Dlaczego metale i akcje reagują odmiennie na blokadę Chin

Restrykcje handlowe związane z epidemią wirusa w Chinach przybierają bardzo wysokie rozmiary, ewidentnie wpływające na bieżącą aktywność gospodarczą. Jednocześnie różne aktywa finansowe bardzo odmiennie reagują na ryzyko z tym związane i jest to zjawisko warte uwagi. Sądzę, że z cen różnych aktywów/towarów można wysnuć wniosek, że rynki wyceniają wyraźny wstrząs gospodarczy w krótkim okresie i brak większego wpływu tego wstrząsu na gospodarkę w średnim i długim okresie.  

Światowe łańcuchy dostaw przemysłowych doznały ewidentnego wstrząsu. Hyundai ogłosił, że przerywa produkcję samochodów w Korei. BP wskazuje, że dynamika popytu na ropę w tym roku będzie o połowę niższa. W Polsce LPP zasygnalizowało, że dostawy z Chin będą opóźnione. Od jednej z firm budowlanych usłyszałem wczoraj, że dostawy elementów stalowych z Chin mogą być opóźnione o kilka miesięcy.

Ten wstrząs jest widoczny w cenach metali, które są papierkiem lakmusowym koniunktury przemysłowej. Ceny miedzi w ciągu 10 dni spadły o 15 proc. i są na najniższym poziomie od końca grudnia 2018 r. Widać też odwrót od aktywów rynków wschodzących. Ale jednocześnie akcje na dużych płynnych rynkach są relatywnie stabilne. W ciągu 10 dni niemiecki DAX stracił zaledwie 2 proc. Porównanie tego indeksu z cenami miedzi widać na załączonym wykresie.

Ta dywergencja mówi nam wiele o tym, jak postrzegane są obecnie gospodarcze efekty restrykcji w transporcie i handlu.

Krótkookresowy wstrząs może być odczuwalny i widoczny w danych o PKB. Dlatego reagują ceny metali – one są wrażliwe na zmiany popytu i zapasów. Nikt nie gromadzi przecież miedzi po to, by sprzedaż ją za kilka lat lub wykorzystać jako zabezpieczenie emerytalne. Na tym rynku krótki okres liczy się znacznie bardziej niż długi.

Ceny akcji zaś bardziej reagują na długookresowe perspektywy. Dla nich krótkookresowy wstrząs makroekonomiczny, który ma ewidentnie przejściowy charakter, nie powinien mieć teoretycznie znaczenia. Ludzie trzymają akcje, by zapewnić sobie dochód w dłuższym okresie (pomijam spekulację). Zrobię na moment dygresję, by pokazać, jak to działa. Gdy polska firma CD Projekt ogłosiła przełożenie o pół roku premiery gry Cyberpunk, na którą gracze czekają na całym świecie, ceny akcji początkowo spadły, by później szybko wrócić do trendu wzrostowego (nie podejmuję się tutaj oceny, czy ten trend jest uzasadniony). Przełożenie premiery oznacza niższe dochody w krótkim okresie, ale nie przekłada się na całą oczekiwaną ścieżkę dochodów. Podobnie jest z epidemią wirusa – dopóki nie przyjmie ona formy niszczycielskiej pandemii, to jej średnio i długookresowy wpływ na PKB, zyski spółek, modele biznesowe powinien być bliski zera. Zyski firm mogą spaść przez kilka miesięcy, a później wrócą do trendu.

Krótkookresowy wstrząs jest groźny wtedy, gdy zaczyna mieć długookresowe konsekwencje. W ekonomii nazywa się to efektem histerezy – kiedy szok przekłada się na potencjał rozwojowy. Firmy tracą płynność, upadają, zwalniają ludzi, obniżona zostaje jakość kapitału ludzkiego i innych miękkich zasobów gospodarki.

Na razie jednak inwestorzy ewidentnie oceniają, że epidemia nie ma w sobie potencjału by zaburzyć średnio i długookresowe perspektywy światowej gospodarki. Zobaczymy, co będzie dalej.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Kolejne sygnały ożywienia w światowym przemyśle w cieniu strachu przed efektami epidemii

Nadchodzą kolejne sygnały ożywienia w światowym przemyśle, znaki odwracającego się negatywnego trendu, który trwał niemal dwa lata. Jednocześnie rynek finansowy bardziej w tym momencie przejmuje się zaburzeniami w handlu wywołanymi epidemię koronawirusa. W Stanach Zjednoczonych kontrakty terminowe zaczynają wyceniać cięcia stóp procentowych.

Indeks PMI dla światowego przemysłu, mierzony przez Markit dla JP Morgan wzrósł w styczniu do najwyższego poziomu od dziewięciu miesięcy (50,4 pkt). Obecny poziom indeksy zbieżny jest ze wzrostem produkcji przemysłowej o ok. 1 proc. w ujęciu rocznym – widać to na wykresie poniżej. Bez szału, ale też bez recesji. To, co jest istotne, to że trend się odwrócił i weszliśmy w okres stopniowego ożywienia. Ważne jest też, że ożywienie widać we wskaźnikach nastrojów u producentów dóbr pośrednich. W poprzednich cyklach nastroje w tym segmencie wyprzedzały zmiany w innych obszarach gospodarki. Można mieć nadzieję, że tym razem stanie się podobnie.

Tego ożywienia jeszcze nie widać w Polsce, ponieważ tutaj indeks PMI dla przetwórstwa obniżył się w styczniu (o 0,6 pkt, do 47,4 pkt). Łatwo to jednak wyjaśnić – do Polski spowolnienie dotarło z opóźnieniem, to i odwrócenie trendu zacznie się później.

Jakby na przekór coraz lepszym nastrojom w przemyśle, rynek finansowy wycenia coraz gorszy scenariusz makroekonomiczny dla światowej gospodarki. W ostatnich dniach wzrosło prawdopodobieństwo obniżenia stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, wyceniane przez kontrakty terminowe. Wczoraj prawdopodobieństwo obniżki stóp przez Fed w pierwszym półroczu przekroczyło prawdopodobieństwo utrzymania ich bez zmian. To jasny sygnał, że inwestorzy obawiają się o stan gospodarki. Powodem jest oczywiście rozwijająca się w Chinach epidemia wirusowa, czy raczej związane z nią drastyczne obostrzenia w transporcie pasażerskim do tego kraju.

Co przeważy – mocniejszy popyt w przemyśle, czy wirus? Tego oczywiście nie wiemy. Ale wiemy, że wirus będzie najprawdopodobniej zjawiskiem przejściowym, a ożywienie – jeżeli się zacznie – może potrwać parę lat.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Nareszcie ścieżki Wielkiej Brytanii się klarują

Wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii ostatecznie przesądziły kwestię wyjścia tego kraju z Unii Europejskiej. W obecnej sytuacji jest to dobra wiadomość, która niweluje niepewność związaną z całym procesem brexitu i może potencjalnie nawet przyczynić się do ożywienia gospodarczego w Europie. Choć preferowałbym znacznie scenariusz pozostania WB w Unii, to wieczne przeciąganie liny i brak jednoznacznej decyzji mogły być czynnikiem obniżającym dynamikę inwestycji w Europie.

Z tego samego powodu entuzjastycznie  wyniki wyborów przyjął funt. Szybkie wyjście z UE jest dla gospodarki znacznie lepsze niż długotrwała niepewność.

Partia Konserwatywna zdobyła znaczącą przewagę w Izbie Gmin, wkrótce więc parlament przyjmie porozumienie wynegocjowane przez Borisa Johnsona (budujące na wynikach wcześniejszego porozumienia Theresy May). Wielka Brytania prawdopodobnie pod koniec stycznia 2020 r. wyjście z UE. Rozpocznie się dwuletni okres przejściowy, w czasie którego ma zostać wynegocjowane porozumienie handlowe. W okresie przejściowym zasady współpracy będą bardzo zbliżone do obecnego modelu członkostwa.

Kształt przyszłego porozumienia handlowego jest nieznany i będzie generował jakąś niepewność. Ale samo rozstrzygnięcie terminu brexitu oraz warunków przejściowych tego procesu jest dużym krokiem do przodu, niwelującym niepewność gospodarczą. To dlatego kurs funta wobec euro wzrósł do najwyższego poziomu od 2006 r.

W przyszłości Wielka Brytania prawdopodobnie otrzyma podobny status, co Kanada i Japonia – kraju z umową o wolnym handlu. Choć po doświadczeniach ostatnich trzech lat można spokojnie założyć, że okres przejściowy będzie trwał więcej niż dwa lata.

Kurs GBP/PLN – źródło: Bankier.pl

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Jerzy Osiatyński i inwestorzy detaliczni dostrzegli ważną zmianę w polskiej gospodarce

Dwie różne informacje z poniedziałku pokazują jedno istotne zjawisko makroekonomiczne w Polsce, które stanowi dość drastyczny przełom w porównaniu z trendami historycznymi i którego skutki na ten moment wciąż trudno ocenić. Pisałem o nim wielokrotnie, ale jest okazja przyjrzeć mu się ponownie. Chodzi o trwały spadek realnej stopy procentowej poniżej zera.

Członek Rady Polityki Pieniężnej Jerzy Osiatyński powiedział w wywiadzie dla agencji Bloomberg, że podwyżki stóp procentowych w Polsce są mało prawdopodobne, nawet gdy inflacja wzrośnie powyżej celu NBP. Realne stopy procentowe – jego zdaniem – będą przez lata utrzymywały się na ujemnym poziomie. Przypomnę, że teraz referencyjna stopa NBP skorygowana o inflację (przybliżenie realnej stopy procentowej) wynosi mniej więcej -1 proc., a cały rok zakończy się pod tym względem największym minusem w historii.

A jednocześnie dane Ministerstwa Finansów pokazały rekordową sprzedaż detalicznych obligacji skarbowych – w październiku sprzedano papiery za 1,975 mld zł, a w strukturze dominowały obligacje indeksowane inflacją i zapewniające w miarę bezpieczny realny zysk. Trzeba przyznać, że Ministerstwo Finansów jest dla oszczędzających wyjątkowo hojne, dając im możliwość super bezpiecznej inwestycji z realną dodatnią stopą zwrotu. Pokazuje to też, że inwestorzy są bardzo racjonalni i dostrzegają istotne zmiany gospodarcze.

Jeżeli spadek realnej stopy procentowej jest trwały, to pojawiają się trzy bardzo istotne pytania dotyczące reakcji gospodarki.

Po pierwsze, czy będzie to generowało wzrost popytu na bardziej ryzykowne aktywa? Teoretycznie powinno tak się stać. Jeżeli oszczędzający nie są w stanie zarobić na bezpiecznym inwestowaniu (pomińmy tutaj ofertę MF dla uproszczenia), powinni skierować swoją uwagę na aktywa innego rodzaju. A wycena tych aktywów powinna odzwierciedlać trwałą zmianę kosztu finansowania. I już to się dzieje. Widać to na rynku nieruchomości, gdzie ceny silnie rosną. Dobrze by jeszcze było, gdyby rynek kapitałowy oferował inwestorom możliwość transparentnych i zrozumiałych inwestycji w papiery wartościowe perspektywicznych przedsiębiorstw.

Pytanie to można też skierować w stronę przedsiębiorstw. Czy będą inwestowały więcej w aktywa trwałe, skoro realny zwrot z takich inwestycji powinien być w dynamicznie rosnącej gospodarce średnio rzecz biorąc wysoki, a koszt alternatywny spada? Wg klasycznej teorii firmy tak powinny się zachować. Ale wiemy też przecież, że klasyczne teorie nie zawsze się sprawdzają (tak jak każda teoria).

Po drugie, czy spadek realnej stopy procentowej doprowadzi do wzrostu czy spadku stopy oszczędzania Polaków (stopa oszczędzania to udział dochodu, który nie jest przeznaczany na konsumpcję)? Efekty mogą być dwojakie. Z jednej strony, wedle klasycznego spojrzenia, niska realna stopa procentowa powinna wspierać konsumpcję i deprecjonować oszczędzanie. Ale z drugiej strony, jeżeli gospodarstwa domowe muszą więcej oszczędzać na emeryturę i mają ustalony docelowy poziom dochodu z oszczędności, który chcą uzyskać, to mogą zwiększyć stopę oszczędzania w reakcji na spadek realnej stopy procentowej. Ekonomiści na świecie coraz częściej rozważają taką możliwość – że gospodarstwa domowe reagują w niestandardowy sposób na zmiany realnej stopy procentowej.

Wchodzimy w nową erę. Zobaczymy co przyniesie.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Pięć obserwacji po wyroku TSUE w sprawie kredytów frankowych

Oczekiwany z napięciem na rynku finansowym, w mediach i w dużej liczbie gospodarstw domowych wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie kredytów frankowych był w dużej mierze zgodny z oczekiwaniami dłużników. TSUE wydał wyrok dla nich korzystny. Rozkręca się zatem trend niekorzystnego dla banków orzecznictwa sądów.

Rynek miał ogromny problem, by dobrze zidentyfikować konsekwencje wyroku. Widać to było po potężnych wahaniach cen akcji banków na giełdzie, które raz traciły, raz zyskiwały (patrz wykres).

Ponieważ sprawa jest bardzo skomplikowana, postanowiłem uporządkować moje spojrzenie na temat w pięciu kluczowych punktach.

Po pierwsze, wyrok TSUE był ważny, ale nie był rewolucyjny. Rewolucyjna jest generalna zmiana trendu w orzecznictwie sądów, widoczna już od wielu miesięcy. Bank ING szacuje, że o ile do 2018 r. zdecydowaną większość sprawy wygrywały banki, o tyle w 2019 r. w orzeczeniach pierwszej instancji znacznie częściej wygrywali dłużnicy.  A w kwietniu zapadł przed Sądem Najwyższym przełomowy wyrok, w którym SN dopuścił możliwość przewalutowania kredytów indeksowanych po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu i zastosowanie do nich niskiej stawki LIBOR. W kraju dzieje się wiele ciekawszych rzeczy niż przed TSUE.

Po drugie, sam wyrok TSUE otwiera furtkę do anulowania niektórych umów kredytowych i z tego powodu jest korzystny dla dłużników. Wyrok wskazuje, że klienci mogą domagać się unieważnienia umowy kredytowej jeżeli znajduje się w niej nieuczciwy zapis, bez którego inne zapisy umowy nie mają sensu. Sąd nie może uzupełniać umowy by ratować bank przed gigantyczną stratą na danej umowie. W praktyce, jeżeli sąd uzna, że tabela kursów stosowana przez bank była nieuczciwa, wówczas upaść może cała umowa – sąd nie ma prawa wstawiać do umowy nowych zapisów, np. tabeli kursów NBP. Anulowanie umowy może być korzystne dla wielu dłużników, ale nie dla wszystkich. Anulowanie umowy jest też oczywiście bardzo kosztowne dla banków, bo przerzuca na nie cały koszt deprecjacji złotego w ostatnich latach.

Po trzecie, TSUE nie otworzył sądom furtki do opcji przewalutowania kredytu frankowego po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu i przy zastosowaniu stawki LIBOR. W tej sprawie (niewiążąca) opinia TSUE jest sprzeczna z tym, co zasądził niedawno polski Sąd Najwyższy. TSUE stwierdza, że zastosowanie opcji przewalutowania i zostawienia LIBORu może być niezgodne z polskim prawem, choć ocena pozostaje w gestii sądów krajowych. Wygląda na to, że TSUE zostawił sądom dwie opcje w sytuacji, gdy te dopatrzą się nieuczciwych zapisów w umowach i uznają, że bez tych zapisów umowa nie może istnieć: albo mogą one całkowicie anulować umowę, albo – jeżeli dłużnik tego chce – zostawić całą umowę w mocy.

Po czwarte, wyrok (i towarzyszący mu rozgłos) na pewno przyczyni się do wzrostu liczby spraw sądowych, ale nie da się określić w tym momencie, jak mocno wzrośnie odsetek spraw wygrywanych przez dłużników. Przede wszystkim, trzeba pamiętać, że w wielu sprawach sądy w ogóle nie dopatrywały się nieuczciwych zapisów w umowach – takich spraw wyroki Sądu Najwyższego czy TSUE w ogóle nie dotyczą. Nie da się określić a priori, ile będzie takich przypadków. Związek Banków Polskich szacuje, że do tej pory ok. 90 proc. prawomocnych (!) wyroków wygrywały banki. Nawet jeżeli trend w pierwszych instancjach się odwrócił w tym roku, to do pełnego zwrotu jeszcze jest daleka droga.

Po piąte, najbliższe sześć-dwanaście miesięcy będzie kluczowe dla określenia skali ryzyka dla gospodarki i sektora bankowego związanego z procesami sądowymi, a skala ta będzie ujawniać się stopniowo przez kolejne wyroki i orzeczenia. Najważniejsze będą dane na temat tego, jaką część wyroków wygrywają dłużnicy, a jaką banki, oraz jaka za tym stoi argumentacja. Czarne scenariusze wskazują, że gdyby klienci masowo uszyli do sądów i wygrywali sprawy, to w ciągu kilku lat straty banków mogłyby przekraczać 50 mld zł. To byłby wstrząs o znaczeniu dla całej gospodarki, bo oznaczałby deprecjację waluty i prawdopodobne ograniczenie akcji kredytowej przez banki. Ale to jest bardzo czarny scenariusz, który można traktować jako skrajny. Bardziej realne jest, że dłużnicy wygrają jakąś część spraw, ale nie większość. Ponadto, w sytuacji, gdy sprawy zaczęłyby przybierać obrót niebezpieczny z makroekonomicznego punktu widzenia, możliwa będzie interwencja ustawowa, która rozstrzygnie problem w sposób łączący interesy dłużników i banków. Interwencja taka będzie znacznie łatwiejsza niż w przeszłości, będzie można ją motywować wyrokami sądów, co praktycznie niweluje możliwość pozywania Polski przez banki przed trybunałami arbitrażowymi na arenie międzynarodowej.

Agencja ratingowa Moody’s szacowała przed wyrokiem, że straty banków na procesach mogą potencjalnie sięgnąć ok. 20 mld zł. Jeżeli tak, to będzie to bardzo bolesne dla banków, w gospodarce może być czynnikiem ograniczającym wzrost gospodarczy, ale raczej nie czymś, co wywoła poważniejsze turbulencje makroekonomiczne.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Polska przywróciła dług zagraniczny do bezpiecznej granicy

Jedną z najbardziej pozytywnych zmian gospodarczych w Polsce w ostatnich latach było odzyskiwanie równowagi makroekonomicznej w obszarze zadłużenia zagranicznego. Wszystkie wskaźniki, które pokazują uzależnienie gospodarki (rządu, obywateli i firm) od finansowania zewnętrznego, przestały świecić się na ostrzegawczo-czerwony kolor. Ostatnie dane o długu zagranicznym brutto są tego najlepszym dowodem.

Według nowych danych NBP, dług zagraniczny brutto wyniósł na koniec drugiego kwartału 1 315 mld zl, czyli 60 proc. w relacji do PKB z minionego roku (minionych czterech kwartałów). Ta granica 60 proc. jest istotna. W jednym z najsłynniejszych badań ekonomicznych ostatnich dziesięciu lat, ekonomiści Carmen Reinhart i Kenneth Rogoff postawili tezę, że granica 60 proc. długu zagranicznego określa poziom, przy którym na rynkach wschodzących dług zagraniczny zaczyna negatywnie oddziaływać na PKB. Polska właśnie przestała przekraczać tę barierę.  Czyli wygląda na to, że jesteśmy bezpieczniejsi.

To oczywiście nie oznacza, że nagle polska gospodarka dostanie jakiegoś kopa. Badanie jest tylko opisem statystycznym, a nawet wobec tego opisu różni ekonomiści zgłaszali zastrzeżenia (niektórzy zarzucali, że Reinhart i Rogoff popełnili błędy w obliczeniach w Excelu). Ale jako symboliczny punkt odniesienia wydaje mi się to ciekawy moment.

Mniejsze zadłużenie zagraniczne oznacza, że kraj jest mniej narażony na efekty turbulencji na światowych rynkach finansowych. Wiele istotnych miar obrazujących wrażliwość na takie turbulencje znacząco się poprawiło w minionych latach. Na przykład, relacja rezerw walutowych kraju do zapadającego w ciągu roku zadłużenia zagranicznego przekroczyła już w 2017 r. 100 proc. A relacja rezerw walutowych do krótkookresowego długu powiększonego o saldo obrotów bieżących przekroczyła 100 proc. w zeszłym roku. Te dwie miary pokazują zdolność kraju do wytrzymywania nagłych, gwałtownych ucieczek kapitału.

A już niedługo Polska może przejść test wytrzymałości na wstrząs związany z finansowaniem zagranicznym. Jeżeli orzecznictwo sądowe w sprawie kredytów frankowych doprowadzi do masowych przewalutowań tych kredytów (w tym tygodniu zapadnie ważny wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczący sposobu rozstrzygania spraw z tym związanych), to banki będą musiały likwidować zobowiązania denominowane we frankach, czyli de facto spłacać szybko zadłużenie zagraniczne po niekorzystnych kursach (znacząco odmiennych od kursu przewalutowania). Analitycy snują różne czarne scenariusze związane z takim obrotem spraw i mogę sobie wyobrazić, że w skrajnym przypadku sektor finansowy może mieć problemy. Ale jako kraj pod względem makroekonomicznym powinniśmy wytrzymać takie wstrząsy. Mamy zasoby fiskalne i walutowe, które pozwalają na ograniczenie negatywnych konsekwencji gospodarczych tego problemu. Wszystko będzie zależało od zdolności politycznych i zarządczych kluczowych decydentów.

 

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jakie będą konsekwencje wstrząsu na rynku ropy

Rynek ropy przeżył w ciągu jednego dnia największy wstrząs od 30 lat. Po ataku na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej, wstrzymaniu uległa produkcja wielkości ok. 5 proc. światowych dostaw. Wstrząs ten może podnieść inflację na świecie i obniżyć aktywność gospodarczą. Wpływ nie będzie duży, ale nadchodzi w nieprzyjemnym momencie, gdy światowa gospodarka i tak przechodzi fazę spowolnienia.

W ciągu jednego dnia po ataku cena ropy Brent wzrosła o 14 proc. Ostatni raz tak duży wstrząs jednego dnia wydarzył się w momencie ataku Iraku na Kuwejt w sierpniu 1990 r.

Znaczenie dla gospodarki

Kluczowe znaczenie dla rynku i gospodarki przy tego rodzaju wstrząsach ma nie tyle samo ograniczenie podaży, co zmiana oczekiwań dotyczącej przyszłych dostaw. Badania ekonometryczne pokazują (patrz tu i tu), że samo ograniczenia podaży zwykle są szybko nadrabiane przez zwiększenie dostaw z innych miejsc świata, ale oczekiwane zakłócenia przekładają się na silny i trwały wzrost cen, m.in. poprzez rosnący popyt ostrożnościowy (budowanie zapasów). W tym przypadku kluczowe znaczenie może mieć obawa, że na Bliskim Wschodzie dojdzie do kolejnych tego typu ataków lub nawet konfliktu zbrojnego. Dlatego ceny ropy będą się poruszały w rym informacji wskazujących na wzrost lub spadek ryzyka takiego konfliktu. Jeżeli głównym aktorom politycznym uda się doprowadzić do deeskalacji, wówczas wpływ na ceny będzie znikomy.

Gdyby wyższa cena się utrzymała dłużej, oznaczałoby to negatywne konsekwencje dla światowej, w tym polskiej gospodarki. Wprawdzie zmiana ceny ropy o 8 dolarów na baryłce to nie jest coś, co na tle zmian historycznych wygląda niezwykle – jeszcze w maju cena na rynku była znacznie wyższa niż dziś. Ale kluczowy jest fakt, że mamy do czynienia z czystym wstrząsem podażowym. Wzrosty cen zwykle odzwierciedlają różne czynniki, w tym popytowe, które jednocześnie pozytywnie oddziałują na gospodarkę innymi kanałami. Tutaj mamy czyste zaburzenie ze strony podaży, które działa na kraje importujące ropę jak podatek nałożony na konsumpcję.

Jaka byłaby wielkość tego podatku? Możemy tylko mówić, jaki to będzie rząd wielkości. Ekonomiści w Międzynarodowym Funduszu Walutowym oszacowali, że 10 proc. wzrost cen ropy przekłada się średnio na inflację wyższą o ok. 0,4 pkt proc. Z moich szacunków na polskich danych wynika, że jest to ok. 0,2 pkt proc. Efekt ogólnogospodarczy może mieć zbliżoną wielkość – dynamika PKB może obniżyć się o 0,1-0,3 pkt proc.  To jest oczywiście tylko uproszczone obliczenie, ale nie jest ono różne od tego, co można wywnioskować na podstawie innych analiz.

Konsekwencje i możliwe scenariusze

To nie są duże zmiany. Ale jeden wstrząs cenowy rzadko jest w stanie wywołać duże zmiany makroekonomiczne. Istotne jest, jak ten wstrząs będzie się łączył z innymi zmianami w światowej gospodarce. Jeżeli jednocześnie będziemy mieli do czynienia z pogłębiającą się wojną handlową i rosnącymi turbulencjami handlowymi wokół brexitu, to wzrost cen ropy może tylko wzmocnić negatywne tendencje i przybliżyć światową gospodarkę do recesji. Jeżeli w handlu międzynarodowym nastąpi uspokojenie napięć, wówczas skok cen ropy może być niezauważalny w aktywności gospodarczej.

Patrząc na zachowanie cen akcji, inwestorzy na razie wyceniają ten drugi scenariusz. Na giełdach akcji panował wczoraj spokój.  Autor: Ignacy Morawski

Dane źródłowe o cenach ropy naftowej Brent: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Dlaczego rentowność obligacji skarbowych spadła tak nisko

W piątek po południu rentowność 10-letnich obligacji skarbowych w złotych spadła do rekordowo niskiego poziomu 1,94 proc. Wcześniejszy rekord odnotowano w styczniu 2015 r., ale przypomnijmy, że wtedy inflacja w Polsce wynosiła -1,4 proc. (czyli mieliśmy deflację), a dziś wynosi niemal 3 proc. (czyli jest powyżej celu NBP). Skąd wziął się taki spadek rentowności? Albo może należałoby zapytać inaczej: co tak niskie rentowności mówią nam o współczesnej gospodarce?

Przede wszystkim, trzeba zauważyć, że spadek rentowności polskich obligacji to prosta funkcja analogicznych spadków na całym świecie – głównie w Niemczech. Jak widać na wykresie poniżej, w ostatnich latach korelacja między zachowaniem polskich a niemieckich obligacji znacznie wzrosła. Dzieje się tak m.in. dlatego, że Polska i cały region Europy Środkowej zaczęły być traktowane jako bezpieczny region, trochę w zamian Włoch, które straciły na wiarygodności po kryzysie zadłużeniowym. Jak widać na wykresie poniżej, wrażliwość polskich obligacji na zmiany rentowności w Niemczech wzrosła wtedy, gdy Włochy traciły wiarygodność. I jest wyższa do dziś.

A dlaczego rentowności spadają na świecie, w krajach rozwiniętych? Najprostsza odpowiedź brzmiała by tak: rozkręca się wojna handlowa, banki centralne zaczynają luzować politykę pieniężną, więc rentowności automatycznie spadają. I moglibyśmy się z tym wygodnym wyjaśnieniem rozejść.

Ale warto zauważyć, że obecny spadek rentowności właściwie idealnie wpisuje się w trend trwający od 40 lat. Gdybyśmy narysowali trend liniowy od 1980 do 2010 r., to dzisiejsze rentowności, z 2019 r., byłyby bardzo blisko tego trendu. Nie możemy zatem wyjaśniać POZIOMU rentowności czynnikami ekonomicznymi, które obserwujemy od roku – jak wojna handlowa. Tym możemy wyjaśnić skalę spadku rentowności w ciągu paru miesięcy, ale nie to, dlaczego są one aż tak nisko. Dlaczego więc są tak nisko? Ekonomiści udzielają zwykle dwóch odpowiedzi, koncentrując się przy tym na realnych a nie nominalnych stopach procentowych.

Pierwsza interpretacja jest taka, że głównymi odpowiedzialnymi są banki centralne – te największe. Każdy kolejny cykl luzowania polityki pieniężnej sprowadza stopy procentowe niżej niż dołek poprzedniego cyklu. A pozytywnych efektów w postaci wyraźnie wyższego wzrostu gospodarczego nie widać. Władze monetarne uczyniły zatem koniunkturę zupełnie zależną od siebie. Utrzymanie jako takiego wzrostu gospodarczego wymaga coraz większych dawek luzowania polityki pieniężnej. Ta interpretacja dominuje m.in. wśród ekonomistów związanych z Bankiem Rozliczeń Międzynarodowych (tutaj ciekawe badanie w tym duchu). Ale patrząc szerzej, są oni w mniejszości, bo większość ekonomistów uważa, że banki centralne mają bardzo mały wpływ na realne stopy w długim okresie.

Druga, dominująca, interpretacja źródeł spadających realnych stóp procentowych wskazuje na strukturalne zmiany w gospodarkach rozwiniętych. Banki centralne są tu tylko aktorem drugoplanowym, który koszt pieniądza dostosowuje do poziomu odpowiadającego strukturze gospodarki. Przede wszystkim, wzrost gospodarczy jest coraz niższy w skutek wolniejszego postępu technologicznego i niższego przyrostu siły roboczej. Na to nakłada się trwały wzrost popytu na bezpieczne aktywa, takie jak obligacje rządowe, wynikający m.in. z rosnącego majątku wśród najbogatszych ludzi świata lub z pokryzysowego wzrostu awersji do ryzyka (link do ciekawego badania w tym duchu). Banki centralne mogłyby oczywiście znacząco podnieść stopy procentowe, ale wtedy świat wpadłby w recesję i … musiałyby je znów obniżać.

Z praktycznego punktu widzenia mało istotne jest, kto ma rację. Ważne jest, jak myślą decydenci w bankach centralnych. A decydenci myślą wedle drugiej z przedstawionych linii interpretacyjnych. Dlatego gdy tylko widzą ślady osłabienia koniunktury, mocno luzują politykę pieniężną. Ponieważ na świecie nie ma śladów nadmiernej inflacji, takiego dociskania gazu zobaczymy jeszcze bardzo dużo.

Autor: Ignacy Morawski

Dane o rentownościach polskich obligacji skarbowych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Rośnie prawdopodobieństwo cięć stóp w dolarach

Członkowie polskiej Rady Polityki Pieniężnej mówią o konieczności podnoszenia stóp procentowych. Ale globalne wiatry wieją w zupełnie inną stronę. Rynek jest coraz mocniej przekonany, że w tym roku Fed – najważniejszy bank centralny świata – będzie ciął stopy procentowe.

Paru członków RPP, organu Narodowego Banku Polskiego, który odpowiada za politykę pieniężną, mówiło ostatnio o możliwości podniesienia stóp procentowych w Polsce w tym roku. Ewidentnie wrażenie wywarła na nich szybko rosnąca inflacja, która zbliża się do celu NBP, mimo że na początku roku była niższa niż 1 proc. Jednak zwolennicy podwyżek stóp wciąż są w mniejszości w Radzie, a dodatkowo nie sprzyjają im trendy światowe. Amerykański Fed jest coraz bliżej decyzji o cięciu stóp – tak przynajmniej sądzą inwestorzy handlujący kontraktami terminowymi.

Prawdopodobieństwo, że w tym roku Fed dokona obniżki stóp jest wyceniane już na ponad 80 proc. A prawdopodobieństwo, że dokona dwóch obniżek sięga już 30 proc. Widać to na wykresie poniżej, który pokazuje rozkład prawdopodobieństwa określonego przedziału stopy funduszy federalnych na koniec roku (dziś przedział wynosi 225-250). Wykres pochodzi ze strony giełdy CME. Warto zwrócić uwagę, jak mocno w ostatnich tygodniach wzrosły szanse na luzowanie polityki pieniężnej. Jeszcze w połowie kwietnia prawdopodobieństwo obniżki stóp w tym roku ledwo przekraczało 30 proc.

Skąd taka zmiana? Po pierwsze, obniżyła się inflacja w USA (ta bazowa). Po drugie, pogorszyły się znacząco wskaźniki koniunktury przemysłowej. Po trzecie, pogorszyła się dynamika inwestycji. Po czwarte, wojna handlowa Donalda Trumpa pogorszyła perspektywy gospodarki. Po piąte, pogorszyła się koniunktura na giełdzie. Żaden z tych czynników sam w sobie nie miałby znaczenia dla Fed, ale łącznie mogą rzeczywiście wywołać zmianę polityki pieniężnej. Oczywiście patrząc na notowania kontraktów i wycenę prawdopodobieństwa warto pamiętać, że rynek ma tendencję do przereagowywania.

Co ciekawe, mimo rosnących szans na cięcie stóp, dolar umacnia się wobec euro. To pokazuje, że mamy do czynienia ze wzrostem awersji do ryzyka na świecie.

Co z tego wynika? Jeżeli Fed będzie ciął stopy, to w Polsce na pewno nie będzie żadnych szans na ich podnoszenie. Nawet w warunkach szybko rosnącej inflacji.

Dziś cel dla przedziału stopy funduszy federalnych Fed wynosi 225-250. Poniżej pokazany jest rozkład prawdopodobieństwa dla tego przedziału na koniec 2019 r.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Koniec OFE – kilka obserwacji

Rząd PO-PSL zbudował trumnę, a rząd PiS wsadza do niej otwarte fundusze emerytalne (OFE), zabija gwoździami i zakopuje. Premier ogłosił wczoraj plan likwidacji systemu OFE. Tym samym zaczynamy budować kapitałowy filar systemu emerytalnego od nowa. Dla jednych jest to przejaw niedojrzałości polskiej klasy politycznej, dla innych – złej konstrukcji systemu emerytur kapitałowych od samego początku. Można by na ten temat napisać książkę, ja ograniczę się dziś w Danych Dnia do przedstawienia Państwu sześciu krótkich obserwacji dotyczących zmian w systemie emerytalnym. Obserwacji, które mają pomóc dokonać skrótowej oceny zmian.

Najpierw bardzo krótki opis tego, co ogłosił premier Mateusz Morawiecki. Aktywa w OFE (czyli ok. 160 mld zł) zostaną sprywatyzowane, czyli przekazane na indywidualne konta emerytalne (IKE) każdego uczestnika systemu. Nie będzie można ich wypłacać do osiągnięcia wieku emerytalnego. Od transferu każdy uczestnik zapłaci 15 proc. podatek, ale jednocześnie w przyszłości nie będzie płacił podatku dochodowego od emerytury wypłacanej z tej źródła. Uczestnik może zgłosić sprzeciw wobec transferu, a wtedy jego aktywa zostaną przekazane do ZUS i w przyszłości to państwo wypłaci emeryturę. W pierwszym przypadku wysokość emerytury będzie zależała od sprawności inwestycyjnej towarzystwa zarządzającego funduszem, w drugim przypadku od wzrostu gospodarczego (pominę ryzyko zmian prawnych).

Nowy, kapitałowy system emerytalny będzie oparty na IKE (i IKZE – nie będę tu tłumaczył różnicy) i Pracowniczych Planach Kapitałowych, które będą wchodziły w życie stopniowo od połowy tego roku (więcej na ten temat w artykule na blogu: link oraz w naszym raporcie o PPK – Kapitał dla rozwoju).

Teraz kilka moich obserwacji.

Obserwacja numer 1.

Następuje ostateczne rozdzielenie dwóch strumieni dochodów w systemie emerytalnym – przymusowego/państwowego i dobrowolnego/prywatnego – i to rozdzielenie jest dobre. Składka przymusowa finansuje bieżące emerytury, dając jednocześnie pracownikom prawo do państwowej emerytury w przyszłości, a składka dobrowolna i dodatkowa jest kierowana na rynek finansowy, wspierając inwestycje przedsiębiorstw i dając dodatkowe uprawnienia emerytalne. OFE łączyło te dwa systemy i to połączenie okazało się dysfunkcjonalne. Składka przymusowa częściowo finansowała bieżące emerytury, a częściowo była kierowana na rynek finansowy, co powodowało, że system emerytalny finansowo się nie domykał i był mało logiczny. Twórcy systemu, którzy działali w dobrej wierze, byli przekonani, że lukę w systemie uda się zasypać oszczędnościami w innych częściach finansów publicznych. Ale w kraju o relatywnie niskich, jak na Unię Europejską, wydatkach publicznych i dużych potrzebach inwestycji infrastrukturalnych, znalezienie takich oszczędności okazało się politycznie niewykonalne.

Obserwacja numer 2.

Sposób likwidacji OFE przez obecny i poprzedni rząd jest i był zły z punktu widzenia długookresowej stabilności systemu. Oba rządy dokonały reform w systemie pod presją bieżących wymogów budżetowych, wykorzystując zmiany do złagodzenia presji na ograniczanie deficytu budżetowego. Rząd PO-PSL dokonał kontrowersyjnej zamiany obligacji skarbowych na zobowiązania ZUS, aby uniknąć zderzenia z konstytucyjnym i unijnym limitem długu, a jednocześnie przeprowadził szeroką kampanię podważania zaufania do rynku kapitałowego. Rząd PiS dokonuje kontrowersyjnego opodatkowania transferu aktywów z OFE do IKE, które de facto zamienia przyszłe strumienie podatkowe z tytułu wypłat emerytur na jeden bieżący i duży strumień służący do sfinansowania części tzw. piątki Kaczyńskiego. Sposób przeprowadzenia zmian wywołuje u obywateli słuszne obawy, że system emerytalny jest wykorzystywany do bieżących potrzeb politycznych.

Obserwacja numer 3.

Zaczynamy budować filar kapitałowy od początku i przed nami bardzo długa droga. Połączenie strumieni dochodu pracowników kierowanych przez system emerytalny na rynek kapitałowy z potrzebami inwestycyjnymi przedsiębiorstw może umocnić polską gospodarkę. Ale to będzie wymagało splotu wielu korzystnych okoliczności, przede wszystkim większej odpowiedzialności po stronie rządzących, ale też po stronie podmiotów sektora prywatnego.

Obserwacja numer 4.

Polski rynek kapitałowy w ostatnich latach cofnął się w czasie, pieniądze przyszłych emerytów w kapitałowej części systemu będą kierowane w obszar mocno podwyższonego ryzyka. Spadła aktywność inwestorów, wzrosła nieufność do rynku, zaczęły wybuchać skandale finansowe odkrywające fatalne praktyki w niektórych instytucjach sektora prywatnego, rząd bardzo poważnie naruszał interesy akcjonariuszy mniejszościowych w spółkach skarbu państwa. Jeżeli system kapitałowy ma wypalić, to wiele instytucji na rynku musi funkcjonować inaczej niż do tej pory. To będzie wymagało ogromnej determinacji i niemałej dozy szczęścia. Ale ta droga ma sens.

Obserwacja numer 5.

Choć kapitałowa część systemu emerytalnego ma być w założeniu prywatna, to ogromna jej większość będzie zarządzana przez instytucje znajdujące się pod kontrolą skarbu państwa. To nie będzie ułatwiało budowania zaufania do systemu. Największe instytucje finansowe zarządzające majątkiem emerytalnym Polaków będą w większości spółkami skarbu państwa. Największe spółki na giełdzie będą w części spółkami skarbu państwa. W teorii to nie musi być zjawisko szkodliwe, wiele instytucji należących do skarbu państwa funkcjonuje bardzo dobrze (np. niektóre banki). Ale przy częstym wykorzystywaniu spółek skarbu państwa do celów politycznych, mamy prawo jako obywatele wyrażać swoje obawy o wiarygodność całego systemu.

Obserwacja numer 6.

Wbrew strachom rozpowszechnianym w mediach, nie jesteśmy w Polsce skazani na niskie i głodowe emerytury. Recesja demograficzna i spadek relacji osób pracujących do niepracujących będą wywoływały presję na spadek relacji przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia – dotyczy to zarówno emerytury z ZUS, jak i emerytury z części kapitałowej systemu. Jednak wyższy efektywny wiek emerytalny i przynajmniej umiarkowany sukces systemu emerytur kapitałowych mogą spokojnie zapewnić przyszłym pokoleniom Polaków godne emerytury, na poziomie ok. 50-60 proc. ostatniej pensji. Nie są to cele niemożliwe do osiągnięcia.

Zmiany w systemie emerytalnym generują szanse i ryzyka. Od jakości naszych wyborów w sferze publicznej i prywatnej będzie zależało, które przeważą.

Autor: Ignacy Morawski

Baza danych Banku Światowego: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.