Klops z PKB

Polskiej gospodarce zajęło zaledwie dwa kwartały zjechanie z niemal 5-procentowej do 3-procentowej dynamiki PKB. Najnowsze dane sugerują, że wzrost gospodarczy w ostatnim kwartale był już w okolicach „trójki” lub nawet poniżej. Jak to interpretować? Czy hamujemy z piskiem opon?  Ewidentnie dołek jest głębszy od oczekiwań. Słabiej zachowywały się te segmenty popytu, których zupełnie nie widać w danych miesięcznych, czyli niektóre wydatki konsumpcyjne. I to sprawia, że widoki na najbliższe miesiące też się pogorszyły. Ale nie sądzę, by to był rodzaj spowolnienia, który będzie powszechnie odczuwalny dla wielu branż i gospodarstw domowych.

GUS podał na razie dane za cały 2019 r. i z nich musimy wywnioskować sami prawdopodobne wartości PKB za sam czwarty kwartał – ten jest bowiem najbardziej interesujący. W całym roku PKB wzrósł o 4 proc. (vs 5,1 proc. rok wcześniej), co oznacza, że w ostatnim kwartale roku dynamika ukształtowała się prawdopodobnie w okolicach 2,8-3,1 proc. A przypomnę, że jeszcze w pierwszym półroczu wzrost był bliski 5 proc.

Patrząc na trajektorię PKB, wydaje się prawdopodobne, że w najbliższych kwartałach wzrost gospodarczy ukształtuje się w okolicach 2,5 proc.

Główną przyczyną znacznego spowolnienia gospodarki jest osłabienie konsumpcji. Ponieważ dane miesięczne o sprzedaży detalicznej w sklepach zatrudniających powyżej 9 osób nie wskazywały na jej istotne spowolnienie, to znaczy, że dynamika wydatków konsumpcyjnych musiała zmniejszyć się w małych sklepach i w segmencie usług (kina, restauracje, fryzjerzy, lekarze itd.). Najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że konsumpcja zwolniła w warunkach gigantycznych transferów socjalnych (nowe 500+ od sierpnia). Pisałem wielokrotnie o tym, że ta runda 500+ zostanie w znacznie większym stopniu oszczędzona niż poprzednia, bo w większym stopniu trafiła do zamożniejszych gospodarstw domowych. Choć obserwowane osłabienie jest mimo wszystko niespodzianką. Możliwe, że to kwestia wyższej inflacji i niższej realnej dynamiki płac.

Skoro konsumpcja nie zareagowała na nową rundę 500+ i jest pod znacznie większym wpływem fluktuacji realnych wynagrodzeń, to perspektywy konsumpcji na pierwsze półrocze nie wyglądają zbyt dobrze. Dynamika realnych wynagrodzeń jest niska na tle minionych kilku lat i nie prędko się podniesie.

Jesteśmy już na tych poziomach wzrostu gospodarczego, które mogą wywoływać wzrost stopy bezrobocia. Robi się nieprzyjemnie. Ale obserwacje zagranicznych gospodarek prowadzą do wniosku, że obecny cykl różni się nieco od tradycyjnych cykli – bardziej punktowo dotyka niektóre segmenty gospodarki, nie rozlewa się na wszystkie branże, i przede wszystkim nie prowadzi do masowych zwolnień pracowników. Firmy nie chcą ich zwalniać, bo boją się, że w gorszych warunkach demograficznych dostęp do siły roboczej jest generalnie dużo trudniejszy.

W Polsce może być podobnie. Mimo niższego wzrostu gospodarczego, stopa bezrobocia może wzrosnąć tylko nieznacznie, a nastroje gospodarstw domowych nie muszą pogorszyć się znacząco.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Pesymizm wyziera z opinii polskich menedżerów

Wyniki badania opublikowanego przez Narodowy Bank Polski mogą niepokoić. Z ankiety prowadzonej regularnie wśród przedsiębiorstw wypływa wniosek, że bardzo słabo oceniają one krótkookresowe perspektywy gospodarki. Jest też mniej takich, które chcą inwestować. Natomiast trzeba pamiętać, że w tego typu ankietach strach ma często wielkie oczy.

NBP raz na kwartał publikuje wyniki ankietowego badania prowadzonego wśród krajowych przedsiębiorstw. Nazywa się to Szybkim Monitoringiem. Badanie pokazuje, jak firmy oceniają koniunkturę, jakie mają plany inwestycyjne, płacowe, kredytowe, cenowe itd. Jego rezultaty są uważnie analizowane przez ekonomistów rynkowych.

Jeden ze wskaźników nazywa się Wskaźnikiem Prognoz Sytuacji Ekonomicznej (WPSE). On pokazuje, jak firmy oceniają najbliższą przyszłość, w perspektywie jednego kwartału. Wskaźnik ten spadł do najniższego poziomu od początku 2009 r., czyli dołka wielkiego kryzysu finansowego. Widać, że firmy czują słabość popytu zagranicznego, bo wskaźnik umów eksportowych obniżył się do najniższego poziomu od jesieni 2009 r. Inne istotne wskaźniki z tego badania też spadają, choć nie tak znacząco jak WPSE. Wskaźnik Bieżącej Oceny Sytuacji Ekonomicznej (BOSE) obniżył się w styczniu do najniższego poziomu od końca 2016 r. Wskaźnik nowych inwestycji spadł do najniższego poziomu od końca 2013 r.

To wszystko wygląda słabo, wspierając narrację o wyraźnym hamowaniu gospodarki. Na pewno to badanie jako argument mogą wykorzystać ci, którzy twierdzą, że polski PKB zwolni w tym roku do poniżej 3 proc.

Natomiast jak wszystkie wskaźniki koniunktury oparte o ankiety, również badania NBP należy traktować z pewnym dystansem. Warto pamiętać, że w ostatnim roku wskaźniki oparte o takie badania bardzo mocno się rozjechały – niektóre pokazują nastroje wręcz recesyjne, inne są stabilne. Wynika to z dużych rozbieżności między trendami w przemyśle, gdzie czuć efekty wojny handlowej i zawirowań na rynkach motoryzacyjnym i elektronicznym, a trendami w usługach, gdzie nie widać spowolnienia.

Optymista mógłby też zauważyć, że wskaźnik bieżącej oceny (BOSE) jest znacznie wyżej skorelowany z PKB niż wskaźnik prognoz sytuacji ekonomicznej (WPSE) – a ten pierwszy zachowuje się obecnie znacznie łagodniej niż ten drugi. Więc może nie jest tak źle.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że gospodarka zwalnia. Ale żyjemy też w czasach, gdy deklarowany pesymizm wykracza znacznie poza rozmiary rzeczywistych wstrząsów w gospodarce. I w ankiecie NBP też chyba to widać.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Jak silne może być przełożenie epidemii na gospodarkę

Rynki finansowe zaczęły reagować na epidemię koronawirusa, która wybuchła w Chinach. Patrząc na ceny miedzi, uznawane czasem za papierek lakmusowy koniunktury na świecie, w ciągu kilku dni wymiecione zostały całe nadzieje na światowe ożywienie gospodarcze, budujące się mozolnie od czterech miesięcy. Ceny spadły w ciągu tygodnia o 8 proc., sięgając najniższego poziomu od października.

Jaki może być wpływ epidemii na gospodarkę światową? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, przejrzałem kilka badań modelujących wpływ epidemii. Wnioski można interpretować na dwa sposoby. Epidemie należą do największych nieprzewidywalnych ryzyk gospodarczych i niosą ze sobą istotne koszty. Ale żeby te koszty osiągnęły znaczące (kryzysowe) rozmiary, skala epidemii musiałaby znacząco przekroczyć największą epidemię ostatnich lat, czyli SARS z 2003 r. Na razie jesteśmy jeszcze od tego daleko.

OECD uznaje pandemię za jedno z najistotniejszych wschodzących ryzyk społeczno-ekonomicznych, oprócz katastrof naturalnych czy zagrożeń technologicznych. Eksperci organizacji podkreślają, że formułowane 40 lat temu nadzieje na wyeliminowanie zagrożeń zdrowotnych z listy istotnych ryzyk dla ludzkości nie sprawdziły się.

Jednym z najczęściej cytowanych badań ekonomicznym na temat efektów pandemii jest praca Warwicka McKibbina i Alexandry Sidorenko z 2006 r. Modelują oni cztery scenariusze rozwoju globalnej pandemii na przykładzie grypy:łagodny (1,4 mln przypadków śmiertelnych – scenariusz wzorowany na epidemii grypy Hong-Kong z 1969 r.), umiarkowany (14,2 mln – scenariusz wzorowany na epidemii grypy azjatyckiej z 1958 r.), ostry (71 mln – scenariusz wzorowany na hiszpańskiej grypie z 1919 r.) i ultra-ostry (142 mln).  Jak łatwo zauważyć, nawet scenariusz łagodny jest radykalny na tle obserwowanego dziś przypadku. Do poniedziałku raportowano ok. 100 przypadków śmiertelnych wirusa. Wirus SARS z 2003 r., do którego porównuje się obecny przypadek, zabił ok. 800 osób.

Koszty pandemii w postaci utraty globalnego PKB sięgają, wg autorów, 0,7 proc. w scenariuszu łagodnym, 1,8 proc. w scenariuszu umiarkowanym, 4,3 proc. w scenariuszu ostrym i 8 proc. w scenariuszu ultra-ostrym (podałem wyniki modelowania dla Europy). Dane te warto zestawić z wydarzeniami, które znamy: scenariusz łagodny to jest skala spowolnienia światowej gospodarki podobna do tej, którą obserwujemy od dwóch lat w wyniku wojny handlowej. Scenariusz umiarkowany to jest trochę więcej niż połowa efektów greckiego kryzysu w strefie euro z 2012 r. Scenariusz ostry to jest skala kryzysu finansowego z 2008 r. A scenariusz ultra-ostry to jest podwójny szok w porównaniu ze scenariuszem ostrym.

Źródeł kosztów ekonomicznych jest wiele, ale trzy są najistotniejsze. Po pierwsze, ok. 60 proc. kosztów generują zaburzenia w handlu i finansach wywołane przez aktywność zmierzającą do zatrzymania rozprzestrzeniania się wirusa. Po drugie, ok. 30 proc. kosztów generuje zatrzymanie pracowników w domu i obniżenie ich produktywności. Po trzecie, ok. 10 proc. kosztów generuje obniżenie potencjału siły roboczej.

Trzeba oczywiście pamiętać, że to jest tylko model, co więcej – model dość stary. Dziś światowa gospodarka wygląda inaczej niż w 2006 r. (Chiny mają dwukrotnie większy udział w światowym PKB niż wtedy), reakcja chińskich władz jest pewnie bardziej drastyczna niż można było teoretycznie zakładać, a koronawirus różni się od grypy. Ale jak każdy model jest to ciekawy punkt wyjścia do dyskusji.

Jak opisane wyniki można odnieść do dzisiejszych wydarzeń? Wydają się one zaskakująco niskie na tle strachu, jaki dziś opanował świat.

Rozważanym w mediach scenariuszem odniesienia jest SARS, który przyniósł – jak wspomniałem – ok. 800 przypadków śmiertelnych. Taka skala wstrząsu byłaby w świetle opisanego modelu bez większego znaczenia dla światowej gospodarki, pomijając krótkookresowe wahania popytu na surowce, czy przejściowe zaburzenia w handlu, które zostaną szybko odbudowane. Strach może oczywiście przyjąć duże rozmiary, ale wszystkie zaburzenia szybko znikną. Jeżeli obecny wirus będzie podążał podobną ścieżką, to obecna panika na rynkach powinna w miarę szybko wygasnąć. Pomijając uzasadniony strach o zdrowie, istotne obawy o kondycję światowej gospodarki mogłyby się pojawić, gdyby epidemia przyjęła rozmiary kilka rzędów wielkości większe niż obecnie.  

Gorzej jeżeli pojawią się sygnały, że wirus osiąga znacznie większe rozmiary. Lub że radykalizm reakcji władz, które zamykają kolejne miasta, blokują transport i wstrzymują aktywność gospodarczą (firmom w Szanghaju zalecono zamknięcie do 9. lutego), znacząco uderza w chiński popyt. Ten drugi czynnik wydaje mi się szczególnie istotny. W erze telewizji 24h i mediów społecznościowych napływające informacje o dziesiątkach lub setkach tysięcy przypadków śmiertelnych wywołałyby trudny do przecenienia efekt paniki na świecie. Efekt, który – jak podejrzewam – nie został dobrze uwzględniony w opisywanym powyżej modelu. 

Podsumowując, podejrzewam, że współcześnie wpływ pandemii na gospodarkę może być większy od tego, co kilkanaście lat temu szacowali ekonomiści. Ale jednocześnie na obecnym etapie wciąż jesteśmy daleko od scenariuszy, które uzasadniałyby podwyższone obawy o koniunkurę na świecie.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

W Europie rośnie obawa o konkurencyjność przemysłu motoryzacyjnego

Europejski przemysł znajduje się w recesji – pisałem o tym wielokrotnie. Produkcja spada, jest też znacznie słabsza niż aktywność przemysłowa w Chinach czy USA. Za ten spadek częściowo odpowiadają efekty cykliczne. Ale w Unii Europejskiej coraz częściej dostrzega się, że europejski sektor motoryzacyjny – filar gospodarki – ma duże problemy z dostosowaniem do ery samochodów elektrycznych. W czwartkowym wywiadzie dla „Financial Times” kanclerz Niemiec Angela Merkel otwarcie zaapelowała o prowadzenie aktywnej polityki przemysłowej, która doprowadzi do wzmocnienia pozycji Europy na światowym rynku aut EV, a szczególnie w segmencie produkcji akumulatorów i ogniw. Choć nie każdy zgadza się, czy taka aktywna polityka przemysłowa ma sens. Europę czeka bardzo gorąca debata na ten temat.

Problem jest o tyle istotny, że rozpowszechnienie samochodów elektrycznych to będzie jedna z największych transformacji biznesowych współczesności. Dotknie ona serca europejskiej gospodarki, czyli motoryzacji. Może być to dotyk nieprzyjemny dla niektórych krajów (co ciekawe, Polska raczej nie znajduje się w grupie najbardziej narażonej). Temat zaczyna osiągać wymiar makroekonomiczny.

Wyzwania z tym związane są trzy. 

Po pierwsze, przejście motoryzacji na elektryczność zmienia w niekorzystny dla UE sposób źródła przewagi technologicznej – dotychczas była nią zdolność produkcji silników spalinowych, teraz będzie to zdolność produkcji akumulatorów. Europa jest mocna w tej pierwszej dziedzinie, a słaba w tej drugiej. Pokazuję to na wykresie, na którym widać eksport silników i akumulatorów litowo-jonowych*. W tej pierwszej dziedzinie kraje UE zajmują połowę listy top-10, w tej drugiej dziedzinie tylko trzy miejsca i to bardziej odległe. Same Chiny eksportują 8 razy więcej akumulatorów niż Niemcy. O tym mówiła Angela Merkel.

Po drugie, produkcja samochodów elektrycznych wymaga mniej siły roboczej, co może stanowić wyzwanie dla rynku pracy. Dziennik „Handelsblatt” napisał w poniedziałek, że przejście na produkcję elektryków może obniżyć zatrudnienie w niemieckiej motoryzacji o ok. 400 tys. osób. Teoretycznie nie jest to wielka zmiana, ok. 1 proc. siły roboczej. Ale znacznie polityczne i społeczne motoryzacji jest znacznie większe niż wynikałoby to z takich prostych przeliczeń.

Po trzecie, w samochodach na znaczeniu będzie zyskiwało oprogramowanie, a pod tym względem Europa znacznie ustępuje Stanom Zjednoczonym. Jeżeli o atrakcyjności auta będą decydowały aplikacje i system operacyjny, to Dolina Krzemowa szybko prześcignie Bawarię. Baterie z Azji i oprogramowanie z Ameryki mogą wstrząsnąć europejskim sektorem.

Pytanie, które dziś zadają sobie europejscy decydenci, to czy rządy krajów UE i sama UE powinny mocno zaangażować się we wspieranie europejskich producentów, czyli tzw. aktywną politykę przemysłową? Nie chodzi o samo finansowanie badań, ale o wsparcie podatkowe, poluzowanie reguł antymonopolowych, aktywną politykę zamówień publicznych nakierowaną na konkretne cele przemysłowe. Teoretyczni taki kierunek wydaje się pożądany. Ale w praktyce będzie to bardzo trudne, bo będzie trzeba naruszyć wiele reguł konkurencji, dotychczas uznawanych za filary jednolitego rynku. Jeżeli rządy zaczną wspierać konkretne firmy, wówczas otworzy się worek z przeróżnymi pomysłami na to, kto potrzebuje wsparcia. Europa stoi więc przed trudnymi wyzwaniami. Ale warto pamiętać, że w dziedzinie tradycyjnych samochodów w XX wieku kraje europejskie też były naśladowcami a nie liderami zmiany technologicznej (przynajmniej jako producenci pojazdów na masową skalę, bo sam silnik pierwsi wymyślili Niemcy). I naśladowanie wyszło im bardzo dobrze. Teraz powinno być podobnie, nie ma powodu, by nadmiernie obawiać się o zdolność technologiczną Europy do konkurowania. Największe mogą być jak zwykle wyzwania polityczne.

*Akumulatory litowo-jonowe wykorzystywane są nie tylko w motoryzacji, ale w danych o handlu zagranicznym nie ma rozróżnienia na przeznaczenie akumulatorów. Nie ma natomiast wątpliwości, że w tej dziedzinie Europa generalnie ustępuje Azji. 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Mapa polskiego eksportu – gdzie rośnie, gdzie spada

W obliczu globalnego spowolnienia handlowego, przygotowałem małą mapę eksportową, pokazującą, gdzie sprzedaż z Polski rosła najszybciej a gdzie najwolniej w 2019 r.*  Zamieszczam ją poniżej.

Jeden z kluczowych wniosków z analizy geograficznej jest taki, że polski eksport jest mocno zrównoważony pod względem dynamiki – rośnie na zdecydowanej większości kierunków. Ponadto, widać dywersyfikację – najszybciej rośnie on do krajów znajdujących się poza UE. W pewnej mierze wynika to z faktu, że rozliczenie eksportu poza UE często następuje w dolarach, a dane są raportowane głównie w euro – to podniosło wartość eksportu. Ale nie jest to czynnik kluczowy, bo na wielu ważnych kierunkach eksport rósł znacznie szybciej niż zmiana kursu EUR/USD.

Patrząc na listę 30 największych partnerów handlowych Polski, eksport najszybciej rósł do: Chin (27 proc.), Kanady (19 proc.), Białorusi (18 proc.), Austrii (18 proc.) i USA (14 proc.). Widać zatem mocny rozwój kierunków pozaunijnych. Co więcej, szybki wzrost eksportu do Chin pozwala zadać pytanie, czy przypadkiem nie korzystamy na wojnie handlowej – Chińczycy czy Amerykanie zwiększają w innych krajach zamówienia, których nie mogą realizować u siebie nawzajem. Ale to tylko hipoteza.

Najsłabsze wyniki eksportu w grupie top-30 osiągnęła sprzedaż do Danii (-5 proc.), Norwegii (1,2 proc.), Czech (1,6 proc.), Bułgarii (3,2 proc.) i Wielkiej Brytanii (3,2 proc.).

*Dane za trzy kwartały

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Przepotężna nadwyżka handlu towarami Polski

Polska gospodarka hamuje, ale poduszką bezpieczeństwa okazuje się relatywnie odporny na zawirowania zagraniczne eksport. Tak można interpretować ostatnie dane o bilansie płatniczym. W listopadzie Polska zanotowała potężną nadwyżkę w handlu towarami, właśnie dzięki kombinacji słabego importu i relatywnie mocnego eksportu. Patrząc na cały rachunek bieżący, czyli saldo dochodów z tytułu handlu towarami, usługami, płatności dywidend/odsetek i transferów pieniężnych, to bardzo dawno nie było ono tak wysokie w relacji do PKB.

Nadwyżka handlu towarami wyniosła w listopadzie 829 mln euro. To drugi w historii wynik po wrześniowych 830 mln euro*. Jest on zasługą mocnego spadku importu (4,5 proc. rok do roku) i tylko lekkiego spadku eksportu (1,1 proc. rok do roku). Kiedy z danych usuniemy wszystkie szumy, czyli odejmiemy sezonowości i weźmiemy średnią kroczącą, to zobaczmy, że dynamika importu zbliżyła się do zera, ale dynamika eksportu trzyma się solidnie powyżej 5 proc. Oczywiście sprzedaż zagraniczna rośnie nieco słabiej niż rok czy dwa lata temu, ale czego możemy oczekiwać przy potężnym spadku produkcji przemysłowej w Niemczech! Fakt, że przy niekorzystnych warunkach zewnętrznych polski eksport wciąż rośnie, jest godny docenienia.

Jak zinterpretować te dane? Słabość importu to odzwierciedlenie słabości akumulacji, czyli inwestycji i zapasów – firmy mniej kupują za granicą towarów inwestycyjnych oraz prawdopodobnie mniej towarów konsumpcyjnych do magazynów. Winne są kulejące inwestycje publiczne i prawdopodobnie zwalniające inwestycje prywatne. Możliwe jest też, że konsumpcja towarów wspierana przez nową rundę 500+ jest słabsza od oczekiwań.

Z kolei niezłe wyniki eksportu to po prostu odzwierciedlenie wysokiej konkurencyjności polskiego sektora przemysłowego. Otwierane są nowe fabryki inwestorów zagranicznych, a jednocześnie zamawiający w Europie mogą w czasie gorszej koniunktury szukać tańszych dostawców z Europy Środkowej.

Warto zwrócić uwagę, że całe saldo obrotów bieżących w relacji do PKB w ostatnich 12 miesiącach przekroczyło 0,6 proc. Ostatni raz taki wynik był zanotowany w 1995 r., a jesteśmy blisko przekroczenia tamtego poziomu (choć wtedy gospodarka funkcjonowała w innych warunkach, więc trudno o bezpośrednie porównania). Oznacza to w praktyce, że polska gospodarka jest na bieżąco uniezależniona od finansowania zagranicznego. To oznaka wysokiej odporności na wstrząsy w światowym systemie finansowym. Choć warto pamiętać, że jesteśmy krajem spłacającym dość wysokie zadłużenie zagraniczne – ktoś kto spłaca zadłużenie, musi notować nadwyżkę dochodów nad wydatkami. Dobrze wiec, że spłacamy, ale nie oznacza to, że staliśmy się nagle drugimi Niemcami, Szwajcarią, czy nawet Czechami (kraje te słyną z wysokich oszczędności i stabilności finansowej). Powoli.

*Trzeba pamiętać, że dane z bilansu płatniczego podlegają ex post mocnym rewizjom wynikającym z uzupełniana danych przez NBP 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Europejski konsument zaskoczył optymizmem

W tym tygodniu pojawiły się dwie informacje czysto makroekonomiczne, które mogły wywołać spore zaskoczenie. Jedną opisałem wczoraj – to wyskok inflacji w Polsce, który nota bene został zlekceważony przez Radę Polityki Pieniężnej w jej środowym komunikacie. Ale jest też drugie ciekawe zaskoczenie – sprzedaż detaliczna w Europie. Ona rośnie, pięknie rośnie! Gdyby Europejczycy przywiązywali tyle wagi do konsumpcji, co Amerykanie, to negatywne opinie o stanie gospodarki na pewno nie byłyby aż tak rozpowszechnione.

W listopadzie sprzedaż detaliczna w strefie euro wzrosła o 2,2 proc. rok do roku (na podstawie danych odsezonowanych), czyli właściwie zgodnie z długookresowym trendem. Najciekawsze jest spojrzenie na zestawienie sprzedaży i produkcji przemysłowej. NIGDY nie zdarzyło się, by sprzedaż utrzymywała stabilne tempo wzrostu w czasie recesji produkcji. Nigdy od początku istnienia strefy euro. Ten zupełny brak przełożenia zawirowań w przemyśle na handel jest zaskakujący. Jest to zapewne efekt dobrej sytuacji na rynkach pracy krajów europejskich, a to z kolei wynika z wstrzemięźliwości firm przemysłowych w zwalnianiu pracowników.

Przeciętny konsument od recesji w światowym handlu towarami wciąż jest bardzo daleko.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Produkcja w Polsce wciąż odporna na niemiecką recesję

Dane o produkcji przemysłowej należą do najważniejszych miesięcznych wskaźników koniunktury (wysoko korelują się z PKB), więc kronikarski obowiązek zmusza do odnotowania wczorajszej publikacji w tej dziedzinie. Produkcja w Polsce rośnie wolno, ale przedstawiając ją na tle załamania produkcji w Niemczech, wygląda już znacznie lepiej. Można nawet dopatrywać się jakichś sygnałów lekkiego odbicia w Polsce po letnim dołku.

W listopadzie produkcja przemysłowa wzrosła o 1,4 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 3,5 proc. w październiku. Trudno się tymi danymi zachwycać.

Ale jest kilka „ale…”. Tegoroczny listopad miał niską liczbę dni roboczych, a zeszłoroczny – wysoką. Jeden dzień roboczy to często ok. 1-2 pkt proc. w dynamice produkcji. Więc gdy uwzględnimy ten efekt, to dane rysują się nam już wyraźnie lepiej.

Co więcej, produkcja w Polsce nie reaguje jakoś wyraźnie na pogłębiające się załamanie w przemyśle niemieckim. Szacuję, że po usunięciu wspomnianych (i innych) efektów sezonowych samo przetwórstwo wzrosło w Polsce w listopadzie o 2 proc., podczas gdy w Niemczech spadało ostatnio w tempie przekraczającym 6 proc. rocznie. Polskie firmy mają dłuższy cykl zamówień niż niemieckie, więc ta reakcja może jeszcze przyjść. Ale z drugiej strony, widzimy ożywienie w przemyśle na świecie, które może pozytywnie przekładać się na polskich producentów.

Po fali rewizji w dół prognoz dla polskiej gospodarki nadszedł chyba moment lekkiego wyczekiwania – może przyszły rok nie będzie tak zły, jak się wydawało pesymistom.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Chińska i amerykańska produkcja w górę

Dwie największe gospodarki świata – Chiny i Stany Zjednoczone – zwarte są w klinczu wojny handlowej. Ale dane przemysłowe napływające z tych krajów jakby dopasowały się do uroczystego momentu osiągnięcia pierwszego istotnego porozumienia w tej wojnie. Przemysł w obu krajach wykazuje lekkie ożywienie, co może być sygnałem wychodzenia cyklu przemysłowego z dołka.

Produkcja przemysłowa w Chinach wzrosła w listopadzie o 6,2 proc. rok do roku, najmocniej od czerwca. Jak widać na wykresie, letnio-jesienny dołek minął. Produkcja w Stanach Zjednoczonych spadła w listopadzie o 0,8 proc. rok do roku, co oznacza poprawę w porównaniu z październikiem (spadek o 1,3 proc.) i wynik wyraźnie lepszy od oczekiwań rynkowych. W przypadku USA ważniejsze niż ledwo widoczne odbicie w dynamikach rocznych jest odbicie w dynamikach miesięcznych – zmiana produkcji w listopadzie wobec października była najwyższa od dwóch lat.

Coraz więcej sygnałów układa się w obraz stopniowego ożywienia koniunktury przemysłowej na świecie w 2020 r. Do tego obrazu nie pasuje tylko jeden element: Europa. Tu dane wciąż są słabe, a ostatnie odczyty wskaźników PMI za grudzień były gorsze od oczekiwań. Może Europie pomoże wyjaśnienie krótkookresowych niepewności związanych z brexitem.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Jest Zielony Ład – zaczyna się prawdziwa rewolucja

Komisja Europejska przyjęła Europejski Zielony Ład (Green Deal for Europe), czyli jeden z najbardziej rewolucyjnych dokumentów w polityce gospodarczej współczesnej Europy. Nie mam bowiem najmniejszych wątpliwości, że transformacja energetyczna to najgłębsza zmiana czekająca europejską gospodarkę w nadchodzących latach. Nie tyle ze względu na samą wielkość inwestycji, ale ze względu na sposób jej przeprowadzenia – jest to rewolucja zarządzana ze szczebla politycznego i wiążąca się z bardzo silną ingerencją regulacji wymuszających zmiany technologiczne, które same z siebie postępowałyby znacznie wolniej. Ingerencja jest zapewne konieczna. Ale sposób jej przeprowadzenia wciąż jest sprawą otwartą.

Europejski Zielony Ład zakłada, że do 2050 r. UE stanie się gospodarką neutralną emisyjnie, czyli nie będzie emitować gazów cieplarnianych ponad to, co będzie wycofywane z atmosfery. Jednocześnie cele pośrednie na 2030 r. mają zostać znacznie zaostrzone – redukcja emisji ma wynieść 50-55 proc. wobec poziomu z roku 1990 r., w porównaniu z wcześniej planowanymi 40 proc. Aby zrealizować te cele, redukcja emisji będzie musiała być dwukrotnie mocniejsza niż w ostatniej dekadzie, która była przecież dekadą kryzysową. Do tego potrzebnych będzie wiele trudnych działań – rozważany jest m.in. graniczny podatek węglowy (carbon border tax), ograniczający import z krajów o wysokich emisjach, blokujący ucieczkę miejsc pracy w przemyśle z Europy.

Co istotne, transformacja energetyczna wyjdzie poza energetykę i zacznie mocno dotykać branże, które do tej pory były przed nią w miarę chronione – przemysł, transport, budownictwo, czy rolnictwo.

Trzeba zauważyć, że udział branż najmocniej dotkniętych transformacją energetyczną w zatrudnieniu ogółem jest najwyższy w krajach Europy Środkowej. Pokazuję to na wykresie, na którym widać łączny udział wydobywania ropy/gazu/węgla, energetyki, produkcji metali, surowców niemetalicznych i samochodów oraz transportu lądowego i powietrznego. Na przykład, w Polsce branże zagrożone stanowią niemal 10 proc. zatrudnienia, ponaddwukrotnie więcej niż średnio w Unii Europejskiej.

To te kraje będą musiały ponieść relatywnie największy wysiłek zmiany (w relacji do PKB), więc stawiają warunek – zgodzą się na Europejski Zielony Ład w zamian za bardzo wysokie wsparcie finansowe. Komisja Europejska proponuje 100 mld euro na transformację energetyczną. Ale szczegóły tej propozycji nie są jeszcze znane, a mogą być bardzo istotne. Jeżeli część pieniędzy to będą fundusze już obecne w wieloletnim planie finansowym UE, a część to pożyczki, to ciężko będzie uznać te 100 mld euro za istotną kwotę.

Inne wyzwanie polega na określeniu docelowego miksu energetycznego, czyli struktury źródeł energii. Eksperci wskazują, że transformacja energetyczna będzie niewykonalna bez przynajmniej częściowego udziału energii jądrowej w miksie. Odnawialne źródła energii nie dostarczą całej energii, potrzebne będą sterowalne jej źródła, a po wyeliminowaniu paliw kopalnych na polu gry pod tym względem zostaje tylko energia jądrowa. Jednak ze względu na presję polityczną partii ekologicznych w oficjalnych dokumentach brakuje wsparcia dla energii jądrowej. Uzasadnione jest zatem pytanie, czy nadmierna ingerencja polityczna w strukturę transformacji energetycznej nie uczyni jej nadmiernie kosztowną.

Bez względu na wszystkie wątpliwości, Polska musi szykować się na duże inwestycje i istotne zmiany regulacyjne.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.