Najnowsze dane o polskim produkcie krajowym brutto pozwalają wejrzeć w strukturę gospodarki i rozłożyć przebiegające w niej procesy na czynniki pierwsze. Dzięki temu jak na dłoni widać, na czym polega specyfika kryzysu epidemicznego. Po raz pierwszy w historii najnowszej głównym hamulcem gospodarki jest konsumpcja. A nie inwestycje. Jednak to się w najbliższym czasie zmieni. W miarę jak mijać będą efekty wiosennego załamania, konsumpcja będzie się normalizowała, a problemem będą inwestycje.
W drugim kwartale polski PKB spadł o 8,2 proc. rok do roku, przy czym zarówno konsumpcja jak i inwestycje spadły o 10,9 proc. rok do roku.
Jak widać na wykresie, załamanie konsumpcji jest absolutnie bezprecedensowe. Zwykle nawet w największych kryzysach konsumpcja zachowuje się w miarę stabilnie, ponieważ gospodarstwa domowe redukują oszczędności i starają się utrzymać standard życia bez gwałtownych zmian. Zwykle to inwestycje wahają się jak chorągiewka na wietrze i to inwestycje są zwykle głównym czynnikiem napędzającym cykle koniunktury. Firmy raz stadnie zwiększają nakłady rozwojowe, by innym razem je redukować, najczęściej ze względu na zmieniające się oczekiwania dotyczące przyszłych dochodów lub w wyniku zmian technologicznych czy finansowych.
Kryzys epidemiczny wywołał jednak przede wszystkim załamanie konsumpcji. Ludzie przestali kupować towary nienależące do kategorii najbardziej niezbędnych produktów, a restrykcje nakładane w ramach lockdownów tylko wzmocniły spadki. Nawet w największych kryzysach przeciętne gospodarstwo domowe nie ograniczyło tak mocno swoich wydatków jak na wiosnę 2020 roku (precedensem może być jedynie rok 1990 z kilkuset procentową inflacją zjadającą realne dochody i oszczędności).
Inwestycje oczywiście też spadły, ale w ich przypadku spadek nie różnił się istotnie od tego, co obserwowaliśmy w poprzednich recesjach*. Firmy ograniczyły wydatki rozwojowe, ponieważ przyszłość stała się znacznie mniej przewidywalna.
O ile jednak konsumpcja powinna dość szybko odbić, o tyle inwestycje mogą pozostać w dołku dłużej. I to jest największe wyzwanie dla gospodarki: jak nie dopuścić do przerodzenia się krótkookresowego wstrząsu opartego o załamanie konsumpcji w długookresową flautę opartą o stagnację inwestycji. Pisałem o tym na początku lata w kontekście danych z rynku pracy. Kryzys ma dwie warstwy – krótkookresowe załamanie, które już się praktycznie skończyło, oraz długookresowe ograniczenie aktywności w wyniku wzrostu obaw o przyszłość.
Dwie krzywe – konsumpcja i inwestycje – ruszyły się w wyjątkowy sposób w tym samym stopniu. Ale wkrótce się rozejdą, konsumpcja ruszy w górę. A inwestycje zostaną same i smutne na dole. Oby jak najkrócej.
*W Polsce mówi się czasem, że nasz kraj nie doświadczył recesji od 1991 do 2020 roku. To nie prawda. Takich recesji było parę.
Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
O Autorze:
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
|