Niepewność wywołuje ogromne wahania na rynkach

Rynki finansowe dawno nie były tak rozchwiane. Jednego dnia ceny akcji spadają o prawie 8 proc., by następnego rosnąć o ok. 5 proc. To piszę na przykładzie amerykańskiego indeksu S&P500. To rozchwianie odzwierciedla rozmiar niepewności przed jaką stoimy. Scenariusze gospodarcze można układać od łagodnie negatywnych do bardzo negatywnych. W takich momentach zmienność nastrojów jest ekstremalnie duża.

W minionych pięciu dniach bezwzględna różnica między dołkiem a szczytem na indeksie S&P500 wynosiła aż 15 proc. (licząc jako punkt odniesienia wartość tygodniowego maksimum). Wcześniej tak duża różnica w notowaniach w krótkim czasie występowała w czasie kryzysu strefy euro, gdy strefa stała na granicy rozpadu, a jeszcze wcześniej w okresie światowego kryzysu finansowego. Zmienność to po prostu papierek lakmusowy niepewności.

Czy obecną sytuację można porównać do kryzysu finansowego?Pod względem bieżącego wstrząsu dla gospodarki to w większości miejsc wstrząs jest na razie mniejszy niż w czasie kryzysu finansowego. I jest też inny. Wtedy bardzo szybko na granicy upadków stanęły duże banki, kraje rozwinięte stały na granicy zatrzymania pracy sektora finansowego. W gospodarkę szybko pompowano kwoty sięgające kilku-kilkunastu procent PKB. Teraz skala szoku nie jest aż tak duża (przynajmniej na razie) – wiele firm wstrzymuje prace, ale wszyscy myślą o kwietniu/maju jako o momencie przywracania jako takiej normalności.

Z drugiej jednak strony, obecny kryzys niesie większe ryzyka skrajne (tzw. tail risks), ponieważ nie ma dobrych metod, by go łagodzić w razie jego pogłębiania. Makroekonomia wypracowała przez wiele dekad metody zapobiegania nadmiernym kosztom kryzysów finansowych – one nie zawsze są stosowane ze względów politycznych, ale narzędzia są znane. Natomiast skutki pandemii trudno złagodzić jeżeli trwa ona bardzo długo. Można jedynie stosować narzędzia, które zmierzają do utrzymania ładu społecznego i podtrzymania systemu płatności, ale im dłużej trwać będzie zamrożenie gospodarki tym te narzędzia będą mniej efektywne lub bardziej kosztowne w stosowaniu.

Na horyzoncie jest zatem wiele ryzyk, które trudno jest zrozumieć i wycenić. A to niesie rozchwianie nastrojów.

***

Zamieszczam też dzisiejszą aktualizację danych na temat raportowanych infekcji w najważniejszych krajach (na tle Chin).

Widać, że we Włoszech drastyczne środki ograniczające ruch ludności mogły zadziałać. Liczba nowych zdiagnozowanych przypadków COVID-19 spadła. Niektórzy twierdzą, że jest to spowodowane krytyczną sytuacją służby zdrowia (problemem jest rosnąca liczba zgonów) i testowaniem jedynie najcięższych przypadków. Jednak dane wskazują, że liczba testów wczoraj znacząco wzrosła, a nie spadła. Możliwe więc, że Włochy faktycznie znajdują się w punkcie przegięcia.

Niepokojąca jest sytuacja w Hiszpanii, która idzie wyższą ścieżką raportowanych zakażeń niż Włochy przed dwoma tygodniami. Gorzej wygląda też sytuacja w Niemczech i Francji, które podążają ścieżką włoską. Pogorszyła się też niestety sytuacja w Korei, co wynika z odkrycia nowego ogniska choroby w Seulu.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Jaki będzie wpływ epidemii na inflację

Wczoraj pisałem o tym, że epidemia COVID19 znacząco ograniczy wzrost gospodarczy w Polsce, a w negatywnym scenariuszu może doprowadzić do recesji. Rynki finansowe w poniedziałek wyceniły taki scenariusz, na giełdach doszło do potężnego tąpnięcia cen akcji. Dziś staram się odpowiedzieć – na  pytanie o wpływ tego zjawiska na inflację. Może on przebiegać w różnych kierunkach.

Zasadniczo moje spojrzenie na inflację jest następujące. Jeżeli epidemia będzie mocna, ale krótka, wywoła recesję, nawet głęboką, po której nastąpi w miarę szybkie ożywienie, wówczas wpływ na inflację będzie ujemny. Spadek popytu sprawi, że firmy będą obniżały ceny – widać to zresztą już na rynku kin w Polsce. Ponadto, na spadek inflacji wpłynie spadek cen surowców – widać to już na rynku ropy (choć spadek cen o 50 proc. w poniedziałek wynika bardziej z czynników podażowych). To będzie efekty widoczny w pierwszej fazie spowolnienia. I tego możemy oczekiwać w pierwszej połowie roku.

Wielu ekspertów jest przekonanych, że im mocniejszy będzie wstrząs gospodarczy, tym wspomniane efekty silniejsze – większy spadek inflacji. Ja jednak sądzę, że może być inaczej.

Jeżeli jednak epidemia będzie długotrwała i wywoła recesję, po której nastąpi stagnacja, wówczas jej wpływ na inflację może być dodatni. Banki centralne będą musiały zapewnić płynność gospodarce, w tym m.in. uruchomić linie kredytowe dla rządów (tak, wiem, dziś to nie jest zgodne z prawem, ale to się szybko może zmienić w negatywnym scenariuszu) lub wręcz przelewać bezpośrednio pieniądze gospodarstwom domowym. Odbywać się to będzie przy stłumionej podaży dóbr ze względu na zerwane łańcuchy dostaw i ograniczoną aktywność pracowników. Utrzymanie płynności przy znacząco mniejszej podaży oznaczać powinno wyższe ceny. Można na to też spojrzeć inaczej. Trwały spadek PKB oznacza masową niewypłacalność wielu firm i gospodarstw domowych. Obniżyć realny dług niewypłacalnych osób i podmiotów można tylko poprzez restrukturyzację lub inflację. Pierwsze wyjście w tak dużej skali będzie bardzo trudne.

Drugi scenariusz wciąż jest jeszcze odległy. Ale sądzę, że w ramach planowania kryzysowego rząd powinien szykować się na wszystkie scenariusze.

***

Na wykresie znajdą Państwo codzienną aktualizację krzywej epidemii w najważniejszych krajach. Widać, że we Włoszech sytuacja staje się dramatyczna – wczoraj rząd podjął decyzję o ograniczeniu ruchu ludności w całym kraju. Lekarze raportują w mediach, że muszą selekcjonować pacjentów w zależności od stanu zdrowia – tak jak w czasie wojny. W Korei sytuacja się wyraźnie poprawia, co pokazuje, że skuteczna polityka może szybko ograniczyć skalę epidemii. We Francji i Niemczech widać wzrost zachorowań, ale wolniejszy niż na tym samym etapie we Włoszech. Kolejne dni będą dla tych krajów kluczowe. Pokażą, czy środki przez nie stosowane wystarczają do ograniczenia skali epidemii (co byłoby bardzo pozytywne), czy też kraje te wchodzą na włoską ścieżkę.

 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Uderzenie epidemii w PKB będzie silne. Pytanie: jak długo?

Epidemia COVID19 powoduje coraz większe zakłócenia w aktywności gospodarczej i już wiemy, że nie tylko oddaliliśmy się od łagodnych scenariuszy makroekonomicznych, ale wręcz realizowany jest negatywny scenariusz. Szok jest ogromny, a niewiadoma polega teraz na tym, na ile część tego szoku pozostanie z nami na dłużej. W potoku negatywnych informacji można dopatrzeć się kilku pozytywnych zjawisk.

Włochy zamknęły w weekend część prowincji, które są sercem przemysłowym kraju – głęboka recesja w tym kraju jest oczywista. W recesji będzie prawdopodobnie cała strefa euro. Można założyć, że te i inne informacje, które napłynęły w ostatnich dniach, powinny powodować obniżenie prognoz dla PKB Polski na najbliższy kwartał o co najmniej 1 pkt proc. Pole do większych rewizji jest duże, na horyzoncie na pewno jawi się recesja również w naszym kraju. Później może dojść do szybkiego ożywienia, ale to będzie zależało od cyklu falowania epidemii.

Oto kluczowe informacje, które pojawiły się w ostatnich dniach i które mają wpływ na ocenę skutków społecznych i gospodarczych epidemii.

Po pierwsze, epidemia COVID19 generuje w widoczny sposób (przypadek Włoch) ogromne obciążenie systemu szpitalnego i przez to jest dużo większym obciążeniem społecznym niż sezonowe epidemie grypy. To też sprawia, że ograniczenia w ruchu ludności są i będą bardzo radykalne. Wprawdzie ogólna liczba zgonów z tytułu COVID19 jest mniejsza niż z powodu grypy (na razie), ale kluczowy jest fakt, że COVID19 powoduje potrzebę hospitalizacji dużo większej liczby osób. We Włoszech system ochrony zdrowia jest na granicy wydajności, brakuje łóżek, oddziały intensywnej terapii są tworzone prowizorycznie na korytarzach. To dzieje się w najbardziej rozwiniętych gospodarczo regionach Europy. Dla innych krajów priorytetem jest więc podjęcie radykalnych działań, które ograniczą ryzyko niewydolności systemów ochrony zdrowia. To zaś przekłada się na zamrożenie części aktywności społecznej i gospodarczej.

Po drugie, trzecia największa gospodarka strefy euro wchodzi w recesję, która będzie prawdopodobnie głębsza niż ta z czasów kryzysu finansowego 2009 r. Przynajmniej pod względem jednorazowego spadku PKB. Region Lombardii oraz 14 prowincji zostały zamknięte na miesiąc dla ruchu ludności, a obywatelom – szczególnie starszym – zaleca się pozostawanie w domach. Zamknięte są szkoły, muzea, baseny i ośrodki narciarskie. Regiony te odpowiadają za dokładnie 33 proc. PKB kraju. Zakładając, że spadek PKB w tych obszarach wyniesie w ciągu miesiąca 30 proc., to tylko efekty statyczne obniżą kwartalny PKB Włoch o 3 proc. A do tego dochodzi wpływ na inne regiony, inne restrykcje przyjmowane na innych obszarach oraz efekty dynamiczne (przekładanie się spadku w jednym kwartale na wyniki w kolejnym kwartale). Nie będzie wyolbrzymieniem jeżeli założymy, że włoski PKB spadnie w krótkim okresie o ok. 5 proc.  A to oznacza recesję w całej strefie euro. W takich warunkach wzrost gospodarczy w Polsce musi być wyraźnie niższy.

Po trzecie, w wielu dużych krajach epidemia dopiero się zaczyna – dotyczy to m.in. Stanów Zjednoczonych. Francja i Niemcy są zaś dopiero na początku ścieżki wznoszącej. Nie wiadomo, jak epidemia będzie się rozwijała, ale nawet jeżeli będzie podążała ścieżką chińską (szczyt zachorowań w okresie ok. dwóch tygodni od momentu, gdy liczba nowych przypadków przekracza 100 dziennie, później powolny spadek nowych infekcji przez kolejne parę tygodni), to ograniczenia w ruchu ludności potrwają do kwietnia. A to jest scenariusz w miarę optymistyczny, bo Chiny od wielu ekspertów zbierają pochwały za wyjątkowo efektywną walkę z chorobą. Można założyć, że nie wszystkie kraje poradzą sobie z tym tak szybko. Można też założyć, że w niektórych miejscach pojawi się konieczność stosowania tak radykalnych kroków, jakie zastosowały Włochy. Czeka nas zatem kilka-kilkanaście tygodni obniżonej aktywności gospodarczej i bardzo dużej niepewności.

Po czwarte, informacje medyczne podawane przez WHO i pojawiające się badania naukowe wskazują, że skala epidemii nie musi być tak duża jak wskazywały pesymistyczne projekcje sprzed kilku-kilkunastu tygodni. Tę epidemię da się zatrzymać radykalnymi środkami, ona nie ma aż tak wysokich wskaźników rozprzestrzeniania jak grypa. Na przykład, WHO wskazuje, że zdecydowana większość infekcji roznosi się wśród rodziny, a nie w innych środowiskach (tutaj link do ciekawej opinii i danych). Niski jest też wskaźnik zachorowań bezobjawowych, które – wedle początkowych obaw – mogły wywoływać bardzo szybkie tempo rozprzestrzeniania.  Jest zatem szansa, że do maja w krajach rozwiniętych będzie już znacznie mniej zachorowań i aktywność społeczna wróci do jako takiej normy. Na taką możliwość wskazują dane z Azji (szczególnie Chin i Korei) gdzie udało się lub powoli się udaje zdusić epidemię. Gdyby Europa zareagowała szybko, najlepiej na poziomie UE, poprzez zamknięcie szkół, odwołanie wszystkich imprez masowych i jasne zalecenia dla obywateli by w miarę możliwości unikali większych zgromadzeń, to byłaby szansa na powtórzenie ścieżki azjatyckiej.

Ale jednocześnie projekcje pokazują, że wirus SARS-CoV-2, który odpowiada za chorobę COVID19, może zostać z nami na dłużej, że będzie powracał sezonowo (tutaj symulacja). A to z kolei oznacza, że istnieje ryzyko powrotu epidemii na jesieni lub zimą. Z tego powodu pewna część aktywności gospodarczej może być ograniczona na dłużej, bo generalnie większa będzie awersja do ryzyka wśród podmiotów gospodarczych i mniejsza skłonność do inwestowania. A zatem rozpowszechnione w analizach przekonanie o V-kształtnym cyklu (recesja i szybkie odbicie) może się nie sprawdzić.

Można też powoli rozważać, jakie długookresowe konsekwencje przyniesie epidemia. Wzrost stopy oszczędzania ostrożnościowego? Defragmentacja łańcuchów dostaw i ograniczenie globalizacji przemysłowej? Niższy wzrost produktywności? A może też wzmocnienie odporności organizacyjnej na gorsze pandemie? Postęp w medycynie? Zmiany w zachowaniach ludności sprzyjające niższej transmisji innych wirusów? Większe wydatki publiczne na inwestycje i przez to wyższy wzrost gospodarczy?

Mamy na horyzoncie niezliczoną liczbę scenariuszy. Na razie jednak wyzwaniem jest przejście na drugą stronę krzywej epidemii – a to będzie trudna droga.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Dokąd gospodarkę zaprowadzi krzywa epidemii

Zaczynają się rewizje prognoz wzrostu gospodarczego na świecie na 2020 r. Ale wszyscy zdają sobie sprawę, że skala niepewności jest gigantyczna – można rozważać zarówno scenariusze łagodne (silne spowolnienie i później jeszcze silniejsze odbicie), jak i bardzo ostre (kryzys finansowy). W ciągu tygodnia mocno oddaliliśmy się od najłagodniejszych scenariuszy, ale wciąż wszystkie opcje są w grze.

Kluczowym wskaźnikiem do obserwowania obecnie jest prawdopodobnie tzw. krzywa epidemii, która pokazuje liczbę nowych przypadków koronawirusa dziennie. Pokazuję ją na wykresie. Im później zacznie się ona wypłaszczać, tym gorzej dla światowej gospodarki. Przedłużające się ograniczenia w aktywności gospodarczej będą skutkować problemami płynnościowymi, które mogą w końcu przełożyć się na problemy z wypłacalnością przedsiębiorstw.

Obecnie na świecie odnotowuje się ok. 1500-2000 nowych przypadków dziennie (pomijam tu wiarygodność danych). Świat dochodzi zatem do momentu, w którym miesiąc temu były Chiny. Wtedy w Chinach zaczęło się powolne obniżanie liczby nowych przypadków. Dziś w Chinach poza prowincją Hubei przybywa tylko kilka przypadków dziennie.

Niektórzy specjaliści twierdzą, że kształt krzywej epidemii z Chin zostanie w przybliżeniu powtórzony w innych miejscach świata, bowiem mamy do czynienia z sezonowym wirusem. Nie chodzi oczywiście o taki sam przebieg, bo przecież ogniska wirusa wybuchają w różnych momentach, a odmienne warunki instytucjonalne i klimatyczne wymuszają odmienne reakcje. Nowych przypadków na świecie będzie pewnie przybywać dużo więcej niż obecnie. Ale scenariusz optymistów jest taki, że cykl epidemii będzie się mniej więcej powtarzał, czyli po kilku tygodniach szybkiego przyrostu nastąpi odwrócenie tendencji zachorowań.

Na korzyść łagodnych interpretacji może działać też fakt, że – w przeciwieństwie do zwykłej grypy – stroma krzywa zachorowań wynika z nadzwyczajnego wysiłku władz dotkniętych krajów, by szybko wyłapać wszystkie przypadki. Więc szybki przyrost może częściowo oznaczać rosnącą skuteczność systemu diagnostycznego, a nie tylko szybkie tempo rozprzestrzeniania się wirusa. To wszystko by oznaczało, że w marcu powinniśmy zobaczyć szczyt nowych zachorowań, a potem stabilizację i spadek. Jak tylko liczba nowych przypadków zacznie się obniżać, panika ustąpi, gospodarka ruszy z miejsca. W skali całego roku wpływ wirusa na światowe PKB może być ograniczony do kilku dziesiątych punktu procentowego.

Inni wskazują jednak, że istnieje wysokie ryzyko, że krzywa będzie dużo wyższa i odwróci się później. Chociażby dlatego, że wciąż pojawiają się nowe ogniska wirusa. Chiny zastosowały środki kontroli, których nie mogą prawdopodobnie zastosować inne kraje, stąd wyjątkowy sukces Chin w szybkim wypłaszczaniu krzywej epidemii. Ponadto wstępne badania pokazywały, że wirus ma wyjątkowo wysoki współczynnik zarażania – jedna osoba zaraża dwie kolejne. Na tej podstawie niektórzy epidemiolodzy twierdzą, że zarażonych zostanie kilkadziesiąt procent populacji krajów, w których choroba się pojawi. Jeżeli krzywa będzie się cały czas podnosić, a proces będzie trwał do kwietnia/maja, wówczas możliwe są wszystkie najgorsze scenariusze gospodarcze. Abstrahując nawet od wskaźnika śmiertelności, który może pozostać niski (obecnie badania wskazują na możliwy zasięg tego wskaźnika w okolicach 0,5-2 proc.), panika ludności jest sama w sobie czynnikiem ryzyka. W skrajnych scenariuszach dojdzie do tzw. credit crunchu, którego spóźniona reakcja władz (co stanowi ryzyko szczególnie w Unii Europejskiej, mającej złożone procedury decyzjne) nie będzie w stanie zatrzymać.

Jak wspomniałem, w ciągu tygodnia mocno oddaliliśmy się od najłagodniejszych scenariuszy. Ale też warto pamiętać, że w momentach tak wysokiej paniki łatwo podłączyć się pod panikujący tłum. Media selekcjonują informacje negatywne, wybijając alarmistyczne opinie ekspertów. Rynek finansowy zawsze ma tendencję do przereagowywania. Jedyny niezaprzeczalny fakt jest taki, że znaleźliśmy się w momencie gigantycznej niepewności – podwyższonej nawet jak na standardy współczesnego, niestabilnego świata.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Dlaczego metale i akcje reagują odmiennie na blokadę Chin

Restrykcje handlowe związane z epidemią wirusa w Chinach przybierają bardzo wysokie rozmiary, ewidentnie wpływające na bieżącą aktywność gospodarczą. Jednocześnie różne aktywa finansowe bardzo odmiennie reagują na ryzyko z tym związane i jest to zjawisko warte uwagi. Sądzę, że z cen różnych aktywów/towarów można wysnuć wniosek, że rynki wyceniają wyraźny wstrząs gospodarczy w krótkim okresie i brak większego wpływu tego wstrząsu na gospodarkę w średnim i długim okresie.  

Światowe łańcuchy dostaw przemysłowych doznały ewidentnego wstrząsu. Hyundai ogłosił, że przerywa produkcję samochodów w Korei. BP wskazuje, że dynamika popytu na ropę w tym roku będzie o połowę niższa. W Polsce LPP zasygnalizowało, że dostawy z Chin będą opóźnione. Od jednej z firm budowlanych usłyszałem wczoraj, że dostawy elementów stalowych z Chin mogą być opóźnione o kilka miesięcy.

Ten wstrząs jest widoczny w cenach metali, które są papierkiem lakmusowym koniunktury przemysłowej. Ceny miedzi w ciągu 10 dni spadły o 15 proc. i są na najniższym poziomie od końca grudnia 2018 r. Widać też odwrót od aktywów rynków wschodzących. Ale jednocześnie akcje na dużych płynnych rynkach są relatywnie stabilne. W ciągu 10 dni niemiecki DAX stracił zaledwie 2 proc. Porównanie tego indeksu z cenami miedzi widać na załączonym wykresie.

Ta dywergencja mówi nam wiele o tym, jak postrzegane są obecnie gospodarcze efekty restrykcji w transporcie i handlu.

Krótkookresowy wstrząs może być odczuwalny i widoczny w danych o PKB. Dlatego reagują ceny metali – one są wrażliwe na zmiany popytu i zapasów. Nikt nie gromadzi przecież miedzi po to, by sprzedaż ją za kilka lat lub wykorzystać jako zabezpieczenie emerytalne. Na tym rynku krótki okres liczy się znacznie bardziej niż długi.

Ceny akcji zaś bardziej reagują na długookresowe perspektywy. Dla nich krótkookresowy wstrząs makroekonomiczny, który ma ewidentnie przejściowy charakter, nie powinien mieć teoretycznie znaczenia. Ludzie trzymają akcje, by zapewnić sobie dochód w dłuższym okresie (pomijam spekulację). Zrobię na moment dygresję, by pokazać, jak to działa. Gdy polska firma CD Projekt ogłosiła przełożenie o pół roku premiery gry Cyberpunk, na którą gracze czekają na całym świecie, ceny akcji początkowo spadły, by później szybko wrócić do trendu wzrostowego (nie podejmuję się tutaj oceny, czy ten trend jest uzasadniony). Przełożenie premiery oznacza niższe dochody w krótkim okresie, ale nie przekłada się na całą oczekiwaną ścieżkę dochodów. Podobnie jest z epidemią wirusa – dopóki nie przyjmie ona formy niszczycielskiej pandemii, to jej średnio i długookresowy wpływ na PKB, zyski spółek, modele biznesowe powinien być bliski zera. Zyski firm mogą spaść przez kilka miesięcy, a później wrócą do trendu.

Krótkookresowy wstrząs jest groźny wtedy, gdy zaczyna mieć długookresowe konsekwencje. W ekonomii nazywa się to efektem histerezy – kiedy szok przekłada się na potencjał rozwojowy. Firmy tracą płynność, upadają, zwalniają ludzi, obniżona zostaje jakość kapitału ludzkiego i innych miękkich zasobów gospodarki.

Na razie jednak inwestorzy ewidentnie oceniają, że epidemia nie ma w sobie potencjału by zaburzyć średnio i długookresowe perspektywy światowej gospodarki. Zobaczymy, co będzie dalej.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Jak silne może być przełożenie epidemii na gospodarkę

Rynki finansowe zaczęły reagować na epidemię koronawirusa, która wybuchła w Chinach. Patrząc na ceny miedzi, uznawane czasem za papierek lakmusowy koniunktury na świecie, w ciągu kilku dni wymiecione zostały całe nadzieje na światowe ożywienie gospodarcze, budujące się mozolnie od czterech miesięcy. Ceny spadły w ciągu tygodnia o 8 proc., sięgając najniższego poziomu od października.

Jaki może być wpływ epidemii na gospodarkę światową? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, przejrzałem kilka badań modelujących wpływ epidemii. Wnioski można interpretować na dwa sposoby. Epidemie należą do największych nieprzewidywalnych ryzyk gospodarczych i niosą ze sobą istotne koszty. Ale żeby te koszty osiągnęły znaczące (kryzysowe) rozmiary, skala epidemii musiałaby znacząco przekroczyć największą epidemię ostatnich lat, czyli SARS z 2003 r. Na razie jesteśmy jeszcze od tego daleko.

OECD uznaje pandemię za jedno z najistotniejszych wschodzących ryzyk społeczno-ekonomicznych, oprócz katastrof naturalnych czy zagrożeń technologicznych. Eksperci organizacji podkreślają, że formułowane 40 lat temu nadzieje na wyeliminowanie zagrożeń zdrowotnych z listy istotnych ryzyk dla ludzkości nie sprawdziły się.

Jednym z najczęściej cytowanych badań ekonomicznym na temat efektów pandemii jest praca Warwicka McKibbina i Alexandry Sidorenko z 2006 r. Modelują oni cztery scenariusze rozwoju globalnej pandemii na przykładzie grypy:łagodny (1,4 mln przypadków śmiertelnych – scenariusz wzorowany na epidemii grypy Hong-Kong z 1969 r.), umiarkowany (14,2 mln – scenariusz wzorowany na epidemii grypy azjatyckiej z 1958 r.), ostry (71 mln – scenariusz wzorowany na hiszpańskiej grypie z 1919 r.) i ultra-ostry (142 mln).  Jak łatwo zauważyć, nawet scenariusz łagodny jest radykalny na tle obserwowanego dziś przypadku. Do poniedziałku raportowano ok. 100 przypadków śmiertelnych wirusa. Wirus SARS z 2003 r., do którego porównuje się obecny przypadek, zabił ok. 800 osób.

Koszty pandemii w postaci utraty globalnego PKB sięgają, wg autorów, 0,7 proc. w scenariuszu łagodnym, 1,8 proc. w scenariuszu umiarkowanym, 4,3 proc. w scenariuszu ostrym i 8 proc. w scenariuszu ultra-ostrym (podałem wyniki modelowania dla Europy). Dane te warto zestawić z wydarzeniami, które znamy: scenariusz łagodny to jest skala spowolnienia światowej gospodarki podobna do tej, którą obserwujemy od dwóch lat w wyniku wojny handlowej. Scenariusz umiarkowany to jest trochę więcej niż połowa efektów greckiego kryzysu w strefie euro z 2012 r. Scenariusz ostry to jest skala kryzysu finansowego z 2008 r. A scenariusz ultra-ostry to jest podwójny szok w porównaniu ze scenariuszem ostrym.

Źródeł kosztów ekonomicznych jest wiele, ale trzy są najistotniejsze. Po pierwsze, ok. 60 proc. kosztów generują zaburzenia w handlu i finansach wywołane przez aktywność zmierzającą do zatrzymania rozprzestrzeniania się wirusa. Po drugie, ok. 30 proc. kosztów generuje zatrzymanie pracowników w domu i obniżenie ich produktywności. Po trzecie, ok. 10 proc. kosztów generuje obniżenie potencjału siły roboczej.

Trzeba oczywiście pamiętać, że to jest tylko model, co więcej – model dość stary. Dziś światowa gospodarka wygląda inaczej niż w 2006 r. (Chiny mają dwukrotnie większy udział w światowym PKB niż wtedy), reakcja chińskich władz jest pewnie bardziej drastyczna niż można było teoretycznie zakładać, a koronawirus różni się od grypy. Ale jak każdy model jest to ciekawy punkt wyjścia do dyskusji.

Jak opisane wyniki można odnieść do dzisiejszych wydarzeń? Wydają się one zaskakująco niskie na tle strachu, jaki dziś opanował świat.

Rozważanym w mediach scenariuszem odniesienia jest SARS, który przyniósł – jak wspomniałem – ok. 800 przypadków śmiertelnych. Taka skala wstrząsu byłaby w świetle opisanego modelu bez większego znaczenia dla światowej gospodarki, pomijając krótkookresowe wahania popytu na surowce, czy przejściowe zaburzenia w handlu, które zostaną szybko odbudowane. Strach może oczywiście przyjąć duże rozmiary, ale wszystkie zaburzenia szybko znikną. Jeżeli obecny wirus będzie podążał podobną ścieżką, to obecna panika na rynkach powinna w miarę szybko wygasnąć. Pomijając uzasadniony strach o zdrowie, istotne obawy o kondycję światowej gospodarki mogłyby się pojawić, gdyby epidemia przyjęła rozmiary kilka rzędów wielkości większe niż obecnie.  

Gorzej jeżeli pojawią się sygnały, że wirus osiąga znacznie większe rozmiary. Lub że radykalizm reakcji władz, które zamykają kolejne miasta, blokują transport i wstrzymują aktywność gospodarczą (firmom w Szanghaju zalecono zamknięcie do 9. lutego), znacząco uderza w chiński popyt. Ten drugi czynnik wydaje mi się szczególnie istotny. W erze telewizji 24h i mediów społecznościowych napływające informacje o dziesiątkach lub setkach tysięcy przypadków śmiertelnych wywołałyby trudny do przecenienia efekt paniki na świecie. Efekt, który – jak podejrzewam – nie został dobrze uwzględniony w opisywanym powyżej modelu. 

Podsumowując, podejrzewam, że współcześnie wpływ pandemii na gospodarkę może być większy od tego, co kilkanaście lat temu szacowali ekonomiści. Ale jednocześnie na obecnym etapie wciąż jesteśmy daleko od scenariuszy, które uzasadniałyby podwyższone obawy o koniunkurę na świecie.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.