzie stopa bezrobocia w Czechach spadła do 1,9 proc. To pierwszy moment od 2001 r., gdy jakikolwiek kraj Unii Europejskiej ma stopę bezrobocia poniżej 2 proc. Wtedy był to malutki raj finansowy – Luksemburg. Dziś jest to ważny regionalny kraj przemysłowy. Czechy od trzech lat są krajem o najniższej stopie bezrobocia w UE i wbrew prognozom spadek bezrobocia w tym kraju nie chce się zatrzymać.

Dlaczego to jest istotne? To, co dzieje się na rynku pracy w Czechach, dzieje się też w innych krajach regionu, tylko z mniejszą intensywnością. We wszystkich krajach tzw. Grupy Wyszehradzkiej bezrobocie jest na rekordowo niskim poziomie, dużo niższym niż w szczycie ożywienia gospodarczego po przystąpieniu do Unii Europejskiej w latach 2005-2008.

   

Wynika to z faktu, że region ten bardzo umocnił swoją pozycję w międzynarodowym systemie gospodarczym w ostatniej dekadzie. Duże firmy przemysłowe lokowały tu swoją aktywność produkcyjną dzięki czemu mogły zachować wysoką konkurencyjność cenową w czasach osłabionego popytu na świecie. W ostatnich latach podobną ścieżką podążają firmy usługowe, lokując w regionie na ogromną skalę centra usług wspólnych obsługujące centrale w krajach zachodnich.

Ważną cechą łączącą wszystkie kraje regionu i wpływającą na obniżanie stóp bezrobocia są też zmiany demograficzne. Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym sprawia, że o pracowników jest trudniej, firmy bardziej więc ich cenią. Zmienia się też struktura demograficzna. Mniej jest osób w wieku 20-30 lat, którzy często po słabych szkołach trafiają na bezrobocie, a więcej osób w wieku 40-50 lat, którzy mają znacznie mocniejszą pozycję na rynku pracy.

Europa Środkowa jest najbardziej dynamicznym gospodarczo regionem UE. I na razie nie wiele wskazuje, by miało się to zmienić. 

Autor: Ignacy Morawski


Raport ekonomiczny o krajach regionu CEE wraz z prognozami gospodarczymi dostępny w ramach SpotData Research – cyklu 10 miesięcznych analiz na temat trendów w gospodarce: LINK

Źródło danych o stopie bezrobocia w UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Pękła granica 1000 niewypłacalnych firm w Polsce

Rok 2018 przyniósł wiele sprzecznych trendów, o których często pisałem. Rosną płace, spada inflacja; rosną transfery społeczne, spada deficyt budżetowy; rosną zyski firm, indeksy giełdowe nurkują. Jednym z takich intrygujących trendów był znaczny wzrost liczby niewypłacalnych firm w warunkach doskonałej koniunktury. Z danych SpotData wynika, że w 2018 r. w Monitorach Sądowych i Gospodarczych ogłoszono 1078 otwartych postępowań o niewypłacalność, czyli o 17 proc. więcej niż rok wcześniej. Pękła zatem bariera 1000 postępowań.

Zadam teraz zaskakujące pytanie: czy to źle, czy dobrze?

Z jednej strony, rosnąca liczba niewypłacalności to zły sygnał, wskazujący na to, że wiele firm nie radzi sobie z narastającymi presjami kosztowymi. Widać to też po przeciętnej rentowności firm, która w roku 2018 obniżyła się wobec roku 2017. Z moich analiz wynika, że wydłużają się „ogony” rozkładu zysków firm – więcej jest firm odnoszących duże sukcesy i zyski, ale też więcej takich, które notują duże straty.

Z drugiej strony, szybsze wypadanie z rynku firm, które sobie nie radzą, lub ich restrukturyzacja, może zwiększyć efektywność alokacji zasobów w gospodarce i dzięki temu podnieść wzrost wydajności pracy. Badania prowadzone w OECD pokazują, że prawo sprzyjające likwidacji lub restrukturyzacji firm podnosi produktywność gospodarki. Od dwóch lat funkcjonuje w Polsce prawo restrukturyzacyjne, które pozwala właścicielom łatwiej restrukturyzować zadłużenie, bez konieczności likwidacji firmy. Wzrost liczby niewypłacalności wynika głównie z rosnącej liczby postępowań restrukturyzacyjnych. Można postawić tezę, że dzięki temu prawu z różnych szaf powypadały „trupy”, które do tej pory były trzymane usilnie pod kluczem. Innymi słowy, ujawniły się problemy, które istniały, ale z którymi radzono sobie innymi metodami niż restrukturyzacja długu. Prawo to wciąż nie działa optymalnie, ale może być krokiem do przodu w porównaniu ze stanem wcześniejszym.

Nie ma zatem dobrej odpowiedzi na pytanie o ocenę rosnącego trendu w niewypłacalnościach. Wiele polskich, średnich firm ma problemy finansowe – i to jest zła wiadomość. Ale jednocześnie, sektor firm zaczyna się cywilizować. Szybkie znikanie lub restrukturyzacja niewydajnych firm to proces, który, jeżeli nie przekłada się na ogólną dekoniunkturę w gospodarce, może podnieść efektywność polskiej gospodarki. 

Struktura branżowa niewypłacalności (restrukturyzacji + upadłości) według daty ogłoszenia w MSiG i kodu PKD działalności przeważającej.

  Autor: Ignacy Morawski


Raport o niewypłacalnościach dostępny w ramach SpotData Research – cyklu 10 miesięcznych analiz na temat trendów w gospodarce: LINK

  Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Jaki będzie rok 2019 – recesja czy wielka stabilizacja?

Zaczynamy nowy rok. Większość prognoz pokazuje, że to będzie całkiem niezły rok dla światowej i polskiej gospodarki, nawet jeśli z wolniejszym wzrostem gospodarczym niż w poprzednich dwóch latach. Choć warto pamiętać, co pokazał niedawno „The Economist”, że prognozy bardzo rzadko dobrze wyłapują ryzyko recesji. Ludzie często zapominają, że prognozy są najczęściej wykonywane w celu wypełnienia różnych tabelek budżetowych przez duże instytucje. W celu zrozumienia ryzyk lepiej patrzeć na całe spektrum prognoz i różnych opinii niż mediany prognoz i tzw. ścieżki centralne.

Obawy przed spowolnieniem

Jasne jest, że wkraczamy w nowy rok z rosnącymi obawami przed globalnym spowolnieniem. Te obawy widać w wielu miejscach. Na rynkach finansowych doszło do bardzo dużych spadków cen akcji i rentowności obligacji. Rentowność amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych spadła w ciągu dwóch miesięcy o 0,5 pkt proc. Ostatni raz, gdy wystąpił tak mocny spadek, czyli na początku 2016 roku, zarówno amerykańska jak i światowa gospodarka wyraźnie zwalniały.

Jeżdżąc po różnych konferencjach gospodarczych w Polsce mam nieodparte wrażenie, że obawy przed jakimś gorszym scenariuszem gospodarczym są powszechne też w naszym kraju. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Może doświadczenie kryzysu sprzed 6-10 lat jest tak silne, że ludziom trudno sobie wyobrazić, by okres dobrej koniunktury nie skończył się jakimś głębszym załamaniem?

Wielka stabilizacja nadal trwa

Przypomnę na pocieszenie i trochę przekornie pewną tezę, którą powszechnie stawiano w kręgach ekonomicznych przed 15 laty, a która od czasów kryzysu została zapomniana lub wyśmiana. Chodzi o tzw. wielką stabilizację, czyli spadek zmienności PKB i inflacji w wyniku usprawnienia instrumentów polityki makroekonomicznej przez banki centralne. Innymi słowy, banki centralne nauczyły się tak dobrze zarządzać cyklem gospodarczym, że zmienność w tym cyklu jest niska, podobnie jak ryzyko poważniejszych załamań aktywności. Taką tezę postawił w 2004 r. Ben Bernanke i przez kilka lat była ona bardzo popularna. Dodawano do niej najczęściej opinię noblisty Roberta Lucasa, który w 2003 r. stwierdził, że problem depresji gospodarczej współcześnie właściwie nie istnieje. Później te poglądy dość powszechnie wyśmiewano, wskazując, że znani ekonomiści przecenili możliwości zarządzania makroekonomicznego gospodarką i ratowania jej przed dużymi kłopotami.

Ale wróćmy do nich na chwilę – może nie były takie głupie? Jeżeli spojrzymy na zmienność PKB Stanów Zjednoczonych, zobaczymy, że wróciła ona do poziomów z okresu wielkiej stabilizacji. Pokazuję to na wykresie poniżej. Od niemal dziesięciu lat Stany Zjednoczone nie doświadczyły głębszego spowolnienia i niewiele brakuje by był to najdłuższy taki okres w historii. Traktuję tu Stany jako papierek lakmusowy całej światowej gospodarki.

Są dwa wyjaśnienia, dlaczego zmienność PKB w Stanach była tak niska w ostatnich latach.Pierwsza jest taka, że w czasie odbudowywania popytu po kryzysie finansowym, lub jak lubią mówić ekonomiści – w czasie domykania luki popytowej, o recesję było trudniej. Siły, które przywracają gospodarkę do stanu równowagi, są zbyt mocne. W takiej sytuacji domknięcie luki popytowej może zwiększyć ryzyko recesji, na co wskazują niektórzy ekonomiści. Druga możliwość jest taka, że Ben Bernanke miał rację i zdolność banków centralnych do stabilizowania gospodarki jest bardzo duża, większa niż w przeszłości. Warto zauważyć, że mimo warunków sprzyjających depresji, ostatnia dekada nie okazała się w najmniejszym stopniu podobna do lat 30. XX wieku. Jakaś lekcja z makroekonomii została odrobiona.

Nie będę wróżył, która możliwość jest bardziej prawdopodobna i rozstrzygał jednoznacznie, czy wielka stabilizacja jest możliwa, czy nie. Ale możliwość, że znajdujemy się w okresie bardzo długiej ekspansji gospodarczej, przerywanej tylko mniejszymi wahaniami gospodarki wokół trendu, wydaje mi się niedoceniana. Jest to scenariusz jak najbardziej realny.


Źródło danych do wykresów: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

 

Autor: Ignacy Morawski, dyrektor SpotData

Mario Draghi – bohater tragiczny

A więc koniec. Europejski Bank Centralny oficjalnie ogłosił wczoraj, że kończy skup obligacji, choć wciąż będzie reinwestował zyski z tych papierów, które posiada. Ta data wyznacza pewną cezurę w młodej historii strefy euro. EBC pod kierownictwem Mario Draghiego zrobił dla ratowania strefy znacznie więcej niż byli gotowi zaakceptować Niemcy, najważniejszy kraj strefy. Od 2012 r. EBC zapewnił rynki, że jest gotowy kupować obligacje krajów zagrożonych utratą płynności, a od 2015 r. prowadził skup obligacji skarbowych i korporacyjnych wszystkich krajów strefy. Teraz ogłosił koniec tego drugiego programu. Jego przeprowadzenie to ogromny sukces Draghiego, daleko wykraczający poza to, co można było oczekiwać od tego sprawnego technokraty.

Ale jednocześnie, bank zrobił za mało niż teoretycznie powinien, zostawiając strefę słabą i podatną na wstrząsy.

Spójrzmy na inflację, czyli najważniejszy wskaźnik, o który ma dbać EBC – cel to „blisko, ale poniżej 2 proc.”. Pozornie inflacja wróciła do celu, ponieważ w ostatnich miesiącach była zbliżona do 2 proc. Ale jest to głównie zasługa drożejących do września surowców energetycznych. Jak widać na wykresie poniżej, spadek cen tych surowców (chodzi głównie o ropę) od października najprawdopodobniej doprowadzi do wyraźnego spadku inflacji. A najważniejszy jest fakt, że inflacja bazowa, czyli nie uwzględniająca zmiennych cen energii i żywności, jest bardzo niska, dużo niższa niż pięć czy dziesięć lat temu. Wynosi zaledwie 1,1 proc. i od lat nie wykazuje żadnej tendencji wzrostowej. Jak pokazuje Zsolt Darvas z think-tanku Bruegel, w ostatnich latach EBC koszmarnie mylił się w swoich prognozach inflacji bazowej, systematycznie zakładając jej wzrost. I teraz też może się mylić.

Niska inflacja to nie jest mały problem. Po pierwsze, krajom bardzo zadłużonym, jak Włochy czy Hiszpania, trudno będzie trwale odzyskać stabilność przy tak niskiej inflacji (mają one wciąż za wysoką realną stopę procentową jak na niski wzrost i wysoki dług). Po drugie, w razie jakiegokolwiek szoku, strefa euro może bardzo szybko wpaść w deflację, co będzie oznaczało jej ostateczną destrukcję. Wielu ekonomistów, w tym Olivier Blanchard, apelowało, by podnieść cel inflacyjny EBC. Oczywiście sprzeciw Niemiec to uniemożliwia.

Dlaczego zatem EBC wycofuje się ze skupu aktywów? Powód jest prosty. Choć oficjalny cel banku to dbałość o stabilną inflację, wiadomo, że EBC spełnił też rolę polityczną – uratował zadłużone kraje peryferyjnej Europy przed bankructwem przy ogromnym sprzeciwie niemieckich polityków, niemieckiego sądu konstytucyjnego i elity niemieckich ekonomistów. Margio Draghi zaciągnął w Niemczech potężny kredyt zaufania, przekonując wielokrotnie decydentów w Berlinie, że polityka EBC ma sens. Teraz przychodzi ten kredyt zaufania spłacić. EBC nie mógłby już dalej „dociskać gazu” wbrew preferencjom Niemców. Bank musi zaakceptować niższą od optymalnej inflację.

Draghi to bohater tragiczny. Bez jego przywództwa strefa euro najprawdopodobniej by nie przetrwała. To on przekonał Radę EBC i najważniejszych polityków w Europie, że skup obligacji jest koniecznym narzędziem do zapewnienia strefie stabilności. Jego poprzednik, Jean Claude Trichet, który w szczycie greckiego kryzysu zadłużeniowego podnosił stopy procentowe w reakcji na wzrost cen ropy (oczywiście decyzje podejmowała Rada), najprawdopodobniej nie podołałby wyzwaniu. Draghi nie tylko uratował strefę, ale zapewnił też relatywnie łagodne wyjście z programu skupu aktywów, bez wstrząsów rynkowych. Jednocześnie polityka EBC okazała się nieskuteczna w obliczu wyzwania jakim jest mizerny wzrost gospodarczy i niska inflacja. Bank pod przywództwem Draghiego nie spełnił swojego zdania polegającego na trwałym przywróceniu inflacji do celu. Po prostu nie mógł. Wyobrażenie, że polityka pieniężna nie ma nic wspólnego ze zwykłą polityką dawno okazało się błędne.


Źródło danych do wykresu z cenami surowców: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela. Sprawdź na:  

https://spotdata.pl/ogolna

Autor: Ignacy Morawski

 

Sytuacja w kraju dawno nie była tak dobra, wg CBOS

To jest chyba historyczny moment. I zapewne dla wielu będzie to zaskakujące. Zaledwie trzeci raz po transformacji 1989 roku więcej niż połowa Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza … w dobrym kierunku. To nic, że kryzys polityczny zaostrzył się, to nic, że pojawiają się oznaki spowolnienia gospodarki. Polak dawno nie był tak zadowolony z sytuacji w Polsce.

W listopadzie wg wskazań CBOS pozytywnie kierunek zmian w kraju oceniło 53 proc. ankietowanych. To pierwszy raz od stycznia 2008 r., gdy wskaźnik ten przekroczył 50 proc. A generalnie od transformacji były trzy fale optymizmu odnośnie zmian w kraju. Pierwsza w 1997 r., gdy skumulowały się pozytywne efekty reform z początku lat 90., a jednocześnie – ku uciesze większości – Solidarność wracała do władzy. Druga fala wystąpiła na przełomie 2007 i 2008 r., gdy na szybko spadające bezrobocie i wzrost płac nałożyły się nadzieje dużej części społeczeństwa związane z początkami rządów Platformy Obywatelskiej. Trzecią falę mamy dziś. Jak ją wyjaśnić? Żadnego przełomu politycznego nie ma, więc wygląda na to, że ludzie czują po prostu coraz bardziej niespotykaną nigdy wcześniej dobrą koniunkturę na rynku pracy. Na przykład, wg wskazań CBOS w listopadzie odsetek Polaków, którzy twierdzą, że pracę można znaleźć bez żadnych problemów, przekroczył 20 proc. Dla przypomnienia, w szczycie koniunktury w 2008 r. było to … 10 proc.

Oczywiście patrząc na wynik badań CBOS należy nałożyć okulary sceptycyzmu. Badania ankietowe zawsze nieco wykrzywiają rzeczywistość, a w tym przypadku mamy do czynienia z ośrodkiem państwowym. Cóż, innych danych z tak długimi szeregami nie mamy. Ale moim zdaniem z analitycznego punktu widzenia tych danych lekceważyć nie można. Wiele różnych danych wskazuje, że poczucie zadowolenia, bezpieczeństwa, optymizmu wśród Polaków dawno nie było tak wysoki.


Źródło danych do wykresów: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela. Sprawdź na: https://spotdata.pl/ogolna

Autor: Ignacy Morawski

 

W 2018 roku będzie o 18 proc. więcej niewypłacalności

W bieżącym roku najprawdopodobniej upadłość lub restrukturyzację ogłosi prawie 1100 spółek, czyli o 18 procent więcej niż przed rokiem. Wzrost ten wynika przede wszystkim z problemów spółek małych i średnich. Wśród tych dużych od kilkunastu miesięcy odsetek rozpoczynanych niewypłacalności pozostaje równy ok. 0,30 proc.

W listopadzie upadłość bądź rozpoczęcie restrukturyzacji ogłoszono w stosunku do 86 przedsiębiorstw, co oznacza spadek po rekordowych 117 w zeszłym miesiącu. Ogólny trend jest jednak wzrostowy. Wynika tak z danych zbieranych przez analityków SpotData z Monitorów Sądowych i Gospodarczych na potrzeby raportu SpotData Research. W pierwszych dziesięciu miesiącach obecnego roku łączna liczba niewypłacalności wyniosła 992 przy 841 rok temu (wzrost o 18 proc.). Wszystko wskazuje na to, że ten rok zakończy się liczbą niewypłacalności zbliżoną do 1100. Oznaczałoby to liczbę upadłości o 18 proc. wyższą niż rok temu.

Wykres: Liczba ogłoszonych niewypłacalności firm w podziale według formy prawnej i rodzaju postępowania.

Źródło: SpotData na podstawie MSiG

Co ciekawe w obecnym roku można zaobserwować, że liczba ogłaszanych niewypłacalności w poszczególnych miesiącach mocno fluktuuje – i tak po miesiącu, w którym ogłoszono 100 i więcej niewypłacalności następuje w kolejnym powrót do wartości w przedziale 80-90. W poprzednich latach taka zależność nie była widoczna.

Wzrost liczby niewypłacalności przy doskonałych danych makroekonomicznych może na pierwszy rzut oka zaskakiwać. Jednak już po pobieżnej analizie danych bardziej szczegółowych widać, że większa liczba niewypłacalności wynika z nasilenia się problemów małych i średnich firm przy stabilnej/nieznacznie gorszej sytuacji wśród dużych spółek. Przyczyną jest fakt, że małe i średnie firmy opierają swój model biznesowy zazwyczaj na niskich kosztach pracy. Trudniej jest im więc wytrzymać nasilającą się obecnie konkurencję oraz konsekwencje ze strony coraz wyższych kosztów wynagrodzeń. Dotychczas ich model biznesowy oparty był na niskich kosztach pracy – teraz te, które nie miały innych przewag po prostu bankrutują.

Wykres: Liczba ogłoszonych niewypłacalności firm według branż PKD

Źródło: SpotData na podstawie MSiG

Wzrost liczby niewypłacalności ma również pewne pozytywne aspekty – z rynku odchodzą firmy o niskiej efektywności, szczególnie w branżach o bardzo wysokim wskaźniku rozdrobnienia. Może to być motywacja do konsolidacji, która często pozostaje jedynym wyjściem aby przetrwać na rynku. Tego typu procesy już są widoczne m. in. w branży przetwórstwa mięsnego. Z drugiej strony wzrost niewypłacalności może wynikać z popularności procedury restrukturyzacyjnej. Dzięki niej firmy mają szansę żeby zamiast ogłoszenia upadłości i zakończenia działalności postarać się zreformować modele biznesowe i wyjść na prostą. Właśnie tę drogę radzenia sobie z problemami wybrały takie firmy jak Ursus, Piotr i Paweł czy Ruch.


Artykuł powstał na podstawie jednego z 10 cyklicznych raportów SpotData Research, które sygnalizują i analizują szanse i ryzyka biznesowe. Więcej szczegółów na temat SpotData Research na stronie internetowej www.spotdata.pl/research

Autor: Kamil Pastor, analityk SpotData