Fala strachu lekko opada

Mógłbym zacząć od faktu, że spadek zatrudnienia w kwietniu był najgłębszy w historii najnowszej. Pokazuję to na pierwszym wykresie poniżej. Mógłbym też zacząć od faktu, że spadek przeciętnego wynagrodzenia w kwietniu był najgłębszy w historii najnowszej*. Pokazuję to na drugim wykresie. Mógłbym napisać coś bardzo pesymistycznego. Ale przecież wiemy, że kwiecień to była dolina płaczu. Wiemy też, że częściowo spadek zatrudnienia i płac wynika odstawiania ludzi na postojowe, a nie zwalniania ich (trudno dokładnie obliczyć ten efekt). Więc napiszę coś bardziej optymistycznego.

W maju odsetek osób, które bardzo boją się utraty pracy w wyniku kryzysu spadł o połowę w stosunku do kwietnia. Podniosły się też wskaźniki optymizmu konsumentów. Zaczęło się powolne wychodzenie z kwietniowego dołka, tej doliny płaczu, które jednakowoż wciąż wygląda jak chodzenie po lodzie – nie do końca niestety wiemy, jak cienkim.

GUS od wielu wielu lat lat pyta co miesiąc Polaków o nastroje i oczekiwania, a kwietniu zaczął też pytać o obawy i oczekiwania związane z epidemią. W kwietniu na pytanie o obawę o utratę pracy „zdecydowanie tak” odpowiedziało 19,1 proc. badanych pracujących; w maju już tylko 9,8 proc. Te 9 proc. to wciąż dużo, bo gdyby połowa z tych osób straciła rzeczywiście pracę to byłoby to ok. 700-800 tys. ludzi. Ale spadek pokazuje, że nastąpiło pewne uspokojenie. Może ono mieć trzy źródła. Po pierwsze, firmy poczuły odbudowujący się popyt i zrezygnowały ze zwolnień, wysyłając do pracowników bardziej optymistyczne sygnały. Po drugie, wpływ na rezygnację z planów redukcji zatrudnienia mogła mieć pomoc finansowa od rządu. Po trzecie, co mniej optymistyczne, część firm może czekać ze zwolnieniami na bardziej przejrzysty obraz przyszłej koniunktury – pracownicy mogą być „uśpieni” tym oczekiwaniem.

Dzięki mniejszym obawom o przyszłość, ogólne nastroje konsumentów wzrosły w maju najmocniej od 10 lat. Był to wzrost z bardzo niskiej bazy i poziom nastrojów wciąż jest bardzo niski – mniej więcej taki jak pół roku po upadku Lehman Brothers. Wydawało mi się, że to majowe odbicie nastrojów będzie trochę mocniejsze. Ale dobre i to. Jeżeli nie powróci społeczna kwarantanna, to w czerwcu wzrost powinien być kontynuowany. Choć wątpię, czy do poziomów przedkryzysowych powrócimy w przewidywalnej perspektywie.

* Dane o wynagrodzeniach pokazałem po wyrównaniu sezonowym, ponieważ w tych danych te efekty są silne i powtarzalne pod względem siły. Dane o zatrudnieniu pokazałem bez wyrównywania sezonowego, ponieważ w tych danych efekty sezonowe wynikają ze zmiany próby statystycznej firm i są przez to bardzo nierówne, co moim zdaniem tylko zaburza obraz – trzebaby po prostu pokazać dane bez stycznia, gdy następuje zmiana liczby badanych firm. 

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

#LastNormalPhoto rynku nieruchomości. Co dalej?

NBP podał dane o cenach nieruchomości mieszkaniowych w pierwszym kwartale. To jest ostatnie zdjęcie tego rynku sprzed kryzysu. Coś jak #LastNormalPhoto, czyli akcja internetowa, w której ludzie zamieszczają swoje ostatnie zdjęcia sprzed epidemii. Co z cenami nieruchomości stanie się dalej? Pisałem parę tygodni temu, że bilans argumentów przemawia za spadkiem cen w reakcji na spadek popytu. Ale jak patrzę, co dzieje się z aktywami ludności w reakcji na spadek stóp procentowych, nie jestem już tak przekonany.

Ceny transakcyjne mieszkań w pierwszym kwartale średnio wciąż rosły, w większości miast w dwucyfrowym tempie rok do roku. Najszybciej w Krakowie – o ponad 17 proc. Najwolniej w Poznaniu – o ok. 6 proc. Patrząc na ostatnie pięć lat, zdecydowanym liderem wzrostów wśród dużych miast jest Trójmiasto. To są dane z rynku wtórnego. Pełen zestaw danych, obejmujących rynek pierwotny oraz indeksy hedoniczne (zmiany cen po uwzględnieniu zmian jakości sprzedawanych mieszkań) są dostępne na stronie NBP w pliku Excel.

Rosnące bezrobocie i niepewność gospodarcza powinny w kolejnych kwartałach przyczynić się do spadku cen. Do tego dojdzie spadek popytu ze strony turystów, co uderzy w szybko rosnący rynek inwestycji pod najem krótkoterminowy. A na to wszystko nakłada się ryzyko opodatkowania aktywów – czynnik, o którym dziś mówi się mało, a który moim zdaniem należy brać pod uwagę. Po kryzysie potrzebne będą nowe źródła finansowania budżetu państwa, którego kondycja będzie nadwyrężona. Podniesienie opodatkowania nieruchomości będzie politycznie bardzo łatwe.

Niektórzy jednak twierdzą, że w świecie głęboko ujemnych (realnych) stóp procentowych ceny różnych aktywów muszą rosnąć – dotyczy to tak obligacji, jak akcji, czy mieszkań. Patrząc na to, co dzieje się na rynku akcji, należy poważnie traktować taki pogląd. Mamy największy spadek PKB w historii najnowszej i potężny wzrost niepewności, a ceny akcji na świecie są niewiele poniżej poziomów sprzed pandemii. Oczywiście akcje i nieruchomości to inna klasa aktywów, posiadająca inne parametry płynności, zmienności itd. Ale reakcja na ultra niskie stopy procentowe może być podobna. Szczególnie w przypadku tych nieruchomości, które mogą mieć generalnie niższą elastyczność dochodową – w dobrych lokalizacjach w dużych miastach.

Wiele pewnie zależy od tego, jak szybkie będzie wychodzenie z zapaści gospodarczej. Na razie ludzie i firmy powoli oceniają, jak zmieniła się ich fundamentalna sytuacja w okresie epidemii. Dostosowanie decyzji inwestycyjnych do nowych warunków zajmie trochę czasu. Jeżeli jednak ścieżka wyjścia nie będzie bardzo stroma (w górę) to trudno mi uwierzyć, że ceny nie zareagują negatywnie na wstrząs gospodarczy, nawet w warunkach niskich stóp procentowych.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

Potężny fundusz szansą na ożywienie (w) Unii Europejskej

Francja i Niemcy proponują stworzenie specjalnego funduszu rekonstrukcji po kryzysie epidemicznym. Fundusz ma mieć duży potencjał finansowy, więc to potencjalnie może być ważny krok dla Unii Europejskiej i istotne narzędzie wspierania dynamicznego ożywienia gospodarczego. Nie jest to może dla UE tzw. gamechanger, ale skłonny jestem sądzić, że z perspektywy UE to najbardziej pozytywna informacja od wielu miesięcy. Unia tego potrzebowała i Polska też tego potrzebowała. Choć diabeł będzie oczywiście tkwił w szczegółach.

Fundusz ma mieć wielkość 500 mld euro, co stanowi niemal 4 proc. PKB krajów UE i (uwaga, uwaga…) ok. 50 proc. w relacji do wielkości obecnego, wieloletniego budżetu UE. Czyli w relacji do rocznego budżetu UE to może być ok. 300 proc. Fundusz ma być finansowany przez emisję obligacji przez Komisję Europejską, gwarantowanych dochodami z budżetu UE. Jeżeli pieniądze z funduszu byłyby wydane relatywnie szybko – powiedzmy w ciągu do dwóch lat – to mogłyby na przykład podnieść o połowę wielkość inwestycji publicznych w UE, a w mocniej dotkniętych kryzysem krajach nawet podwoić inwestycje. Oczywiście nie wiemy, czy pieniądze byłyby przeznaczone na inwestycje, ale taki cel należałby na pewno do najbardziej efektywnych pod względem wpływu na dynamikę PKB w okresie wychodzenia z recesji.

Ale znaczenie funduszu wykracza poza kwestie czysto finansowe. Z Polski tego nie widać dobrze, ale UE znalazła się w egzystencjalnym kryzysie w ostatnich dwóch miesiącach. Brak solidarności finansowej w obliczu niespotykanego wcześniej załamania PKB sprawił, że w krajach dotkniętych kryzysem gwałtownie wzrosły antyeuropejskie nastroje. Nawet liberalni i proeuropejscy Włosi pisali, że integracja europejska bez solidarności traci sens (patrz na przykład artykuł profesora Uniwersytetu Chicago Lugiego Zingalesa). Łącząc to z faktem, że kraje odzyskały kontrolę nad politykami, które mają duży potencjał do generowania konfliktów międzynarodowych (np. ochrona granic, pomoc publiczna dla firm), otrzymaliśmy wybuchową mieszankę, która docelowo mogła doprowadzić nawet do wzmocnienia procesów dezintegracyjnych w Europie.

Stworzenie funduszu rekonstrukcji to może być pierwszy krok w ostatnich miesiącach realnie ratujący integrację europejską. Dla Polski to bardzo ważne, ponieważ – w moim przekonaniu – integracja europejska to jeden z najważniejszych fundament naszych sukcesów gospodarczych i awansu cywilizacyjnego.

Ale jest też inny, bardziej prozaiczny powód, dla którego stworzenie funduszu może być korzystne dla Polski – może nas uratować przed dalszą utratą funduszy europejskich w nowej perspektywie finansowej. W obliczu gigantycznego kryzysu na południu Europy, cięcie alokacji dla lepiej radzących sobie krajów Europy Środkowej byłoby niemal pewne.

To wszystko brzmi pięknie, ale droga do funduszu jest jeszcze niestety daleka. Żeby stał się on efektywnym narzędziem polityki gospodarczej musi zostać spełnionych kilka istotnych warunków. Po pierwsze, Unia Europejska będzie potrzebowała nowych źródeł dochodów do obsługi kosztów nowego zadłużenia. To jest akurat zbieżne z postulatami Polski, ale w praktyce może być trudne politycznie. Po drugie, obligacje powinny być w grupie papierów wartościowych podlegających skupowi przez Europejski Bank Centralny, zarówno w ramach normalnych operacji płynnościowych z bankami, jak też w ramach działań kryzysowych. Po trzecie, na fundusz będą musiały zgodzić się wszystkie kraje UE, a kilka z nich już zapowiedziało sprzeciw. Warto jednak za ten projekt trzymać kciuki.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

Polska z relatywnie niewielkim spadkiem PKB. Czy to się może utrzymać?

Polska zanotowała dość płytki spadek PKB na tle innych krajów europejskich w pierwszym kwartale, choć to wciąż to był jeden z najgłębszych spadków w naszej młodej historii gospodarki rynkowej. Można zadać pytanie, czy możemy utrzymać tę relatywną odporność też w kolejnych kwartałach? Sprzyjać temu powinien relatywnie niski stopień rozwoju kraju, który – tak jak w czasie kryzysu finansowego – blokuje najważniejsze kanały rozchodzenia się fal kryzysowych. Ale nie łudźmy się, że będziemy zieloną wyspą. Nie będziemy.

W pierwszym kwartale polski PKB spadł o 0,5 proc. kwartał do kwartału. Wynik w ujęciu rok do roku wciąż był na plusie – 1,9 proc., co zawdzięczamy szybkiemu wzrostowi w poprzednich kwartałach. To są niezłe wyniki na tle tego, co działo się w innych krajach. PKB całej Unii Europejskiej spadł w pierwszym kwartale o 3,3 proc. w stosunku do ostatnich trzech miesięcy poprzedniego roku. Liderami spadków były oczywiście kraje najmocniej dotknięte epidemią, czyli Włochy, Francja i Hiszpania. Ale mocne spadku zanotowały też kraje, które z falą choroby poradziły sobie sprawnie – m.in. Czechy czy Niemcy.

Dlaczego spadek w Polsce był płytszy niż średnio w UE? Powody są zasadniczo trzy. Po pierwsze, mieliśmy znacznie mniejszą falę epidemii, co sprawiło, że mniejszy był strach ludności i łagodniejsze obostrzenia działalności gospodarczej. W Polsce liczba zarejestrowanych oficjalnie zgonów na COVID-19 jest ok. 40 razy niższa (!) niż we Włoszech czy Francji. Po drugie, mamy w Polsce znacznie mniejszy niż średnia europejska udział usług w PKB – a to usługi były najmocniej dotknięte zakazami w czasie kwarantanny. Po trzecie, mamy znacznie niższy niż Niemcy czy Czechy udział branży motoryzacyjnej w PKB, a motoryzacja była najmocniej dotkniętą kryzysem branżą przemysłową.

Te czynniki będą też sprzyjały Polsce w kolejnych miesiącach. Niski udział usług w PKB, mniejsze niż u sąsiadów oparcie gospodarki na motoryzacji, mniejsze zadłużenie firm niż w krajach rozwiniętych, możliwość korzystania z deprecjacji waluty – to wszystko działa trochę jak kamizelka kuloodporna. Natura tego kryzysu jest zupełnie inna niż kryzysu finansowego sprzed 10 lat, ale łączy je jedna cecha: uderza w serce gospodarek rozwiniętych, czyli usługi oparte na interakcjach społecznych. Polska jest relatywnie słabo rozwinięta na tle innych krajów UE, więc jest też bardziej odporna.

Ale jednocześnie z pewnym zażenowaniem czytam wiadomości jakoby Polska miała być jakoś wyjątkowo odporna na kryzys. Setki tysięcy ludzi stracą pracę, setki firm stracą rynki zbytu, wiele z nich na długo, przechodzimy przez naprawdę potężny wstrząs. To, że on jest mniej silny niż w innych krajach, nie czyni go mniej bolesnym. Co więcej, są pewne czynniki ryzyka, które mogą zacząć oddziaływać na niekorzyść Polski. Mamy niższą wiarygodność kredytową niż inne kraje UE, co w razie powrotu wysokiej fali epidemii będzie działało na naszą niekorzyść. Mamy mocno ograniczone zasoby ochrony zdrowia, a w razie globalnego wyścigu o szczepionkę na pewno dostaniemy do niej dostęp później niż kraje rozwinięte inwestujące w nią najwięcej. Dodajmy jeszcze ryzyko związane z prawdopodobnym cięciem funduszy UE dostępnych dla Polski ze względu na konieczność zwiększenia finansowania Włoch i Hiszpanii.

System międzynarodowy jest formą rywalizacji o miejsce w łańcuchach dostaw, więc patrzenie na gospodarkę przez pryzmat relatywnych wyników ma pewien sens. I widzę szansę, by Polska mogła wyjść z kryzysu w relatywnie mocniejszej formie niż niektóre inne kraje unijnych peryferii. Ale to nie jest czas na narrację triumfu.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

Zielona rewolucja zaciska pasa

Unia Europejska już należy do obszarów o najbardziej radykalnych planach redukcji emisji gazów cieplarnianych. I bardzo możliwe, że jest to słuszne podejście – przyjęcie roli lidera może ustawić Europę o krok przed innymi na ścieżce, którą i tak obiorą wszyscy, a jednocześnie dać możliwość osiągnięcia przewag technologicznych. Ale taka polityka ma swoje koszty i dochodzimy do punktu, w którym tracę pewność, czy te koszty są dobrze bilansowane z korzyściami.

W tym tygodniu Komisja Europejska zarysowała harmonogram realizacji celu neutralności klimatycznej – czyli dojścia do zerowych emisji netto do 2050 r. Komisja zaproponuje nowy cel pośredni w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. – zmniejszenie emisji CO2 o 55 proc. zamiast 40 proc. Konsekwencją byłby prawdopodobnie m.in. wzrost ceny uprawnień do emisji gazów i tym samym praktyczny znacznie szybszy koniec energetyki opartej na węglu. Choć turbulencji biznesowych będzie dużo więcej.

Komisja reaguje na coraz silniejszą presję społeczną, aby zacieśniać cele w polityce klimatycznej. Pytanie tylko, czy to ma sens, jeżeli na razie UE nie weszła nawet na ścieżkę dotychczasowych celów? Emisje spadają wciąż za wolno. Problem z dostosowaniem ma energetyka (m.in. niemiecka), ostatnio też motoryzacja. A zaraz dojdzie do tego przemysł, budownictwo, szeroko pojęty transport. Co gorsze, to wszystko ma być osiągnięte bez strategicznego planu dla zwiększenia roli energii jądrowej, bez której technologicznie bardzo ciężko będzie osiągnąć założone cele.

Dostępna wiedza wskazuje, że radykalizm w polityce klimatycznej jest potrzebny. Ale potrzebna jest też skuteczność. Warto zaostrzać cele jeżeli osiągnie się dotychczasowe. A na razie z tym jest problem. Za mocne zaciskanie pasa może spowodować w przyszłości rewoltę, jeżeli turbulencje gospodarcze przełożą się na zwolnienia pracowników i bezrobocie (sygnały takich zmian widać w motroryzacji).

Bez względu jednak na rozważania o sensie zmian, Polska musi je przyjąć jako fakt. Patrząc na układ sił politycznych, wydaje się prawdopodobne, że nowe cele w przyszłości będą przyjęte, a my nie będziemy mieli wielkiego wyboru. Czeka nas wiele głębokich rewolucji biznesowych, do których już dziś trzeba się szykować.

UWAGA

Wszystkich zainteresowanych bieżącą analizą zmian regulacyjnych, politycznych i gospodarczych w Europie Wschodniej (Białoruś, Rosja, Ukraina), zapraszam do bezpłatnego wypróbowania prenumeraty serwisu Makro Wschód, tworzonego przez Puls Biznesu i SpotData: https://oferta.pb.pl/forecast-makro-europa-wschodnia

Wszystkich zainteresowanych bieżącą analizą zmian regulacyjnych i politycznych w Brukseli i największych krajach UE oraz trendów makroekonomicznych w UE zapraszam do prenumeraty serwisu Makro UE, tworzonego przez Puls Biznesu i SpotData: https://www.pb.pl/subskrypcja/forecast-makro-ue

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
NBP prognozuje sielankowy scenariusz makro dla Polski

Wzrost gospodarczy pozostanie stabilny i relatywnie wysoki, a inflacja będzie się stopniowo obniżała. Taki scenariusz dla polskiej gospodarki rysują analitycy Narodowego Banku Polskiego w najnowszej projekcji inflacji. Projekcja to dość ważny dokument, uważnie analizowany przez rynek. Jak na razie władze banku centralnego nie specjalnie się też przejmują wpływem koronawirusa na polską gospodarkę, choć dostrzegają ryzyko i zapowiadają, że bank w razie czego jest gotowy do reakcji.

NBP przedstawił po środowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej wstępne wyniki swoich projekcji – dokładne pojawią się w przyszłym tygodniu. Najważniejsze wnioski pokazałem na wykresie poniżej. Wzrost gospodarczy ma być niższy od wcześniejszych oczekiwań, a inflacja wyższa. Ale jednocześnie zmiany nie są duże.

NBP prognozuje, że wciąż możliwe jest utrzymanie wzrostu PKB w Polsce powyżej 3 proc. w tym roku i w okolicach 3 proc. w przyszłym. Inflacja będzie wysoka w tym roku – wyższa niż górna granica celu NBP – ale jej trajektoria będzie spadkowa. W ciągu dwóch lat ma bez zmian stóp procentowych znaleźć się już poniżej celu NBP. Jest to obraz dość sielankowy – spokojny stabilny wzrost, bez dużych napięć inflacyjnych.

Ze słów prezesa banku Adama Glapińskiego wynika, że na razie stopy procentowe pozostaną bez zmian. Ale dostrzega on, że istnieje ryzyko gorszego scenariusza makroekonomicznego, czyli niższego wzrostu gospodarczego. I wtedy bank będzie reagował. Glapiński nie mówił tego wprost, ale obniżki stóp są jak najbardziej możliwe w razie głębszego hamowania gospodarki.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Fed tnie stopy procentowe, czekamy na NBP

Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych obniżyła stopy procentowe na nadzwyczajnym posiedzeniu w reakcji na panikę finansową rozwijającą się w kontekście epidemii choroby COVID19. Inne duże banki centralne też już luzują politykę pieniężną lub do tego się szykują. Czy nasz Narodowy Bank Polski zrobi to samo? Jeżeli na świecie dojdzie do gwałtownego spowolnienia gospodarczego to tak i to w miarę szybko.

Fed obniżył stopy o 0,5 pkt proc., sprowadzając referencyjną stopę do przedziału 1,25-1,5 proc. Po raz pierwszy od jesieni 2008 r. Fed podjał decyzję o stopach procentowych poza standardowym terminem posiedzenia, które było zaplanowane na 18. marca. Decyzja była potrzebna z dwóch powodów. Po pierwsze, na rynkach finansowych rozwijała się panika związana z epidemią wspomnianego wirusa – a panika sama w sobie zagraża stabilności gospodarczej. Po drugie, i znacznie ważniejsze, bank centralny zasygnalizował w ten sposób, że użyje wszystkich dostępnych narzędzi by stabilizować gospodarkę. A tych narzędzi ma wbrew pozorom dużo.

Wobec takich działań banku centralnego wielu ekonomistów wysuwa krytykę opartą na argumencie, że polityka pieniężna nie może zwalczyć wirusa. Jest to oczywiście argument przewrotny, zmierzający do tego, że gdy ludzie wstrzymują zakupy z powodu strachu o wychodzenie z domu, to nie można nic na to poradzić przy pomocy narzędzi polityki pieniężnej.

Ja się jednak z taką argumentacją fundamentalnie nie zgadzam. Polityka pieniężna ma ogromną rolę do odegrania w razie niekontrolowanego rozwoju pandemii. Największym zagrożeniem w takim scenariuszu jest bowiem stabilność systemu finansowego – jeżeli firmy będą wstrzymywały płatności, to kryzys płynnościowy może przerodzić się w kryzys niewypłacalności. Bank centralny ma obowiązek, by ten element łańcucha – między niską płynnością a niewypłacalnością – rozerwać. Europejski Bank Centralny już zapowiedział, że jest gotów zasilać małe firmy w płynność, a to dopiero początek. Oczywiście w razie realizacji negatywnego scenariusza ogromną rolę będzie miała też do odegrania polityka fiskalna.

Można postawić pytanie, co teraz zrobi Narodowy Bank Polski? Bank znajduje się w kleszczach dwóch sprzecznych trendów – z jednej strony nadchodzącego spowolnienia gospodarczego, z drugiej strony rosnącej inflacji. Można jednak wyciągnąć lekcje z przeszłości. W ostatniej dekadzie Polska dwukrotnie wchodziła w głębokie spowolnienie wywołane globalnym kryzysem finansowym (raz amerykańskim, raz europejskim). W obu przypadkach wchodziliśmy w okres spowolnienia z wysoką inflacją. I w obu przypadkach inflacja w końcu mocno spadała, a bank centralny musiał ciąć stopy. Teraz będzie podobnie. Gdyby doszło do głębszego spowolnienia (podkreślam słowo „gdyby” – zasięg scenariuszy jest teraz bardzo szeroki), wówczas koszt pieniądza w Polsce będzie obniżany.

Dziś Rada Polityki Pieniężnej – organ NBP powołany m.in. do decydowania o stopach procentowych banku centralnego – kończy swoje comiesięczne posiedzenie. Konferencja prezesa Adama Glapińskiego będzie bardzo ciekawa.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Światowy PMI sygnalizuje spadek produkcji, ale w Europie jest lepiej

Indeks PMI dla światowego przetwórstwa sygnalizuje powrót recesji w sektorze produkcji dóbr. Przyczyną jest oczywiście zamrożenie aktywności w Chinach w lutym ze względu na epidemię koronawirusa. Wirus uderzył akurat w momencie, kiedy koniunktura powoli odbijała od dna. Jednak nie wszystkie informacje nadchodzące z przemysłu są złe. Europejskie firmy sygnalizowały poprawę koniunktury, mimo przerw w dostawach z Chin.

Światowy PMI dla przetwórstwa, liczony przez Markit dla JP Morgan, spadł w lutym o 3,2 pkt, do poziomu 47,2 pkt. To najniższy odczyt od maja 2009 r., będący wynikiem tąpnięcia koniunktury w Chinach. Taki odczyt indeksu jest spójny ze spadkiem produkcji przemysłowej na świecie o ok. 1,5-2 proc. Gdy zatem OECD ostrzega, że przez wirusa wzrost gospodarczy na świecie może być niższy o połowę, to ma już do tego pierwsze podstawy.

Ale jednocześnie warto zauważyć, że indeksy PMI w Europie w większości przypadków poprawiły się. Na przykład w Polsce indeks wzrósł z poziomu 47,4 do 48,2 pkt. Podobne ruchy widać było w Niemczech i całej strefie euro.

Analitycy twierdzą, że europejskie indeksy, powstające na podstawie ankiet wśród menedżerów zamówień, nie zdążyły jeszcze zareagować na efekty epidemii. Ale przecież ludzie wypełniający ankiety nie są ślepi – w lutym już widać było ograniczenia w dostawach z Chin, a w ostatniej dekadzie lutego na pewno odczuwalne też były ograniczenia w handlu z Włochami. Skoro koniunktura mimo wszystko oceniania była lepiej niż przed miesiącem to należy to traktować jako pozytywny sygnał. Możliwe, że zaburzenia w handlu nie są aż tak silne, lub że firmy traktują je jako zjawisko przejściowe, które nie wykolei ożywienia koniunktury.

Może być oczywiście też tak, że marcowe indeksy będą już dużo gorsze. Na razie jednak w czasie bieżącym bardzo trudno śledzić reakcję gospodarki na epidemię. Wszystkie dane są zbyt stare. Prawdopodobnie najlepszym źródłem informacji są w tym momencie dane o przelewach bankowych, które mogą pokazywać, czy firmy lub konsumenci zaczynają opóźniać płatności. Ale do takich danych nie mamy oczywiście dostępu.

Wiadomo, że realna produkcja będzie w pierwszym kwartale pod wpływem zaburzeń w dostawach. Trwa w tym momencie szacowanie perspektyw na przyszłość.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Negatywne prognozy zawładnęły wyobraźnią

Niektórzy epidemiolodzy twierdzą, że wirus COVID-19 może zarazić kilkadziesiąt procent populacji każdego kraju, w którym się pojawi.  Tak twierdzi na przykład Marc Lipsitch, którego opinia została przytoczona przez The Atlantic. Do tej pory takie opinie były traktowane jako niszowe – scenariusz negatywny. Ale wczoraj dokładnie taką samą opinię wyraził tygodnik „The Economist”. Nie to, żebym traktował ten tygodnik jako eksperckie źródło analiz epidemiologicznych, ale to pokazuje, że negatywny scenariusz zaczyna być powoli traktowany jako scenariusz bazowy. I stąd potężna przecena akcji na giełdzie.

Na wykresie poniżej widać dzienny procentowy przyrost liczby zdiagnozowanych przypadków COVID-19. Poza Chinami liczba ta rośnie w tym momencie w tempie 20-30 proc. (dziennie!). Im dłużej będzie utrzymywał się wysoki przyrost, tym gorzej. Warto sobie wyobrazić, że dzienne tempo przyrostu na poziomie 20-30 proc. oznacza, że cała ludzkość byłaby zarażona do kwietnia/maja tego roku. To oczywiście jest niemożliwe, ale piszę o tym po to, by unaocznić, że niska liczba przypadków dziś nie jest istotna – liczy się tempo przyrostu. Ono poza Chinami niestety nie maleje.

To jest kluczowy wskaźnik do obserwacji – dzienne tempo przyrostu zdiagnozowanych przypadków. Baza danych pozwalających na taką obserwację znajduje się tutaj:

 https://github.com/CSSEGISandData/COVID-19

Dopóki tempo jest wysokie, dopóty panika wśród ludności będzie się rozprzestrzeniać. Pocieszający może być fakt, że poza Chinami wirus nie rozprzestrzenia się tak szybko jak na początku epidemii w Chinach – w związku z tym najbardziej negatywne prognozy dla jego trajektorii mogą się nie spełnić. Ale kluczowy będzie moment, kiedy tempo przyrostu zacznie wyraźnie spadać.

Przed bardzo negatywnymi scenariuszami dla gospodarki jesteśmy jeszcze daleko. Ale lekceważenie zagrożenia argumentem, że to wkrótce minie, wydaje się nieuzasadnione. Ryzyko poważnego załamania aktywności gospodarczej jest realne.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Rośnie oczekiwanie na reakcję banków centralnych na ryzyko recesji

Wyceny instrumentów finansowych zaczęły wyceniać obniżki stóp procentowych przez największe banki centralne świata, a także przez Narodowy Bank Polski. W Polsce wysoka inflacja zeszła w oczach inwestorów na dalszy plan – jeżeli epidemia COVID-19 wepchnie europejską gospodarkę w recesję, nawet przejściową, to banki centralne powinny i będą reagować. A Polska będzie podążać tropem wyznaczonym przez inne banki.

Oczekiwania na obniżki stóp widać na przykład po rentownościach obligacji skarbowych. W USA rentowności obligacji dwuletnich spadły do 1,16 proc., czyli wyraźnie poniżej stopy referencyjnej Fed (1,50-1,75 proc.). Kontrakty na stopę procentową Fed wyceniają już ponad 50 proc. prawdopodobieństwo, że stopa referencyjna do końca tego roku zostanie obniżona aż o 0,75 pkt proc.

W Polsce jeszcze w styczniu kontrakty na WIBOR wyceniały, że wysoka inflacja może pchnąć Radę Polityki Pieniężnej do podwyżki stóp. Teraz wyceniają już jedną obniżkę w ciągu roku.

Oczekiwania inwestorów są racjonalne. Dla światowej gospodarki pandemia może być wstrząsem płynnościowym. Banki centralne powinny na takie wstrząsy zdecydowanie reagować. To jest idealny przykład, kiedy polityka makroekonomiczna, służąca stabilizacji cyklu, powinna wchodzić do gry – nie tylko pieniężna, ale też fiskalna. Dlatego Niemcy zapowiedzieli, że mogą zawiesić regułę fiskalną zmuszającą rząd do bilansowania budżetu.

Nie wiadomo wprawdzie jeszcze jakie będzie faktyczna reakcja gospodarki na pandemię. Ale w tym momencie rynek wycenia, że jej ogniska będą się rozprzestrzeniać, a ruch ludności i towarów pozostanie ograniczony.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

PB Forecast
O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.