Wielka Brytania płaci większą cenę za rozwód niż UE

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


Przed dwoma tygodniami wydawało się, że umowa rozwodowa między Unią Europejską a Wielką Brytanią ma szansę na akceptację w Izbie Gmin, co usunęłoby z pola widzenia jedno z ważniejszych ryzyk wiszących nad europejską gospodarką. Ale brytyjska polityka podążyła swoimi krętymi ścieżkami, które prowadzą w nieznanym kierunku i trudnym do śledzenia szlakiem. I płacą za to cenę.

Izba Gmin odrzuciła we wtorek umowę. Dziś i jutro będzie głosowała nad opcją wyjścia z UE bez umowy (tzw. hard-brexit, najgorszy scenariusz) lub wydłużeniem okresu negocjacji z Unią (na co będą musieli się zgodzić też przywódcy Unii; zażądają za to zapewne zapłaty). Teraz możliwych jest wiele scenariuszy – od hard-brexitu po odłożenie procesu wyjścia na parę lat, lub nawet powtórne referendum. Kluczowy fakt na ten moment jest taki, że ryzyko hard-brexitu jest wciąż niskie. Brytyjscy analitycy (np. Charles Grant z Center for European Reform) oceniają je na ok. 10 proc. Ale proces decyzyjny będzie trwał wiele tygodni i będą turbulencje po drodze.

Tymczasem Wielka Brytania już płaci cenę za niepewność związaną z procesem wychodzenia z UE. Ostatnie dane pokazały, że inwestycje w czwartym kwartale obniżyły się o 0,5 proc. kwartał do kwartału i 1,4 proc. rok do roku. Wymowne jest porównanie dynamiki inwestycji w Wielkiej Brytanii i Niemiec. O ile Niemcy doświadczały w ostatnim roku wyraźnego spowolnienia gospodarczego, to inwestycje w tym kraju trzymały się całkiem stabilnie, a w czwartym kwartale nawet przyspieszyły. To pokazuje, że niemieckie firmy traktują spowolnienie jako zjawisko przejściowe i niegroźne. W Wielkiej Brytanii tymczasem inwestycje bardzo mocno się obniżyły. Firmy boją się inwestować, ponieważ nie znają warunków, w jakich przyjdzie im funkcjonować po wyjściu kraju z UE. Im bliżej faktycznej daty wyjścia, tym większa niechęć do inwestowania. Dlatego odłożenie brexitu wcale nie musi być dla tego kraju dobrym wyjściem, przedłuży bowiem tylko okres niepewności.

Wiele ryzyk wiszących teraz nad światową gospodarką ma zero-jedynkowy charakter. Albo się zmaterializują w 100 proc., albo nie. Bez twardego brexitu i bez nasilenia wojny handlowej, światowa gospodarka powinna spokojnie rosnąć. Ale pewności co do ostatecznych rozstrzygnięć nie ma.

Autor: Ignacy Morawski


Dane źródłowe o inwestycjach w Niemczech, Wielkiej Brytanii oraz pozostałych krajach UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Inwestycje publiczne już nie ochronią polskiej koniunktury

Przez ostatni rok buforem bezpieczeństwa amortyzującym wstrząsy nadchodzące do Polski z Niemiec były inwestycje publiczne – pierwsza naprawdę duża fala inwestycji finansowanych w nowej perspektywie finansowej. Pozwoliła ona utrzymać Polsce ponad 5-procentowe tempo wzrostu gospodarczego, mimo że wzrost w Niemczech wyraźnie zwolnił. Teraz ten bufor traci swoją moc, co pokazuję na wykresie na dole.

Najciekawsze z piątkowej serii danych ekonomicznych z gospodarki za grudzień były właśnie te o produkcji budowlanej, a szczególnie o segmencie infrastrukturalnym. Wartość robót zrealizowanych przez przedsiębiorstwa zajmujące się obiektami inżynierii lądowej i wodnej wzrosła w grudniu o 11,4 proc. rok do roku, najmniej od maja 2017 r. Dynamika jest wciąż solidna, nie ma co narzekać, ale widać spowolnienie i oznacza ono niewątpliwie, że inwestycje publiczne będą już w tym roku słabszym wsparciem dla wzrostu PKB niż w minionym roku. Mowa oczywiście o efekcie dynamicznym. Sama wartość inwestycji będzie wysoka ze względu na realizację kontraktów finansowanych z UE, ale przyrost tych inwestycji nie zapewni już tak dużego wkładu do przyrostu PKB. To wzmacnia moje przekonanie, że wzrost PKB z niedawnych 5 proc. relatywnie szybko „zjedzie” do ok. 3 proc.

W piątkowych danych GUS było więcej ciekawych informacji. Produkcja przemysłowa spowolniła do 2,8 proc. rok do roku w grudniu, wobec 4,7 proc. w listopadzie, co pokazuje, że polski przemysł reaguje na spowolnienie w Niemczech, ale nie jeden do jednego – u nas spowolnienie jest łagodniejsze (o przyczynach pisałem w piątek). Wolniej rosną też wynagrodzenia i zatrudnienie – rynek pracy dostosowuje się do zwalniającego popytu. Choć widać, że płace są mniej wrażliwe na słabszą dynamikę popytu niż zatrudnienie i to będzie zapewne cechowało cały 2019 rok. Firmy muszą się szykować na wzrost jednostkowych kosztów pracy, czyli wzrost relacji kosztów płacowych do przychodów. To nie będzie dla nich łatwy rok.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji bazowej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Coraz więcej piwa, stagnacja w produkcji wódki

Jako, że dziś wypada piątek to postanowiliśmy przyjrzeć się statystykom dotyczącym produkcji alkoholu w Polsce. Długoterminowa tendencja jest taka, że produkuje się więcej piwa, a mniej wódki. W  produkcji obu trunków pozostajemy w europejskiej elicie.

Produkcja piwa rośnie…

W 2018 polskie browary wyprodukują najprawdopodobniej nieznacznie ponad 40 milionów hektolitrów, a więc aż 4 miliardy litrów piwa.  Rynek piwa w Polsce jest już więc rynkiem dużym, dojrzałym.  Nie ma miejsca ani perspektyw na silne wzrosty. Dość powiedzieć, że konsumpcja pozostaje na podobnym poziomie od ponad 5 lat.  Stąd też browary wysyłają coraz więcej piwa na eksport – w 2017 roku było to aż 3,3 mln hektolitrów. Eksport również szybko rośnie – średnio w dwucyfrowym tempie. Głównymi odbiorcami polskich browarów pozostają kraje UE, ale też Stany Zjednoczone czy Korea Południowa.

Polska jest również trzecim największym producentem piwa w Europie (za Niemcami i Wielką Brytanią). Chociaż produkcja jest skoncentrowana wśród trzech największych koncernów (Kompania Piwowarska, Grupa Żywiec, Carlsberg), które mają aż  80 proc. rynku, to moce produkcyjne małych browarów istotnie wzrosły w ostatnich latach.

Branża piwna generalnie cechuje się wyższym poziomem zysków niż przeciętnie w przetwórstwie spożywczym. Według IERiGZ rentowność netto branży piwowarskiej wynosi między 7-15 proc., gdy średnio w przemyśle spożywczym jest to ok. 4-5 proc.

… a produkcja wódki pozostaje w stagnacji

W przypadku mocniejszych alkoholi sytuacja jest z kolei mniej pozytywna. Produkcja od 2014 roku utrzymuje się na mniej więcej podobnym poziomie – ok. 100 mln litrów. Taka wielkość produkcji daje nam pierwsze miejsce w UE oraz czwarte na świecie. Wyprzedzają nas tylko Rosja, Ukraina i USA.

Główną przyczyną niższej niż wcześniej produkcji jest, poza zmianami gustów konsumentów, wprowadzona od 2014 roku nowa, wyższa o 15 punktów proc. stawka akcyzy na mocne alkohole. Zwiększyła ona ceny wódek w sklepach, co doprowadziło w konsekwencji do mniejszego jej spożycia.  Skokowy wzrost akcyzy doprowadził do zaburzeń w wielkości produkcji – pod koniec 2013 roku wzrosła ona o ok. 20 proc. aby na początku 2014 spaść również o 20 proc. w porównaniu do przeciętnej produkcji w tych okresach.

Polski rynek mocnych alkoholi również jest już nasycony. Na przestrzeni lat zmieniła się też kultura picia alkoholu. Spożycie alkoholu może i ilościowo nie spada, ale zmienia się struktura – w kierunku wódek smakowych, o niższej zawartości alkoholu. Z drugiej strony coraz więcej osób pije mniej, ale lepsze bardziej ekskluzywne trunki. Dlatego również i ta branża wiąże nadzieje z dalszym wzrostem eksportu i specjalizacją. Już teraz około 20 proc. produkcji idzie na eksport. Nadal brakuje jednak spójnej marki i strategii promocji polskiej wódki za granicą.


Dokładne dane dotyczące produkcji alkoholu w Polsce znajdują się w naszej hurtowni danych:  LINK

Autor: Kamil Pastor, analityk SpotData

Koniec boomu na rynku pracy

Dawno dane z rynku pracy nie zaskoczyły tak negatywnie. Zatrudnienie i wynagrodzenia wciąż rosną, ale znacznie wolniej od prognoz. To może być sygnał spowolnienia gospodarki.

Pozornie dane o zatrudnieniu i wynagrodzeniach wciąż są doskonałe. Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło we wrześniu o 3,2 proc. rok do roku, zamiast oczekiwanych 3,4 proc. Przeciętne wynagrodzenie wzrosło o 6,7 proc. wobec oczekiwanych 7,1 proc. Różnice z prognozami nie wydają się duże. Ale to są akurat wskaźniki, przy których większe pomyłki zdarzają się rzadko.  Wystarczy wspomnieć, że od 2011 tylko cztery razy miesięczne dane z rynku pracy zaskakiwały bardziej negatywnie niż te ostatnie. Wynika tak z indeksu zaskoczeń dla rynku pracy SpotData mierzącego różnice między prognozami w ankiecie Bloomberga a finalnymi odczytami płac i zatrudnienia.

W przeszłości takie odwrócenie trendu w dynamice zatrudnienia, jakie obserwujemy dziś, sygnalizowało kłopoty. Ręka w rękę z zatrudnieniem podążały zwykle w przeszłości inwestycje, ponieważ decyzje o zatrudnianiu i inwestowaniu są podejmowane przez firmy w tych samych okolicznościach. Okresy boomu inwestycyjnego praktycznie zawsze związane były z szybciej rosnącym zatrudnieniem, a te z kryzysami inwestycyjnymi ze spadającym zatrudnieniem. Obecnie spadające zatrudnienie może więc oznaczać, że w najbliższych miesiącach nie ma co liczyć na znaczący wzrost inwestycji.

Wprawdzie nic nie wskazuje, by w gospodarce gościły tendencje recesyjne, ale spowolnienie wzrostu gospodarczego z 5 do 3-4 proc w ciągu paru kwartałów jest jak najbardziej możliwe.

Ale warto też zwrócić uwagę na wskaźniki, które łagodzą negatywny wydźwięk danych z rynku pracy. Możliwe, że firmom coraz bardziej doskwierają braki wolnej siły roboczej – zatrudnienie zwalnia, bo pracowników chętnych do podjęcia nowej pracy jest coraz mniej. Problem zatem może dotyczyć nie tyle popytu, co podaży pracy. Widać to na przykład po deklaracjach firm odnośnie zatrudnienia. W przeciwieństwie do historycznych epizodów spowolnienia gospodarki, tym razem deklarowana chęć zatrudniania jest wciąż wysoka. Tezę tę wspierają również wyniki ankiety NBP mierzącej oczekiwania przedsiębiorstw odnośnie przyszłego zatrudnienia, które cały czas pozostają na bardzo wysokich poziomach i nie sugerują zmiany nastrojów przedsiębiorców.

Inny czynnik, który może łagodzić negatywny wydźwięk danych z rynku pracy to imigracja. Wiadomo, że imigrantów przybywa, widać to chociażby po statystykach dotyczących liczby cudzoziemców ubezpieczonych w ZUS – jest ich już ponad pół miliona i przybywa w tempie ponad 40 proc. rocznie. Kłopot w tym, że nie wszyscy imigranci są w uwzględniani w statystykach dotyczących zatrudnienia. W Polsce jest kłopot z dokładnymi danymi dotyczącymi liczby pracujących osób zza granicy i nie można wykluczyć, że może to istotnie zaburzać dane o zatrudnieniu.

Kamil Pastor, Ignacy Morawski, SpotData

Idzie spowolnienie, ale nie załamanie koniunktury

Wzrost gospodarczy w Polsce przejdzie z wysokiej na niższą, lecz stabilną ścieżkę. Brakuje podstaw, by wystąpiło znaczące tąpnięcie.

We wrześniu konsens prognoz wzrostu gospodarczego największych polskich banków na 2018 i 2019 r. przestał rosnąć. Obecnie zdaniem ekonomistów bankowych PKB w tym roku wzrośnie o 4,7 proc., a w kolejnym o 3,9 proc. Od początku roku prognozy na oba okresy rosły, stabilizując się na wcześniej wspomnianych poziomach. Stabilizację tę sugerują zarówno ekonomiści rynkowi, jak też z NBP (projekcja PKB) oraz rządu (projekt budżetu na rok 2019). Wynika tak z jednego z 10 cyklicznych raportów SpotData Research pozwalających na dostrzeganie bieżących tendencji rynkowych. Uwzględnienie medianowych prognoz największych instytucji finansowych (a nie pojedynczych, pochodzących choćby od najlepszych prognostów) ma tę zaletę, że można zagregować całą wiedzę rynkową. Prognoza taka jest prawie zawsze lepsza niż ocena pojedynczego ekonomisty. Dość powiedzieć, że bardzo mało jest ekonomistów, których prognozy systematycznie biją konsens rynkowy.

Koniec wzrostów prognoz

Pojawia się więc kluczowe pytanie: dlaczego prognozy ekonomistów przestały rosnąć? Krótka odpowiedź może brzmieć: cykliczne schodzenie z koniunkturalnej górki, niższe inwestycje oraz zamówienia eksportowe. Z jednej strony szczyt koniunktury już za nami, a z drugiej strony odczuwamy wpływ spowolnienia dotykającego strefę euro, czyli naszego największego partnera handlowego (ponad 70 proc. wymiany handlowej). Stąd też nie powinno dziwić spowolnienie dynamiki polskiego eksportu do ok. 10 proc. w lipcu czy produkcji przemysłowej do 4,9 proc. w sierpniu. Gorsze wieści płyną również z rynku pracy — chociaż zatrudnienie cały czas rośnie, to tempo tego wzrostu jest o wiele słabsze niż w 2016 czy 2017 r. Dość powiedzieć, że w sierpniu wzrost zatrudnienia wyniósł w ujęciu rok do roku tylko 3,4 proc. zamiast oczekiwanych przez prognostów 3,5 proc. Ma to o tyle znaczenie, że błędy prognoz w przypadku tego wskaźnika zdarzają się bardzo rzadko i mogą świadczyć o problemach z podażą pracy.

Brak wolnej siły roboczej będzie coraz bardziej ciążyć gospodarce i nie pozwoli na osiąganie tak wysokich jak dotychczas dynamik wzrostu. Od kilku miesięcy negatywnie zaskakują również dane dotyczące wzrostu wynagrodzeń, który to ustabilizował się na poziomie ok. 7-8 proc. Mimo to, sytuacja gospodarcza w kraju jest wciąż bardzo dobra. Głównym koniem pociągowym pozostaje konsumpcja napędzana właśnie niskim bezrobociem i relatywnie wysokim wzrostem płac. Drugim „silnikiem” polskiej gospodarki pozostaje budownictwo — zarówno mieszkaniowe, jak i infrastrukturalne (tu warto podkreślić bardzo wysokie wzrosty inwestycji JST). To właśnie tym dwóm obszarom zawdzięczamy i zawdzięczać będziemy prawdopodobne łagodne schodzenie, a nie szybki spadek gospodarczy.

Nie grozi nam tąpnięcie

Ktoś dociekliwy mógłby zapytać o ryzyko realizacji powyższych prognoz. Można postawić tezę, znajdującą mocne uzasadnienie w danych, że polska gospodarka pozostaje bardzo stabilna. Brakuje obszarów, które mogłyby doprowadzić do nagłego kryzysu. Zagrozić prognozom mogłyby tylko czarne łabędzie — mało prawdopodobne,ale drastyczne w skutkach wydarzenia, na które często nie ma się wpływu. Dług publiczny pozostaje na bezpiecznych poziomach, deficyt budżetowy zarówno obecny, jak i planowany na 2019 r. ma pozostać relatywnie niski (pomimo jednego z najwyższych w Europie deficytów strukturalnych!), na rachunku bieżącym mamy równowagę, a akcja kredytowa rośnie powoli. Jesteśmy więc zabezpieczeni, na tyle ile jest to możliwe, przed globalnymi procesami takimi jak podnoszenie stóp procentowych w USA czy nasilająca się wojna handlowa między USA a UE.

Stabilna pozostaje również inflacja, która zgodnie z konsensusem prognoz SpotData czy projekcją inflacji NBP ma pozostać poniżej celu do 2020 r. Tłumaczy to też stanowisko RPP o braku podstaw do podwyżek stóp procentowych. O ile więc Rada nie rozpocznie prowadzenia „alternatywnej polityki pieniężnej” polegającej np. na skupie obligacji korporacyjnych (tak jak chcieliby niektórzy jej członkowie), to o stabilność z jej strony można być spokojnym. Raport, na podstawie którego przygotowano ten tekst, jest częścią cyklicznych opracowań analitycznych pozwalających na zarządzanie szansami i ryzykiem biznesowym. Oferowany jest dostęp do danych opisujących środowisko,w którym operuje biznes. SpotData przygotowuje m. in. monitoring i prognozy gospodarcze dla krajów CEE, analizę niewypłacalności spółek czy handlu zagranicznego według branż przemysłu.

Autorzy: Kamil Pastor i Michał Zaborski, analitycy SpotData

Szybki szacunek PKB dla Polski wskazuje na utrzymanie wysokiej dynamiki wzrostu

Dzisiaj Główny Urząd Statystyczny opublikował szybki szacunek PKB Polski za I kwartał 2018 roku. Wynika z niego, że gospodarka utrzymała bardzo wysokie tempo wzrostu z poprzednich kwartałów – PKB niewyrównane sezonowo wzrosło w porównaniu z zeszłym rokiem o 5,1 proc., a po uwzględnieniu czynników sezonowych w tempie 4,9 proc. Ekonomiści przewidywali wprawdzie, że tempo wzrostu w pierwszym kwartale będzie wysokie, ale nie aż tak – konsensus prognoz wynosił 4,8 proc.

Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę, że są to dopiero pierwsze dane o PKB i poddawane będą wielu rewizjom. Nie należy się więc do nich mocno przywiązywać. Przykładowo, w połowie kwietnia GUS zrewidował dane o rachunkach narodowych za ubiegłe osiem kwartałów dwóch poprzednich lat obniżając dynamikę inwestycji z 5,2 do 3,4 proc. Zakres niepewności dotyczącej szacunków PKB jest doskonale widoczny na wykresach wachlarzowych NBP.  Poniższy wykres, pochodzący z ostatniej, marcowej projekcji inflacji i PKB, przedstawia historyczną i prognozowaną dynamikę PKB. Wynika z niego, że 90 proc. procentowy przedział ufności dla danych z 2015 roku (czyli trzech lat temu) i tak wynosi około 1 punktu procentowego. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, ale pozwala na wyciągnięcie wniosków o skali zjawiska.

Zakładając jednak poprawność obecnych odczytów, należałoby zastanowić się nad przyczynami rozbieżności między prognozami a danymi GUSu. Pierwszą z przyczyn może być nieznaczne przyśpieszenie i tak szybko rosnącej branży budowlanej. W pierwszym kwartale produkcja budowlana była aż 28 proc. wyższa w ujęciu nominalnym niż rok temu. Zwiastować to może przyspieszenie w inwestycjach infrastrukturalnych (publicznych), a w mniejszym stopniu również w inwestycjach przedsiębiorstw. Dodatkowo wydaje się, że silniej niż oczekiwano wcześniej wpłynie konsumpcja prywatna napędzana znakomitą sytuacją na rynku pracy (niskie bezrobocie i rosnące pensje) oraz zwiększonymi wydatkami socjalnymi ze strony państwa.

Ujemnie do PKB kontrybuował najprawdopodobniej eksport netto. Już od grudnia obserwować można osłabienie dynamiki polskiego eksportu. W marcu natomiast, zgodnie z danymi pochodzącymi z bilansu płatniczego, dynamika ta pierwszy raz od 2016 roku była ujemna. Główną przyczyną pogarszającego się eksportu netto jest spowolnienie w strefie euro, a przede wszystkim Niemczech (niższy popyt na nasze towary zmniejsza eksport) oraz dobra koniunktura w kraju (wysoki popyt inwestycyjny i konsumpcyjny wspiera import).

Osłabienie gospodarcze w Niemczech jest pewne. Poza dostępnymi już wcześniej informacjami o pogorszeniu tempa wzrostu produkcji przemysłowej i eksportu potwierdza je też najnowszy szacunek PKB. Dynamika wzrostu r/r w Niemczech okazała się być nawet niższa nie tylko od dynamiki z IV kwartału 2017 (2,3 proc.) ale też od prognoz – wyniosła 1,6 proc. przy oczekiwaniach na poziomie 1,8 proc. Pozytywnie zaskoczyły za to Węgry, a negatywnie Czechy i Rumunia. Jednak sytuacja u naszych partnerów z Grupy Wyszehradzkiej+ nie ma dużego przełożenia na polską gospodarkę. Można jednak powiedzieć, że Polska w mniejszym stopniu odczuła pogorszenie się sytuacji gospodarczej w Niemczech ze względu na silniejszy niż u naszych południowych sąsiadów rynek wewnętrzny.

Wraz z wyższą dynamiką PKB nie idzie w parze inflacja. Potwierdzona przez GUS dynamika cen dóbr i usług konsumpcyjnych równa 1,6 proc. nie jest czymś czego można by oczekiwać przy pięcioprocentowym wzroście produkcji. Można częściowo to wytłumaczyć zażartą konkurencją w wielu branżach, obawą przed podwyżkami cen i jednoczesną ucieczką klientów. W połączeniu z nasilającymi się zatorami płatniczymi i kosztami pracy może oznaczać to poważne zagrożenie dla najmniejszych podmiotów, z których informacje najpóźniej spływają do GUSu. Niewykluczone, że sytuacja wśród dużych przedsiębiorstw jest znakomita, natomiast pogarsza się wśród tych mniejszych, o których na podstawie oficjalnych danych statystycznych nie wiemy zbyt dużo.

Nierozwiązana zagadka niskich inwestycji

Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy powstały dwie zagadki ekonomiczne, na które odpowiedź wcale nie jest trywialna. Od ponad dwóch lat ekonomiści szukają na nie odpowiedzi i gdy wydaje się, że już ją znaleźli okazuje się, że rozwiązania brak, a powstały tylko kolejne hipotezy.

  1. Dlaczego pomimo doskonałej koniunktury, granicznego wykorzystania mocy produkcyjnych  i rosnącego popytu zza granicy firmy prywatne nie inwestują?
  2. Dlaczego pomimo szybko rosnących wynagrodzeń, niedoboru pracowników oraz rosnącej sprzedaży detalicznej inflacja pozostaje niska?

W tym artykule postaramy się odpowiedzieć na pierwsze z tych dwóch pytań.

23 kwietnia 2018 roku Główny Urząd Statystyczny opublikował rewizję szacunków dotyczących PKB i jego składowych w ubiegłych latach. O ile średnie tempo wzrostu w 2017 roku nie pozostało bez zmian, to przyglądając się danym kwartalnym widoczne były pewne różnice. Zgodnie z najnowszymi danymi szczyt obecnego cyklu gospodarczego był już w III kwartale (dynamika równa 5,2% zamiast wcześniej raportowanych 4,9%), a w ostatnim kwartale dynamika r/r okazała się być niższa (4,9% zamiast 5,1%).

Za powstałe różnice praktycznie w całości odpowiadały inwestycje. Ich ścieżka w 2017 została spłaszczona, tzn. w I kwartale dynamika została podwyższona, a w IV obniżona. Spadek w ostatnim kwartale 2017 był znacząca – z 11,3% do nieco ponad 5%. Oznacza to, że nie mieliśmy jednak do czynienia z boomem inwestycyjnym pod koniec 2017 roku – zamiast raportowanym wcześniej 5,2% wzrostem skończyło się na 3,4%.

Ktoś bardziej dociekliwy mógłby zagłębić się w informację GUS na temat aktualizacji szacunków rachunków narodowych (link). Wyczytałby tam, że spadek inwestycji w IV kwartale wynikał głównie z przesunięć wydatków rządowych na uzbrojenie. Nie odpowiada to jednak na pytanie dlaczego zmieniane były dynamiki PKB nawet za 2016 rok. Wyjaśnienie tej kwestii można znaleźć w metodologii szacowania rachunków narodowych (link) – zmiany wynikają z zastąpienia wcześniejszych szacunków rzeczywistymi danymi. I tak, za najnowsze zmiany odpowiadają przede wszystkim nowe dane dotyczące wyników finansowych średnich i dużych firm. Ich aktywność w największym stopniu wpływa na dynamikę inwestycji przedsiębiorstw.  W roku wzrosły one nominalnie tylko o 4,4%, a też wzrost ten wynika w dużej mierze z faktu, iż rok 2016 zakończył się spadkiem inwestycji o ponad 10%. Mieliśmy więc do czynienia z niską bazą. Jasne jest więc, że obecny „boom inwestycyjny” jest o wiele słabszy niż np. ten z lat 2014-2016.

Jeszcze bliższe przyjrzenie się inwestycjom pozwala stwierdzić, że praktycznie za cały tegoroczny wzrost odpowiadają inwestycje publiczne związane z rozpoczęciem realizacji projektów infrastrukturalnych z perspektywy unijnej 2014-2020. Inwestycje te ruszyły pełną parą właśnie w czwartym kwartale 2017 roku. Istnieją solidne podstawy by sądzić, że w kolejnych kwartałach sektor publiczny utrzyma może nie aż tak wysoką, ale nadal zadowalającą dynamikę. Zagrożeniem pozostają tylko rosnące koszty materiałowe i pracownicze w budownictwie, które mogą spowodować, że powtórzy się scenariusz z roku 2012 – nastąpi fala upadłości firm budowlanych i co skończy się niepełną realizacją zaplanowanych projektów.

Wyłączając sektor publiczny, nakłady brutto na środki trwałe pozostają praktycznie na tym samym poziomie od początku 2016 roku. W 2017 wzrosły tylko o 1,6%. Jest to o tyle zaskakujące gdyż obecne ożywienie jest o wiele silniejsze niż w poprzednich latach. Niskie bezrobocie oraz  wzrost płac skutkują wyższą konsumpcją prywatną. Obecne zakłady produkcyjne pracują już na pełnych obrotach i przydałoby się ich ulepszenie bądź rozbudowa. Nasz główny partner handlowy – strefa euro – również ma się o wiele lepiej niż wcześniej co pozwala nam więcej eksportować.  Dlaczego więc, skoro powinno być tak dobrze, jest tak źle?

Poza pozytywnymi aspektami obecnego ożywienia gospodarczego warto zwrócić też uwagę na te mniej korzystne dla przedsiębiorstw. Wzrost wynagrodzeń i niskie bezrobocie oznaczają wyższe koszty oraz problemy z obsadzaniem wakatów. Niska inflacja oznacza, że nie można tych kosztów przerzucić na klientów. W wyniku tego spadają więc marże i zmniejsza się odsetek firm, które wypracowują zysk. Z powodów niskich marż coraz poważniejsze stają się problemy z płynnością finansową i zatorami płatniczymi. Dowodem na to może być rosnąca liczba restrukturyzacji i upadłości w ostatnich miesiącach. Gwoździem do trumny wydaje się być niestabilne środowisko regulacyjno-prawne. Bardziej restrykcyjne nastawienie fiskusa w stosunku do przedsiębiorstw (np. JPK, split-payment) powoduje, że zamrożenie środków w inwestycje wydaje się być dość ryzykowną decyzją.

Można wyróżnić trzy procesy, które najprawdopodobniej będą kształtować dynamikę inwestycji przedsiębiorstw w przyszłości:

  1. Ruszające inwestycje infrastrukturalne finansowane ze środków unijnych pociągną za sobą inwestycje firm prywatnych. Podobny efekt wystąpił w trakcie poprzedniej perspektywy unijnej i nie ma podstaw by sądzić, że nie wystąpi również i tym razem.
  2. Stabilizacja w sferze regulacyjnej może zmniejszyć niepewność w stosunku do przyszłości i wpłynąć na wzrost skłonności do inwestowania.
  3. Inwestycje w niektórych branżach (np. spożywczej) mogą okazać się niezbędne w celu dalszego przetrwania firm na rynku krajowym i europejskim. Odbywać się będzie więcej fuzji i przejęć, które będą miały na celu zoptymalizowanie ponoszonych kosztów jak i wyższe inwestycje na nowe zakłady produkcyjne i centra logistyczne.

Koniec końców, silnego wzrostu inwestycji przedsiębiorstw nie powinniśmy się spodziewać. Również dlatego, że faza ekspansji cyklu gospodarczego jest już za nami. W najbliższych kwartałach oczekiwać można w najlepszym wypadku spowolnienia tempa wzrostu, co nie sprzyja rozbudzaniu apetytów inwestycyjnych.

 

Wyższe zyski firm mogą je bodźcować do inwestycji

Są już pierwsze oznaki odbicia inwestycyjnego w gospodarce. Ale czy to będzie odbicie trwałe?

W czwartym kwartale inwestycje przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 49 osób wzrosły o ponad 12 procent rok do roku. Czy to trwałe odbicie i czy będzie ono szeroko zakrojone – obejmie większość branż, duże firmy, podmioty zarówno publiczne jak i prywatne?

Na razie ożywienie inwestycyjne jest widoczne w sektorze publicznym – w niektórych spółkach skarbu państwa oraz samorządach. Czekamy na sygnały, czy będzie ono również widoczne w sektorze prywatnym. Jednym z czynników, które powinny sprzyjać wyraźnemu ożywieniu inwestycji prywatnych jest poprawa wyników finansowych przedsiębiorstw. Jak widać na wykresie, ostatni rok był bardzo dobry pod względem wyników, a trend poprawy był utrzymany w czwartym kwartale. W przeszłości cykl inwestycyjny był skorelowany z cyklem wyników firm – kiedy firmy widzą rosnące zyski, dostrzegają też więcej szans inwestycyjnych.

Wzrost inwestycji przedsiębiorstw to dobry znak, bo tych inwestycji bardzo w Polsce brakowało. Jeżeli jest tak, że przedsiębiorstwa wchodzą w cykl inwestycyjny, to możemy w Polsce obserwować jeszcze bardzo długo bardzo wysoki wzrost gospodarczy – przekraczający 4 proc.

Ale solidny wzrost w czwartym kwartale zeszłego roku to jeszcze za mało by rozwiać wszystkie obawy o inwestycje w Polsce. Duży wpływ na wysoką dynamikę miała niska baza odniesienia oraz inwestycje w środki transportu (m.in. tabor kolejowy), które są finansowane ze środków publicznych – albo bezpośrednio, albo poprzez spółki skarbu państwa. Mamy też ożywienie w inwestycjach samorządowych, wiedzione cyklem wyborczym.

Ale kluczowe jest pytanie, czy prywatne firmy zaczynają szybciej rozbudowywać potencjał produkcyjny? Długookresowo dla rozwoju kluczowe są prywatne inwestycje w maszyny i urządzenia. Te są ograniczane przez presję na marże i płynność, ograniczenia w dostępności pracowników, dużą niepewność regulacyjną. Dopiero ten rok pokaże, na ile te czynniki trwale blokują ożywienie inwestycyjne.