USA i Europa różnie podchodzą do zwalniania pracowników. Kto lepiej?

Amerykańska stopa bezrobocia osiągnęła tak stratosferyczny poziom, że musi być potraktowane jako „Dane Dnia”. Ale nie chciałbym jedynie epatować pesymistycznym opisem sytuacji, bo tego mamy po uszy – każda istotna zmienna makroekonomiczna wygląda dziś fatalnie. Patrząc na te dane z USA zadaję sobie głębsze pytanie: czy swoboda z jaką firmy mogą zwalniać pracowników jest czymś, czego powinniśmy Amerykanom zazdrościć, czy raczej czego należy im współczuć?

Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych wzrosła w kwietniu do 14,7 proc., wobec 4,4 proc. w marcu. To najwyższy poziom od kiedy rozpoczęły się porównywalne pomiary po drugiej wojnie światowej. Jak widać na wykresie, wzrost wykracza wielokrotnie poza obserwowaną dotychczas zmienność. W sytuacji zamrożenia dużej części aktywności gospodarczej tamtejsze firmy niemal z dnia na dzień po prostu zwolniły proporcjonalną część siły roboczej.

Dla porównania pierwsze dane napływające z Europy pokazują, że w takich krajach jak Niemcy czy Polska wzrost stopy bezrobocia ogranicza się do ok. 0,5 pkt proc. w ciągu miesiąca – jest istotny, ale nieporównywalny z tym, co stało się w USA. Firmy w Europie nie zwalniają pracowników, tylko utrzymują ich na skróconym wymiarze godzin, korzystając z pomocy państwa (choć dalszy wzrost bezrobocia jest pewny).

Który system jest lepszy? Amerykański, z możliwością szybkiego zwalniania pracowników, czy europejski, w którym państwo pomaga podtrzymywać miejsca pracy?

To pytanie stare jak świat, coś jak dylemat Messi czy Ronaldo, i wykracza poza kwestie dotyczące zatrudnienia. Każdy ma swój typ, oparty o preferowany zestaw wartości. Amerykanie mają więcej wolności biznesowej i więcej nierówności, Europejczycy są bardziej socjalni, ale mają znacznie bardziej zrównoważone społeczeństwa. Ekonomista Daron Acemoglu pisał kiedyś ciekawie, że różnice między systemem europejskim są komplementarne, a nie konkurencyjne – Europa oferuje obywatelom większy zakres bezpieczeństwa socjalnego i średnio wyższy standard życia, ale z kolei postęp gospodarczy ogółem na świecie byłby prawdopodobnie niemożliwy bez amerykańskiego systemu opartego o większą konkurencję i socjalną bezwzględność. Bezpieczeństwo i postęp do dwie strony tego samego medalu współczesnego dobrobytu, a dwie strony Atlantyku jakby podzieliły się odpowiedzialnością z nie.

Doceniając fakt, że każdy system ma rolę do odegrania, ja jestem zdecydowanie zwolennikiem podejścia europejskiego. Po pierwsze dlatego, że na prawdo do pracy patrzę jak na element zestawu praw człowieka – to coś więcej niż kwestia efektywności. Po drugie, nawet z punktu widzenia efektywności amerykański system ma w moim przekonaniu mało zalet. Liczba istotnych wskaźników rozwojowych, które w Europie wyglądają znacznie lepiej niż w USA, jest wręcz przytłaczająca. USA dominują w jednym – w PKB per capita; w innych istotnych wskaźnikach Europa ma bezwzględną przewagę: ma wyższą stopę aktywności zawodowej (większy odsetek ludzi w wieku produkcyjnym jest na rynku pracy w UE niż w USA), niższą stopę ubóstwa, wyższa oczekiwaną długość życia, mniejsze nierówności dochodowe, większą mobilność społeczną (tak, to zaskakujące, ale tak jest – przynajmniej u europejskich liderów pod tym względem). Możnaby długo wymieniać. Ekonomista Thomas Philippon wydał niedawno książkę, w której przekonuje, że nawet w dziedzinie konkurencyjności gospodarki USA zaczęły w ostatnich dekadach ustępować Europie, co wynika z rosnącej roli monopoli w amerykańskiej gospodarce.

Ale oczywiście eksperymentu pt. kto lepiej zareagował na epidemię nie się rozstrzygnąć ex ante. Musimy poczekać wiele miesięcy, by zobaczyć, która gospodarka będzie startowała szybciej.

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Polska dokłada do pieca prawie najmocniej wśród krajów UE

Analizy Komisji Europejskiej wskazują, że Polska zastosowała prawie największy (w relacji do PKB) program wsparcia fiskalnego gospodarki wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Jest to sprzeczne z intuicją, która podpowiada, że największe zdolności fiskalne powinny mieć kraje najbardziej wiarygodne, a mniejsze – rynki wschodzące. Ale zdarza się to przecież nie pierwszy raz. W latach 2008-2009 Polska należała do krajów o największej stymulacji fiskalnej. I dobrze na tym wyszliśmy. Możemy mieć nadzieję, że tym razem będzie podobnie.

Wielkość wsparcia budżetowego dla gospodarki mierzyć jako zmianę deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych między 2019 i 2020 r. Najlepiej po odjęciu kosztów obsługi długu i efektów cyklicznych. Chodzi zatem o zmianę wskaźnika, który fachowo nazywa się cyklicznie wyrównanym bilansem pierwotnym.

Prognozy Komisji Europejskiej wskazują, że tak mierzona stymulacja fiskalna będzie w Polsce drugą największą w krajach UE. Powiększymy wskaźnik deficytu do PKB aż o 5,4 pkt proc., podczas gdy średnia dla Unii Europejskiej wynosi 3,6 proc. Znaleźliśmy się też w dość zaszczytnym gronie – między Danią a Niemcami, krajami z najwyższą wiarygodnością kredytową.

Czy to dobrze? Sądzę, że dobrze. Kryzys jest głęboki i to nie jest czas na oszczędzanie w budżecie. Gospodarstwa domowe zaczęły mocno oszczędzać, więc jeżeli rząd nie zrównoważy tego skokowym wzrostem deficytu (czyli ujemnych oszczędności) to dojdzie do gigantycznego wzrostu bezrobocia. A mamy w miarę zdrową strukturę gospodarki, o którą warto walczyć.

Tak mocne i szybkie powiększenie deficytu na pewno niesie ze sobą ryzyka. Ale dziś nie ma wyborów bez dużego ryzyka.

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Stopa bezrobocia wzrosła bardzo mocno, ale widać też jaskółki

Stopa bezrobocia w Polsce lekko wzrosła w kwietniu. To „lekko” mogło sprawić wrażenie, że nic strasznego się nie dzieje. Ale po uwzględnieniu efektów sezonowych widać, że wzrost jest tak naprawdę silny: to pierwszy kwietniowy wzrost stopy bezrobocia od … 1992 r. W kolejnych miesiącach można oczekiwać dalszego wzrostu, choć wsparcie rządu może sprawić, że nie dojdziemy z bezrobociem do dwucyfrowych poziomów.

W kwietniu stopa bezrobocia wyniosła 5,7 proc., wobec 5,4 proc. w marcu – podało wstępnie Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. To oznacza ok. 50 tys. dodatkowych bezrobotnych. Biorąc pod uwagę, że w Polsce pracuje ok. 17 milionów ludzi, nie wydaje się to dużo. Ale trzeba pamiętać, że rynek pracy reaguje na wstrząs zawsze powoli. Wiele osób ma przecież długie okresy wypowiedzenia.

Trzeba też zwrócić uwagę na inny czynnik – sezonowość. W kwietniu stopa bezrobocia zawsze spadała. Zawsze od 1992 r. Teraz mamy wzrost. To pokazuje jak trudna stała się sytuacja na rynku pracy. Ani kryzys strefy euro w 2012 r., ani wielki kryzys finansowy w 2008 r., ani recesja z 2002 r., ani kryzys rosyjski z 1998 r. nie zdołały wywołać wzrostu stopy bezrobocia w kwietniu. Zrobiła to dopiero pandemia koronawirusa. Po uwzględnieniu czynników sezonowych stopa bezrobocia wzrosła z 5,1 do 5,6 proc. i był to najmocniejszy wzrost od stycznia 2002 r., a nie uwzględniając ówczesnej zmiany metodologii od … grudnia 1991 r. (obliczenia własne).

Jednocześnie można zauważyć pozytywne zjawiska. Na przykład, Polski Instytut Ekonomiczny, który prowadzi regularnie badania ankietowe wśród firm, podaje, że odsetek przedsiębiorstw skłonnych do zwalniania pracowników w ostatnich paru tygodniach malał. Po pierwszym wstrząsie nastąpiło pewne uspokojenie. Co więcej, zaczyna działać już program pomocy finansowej firmom, co szczególnie w przypadku programu Polskiego Funduszu Rozwoju o łącznej wartości 100 mld zł może stanowić czynnik zniechęcający do zwolnień. Wreszcie, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że odmrożenie gospodarki zaczęło się nieco wcześniej od oczekiwań. Otwarcie galerii handlowych już na początku maja było pewnym zaskoczeniem.

Łącząc te wszystkie fakty można dojść do wniosku, że skok stopy bezrobocia nie musi być tak gwałtowny jak oczekiwano, przy założeniu, że kwarantanna społeczna nie będzie wracać, a ewentualne kolejne fale epidemii nie będa wywoływać już tak dużych fal strachu. Wiele prognoz wskazywało, że stopa bezrobocia wzrośnie do dwucyfrowych poziomów. Widać pewne argumenty wskazujące, że tak nie musi się wydarzyć.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Maj to miesiąc testów odporności gospodarki

Marzec to był miesiąc szoku. Kwiecień – miesiąc strachu. Maj – na razie wygląda na miesiąc nadziej i testów. Testów tego, na ile konsumpcja jest się w stanie odrodzić w warunkach bardzo dużej niepewności. A za konsumpcją inwestycje. Te nastroje i oczekiwania będą kluczowe dla gospodarki, bo gdyby udało się przywrócić wiarę, że przyszłość może wyglądać normalnie, to kryzys wcale nie musiałby być głęboki i długi. Nastroje są dla gospodarki tym, czym paliwo dla samochodu. Jak wierzymy w spokojną przyszłość, to kupujemy, inwestujemy i maszyna gospodarcza się kręci. Jak nie wierzymy, wszystko skrzypi i się sypie.

Refleksja o nastrojach naszła mnie, gdy spojrzałem na dane o sprzedaży samochodów w Polsce. Była ona w kwietniu o ponad 60 proc. niższa niż przed rokiem. To, co ciekawe, to jak idealnie sprzedaż tego najważniejszego dla europejskiej gospodarki towaru idzie w parze z indeksem nastrojów konsumentów. Ludzie kupują auta wtedy, kiedy są pewni swojej sytuacji finansowej (tak samo jest zresztą z mieszkaniami – w końcu to dwie najważniejsze inwestycje gospodarstw domowych).

I tak zaczyna się długi łańcuch wijący się przez całą gospodarkę – motoryzacja generuje popyt na towary chemiczne, metalowe, plastikowe, elektroniczne, a za tym idą usługi biznesowe i finansowe. Od motoryzacji zależy ogromna część gospodarki. Dlatego tak ważne jest, czy ludzie uwierzą znów w stabilną przyszłość.

A czy uwierzą? Oczywiście nie wiemy tego, nie mamy nawet możliwości, by oprzeć się na precedensach. W tym momencie zakładam, że duża część popytu zostanie odbudowana – ale nie całość. Szacowałbym, że cała konsumpcja może być ok. 5 proc. poniżej normy, a popyt na samochody ok. 30 proc. niższy. To są zdrubne szacunki na podstawie różnych źródeł. Na przykład, zakładam, że utrata konsumpcji będzie mniej więcej równa udziałowi w niej branż najbardziej ograniczonych przez restrykcje i strach (oczywiście te branże będą częściowo działać, ale w innych dziedzinach popyt dozna uszczerbku i te efekty się wyzerują). W przypadku samochodów zakładam, że spadek popytu będzie lekko słabszy niż ten obserwowany w marcu, który był miesiącem przejściowym, torchę takim, jakim będzie pewnie wiele kolejnych miesięcy. Ale to wszystko jest jak stąpanie po lodzie.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

W Europie rośnie obawa o konkurencyjność przemysłu motoryzacyjnego

Europejski przemysł znajduje się w recesji – pisałem o tym wielokrotnie. Produkcja spada, jest też znacznie słabsza niż aktywność przemysłowa w Chinach czy USA. Za ten spadek częściowo odpowiadają efekty cykliczne. Ale w Unii Europejskiej coraz częściej dostrzega się, że europejski sektor motoryzacyjny – filar gospodarki – ma duże problemy z dostosowaniem do ery samochodów elektrycznych. W czwartkowym wywiadzie dla „Financial Times” kanclerz Niemiec Angela Merkel otwarcie zaapelowała o prowadzenie aktywnej polityki przemysłowej, która doprowadzi do wzmocnienia pozycji Europy na światowym rynku aut EV, a szczególnie w segmencie produkcji akumulatorów i ogniw. Choć nie każdy zgadza się, czy taka aktywna polityka przemysłowa ma sens. Europę czeka bardzo gorąca debata na ten temat.

Problem jest o tyle istotny, że rozpowszechnienie samochodów elektrycznych to będzie jedna z największych transformacji biznesowych współczesności. Dotknie ona serca europejskiej gospodarki, czyli motoryzacji. Może być to dotyk nieprzyjemny dla niektórych krajów (co ciekawe, Polska raczej nie znajduje się w grupie najbardziej narażonej). Temat zaczyna osiągać wymiar makroekonomiczny.

Wyzwania z tym związane są trzy. 

Po pierwsze, przejście motoryzacji na elektryczność zmienia w niekorzystny dla UE sposób źródła przewagi technologicznej – dotychczas była nią zdolność produkcji silników spalinowych, teraz będzie to zdolność produkcji akumulatorów. Europa jest mocna w tej pierwszej dziedzinie, a słaba w tej drugiej. Pokazuję to na wykresie, na którym widać eksport silników i akumulatorów litowo-jonowych*. W tej pierwszej dziedzinie kraje UE zajmują połowę listy top-10, w tej drugiej dziedzinie tylko trzy miejsca i to bardziej odległe. Same Chiny eksportują 8 razy więcej akumulatorów niż Niemcy. O tym mówiła Angela Merkel.

Po drugie, produkcja samochodów elektrycznych wymaga mniej siły roboczej, co może stanowić wyzwanie dla rynku pracy. Dziennik „Handelsblatt” napisał w poniedziałek, że przejście na produkcję elektryków może obniżyć zatrudnienie w niemieckiej motoryzacji o ok. 400 tys. osób. Teoretycznie nie jest to wielka zmiana, ok. 1 proc. siły roboczej. Ale znacznie polityczne i społeczne motoryzacji jest znacznie większe niż wynikałoby to z takich prostych przeliczeń.

Po trzecie, w samochodach na znaczeniu będzie zyskiwało oprogramowanie, a pod tym względem Europa znacznie ustępuje Stanom Zjednoczonym. Jeżeli o atrakcyjności auta będą decydowały aplikacje i system operacyjny, to Dolina Krzemowa szybko prześcignie Bawarię. Baterie z Azji i oprogramowanie z Ameryki mogą wstrząsnąć europejskim sektorem.

Pytanie, które dziś zadają sobie europejscy decydenci, to czy rządy krajów UE i sama UE powinny mocno zaangażować się we wspieranie europejskich producentów, czyli tzw. aktywną politykę przemysłową? Nie chodzi o samo finansowanie badań, ale o wsparcie podatkowe, poluzowanie reguł antymonopolowych, aktywną politykę zamówień publicznych nakierowaną na konkretne cele przemysłowe. Teoretyczni taki kierunek wydaje się pożądany. Ale w praktyce będzie to bardzo trudne, bo będzie trzeba naruszyć wiele reguł konkurencji, dotychczas uznawanych za filary jednolitego rynku. Jeżeli rządy zaczną wspierać konkretne firmy, wówczas otworzy się worek z przeróżnymi pomysłami na to, kto potrzebuje wsparcia. Europa stoi więc przed trudnymi wyzwaniami. Ale warto pamiętać, że w dziedzinie tradycyjnych samochodów w XX wieku kraje europejskie też były naśladowcami a nie liderami zmiany technologicznej (przynajmniej jako producenci pojazdów na masową skalę, bo sam silnik pierwsi wymyślili Niemcy). I naśladowanie wyszło im bardzo dobrze. Teraz powinno być podobnie, nie ma powodu, by nadmiernie obawiać się o zdolność technologiczną Europy do konkurowania. Największe mogą być jak zwykle wyzwania polityczne.

*Akumulatory litowo-jonowe wykorzystywane są nie tylko w motoryzacji, ale w danych o handlu zagranicznym nie ma rozróżnienia na przeznaczenie akumulatorów. Nie ma natomiast wątpliwości, że w tej dziedzinie Europa generalnie ustępuje Azji. 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Ile mogą kosztować Polskę i Europę amerykańskie cła na samochody

Istnieje ryzyko, że wojna handlowa prowadzona przez USA dotknie wkrótce bezpośrednio Unię Europejską. Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował wczoraj badanie, które pokazuje, jak rozłożą się między kraje koszty związane z ewentualnymi cłami na sprzedaż towarów do USA. Polska należy do krajów … najmniej dotkniętych ewentualnymi amerykańskimi cłami. Choć trzeba pamiętać, że to badanie nie szacuje wielu istotnych efektów związanych z wojną handlową.

Ekonomiści MFW szacują, że 25 proc. cło na import samochodów i części do Stanów Zjednoczonych zaaplikowane łącznie dla wszystkich krajów świata obniżyłoby PKB Unii Europejskiej w krótkim okresie o 0,1 proc. Gdyby cła były nałożone tylko na UE, efekt byłby większy, choć nie dużo większy. Najbardziej dotknięte spośród krajów UE byłyby Niemcy, a później kolejno – Szwecja, Słowacja, Czechy, Włochy, Wielka Brytania, Belgia, Słowenia i Węgry. W tym szacunku Polska nawet nie jest wymieniana, jest daleko na liście.

Autorzy szacują też, jaki byłby efekt nałożenia ogólnego cła na cały import do USA w wysokości 5 proc. Wpływ na PKB UE wyniósłby -0,2 proc., a Polska znajduje się na … 19. miejscu wśród krajów UE pod względem siły wpływu.

Jeden z wielu powodów tej relatywnie niskiej ekspozycji jest taki, że Polska ma niższy od krajów rozwiniętych wkład własnej wartości dodanej do ogólnej wartości produkcji w branży motoryzacyjnej (i innych branżach). Na przykład, w ogólnej wartości polskiego eksportu samochodów i części, wartość dodana wytworzona w Polsce to ok. 48 proc., podczas gdy we Włoszech czy Niemczech jest to znacznie ponad 60 proc. Tłumacząc obrazowo i w dużym uproszczeniu te obliczenia, ze 100 euro wydanych na elementy aluminium, energię i wynajem hal, my wytwarzamy towar o wartości na poziomie niecałych 200 euro i wysyłamy dalej, a producenci włoscy czy niemieccy z tej samego wkładu tworzą towary o wartości zbliżonej do 300 euro. Więc te kraje rozwinięte tracą więcej w PKB (czyli wartości dodanej) niż Polska w warunkach negatywnego wstrząsu popytowego.

Te analizy są w pewnym sensie dla perspektyw polskiej gospodarki pocieszające. Polecam zresztą tę analizę nie tylko dlatego, że parę razy znajduje się w niej słowo „Polska”, ale przede wszystkim dlatego, że ciekawie pokazuje, jak wstrząsy popytowe rozchodzą się po łańcuchu dostaw między różnymi krajami.

Ale autorzy przyznają, że wielu pośrednich efektów wojny handlowej nie szacują – m.in. efektów obniżenia zaufania w gospodarce, co przełożyłoby się na inwestycje. Sądzę więc, że finalnie efekt ewentualnych amerykańskich ceł byłby istotnie wyższy niż wspomniane dziesiąte części punktu procentowego. Choć nie powinien być to sam w sobie cios, który doprowadzi europejską gospodarkę do recesji.

Wpływ 25 proc. cła na import samochodów i części do USA. Środkowy panel pokazuje wpływ na PKB poszczególnych krajów, w proc.
Autor: Ignacy Morawski

Analiza MFW : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Motoryzacja odpala silniki na nowo

Pisałem w zeszłym tygodniu o tym, że europejski przemysł samochodowy może powoli wychodzić z dołka wywołanego zamieszaniem po zmianie regulacji emisyjnych. Dane z polskiego przemysłu mogą potwierdzać tę obserwację. A że w Polsce produkuje się ok. 12 proc. części samochodowych sprzedawanych w Europie (pod względem wartości), sygnały z naszego sektora przetwórczego mogą być istotne. Możliwe, że europejski przemysł najgorsze ma za sobą.

Produkcja przemysłowa wzrosła w Polsce w lutym o 6,9 proc. rok do roku, czyli wyraźnie powyżej prognoz. Pierwszy raz od połowy zeszłego roku trend produkcji, mierzony średnią dynamiką trzymiesięczną, wzrósł, co widać na wykresie poniżej. A odpowiedzialny za to był m.in. wzrost produkcji pojazdów i części (9,7 proc.), który był najwyższy od 15 miesięcy. Wysokie były też wzrosty w branżach mocno cyklicznych, takich jak chemiczna i tworzywowa. Ekonomiści mBanku danych z przemysłu mocno podnieśli prognozę dla polskiej gospodarki, ich zdaniem wzrost PKB w tym roku ma wynieść 4,5 proc. To potwierdza, że dane za pierwsze miesiące roku mocno zaskoczyły rynek in plus. Po załamaniu produkcji w Niemczech w drugiej połowie 2019 r., wydawało się, że dynamizm polskiej gospodarki też musi się obniżyć. Ale na razie dane nic takiego nie pokazują. Choć istotne dla oceny sytuacji w gospodarce będą też dzisiejsze dane z budownictwa, to ten sektor bowiem mocno ciągnął gospodarkę w górę w zeszłym roku, a w styczniu wykazywał wyraźne oznaki słabości.

Środowe dane pokazują też, jak mocno rozjechała się produkcja ze wskazaniami indeksu PMI, uznanego za jeden z lepszych indeksów koniunktury. PMI od wielu miesięcy dołuje, a produkcja trzyma się mocno. Analitycy stawiają różne hipotezy na temat tej rozbieżności, pojawiają się m.in. opinie, że mocniejsze dostosowanie polskiej produkcji w dół może nastąpić w kolejnych miesiącach. Ale najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie to po prostu pogorszenie jakości indeksu PMI, którego reprezentatywność pogorszyła się w ostatnich latach.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o produkcji sprzedanej przemysłu: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Samochodowe ożywienie w Niemczech po wielu miesiącach spadków
Dziś kontynuuję temat kondycji przemysłu na świecie, ponieważ napływa wiele ciekawych danych. Szczególnie z Niemiec. Dane o produkcji w tym kraju okazały się fatalne i doprowadziły niektórych ekonomistów do rewizji w dół prognoz dla niemieckiej gospodarki. Ale, podobnie jak wczoraj, zwracam uwagę, że są to dane za styczeń. Dane za luty pokazują już na przykład bardzo wyraźne odbicie w produkcji samochodów, wspierane normalizacją na rynku motoryzacyjnym po spadkach sprzedaży wywołanych zmianami regulacji emisyjnych.

W styczniu niemiecka produkcja przemysłowa spadła o 0,8 proc. w stosunku do grudnia, podczas gdy rynek oczekiwał wzrostu o 0,5 proc. Niektóre banki, jak Barclays (cytowany przez Financial Times) obniżyły przez to swoje prognozy dla niemieckiej gospodarki na pierwszy kwartał roku. Ale inni ekonomiści zwracają uwagę, że dane są pod bardzo mocnym wpływem spadku produkcji samochodów, który mógł być w dużej mierze przejściowy.

I rzeczywiście, dane od producentów pokazują, że w lutym produkcja samochodów bardzo mocno odbiła – w stosunku do stycznia wzrosła aż o 20 proc., czyli dwukrotnie więcej niż średnia zmiana między styczniem a lutym w ostatnich latach (są to dane nieodsezonowane, ale porównanie z analogiczną zmianą w poprzednich latach pokazuje istotność wzrostu).

Co więcej, dane o rejestracjach samochodów pokazują, że w ostatnich dwóch miesiącach wróciły one do długookresowego trendu wzrostowego, po kilku miesiącach spadków związanych z nowymi regulacjami emisyjnymi i zmianą oferty. Pokazuję to na wykresie poniżej.

Wniosek? W niemieckiej gospodarce nie jest tak źle, jak sugerują dane za styczeń. Nie znaczy to, że jest dobrze i że wzrost gospodarczy powrócił do poziomu sprzed 2018 r. Ale mamy kolejne sygnały ubijania dna przez cykl gospodarczy. 

Autor: Ignacy Morawski

Dane źródłowe o rejestracjach samochodów w Niemczech: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Zaskakujące ożywienie eksportu we wszystkich krajach Europy Środkowej

Ciekawe zjawisko. We wszystkich krajach Europy Środkowej, z których mamy dane, eksport towarów w czwartym kwartale 2018 r. wyraźnie przyspieszył. Dotyczy to Polski, Czech i Węgier. Region okazuje się dość odporny na spowolnienie w światowym handlu, mimo że jest mocno uzależniony od Niemiec, gdzie eksport wyraźnie zwalniał. To może być przyczynek do tezy, że na razie negatywne zjawiska obserwowane w gospodarce nie rozprzestrzeniają się z siłą powodzi – jest wiele wysp odpornych na tendencje recesyjne.

W Polsce eksport towarów wzrósł w czwartym kwartale aż o 6,7 proc. rok do roku (na podstawie danych odsezonowanych z tzw. rachunków narodowych – wszystkie dane do pobrania pod linkiem poniżej), ale najwyższy wzrost zanotowały Węgry, aż o 6,9 proc. W Czechach wzrost wyniósł 4,9 proc. We wszystkich przypadkach dynamiki w czwartym kwartale były wyższe niż w trzecim kwartale. W tym samym okresie niemiecki eksport spadł o 0,3 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 1,1 proc. w trzecim kwartale, co oznaczało pierwszy spadek od … 2009 r.

Dobre dynamiki eksportu w regionie to m.in. efekt otwierania nowych fabryk. Na przykład, na Węgrzech Audi otworzyło w zeszłym roku dużą fabrykę modelu A3. Ale warto też dostrzec, że generalnie Niemcy nie ograniczają tak importu jak spada im eksport. Niemiecki import rośnie słabiej, ale nie jest to recesja – w czwartym kwartale wzrost wyniósł 3 proc., wobec 4,4 proc. w trzecim kwartale.

Jak na razie zatem do Polski i regionu nie docierają bardzo mocne wstrząsy ze światowej gospodarki.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o eksporcie wszystkich krajów UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Testy spalinowe mogły spalić europejską koniunkturę

W europejskiej gospodarce obserwujemy ewidentne spowolnienie, nie jest wykluczone, że niektóre duże kraje mogą doświadczyć technicznej recesji. Wyjaśnienie natury i przyczyn tego spowolnienia może pozwolić lepiej zrozumieć możliwe przyszłe trajektorie cyklu koniunktury. Wciąż więcej jest argumentów przemawiających za relatywnie łagodnym scenariuszem.

Przyczyny osłabienia przemysłowego

Wiele wskazuje, że jedną z ważnych przyczyn osłabienia przemysłowego w Europie jesienią 2018 r., widocznego we wskaźnikach PMI i dynamikach produkcji w dużych krajach, mogło być powolne dostosowanie rynku motoryzacyjnego do nowych norm testów spalinowych w samochodach osobowych. Przypomnę, że wszystkie nowe samochody sprzedawane od września 2018 r. muszą przechodzić testy spalania i emisji w nowych warunkach. Prowadzi to m.in. do bardziej wiarygodnych informacji dotyczących spalania paliwa przekazywanych klientom oraz ostrzejszej kontroli norm emisji. Czyżby rynek miał problemy z płynnym przejściem na nowe normy? Jak widać na wykresie poniżej, dynamika rejestracji nowych pojazdów na największych rynkach w Europie wyraźnie obniżyła się od września. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na dwa zjawiska. Po pierwsze, po oczywistych dużych wahaniach na przełomie sierpnia i września, rynek utrzymał ujemną dynamikę do listopada lub nawet grudnia, czyli dość długo. Po drugie, w Niemczech i Francji, na dwóch największych rynkach strefy euro, trend od września jest wyraźnie inny niż przed wrześniem – spadki pod koniec roku nie mogą być wyjaśniane powolnym pogarszaniem się popytu konsumentów na samochody, ponieważ taki trend nie był widoczny wcześniej (co ciekawe, Polska jest jednym z krajów, gdzie dynamika rejestracji wróciła już ponad zero – ale nasz rynek w skali Europy mało waży).

Możliwe, że producenci mają większy problem ze spełnieniem wymogów konsumentów oraz norm emisyjnych w nowych warunkach testowych. Inna hipoteza to zmiana preferencji konsumentów po otrzymaniu nowych informacji o cechach pojazdów. Jak informują specjaliści z portali branżowych, dane o spalaniu paliwa w niektórych modelach mogły wzrosnąć nawet o ok. 30 proc. (!). Mogło mieć to przełożenie na zmiany preferencji, których producenci nie przewidzieli.

Dla europejskiej gospodarki jest to problem dość poważny, ponieważ motoryzacja to najważniejsza branża przemysłowa w Europie – odpowiada łącznie za ok. 1,5 proc. zatrudnienia, przy czym w Niemczech jest to aż 3 proc. Jest to branża mocno powiązana z innymi branżami w łańcuchach produkcji, m.in. z branżą chemiczną, czy tworzywową. Negatywne impulsy z motoryzacji mogą rozchodzić się po wielu segmentach sektora przemysłowego.

Plus w tej całej historii jest taki, że dostosowanie branży motoryzacyjnej do nowych norm powinno być mimo wszystko zjawiskiem relatywnie łagodnym i przejściowym. Nie jest to zjawisko takiej wagi jakim byłoby na przykład trwałe i wyraźne spowolnienie w Chinach. Jeżeli jest to istotny czynnik stojący za spowolnieniem przemysłu w Europie jesienią, to pewnie wkrótce powinniśmy zaobserwować poprawę nastrojów.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o rejestracji nowych samochodów: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna