Stopa bezrobocia wzrosła bardzo mocno, ale widać też jaskółki

Stopa bezrobocia w Polsce lekko wzrosła w kwietniu. To „lekko” mogło sprawić wrażenie, że nic strasznego się nie dzieje. Ale po uwzględnieniu efektów sezonowych widać, że wzrost jest tak naprawdę silny: to pierwszy kwietniowy wzrost stopy bezrobocia od … 1992 r. W kolejnych miesiącach można oczekiwać dalszego wzrostu, choć wsparcie rządu może sprawić, że nie dojdziemy z bezrobociem do dwucyfrowych poziomów.

W kwietniu stopa bezrobocia wyniosła 5,7 proc., wobec 5,4 proc. w marcu – podało wstępnie Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. To oznacza ok. 50 tys. dodatkowych bezrobotnych. Biorąc pod uwagę, że w Polsce pracuje ok. 17 milionów ludzi, nie wydaje się to dużo. Ale trzeba pamiętać, że rynek pracy reaguje na wstrząs zawsze powoli. Wiele osób ma przecież długie okresy wypowiedzenia.

Trzeba też zwrócić uwagę na inny czynnik – sezonowość. W kwietniu stopa bezrobocia zawsze spadała. Zawsze od 1992 r. Teraz mamy wzrost. To pokazuje jak trudna stała się sytuacja na rynku pracy. Ani kryzys strefy euro w 2012 r., ani wielki kryzys finansowy w 2008 r., ani recesja z 2002 r., ani kryzys rosyjski z 1998 r. nie zdołały wywołać wzrostu stopy bezrobocia w kwietniu. Zrobiła to dopiero pandemia koronawirusa. Po uwzględnieniu czynników sezonowych stopa bezrobocia wzrosła z 5,1 do 5,6 proc. i był to najmocniejszy wzrost od stycznia 2002 r., a nie uwzględniając ówczesnej zmiany metodologii od … grudnia 1991 r. (obliczenia własne).

Jednocześnie można zauważyć pozytywne zjawiska. Na przykład, Polski Instytut Ekonomiczny, który prowadzi regularnie badania ankietowe wśród firm, podaje, że odsetek przedsiębiorstw skłonnych do zwalniania pracowników w ostatnich paru tygodniach malał. Po pierwszym wstrząsie nastąpiło pewne uspokojenie. Co więcej, zaczyna działać już program pomocy finansowej firmom, co szczególnie w przypadku programu Polskiego Funduszu Rozwoju o łącznej wartości 100 mld zł może stanowić czynnik zniechęcający do zwolnień. Wreszcie, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że odmrożenie gospodarki zaczęło się nieco wcześniej od oczekiwań. Otwarcie galerii handlowych już na początku maja było pewnym zaskoczeniem.

Łącząc te wszystkie fakty można dojść do wniosku, że skok stopy bezrobocia nie musi być tak gwałtowny jak oczekiwano, przy założeniu, że kwarantanna społeczna nie będzie wracać, a ewentualne kolejne fale epidemii nie będa wywoływać już tak dużych fal strachu. Wiele prognoz wskazywało, że stopa bezrobocia wzrośnie do dwucyfrowych poziomów. Widać pewne argumenty wskazujące, że tak nie musi się wydarzyć.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Maj to miesiąc testów odporności gospodarki

Marzec to był miesiąc szoku. Kwiecień – miesiąc strachu. Maj – na razie wygląda na miesiąc nadziej i testów. Testów tego, na ile konsumpcja jest się w stanie odrodzić w warunkach bardzo dużej niepewności. A za konsumpcją inwestycje. Te nastroje i oczekiwania będą kluczowe dla gospodarki, bo gdyby udało się przywrócić wiarę, że przyszłość może wyglądać normalnie, to kryzys wcale nie musiałby być głęboki i długi. Nastroje są dla gospodarki tym, czym paliwo dla samochodu. Jak wierzymy w spokojną przyszłość, to kupujemy, inwestujemy i maszyna gospodarcza się kręci. Jak nie wierzymy, wszystko skrzypi i się sypie.

Refleksja o nastrojach naszła mnie, gdy spojrzałem na dane o sprzedaży samochodów w Polsce. Była ona w kwietniu o ponad 60 proc. niższa niż przed rokiem. To, co ciekawe, to jak idealnie sprzedaż tego najważniejszego dla europejskiej gospodarki towaru idzie w parze z indeksem nastrojów konsumentów. Ludzie kupują auta wtedy, kiedy są pewni swojej sytuacji finansowej (tak samo jest zresztą z mieszkaniami – w końcu to dwie najważniejsze inwestycje gospodarstw domowych).

I tak zaczyna się długi łańcuch wijący się przez całą gospodarkę – motoryzacja generuje popyt na towary chemiczne, metalowe, plastikowe, elektroniczne, a za tym idą usługi biznesowe i finansowe. Od motoryzacji zależy ogromna część gospodarki. Dlatego tak ważne jest, czy ludzie uwierzą znów w stabilną przyszłość.

A czy uwierzą? Oczywiście nie wiemy tego, nie mamy nawet możliwości, by oprzeć się na precedensach. W tym momencie zakładam, że duża część popytu zostanie odbudowana – ale nie całość. Szacowałbym, że cała konsumpcja może być ok. 5 proc. poniżej normy, a popyt na samochody ok. 30 proc. niższy. To są zdrubne szacunki na podstawie różnych źródeł. Na przykład, zakładam, że utrata konsumpcji będzie mniej więcej równa udziałowi w niej branż najbardziej ograniczonych przez restrykcje i strach (oczywiście te branże będą częściowo działać, ale w innych dziedzinach popyt dozna uszczerbku i te efekty się wyzerują). W przypadku samochodów zakładam, że spadek popytu będzie lekko słabszy niż ten obserwowany w marcu, który był miesiącem przejściowym, torchę takim, jakim będzie pewnie wiele kolejnych miesięcy. Ale to wszystko jest jak stąpanie po lodzie.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Inflacja spada, choć ludność wciąż jej się boi

W kwietniu inflacja w Polsce wyraźnie się obniżyła, wracając do przedziału, w którym najchętniej widzi ją Narodowy Bank Polski. Jednocześnie ludność inflacji boi się coraz bardziej, co widać po rosnących oczekiwaniach inflacyjnych. Te obawy wynikają prawdopodobnie z faktu, że uwaga konsumentów w wyjątkowym stopniu koncentruje się obecnie na żywności, a ta wyraźnie drożeje. W najbliższych miesiącach ogólna inflacja poza żywnością powinna się obniżać – przynajmniej jeżeli w Polsce powtórzą się zjawiska widoczne w Europie Zachodniej.

W kwietniu inflacja wyniosła 3,4 proc., wobec 4,6 proc. w kwietniu. Jednym z głównych powodów obniżenia dynamiki cen jest potężny spadek cen paliw, które w kwietniu były średnio niemal o 19 proc. niższe niż w analogicznym miesiącu przed rokiem. Tylko ten czynnik obniżył inflację niemal o 1 pkt proc.

Jednocześnie badania GUSu prowadzone wśród gospodarstw domowych pokazują, że oczekiwania inflacyjne są najwyższe od marca 2011 r. Co więcej, od wejścia Polski do UE te oczekiwania tylko raz były wyższe niż w kwietniu – właśnie w marcu 2011 r. Ludzie ewidentnie oczekują, że ceny będą rosły szybciej.

Co się zatem dzieje? Dlaczego ludzie boją się inflacji, skoro ona spada?

Jedno wyjaśnienie może być takie, że ludzie ulegli fali strachu związanej z publikowanymi w mediach ostrzeżeniami przed inflacją. Niektórzy ekonomiści ostrzegają przed negatywnymi skutkami zwiększania długu publicznego i angażowania się banku centralnego w pomoc rządowi, sugerując, że grozi nam wysoki wzrost cen. Dowody anegdotyczne wskazują, że takie opinie rozchodzą się bardzo szybko w społeczeństwie.

Ja jednak sądzę, że ważniejsze jest inne wyjaśnienie rosnących oczekiwań inflacyjnych – ludność po prostu jeszcze nie dostrzegła spadku dynamiki cen. Paliwa tanieją, ale kupuje je znacznie mniej ludzi niż wynika to z wag stosowanych przez GUS przy wyliczaniu inflacji. W czasie kwarantanny ludzie kupowali głównie żywność i inne konieczne towary i usługi. A wśród nich wiele było takich, które drożały.

Wiele wskazuje, że w kolejnych miesiącach wstrząs gospodarczy powinien wywierać presję na spadek cen. Zobaczmy, co dzieje się w Europie Zachodniej. Ostatnie dane ze strefy euro pokazują, że kwietniu taniały tam nie tylko paliwa, ale też spadała tzw. inflacja bazowa – ceny po wyłączeniu żywności i energii. Popyt staje się coraz słabszy, nawet słabszy niż ograniczenie podażowe. To sprawia, że firmy obniżają ceny lub wstrzymują się z ich podwyżkami. Choć żeby potwierdzić trend spadkowy trzeba poczekać do maja/czerwca, kiedy część usług nieobecnych na rynku wróci do sprzedaży. Zobaczymy na przykład, co stanie się cenami takich usług jak bilety lotnicze, gdzie podaż będzie zapewne mocno ograniczona. Wydaje mi się, że takie kategorie produktów mogą drożeć i dlatego ogólny spadek cen nie będzie aż tak głęboki jak oczekują pesymiści.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

PKB tąpnął, ale ważniejsza jest ścieżka wyjścia niż załamania

Schodzą już pierwsze dane o PKB, które pozwalają zrozumieć, jaka jest wielkość ogólnych strat spowodowanych przez pandemię i kwarantannę społeczną. Wyniki są co do rzędu wielkości zgodne z wcześniejszymi oczekiwaniami – w okresie tzw. lockdownu aktywność gospodarcza jest o ok. jedną trzecią niższa od normy w krajach najmocniej dotkniętych. Jest to oczywiście spadek bezprecedensowy. Ale sama jego wielkość nie ma wielkiego znaczenia wobec pytania, czy epidemia będzie powracała.

Ze wstępnych danych wynika, że PKB Francji spadł w pierwszym kwartale o 5,8 proc. (wobec czwartego kwartału zeszłego roku, po odsezonowaniu), w Hiszpanii o 5,2 proc., a w Stanach Zjednoczonych o 1,2 proc. Jak to interpretować? Jeżeli jako laboratorium potraktujemy kraje najmocniej dotknięte i przyjmiemy, że kwarantanna zaczęła się w połowie marca, to 5-6 procentowy spadek PKB za cały kwartał oznacza, że w samym okresie kwarantanny gospodarka musiała pracować w okolicach 65-75 proc. normy. Kryje się w tym założenie, że przed kwarantanną gospodarka operowała blisko swojej normy z zeszłego roku.

Sądzę, że w krajach takich jak Polska straty w PKB mogą być nieco mniejsze ze względu na fakt, że kwarantanna nie była tak ostra jak we Francji czy Włoszech. Tam nie działała większość fabryk, u nas aktywność gospodarcza nie była aż tak ograniczona. Ale pierwsze dane o PKB poznamy w połowie maja.

Jak ocenić taki spadek PKB, do czego go przyrównać? Można powiedzieć, że cały świat rozwinięty w ciągu miesiąca doświadczył tego, czego Grecja doświadczała w latach 2008-2012. Wtedy grecki PKB spadł o ok. 30 proc. Tyle był to proces długi i bolesny, bez wyraźnej perspektywy poprawy. My wciąż możemy teraz liczyć, że gdy epidemia osłabnie to aktywność gospodarcza wróci przynajmniej do poziomu 90-95 proc. normy. A w perspektywie dwóch-trzech lat mamy szansę wrócić do przedkryzysowej ścieżki PKB. Do tego będzie oczywiście potrzebna doza szczęścia i sukcesy branży farmaceutycznej, ale nie wydaje mi się, byśmy nie mogli pokładać w tych dwóch czynnikach dużej nadziei.

Dlatego ważniejsza niż spadek PKB jest późniejsza ścieżka ożywienia. Najgorszy dla gospodarki scenariusz jest taki, gdy na horyzoncie nie widać perspektywy poprawy. Gdy sytuacja się pogarsza, a uczestnicy obrotu gospodarczego są przekonani, że to jest długotrwała zmiana. Wtedy zaczyna się nakręcać błędne koło pesymizmu i niskich inwestycji, uruchamiają się negatywne „zwierzęce instynkty”.

Dopóki na horyzoncie widać nadzieję, dopóty nie będziemy mieli na świecie drugiej Grecji. Będziemy w stanie z tego wyjść.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

NBP prognozuje sielankowy scenariusz makro dla Polski

Wzrost gospodarczy pozostanie stabilny i relatywnie wysoki, a inflacja będzie się stopniowo obniżała. Taki scenariusz dla polskiej gospodarki rysują analitycy Narodowego Banku Polskiego w najnowszej projekcji inflacji. Projekcja to dość ważny dokument, uważnie analizowany przez rynek. Jak na razie władze banku centralnego nie specjalnie się też przejmują wpływem koronawirusa na polską gospodarkę, choć dostrzegają ryzyko i zapowiadają, że bank w razie czego jest gotowy do reakcji.

NBP przedstawił po środowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej wstępne wyniki swoich projekcji – dokładne pojawią się w przyszłym tygodniu. Najważniejsze wnioski pokazałem na wykresie poniżej. Wzrost gospodarczy ma być niższy od wcześniejszych oczekiwań, a inflacja wyższa. Ale jednocześnie zmiany nie są duże.

NBP prognozuje, że wciąż możliwe jest utrzymanie wzrostu PKB w Polsce powyżej 3 proc. w tym roku i w okolicach 3 proc. w przyszłym. Inflacja będzie wysoka w tym roku – wyższa niż górna granica celu NBP – ale jej trajektoria będzie spadkowa. W ciągu dwóch lat ma bez zmian stóp procentowych znaleźć się już poniżej celu NBP. Jest to obraz dość sielankowy – spokojny stabilny wzrost, bez dużych napięć inflacyjnych.

Ze słów prezesa banku Adama Glapińskiego wynika, że na razie stopy procentowe pozostaną bez zmian. Ale dostrzega on, że istnieje ryzyko gorszego scenariusza makroekonomicznego, czyli niższego wzrostu gospodarczego. I wtedy bank będzie reagował. Glapiński nie mówił tego wprost, ale obniżki stóp są jak najbardziej możliwe w razie głębszego hamowania gospodarki.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Klops z PKB

Polskiej gospodarce zajęło zaledwie dwa kwartały zjechanie z niemal 5-procentowej do 3-procentowej dynamiki PKB. Najnowsze dane sugerują, że wzrost gospodarczy w ostatnim kwartale był już w okolicach „trójki” lub nawet poniżej. Jak to interpretować? Czy hamujemy z piskiem opon?  Ewidentnie dołek jest głębszy od oczekiwań. Słabiej zachowywały się te segmenty popytu, których zupełnie nie widać w danych miesięcznych, czyli niektóre wydatki konsumpcyjne. I to sprawia, że widoki na najbliższe miesiące też się pogorszyły. Ale nie sądzę, by to był rodzaj spowolnienia, który będzie powszechnie odczuwalny dla wielu branż i gospodarstw domowych.

GUS podał na razie dane za cały 2019 r. i z nich musimy wywnioskować sami prawdopodobne wartości PKB za sam czwarty kwartał – ten jest bowiem najbardziej interesujący. W całym roku PKB wzrósł o 4 proc. (vs 5,1 proc. rok wcześniej), co oznacza, że w ostatnim kwartale roku dynamika ukształtowała się prawdopodobnie w okolicach 2,8-3,1 proc. A przypomnę, że jeszcze w pierwszym półroczu wzrost był bliski 5 proc.

Patrząc na trajektorię PKB, wydaje się prawdopodobne, że w najbliższych kwartałach wzrost gospodarczy ukształtuje się w okolicach 2,5 proc.

Główną przyczyną znacznego spowolnienia gospodarki jest osłabienie konsumpcji. Ponieważ dane miesięczne o sprzedaży detalicznej w sklepach zatrudniających powyżej 9 osób nie wskazywały na jej istotne spowolnienie, to znaczy, że dynamika wydatków konsumpcyjnych musiała zmniejszyć się w małych sklepach i w segmencie usług (kina, restauracje, fryzjerzy, lekarze itd.). Najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że konsumpcja zwolniła w warunkach gigantycznych transferów socjalnych (nowe 500+ od sierpnia). Pisałem wielokrotnie o tym, że ta runda 500+ zostanie w znacznie większym stopniu oszczędzona niż poprzednia, bo w większym stopniu trafiła do zamożniejszych gospodarstw domowych. Choć obserwowane osłabienie jest mimo wszystko niespodzianką. Możliwe, że to kwestia wyższej inflacji i niższej realnej dynamiki płac.

Skoro konsumpcja nie zareagowała na nową rundę 500+ i jest pod znacznie większym wpływem fluktuacji realnych wynagrodzeń, to perspektywy konsumpcji na pierwsze półrocze nie wyglądają zbyt dobrze. Dynamika realnych wynagrodzeń jest niska na tle minionych kilku lat i nie prędko się podniesie.

Jesteśmy już na tych poziomach wzrostu gospodarczego, które mogą wywoływać wzrost stopy bezrobocia. Robi się nieprzyjemnie. Ale obserwacje zagranicznych gospodarek prowadzą do wniosku, że obecny cykl różni się nieco od tradycyjnych cykli – bardziej punktowo dotyka niektóre segmenty gospodarki, nie rozlewa się na wszystkie branże, i przede wszystkim nie prowadzi do masowych zwolnień pracowników. Firmy nie chcą ich zwalniać, bo boją się, że w gorszych warunkach demograficznych dostęp do siły roboczej jest generalnie dużo trudniejszy.

W Polsce może być podobnie. Mimo niższego wzrostu gospodarczego, stopa bezrobocia może wzrosnąć tylko nieznacznie, a nastroje gospodarstw domowych nie muszą pogorszyć się znacząco.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Konsumpcja i inwestycje zawiodły

Mamy już dokładniejsze dane o strukturze wzrostu gospodarczego Polski w trzecim kwartale, które pozwalają ocenić, co pchało gospodarkę w górę, a co ciągnęło ją w dół. Generalnie, wbrew pozorom, to nie siły zewnętrzne przyczyniły się do spowolnienia PKB – nie eksport, a popyt wewnętrzny. Słabiej od prognoz wypadła zarówno konsumpcja, jak i inwestycje.

PKB wzrósł w trzecim kwartale o 3,9 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 4,6 proc. w drugim kwartale. Te dane już znaliśmy od dwóch tygodni, ale teraz pojawiły się szczegóły. Na niższą dynamikę PKB złożyło się spowolnienie konsumpcji do 3,9 proc. rok do roku (wobec 4,4 w drugim kwartale) oraz spowolnienie inwestycji do 4,7 proc. (wobec 9,1 proc.). Co ciekawe, eksport przyspieszył w ostatnich miesiącach do 5 proc. (wobec 3,2 proc.).

Piszę, że konsumpcja lekko zawiodła, ponieważ na rynku oczekiwano mocniejszego efektu transferów socjalnych z tytułu programu 500+. Transfery te trafiły do gospodarstw domowych we wrześniu i teoretycznie powinny być widoczne w popycie konsumpcyjnym. Możliwe, że gospodarstwa domowe zwiększyły oszczędności. Byłoby to racjonalne. Pisałem o tym wielokrotnie, że obecna runda 500+ w większej mierze niż poprzednia trafiła do osób znajdujących się w górnych decylach rozkładu dochodów – a ci ludzie mają większą skłonność do oszczędzania. Jednocześnie wydaje mi się, że transfery socjalne będą w końcu widoczne w konsumpcji w czwartym kwartale. Jest to zbyt potężny zastrzyk gotówki, by nie podniósł zupełnie konsumpcji.

Piszę, że inwestycje zawiodły, ponieważ na rynku oczekiwano ich łagodniejszego spowalniania w warunkach wciąż mocno rozkręconych inwestycji publicznych. Widać jednak, że samorządy ścięły nakłady inwestycyjne i to wpłynęło na tak słaby wynik zagregowany. Na przykład, aktywność budowlana w zakresie dróg spadła w trzecim kwartale najmocniej od dokładnie czterech lat. Firmy wciąż zwiększają nakłady na środki trwałe, choć w wolniejszym tempie niż w pierwszej połowie roku.

Na razie spowolnienie polskiej gospodarki jest wywołane głównie czynnikami krajowymi, w tym przede wszystkim wahaniami inwestycji publicznych. Reakcja gospodarki na recesję w światowym handlu jeszcze przed nami. Przyszły rok będzie więc zapewne gorszy niż obecny. Na razie jednak nie ma co wybiegać za daleko w przyszłość. Nasze bieżące szacunki pokazują, że czwarty kwartał nie przynosi już tak głębokiego spowolnienia jak trzeci – wzrost może ustabilizować się w okolicach 3,7-4,2 proc.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Cykl w Europie próbuje uklepać dno

Mamy już wstępne dane o PKB za trzeci kwartał z Polski i innych krajów Unii Europejskiej. Pokazuję je na tle wyników naszych modeli nowcastingowych, które szacują aktywność gospodarczą w czasie bieżącym. Wyłania się z tych danych obraz … niejednoznaczny. Ewidentnie trwa spowolnienie gospodarcze i nie widać szczególnie pozytywnych sygnałów na horyzoncie. Ale jednocześnie obecny cykl w Europie wydaje się uklepywać dno. Nie ma recesji, której tyle osób się obawiało.

W Polsce wzrost PKB wyniósł 3,9 proc. rok do roku (4 proc. po wyrównaniach sezonowych; w ujęciu kwartał do kwartału było to 1,3 proc.). Jest to zatem wyraźne spowolnienie wobec 4,6 proc. odnotowanych w drugim kwartale, ale na takie spowolnienie wskazywałem już w lipcu. Nie ma w tym nic wielce zaskakującego. Obecny wzrost szacujemy na ok. 4 proc., co oznacza stabilizację wobec minionych trzech miesięcy. Choć stabilizacja ta wynika częściowo z efektów niskiej bazy z czwartego kwartału zeszłego roku. Gdy te efekty miną, wzrost gospodarczy prawdopodobnie zbliży się do 3 proc. Czyli my mamy przed sobą jeszcze słabsze wyniki. Największą zagadką jest w tym momencie reakcja inwestycji przedsiębiorstw na stagnację produkcji przemysłowej na świecie oraz reakcja inwestycji publicznych na opóźnienia w realizacji kontraktów z funduszy europejskich. Od tych dwóch czynników będzie zależało, czy wzrost w przyszłym roku będzie 3+ czy 3-.

W największych krajach Europy zachodniej wzrost gospodarczy jest oczywiście dużo niższy – w ujęciu rocznym wynosi od 0,5 proc. w Niemczech do 1,3 proc. we Francji (dane rok do roku, wyrównane sezonowo). Są to wyniki zbieżne z tym, co nasze modele nowcastingowe pokazywały kilka miesięcy temu. Obecnie modele te pokazują, że cykl uklepuje dno. To jest pozytywna informacja. Ale jednocześnie trzeba przyznać, że danych za czwarty kwartał mamy na razie bardzo mało. Co więcej, wciąż brakuje sygnałów, które dawałyby powody do prognozowania wyraźniejszego odbicia w koniunkturze.

 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Jakie będą konsekwencje wstrząsu na rynku ropy

Rynek ropy przeżył w ciągu jednego dnia największy wstrząs od 30 lat. Po ataku na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej, wstrzymaniu uległa produkcja wielkości ok. 5 proc. światowych dostaw. Wstrząs ten może podnieść inflację na świecie i obniżyć aktywność gospodarczą. Wpływ nie będzie duży, ale nadchodzi w nieprzyjemnym momencie, gdy światowa gospodarka i tak przechodzi fazę spowolnienia.

W ciągu jednego dnia po ataku cena ropy Brent wzrosła o 14 proc. Ostatni raz tak duży wstrząs jednego dnia wydarzył się w momencie ataku Iraku na Kuwejt w sierpniu 1990 r.

Znaczenie dla gospodarki

Kluczowe znaczenie dla rynku i gospodarki przy tego rodzaju wstrząsach ma nie tyle samo ograniczenie podaży, co zmiana oczekiwań dotyczącej przyszłych dostaw. Badania ekonometryczne pokazują (patrz tu i tu), że samo ograniczenia podaży zwykle są szybko nadrabiane przez zwiększenie dostaw z innych miejsc świata, ale oczekiwane zakłócenia przekładają się na silny i trwały wzrost cen, m.in. poprzez rosnący popyt ostrożnościowy (budowanie zapasów). W tym przypadku kluczowe znaczenie może mieć obawa, że na Bliskim Wschodzie dojdzie do kolejnych tego typu ataków lub nawet konfliktu zbrojnego. Dlatego ceny ropy będą się poruszały w rym informacji wskazujących na wzrost lub spadek ryzyka takiego konfliktu. Jeżeli głównym aktorom politycznym uda się doprowadzić do deeskalacji, wówczas wpływ na ceny będzie znikomy.

Gdyby wyższa cena się utrzymała dłużej, oznaczałoby to negatywne konsekwencje dla światowej, w tym polskiej gospodarki. Wprawdzie zmiana ceny ropy o 8 dolarów na baryłce to nie jest coś, co na tle zmian historycznych wygląda niezwykle – jeszcze w maju cena na rynku była znacznie wyższa niż dziś. Ale kluczowy jest fakt, że mamy do czynienia z czystym wstrząsem podażowym. Wzrosty cen zwykle odzwierciedlają różne czynniki, w tym popytowe, które jednocześnie pozytywnie oddziałują na gospodarkę innymi kanałami. Tutaj mamy czyste zaburzenie ze strony podaży, które działa na kraje importujące ropę jak podatek nałożony na konsumpcję.

Jaka byłaby wielkość tego podatku? Możemy tylko mówić, jaki to będzie rząd wielkości. Ekonomiści w Międzynarodowym Funduszu Walutowym oszacowali, że 10 proc. wzrost cen ropy przekłada się średnio na inflację wyższą o ok. 0,4 pkt proc. Z moich szacunków na polskich danych wynika, że jest to ok. 0,2 pkt proc. Efekt ogólnogospodarczy może mieć zbliżoną wielkość – dynamika PKB może obniżyć się o 0,1-0,3 pkt proc.  To jest oczywiście tylko uproszczone obliczenie, ale nie jest ono różne od tego, co można wywnioskować na podstawie innych analiz.

Konsekwencje i możliwe scenariusze

To nie są duże zmiany. Ale jeden wstrząs cenowy rzadko jest w stanie wywołać duże zmiany makroekonomiczne. Istotne jest, jak ten wstrząs będzie się łączył z innymi zmianami w światowej gospodarce. Jeżeli jednocześnie będziemy mieli do czynienia z pogłębiającą się wojną handlową i rosnącymi turbulencjami handlowymi wokół brexitu, to wzrost cen ropy może tylko wzmocnić negatywne tendencje i przybliżyć światową gospodarkę do recesji. Jeżeli w handlu międzynarodowym nastąpi uspokojenie napięć, wówczas skok cen ropy może być niezauważalny w aktywności gospodarczej.

Patrząc na zachowanie cen akcji, inwestorzy na razie wyceniają ten drugi scenariusz. Na giełdach akcji panował wczoraj spokój.  Autor: Ignacy Morawski

Dane źródłowe o cenach ropy naftowej Brent: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Trzy wnioski z danych o PKB

Zacznę od suchej liczby. PKB Polski w pierwszym kwartale wzrósł o 4,6 proc. rok do roku i 1,4 proc. kwartał do kwartału. To bardzo dobry wynik, wskazujący na tylko umiarkowane tempo spowalniania gospodarki na przestrzeni kilku kwartałów. W relacji kwartał do kwartału PKB na początku roku wręcz przyspieszył. Trendy dobrze widać na wykresie poniżej.

Co z tych suchych liczb możemy wywnioskować dla oceny przyszłych trendów w gospodarce? Oto trzy luźne przemyślenia.

Po pierwsze, wzrost PKB wykazał znacznie większą trwałość niż oczekiwano. W zeszłym roku można było przewidywać, że wzrost gospodarczy w Polsce wróci niedługo do długookresowego trendu w przedziale 3-4 proc. Jeszcze nie wrócił, śmiało trzyma się wyższej trajektorii. Może polska gospodarka ma wyższy potencjał wzrostu, niż się wydawało?

Po drugie, trzeba zwrócić uwagę, że pozytywne zaskoczenia wystąpiły w wielu krajach regionu Europy Środkowej. Bardzo dobre dane pokazano na Węgrzech, Słowacji i w Rumunii. Są specyficzne czynniki, które sprawiają, że region jest bardziej odporny na gorsze trendy w Niemczech niż oczekiwano. Można zaliczyć do nich wysoką dynamikę finansowania z funduszy europejskich, która napędza nie tylko popyt w budownictwie, ale też w przemyśle motoryzacyjnym i maszynowym (inwestycje w komunikacji publicznej), oraz wysoki wzrost płac, wspierający wzrost konsumpcji.

Po trzecie, widać ogromną dysproporcję między dynamiką PKB a nastrojami menedżerów w przemyśle raportowanymi w indeksie PMI. PKB rośnie szybko, nastroje są słabe. Oczywiście przemysł to tylko wycinek gospodarki, ale PMI przestał się korelować nawet z produkcją przemysłową. Widać ewidentny rozjazd nastrojów i faktów. W firmach jest strach o przyszłość, nastroje w biznesie są gorsze niż wskazują na to surowe dane gospodarcze. A to może potencjalnie przełożyć się na niższą skłonność do inwestycji.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o PKB: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.