Czy rosnące ceny energii podniosą ceny usług?

W weekend wicepremier Jarosław Gowin powiedział, że wzrost cen energii elektrycznej nie musi przełożyć się na ceny usług. Jego wypowiedź wywołała w mediach trochę drwin, które koncentrowały się na tym, że ministrowi nauki nie przystoi wyrażanie opinii jawnie sprzecznych z nauką. Ale opinia Gowina nie musi być nieprawdziwa, a tym bardziej sprzeczna z nauką. Kłopot w tym, że jeżeli Gowin ma rację, to dla gospodarki może być to gorszy scenariusz niż wicepremierowi się wydaje.

Kiedy spojrzymy na ceny energii w ostatniej dekadzie, zobaczymy, że ich przełożenie na ceny usług było co najwyżej umiarkowane, a były okresie, kiedy tego przełożenia nie było w ogóle. Na wykresie poniżej zestawiam ceny producentów energii (czyli głównie ceny energii elektrycznej, cieplnej i paliw) z cenami usług dla konsumentów, w ujęciu zmiany procentowej rok do roku. Dla wzmocnienia przekazu prezentuję też ceny usług transportowych, które są mocno energochłonne i teoretycznie powinny mocno zależeć od cen energii. Jak widać, były okresy, kiedy znaczny wzrost cen energii nie przekładał się na wzrost cen usług (rok 2010 i 2017) oraz takie, kiedy znaczne spadki cen energii nie przekładały się na spadki cen usług (rok 2013). Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, energia to nie jedyny komponent kosztów i wcale nie najważniejszy. Po drugie, w reakcji na zmianę kosztów, firmy mogą dostosowywać marże – nie zawsze mają możliwość przeniesienia całości wzrostu kosztów na ceny. Zależy to od wielu czynników, m.in. konkurencji na rynku i elastyczności cenowej popytu.

Czyli ceny jednak nie wzrosną?

Jak najbardziej może zdarzyć się tak, że rosnące ceny prądu nie przełożą się na ceny usług. Ale wtedy zmniejszą się marże firm, szczególnie tych małych i średnich, które mają ograniczone możliwości optymalizacji kosztów. Argumentem za brakiem znaczących podwyżek cen jest również fakt, że obecnie ceny nie rosną, podczas gdy firmy zmagają się z o wiele istotniejszym dla ich budżetów problemem – wzrostem kosztów wynagrodzeń.

Presja kosztowa w sektorze MIŚów już jest bardzo silna i może być jednym z czynników odpowiedzialnych za istotny spadek inwestycji w tej grupie przedsiębiorstw. Procesy te mogą się tylko pogłębić.

 


Źródło danych: LINK

Więcej danych z polskiej i światowej gospodarki, które można samodzielnie analizować i przetwarzać: LINK

Autor: Ignacy Morawski, dyrektor SpotData

 

Coraz więcej piwa, stagnacja w produkcji wódki

Jako, że dziś wypada piątek to postanowiliśmy przyjrzeć się statystykom dotyczącym produkcji alkoholu w Polsce. Długoterminowa tendencja jest taka, że produkuje się więcej piwa, a mniej wódki. W  produkcji obu trunków pozostajemy w europejskiej elicie.

Produkcja piwa rośnie…

W 2018 polskie browary wyprodukują najprawdopodobniej nieznacznie ponad 40 milionów hektolitrów, a więc aż 4 miliardy litrów piwa.  Rynek piwa w Polsce jest już więc rynkiem dużym, dojrzałym.  Nie ma miejsca ani perspektyw na silne wzrosty. Dość powiedzieć, że konsumpcja pozostaje na podobnym poziomie od ponad 5 lat.  Stąd też browary wysyłają coraz więcej piwa na eksport – w 2017 roku było to aż 3,3 mln hektolitrów. Eksport również szybko rośnie – średnio w dwucyfrowym tempie. Głównymi odbiorcami polskich browarów pozostają kraje UE, ale też Stany Zjednoczone czy Korea Południowa.

Polska jest również trzecim największym producentem piwa w Europie (za Niemcami i Wielką Brytanią). Chociaż produkcja jest skoncentrowana wśród trzech największych koncernów (Kompania Piwowarska, Grupa Żywiec, Carlsberg), które mają aż  80 proc. rynku, to moce produkcyjne małych browarów istotnie wzrosły w ostatnich latach.

Branża piwna generalnie cechuje się wyższym poziomem zysków niż przeciętnie w przetwórstwie spożywczym. Według IERiGZ rentowność netto branży piwowarskiej wynosi między 7-15 proc., gdy średnio w przemyśle spożywczym jest to ok. 4-5 proc.

… a produkcja wódki pozostaje w stagnacji

W przypadku mocniejszych alkoholi sytuacja jest z kolei mniej pozytywna. Produkcja od 2014 roku utrzymuje się na mniej więcej podobnym poziomie – ok. 100 mln litrów. Taka wielkość produkcji daje nam pierwsze miejsce w UE oraz czwarte na świecie. Wyprzedzają nas tylko Rosja, Ukraina i USA.

Główną przyczyną niższej niż wcześniej produkcji jest, poza zmianami gustów konsumentów, wprowadzona od 2014 roku nowa, wyższa o 15 punktów proc. stawka akcyzy na mocne alkohole. Zwiększyła ona ceny wódek w sklepach, co doprowadziło w konsekwencji do mniejszego jej spożycia.  Skokowy wzrost akcyzy doprowadził do zaburzeń w wielkości produkcji – pod koniec 2013 roku wzrosła ona o ok. 20 proc. aby na początku 2014 spaść również o 20 proc. w porównaniu do przeciętnej produkcji w tych okresach.

Polski rynek mocnych alkoholi również jest już nasycony. Na przestrzeni lat zmieniła się też kultura picia alkoholu. Spożycie alkoholu może i ilościowo nie spada, ale zmienia się struktura – w kierunku wódek smakowych, o niższej zawartości alkoholu. Z drugiej strony coraz więcej osób pije mniej, ale lepsze bardziej ekskluzywne trunki. Dlatego również i ta branża wiąże nadzieje z dalszym wzrostem eksportu i specjalizacją. Już teraz około 20 proc. produkcji idzie na eksport. Nadal brakuje jednak spójnej marki i strategii promocji polskiej wódki za granicą.


Dokładne dane dotyczące produkcji alkoholu w Polsce znajdują się w naszej hurtowni danych:  LINK

Autor: Kamil Pastor, analityk SpotData

Ceny rosną bardzo wolno, choć pieniądza przybywa bardzo szybko. Dlaczego?

Bardzo niska inflacja w Polsce to jedno z najdziwniejszych zjawisk gospodarczych w Polsce w tym roku. Przy bardzo silnym wzroście gospodarczym, bardzo niskim bezrobociu, bardzo wysokim wzroście płac inflacji praktycznie nie ma, bo po odjęciu żywności i energii ledwo przekracza zero. W listopadzie inflacja ogółem wyniosła 1,2 proc., a inflacja po odjęciu cen żywności i energii – ok. 0,7 proc.

Zanim jednak wyjaśnię to zjawisko, co zrobię pod koniec tekstu, proponuję spojrzeć na ceny w długim okresie, by rozprawić się z jedną z popularniejszych teorii ekonomicznych – że zmiana cen zależy od zmiany ilości pieniądza w gospodarce. Otóż nie zależy, a przynajmniej nie w taki sposób, w jaki tłumaczą to zwolennicy tej teorii. 

Monetarna teoria pieniądza a ostatnie 10 lat w Polsce

Spójrzmy na ostatnie dziesięć lat. Ceny konsumpcyjne wzrosły w tym okresie w Polsce łącznie tylko o 17,6 proc. A podaż pieniądza? Podaż pieniądza wzrosła aż o … 115 proc. Ktoś może powiedzieć, że podaż pieniądza składa się z różnych depozytów i gotówki, a lepiej patrzeć tylko na gotówkę. Dobrze. Podaż gotówki w analogicznym okresie wzrosła o 119 proc., a podaż gotówki i rachunków na żądanie – aż o 180 proc. Fakt jest taki, że ilość pieniądza w Polsce rośnie w bardzo szybkim tempie, a ceny w bardzo wolnym.

Podaż pieniądza i ceny konsumpcyjne, przy jednym puncie odniesienia: listopad 2008 = 100

 

W takiej sytuacji najczęstszą reakcją zwolenników teorii o powiązaniu inflacji i podaży pieniądza jest zanegowanie znaczenia wskaźnika inflacji i odwołanie się do cen aktywów. Powiada się, że inflacja może nie rośnie, ale rosną ceny akcji i nieruchomości. No to spójrzmy. W tymże okresie, kiedy ilość pieniądza w Polsce niemal potroiła się (licząc gotówkę i rachunki na żądanie), ceny akcji największych spółek w Polsce (WIG20) … wzrosły o 16 proc. No dobrze, ale może w takim razie wzrosły ceny nieruchomości? Otóż nie! Średnia cena metra kwadratowego mieszkania w analizowanym okresie w największych miastach w Polsce wzrosła zaledwie o 5,3 proc.

Zwolennicy teorii wiążącej inflację z ilością pieniądza zapewne znajdą milion argumentów, dlaczego te proste fakty zaciemniają głębsze prawdy. Może analizowałem zbyt krótki okres, może nie wziąłem pod uwagę wszystkich możliwych cen aktywów. Prawda jest jednak taka, że relacja między ilością pieniądza a cenami jest bardzo odległa i złożona. Z różnych powodów, które chętnie wytłumaczę innym razem.

Przyczyny niskiej inflacji

A dlaczego inflacja w Polsce jest tak niska? Jeden powód jest taki, że inflacja w całej Europie jest niska. Jesteśmy małą gospodarką otwartą, firmy w Polsce działają często w międzynarodowych łańcuchach dostaw i „importujemy” dynamikę cen. Inny powód jest taki, że mimo szybkiego wzrostu gospodarczego, tzw. luka popytowa w Polsce wciąż jest niska. To znaczy, że różnica między faktycznym PKB a potencjałem gospodarki jest mała, co dobrze świadczy o potencjale (potencjał ten mógł być podniesiony przez imigrację). W przyszłym roku inflacja niemal na pewno wzrośnie ze względu na podwyżki cen energii, choć jest szansa, że nie osiągnie więcej niż 2-3 proc.


Więcej na temat przyczyn obecności niskiej inflacji w Polsce można znaleźć w artykule Kamila Pastora opublikowanego wcześniej na łamach naszego bloga: Niskia inflacja – jakie mogą być jej przyczyny?

Autor: Ignacy Morawski

Koniunktura na rynku pracy powoli się osłabia

Zatrudnienie w firmach nieznacznie wzrosło w październiku, ale trend spowolnienia pozostaje nieubłagany.

Wczorajsze dane z rynku pracy mogły wydawać się bardzo dobre – zatrudnienie wzrosło, wynagrodzenia również. Ale dokładny wgląd w dane pokazuje, że trwa nieubłagany trend spowolnienia aktywności. Popyt na pracę nie jest już tak mocny jak w pierwszej połowie roku, obniżyła się również gotowość do podnoszenia wynagrodzeń.

Wykres: Miesięczna zmiana liczby pracujących w sektorze przedsiębiorstw *

Źródło: SpotData na podstawie GUS

* Nie uwzględniono danych za styczeń każdego roku ze względu na zmianę składu próby badanych przedsiębiorstw, (37 proc. wszystkich zatrudnionych w gospodarce)

Liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw wyniosła 6 227 tys. i wzrosła w październiku o 2,3 tys. w porównaniu z wrześniem. Oznaczało to wzrost po dwóch miesiącach spadków. Ale nie można na tym zbudować optymistycznej narracji o rynku. – Jedynie wyraźnej sezonowości października zawdzięczamy fakt, że nie był on kolejnym z serii miesiącem spadków liczby pracujących – wskazują ekonomiści mBanku. Pomimo wzrostu zatrudnienia w ujęciu miesięcznym jasno widać, że spada tempo wzrostu zatrudnienia – w ujęciu rocznym zatrudnionych jest o 191 tys. osób więcej niż przed rokiem, co oznacza najmniejszy przyrost od końca 2016 roku. Lepiej już nie będzie. Można podać dwie główne przyczyny takiego stanu rzeczy: spadająca liczba dostępnych do zatrudnienia pracowników oraz spadające zapotrzebowanie na pracowników ze strony przedsiębiorstw. Obecnie szczególnie istotne pozostaje ten drugi argument. Pomimo doskonałych danych o PKB za trzeci kwartał przedsiębiorcy od kilku miesięcy zaczęli ograniczać popyt na pracowników. W ankietach NBP i GUS dostrzec można spadek wartości portfela zamówień (nowych kontraktów) – szczególnie tych zagranicznych. Reakcją obronną pracodawców pozostaje więc ograniczanie nowych rekrutacji.

Wykres: Dynamika wzrostu wynagrodzeń na tle odsetka przedsiębiorstw planujących wzrost płac.

Źródło: SpotData na podstawie GUS i NBP

Pozytywne zaskoczenie wystąpiło w przypadku wynagrodzeń, które w październiku wzrosły o 7,6 proc. zamiast o oczekiwanych 6,7 proc. Wartość ta oznacza powrót po kilku miesiącach niższych wzrostów do obserwowanych jeszcze na początku roku dynamik. Może być to jednak zjawisko przejściowe. Według Piotra Piękosia, ekonomisty z Banku Pekao, wyższy od oczekiwań wynik tłumaczyć należy wypłatą zaległych deputatów węglowych z 2016 górnikom z JSW. W kolejnych miesiącach dynamiki wynagrodzeń powinny być niższe. Wydaje się więc, że czasy najwyższych podwyżek w obecnym cyklu mamy już za sobą. Firmy już teraz przygotowują się na oczekiwane hamowanie koniunktury oraz obserwowane spadki nowych zamówień. Wskazuje na to np. odsetek firm prognozujących wzrosty płac, który spadł do poziomu z końca 2016 roku.

Na horyzoncie widnieje jednak kilka procesów, które mogą uniemożliwić firmom dostosowanie kosztów wynagrodzeń do słabszej koniunktury. Pierwszym z nich jest zliberalizowanie przez Niemcy dostępu do swojego rynku pracy dla wykwalifikowanych pracowników. Może przyczynić się to do masowego odpływu pracujących w Polsce Ukraińców. Oznaczać to może zwiększenie presji na podwyżki wynagrodzeń. Drugim procesem mogącym podbić ogólną dynamikę płac są podwyżki w sektorze publicznym. Przez lata były one w budżetówce raczej niewielkie, ale w tym roku niektóre grupy zawodowe rozpoczęły usilne starania o wyższe pensje. Już teraz podwyżki wywalczyli policjanci czy pielęgniarki, a strajki planują m. in. nauczyciele.

 

Autor: Kamil Pastor

Rekordowa liczba niewypłacalności

W październiku pojawiło się o 40 proc. więcej ogłoszonych niewypłacalności firm niż przed rokiem. Największe wzrosty widać w przemyśle metalowym, handlu hurtowym i transporcie.

W październiku w Monitorach Sądowych i Gospodarczych ogłoszono rekordową liczbę 117 otwartych postępowań upadłościowych i restrukturyzacyjnych. Tak wynika z miesięcznika o niewypłacalnościach SpotData Research. Wśród dużych spółek widać stabilizację liczby niewypłacalności. Więcej problemów mają za to spółki małe. W podziale branżowym widać szczególnie nasilenie problemów w prześle metalowym i mineralnym, handlu hurtowym i transporcie.

 

Wykres: Liczba ogłoszonych niewypłacalności w MSiG

Źródło: SpotData na podstawie MSiG

 

Warto pamiętać, że informacje o upadłościach i restrukturyzacjach publikowane są w MSiG ze średnim opóźnieniem 20 dni roboczych. Dlatego intensyfikacja niewypłacalności nastąpiła faktycznie w trzecim kwartale. Wszystko wskazuje więc na to, że ten rok zakończy się osiągnięciem ok. 1050-1100 niewypłacalności, wobec 920 w roku 2017.

Jednak upadłość upadłości nie równa. Po podziale niewypłacalnych firm według formy prawnej – na osoby prawne (m. in. spółki kapitałowe, spółdzielnie) oraz pozostałe (m. in. niewielkie działalności gospodarcze, spółki osobowe) jasno widać, że za tegoroczne wzrosty odpowiadają przede wszystkim problemy tych mniejszych. O ile jeszcze pod koniec 2017 roku miesięcznie niewypłacalnymi stawało się ok. 300 małych firm, tak teraz ponad 400. Potencjalnymi przyczynami mogą być trudności z dostosowaniem się małych firm do wyższych kosztów pracy, wojen cenowych w niektórych branżach (np. w handlu hurtowym elektroniką) czy zmian w prawie podatkowym. Duże firmy radzą sobie przeciętnie lepiej niż te małe, m.in. dlatego, ze są w stanie wykorzystać możliwość działania w większej skali. Warto też nadmienić, że coraz więcej firm wykorzystuje procedurę restrukturyzacji, która pozwala na redukcję długu bez likwidowania firmy. To może być jedna z ważniejszych przyczyn rosnącej liczby spraw w sądach.

 

Patrząc na branże, na pierwszy plan wysuwa się skokowy wzrost problemów z obsługą zadłużenia w transporcie i logistyce. Silne wzrosty niewypłacalności są widoczne szczególnie w ciągu ostatnich trzech miesięcy. W samym tylko październiku niewypłacalność ogłosiło 17 firm transportowych przy 42 w całym 2017 roku. W obecnym roku aż 62 firmy (w tym 29 osób prawnych) ogłosiło niewypłacalność, podczas gdy w analogicznym okresie w 2017 roku było to 30 firm (13 osób prawnych). Z jednej strony można jako przyczyny podać rosnące koszty pracy oraz perspektywę dalszego ich zwiększenia ze względu na dyrektywę unijną o pracownikach delegowanych czy rosnące koszty paliwa. Z drugiej strony przyczyna może leżeć w spowolnieniu w UE. Koniunktura w polskim transporcie jest silnie uzależniona od koniunktury gospodarek zachodnich, skali handlu i w konsekwencji zapotrzebowania na przewóz towarów. Skoro od początku roku sytuacja gospodarcza w strefie euro pogarsza się to musiało to również wpłynąć na polskich transportowców mających aż 30 proc. udział w całym rynku przewozów międzynarodowych w Unii Europejskiej.

 

Wykres: Liczba niewypłacalności według branż.

Źródło: SpotData na podstawie MSiG i GUS.

 

Bardzo wysoki jest też wzrost liczby niewypłacalności w przemyśle metalowym. W dużej mierze dotyczy to małych firm, które zajmują się zarówno przetwórstwem jak i handlem towarami metalowymi. Przyczyn może być tu wiele, od rosnących kosztów pracy po wyższe ceny energii.

Z drugiej strony, relatywnie niski jest wzrost liczby niewypłacalnych firm w budownictwie. Jest ich dużo, ale wzrost jest mniejszy od średniej, mimo że z branży notorycznie napływają niepokojące sygnały o kurczących się marżach, problemach z płynnością i realizacją kontraktów. Możliwe, że te problemy są łagodzone przez bardzo wysoką aktywność w inwestycjach publicznych i rozsądniejszą politykę uczestnictwa w przetargach prowadzoną przez przedsiębiorstwa, które sparzyły się na kryzysie lat 2012-2013.

 

Na problem rosnącej liczby niewypłacalności w Polsce można jednak też spojrzeć od pozytywnej strony. Może to być przejaw dojrzewania polskiego rynku, na którym większość firm mających problemy finansowe po prostu znika bez przeprowadzania formalnej procedury sądowej. Liczba upadłości nadal pozostaje w Polsce istotnie niższa niż w krajach regionu. Przykładowo, według danych Coface, we Francji średnio co miesiąc niewypłacalność ogłasza około 5 tysięcy firm.

 


Artykuł powstał na podstawie jednego z 10 cyklicznych raportów SpotData Research, które sygnalizują i analizują szanse i ryzyka biznesowe. W skład SpotData Research wchodzą 3 moduły tematyczne: Analizy makro, Mapa ryzyk oraz Analizy sektora. Więcej szczegółów na temat SpotData Research na stronie internetowej www.spotdata.pl/research

Autor: Kamil Pastor

Ekonomiści rewidują tempo wzrostu

Rynek powoli rozpoczyna rewizję prognoz gospodarczych. Po bardzo słabych danych o koniunkturze w przemyśle (indeks PMI) oraz wyraźnie słabszych informacjach płynących z rynku pracy, panuje powszechna zgoda, że nadchodzi spowolnienie PKB. Pytanie, jakiej skali?

Spośród prognoz największych instytucji finansowych, które regularnie śledzi SpotData, przeciętna prognoza wzrostu PKB na 2019 r. wciąż utrzymuje się na poziomie 3,9 proc. Ale obniżyła się prognoza maksymalna – już żaden z największych banków nie prognozuje, że wzrost może przekroczyć 4 proc. Możliwe, że to pierwszy krok w cyklu redukcji przewidywań. Historia pokazuje, że w czasie spowolnienia rynek redukuje prognozy wraz z obniżającym się tempem wzrostu.

Wykres: Konsensus prognoz PKB największych banków na 2019 rok., w proc.

Źródło: SpotData na podstawie materiałów banków

Dalsze utrzymanie tego wysokiego poziomu zależy od odporności polskiej gospodarki na spowolnienie w Europie. Jednym z pierwszych papierków lakmusowych będą dane o wzroście PKB za trzeci kwartał 2018. Pojawią się w połowie listopada i wtedy banki mogą bardziej rewidować swoje prognozy. Ostatni duży polski bank – mBank, który oczekiwał w 2019 roku wzrostu gospodarczego powyżej 4 proc. wycofał się z tej prognozy pod koniec października. Dopóki jednak nie ma twardych danych o PKB, nikt nie wychyla się z opiniami odległymi od konsensusu.

Przesłanki za obniżką prognoz na przyszły rok jednak istnieją. Dane za trzeci kwartał ze strefy euro wskazują, że PKB wzrosło tam tylko o 1,7 proc., zamiast oczekiwanych 1,9 proc. Wzrost wrócił zatem do poziomów sprzed doskonałego 2017 roku. W Polsce też tak może się wydarzyć – to by znaczyło, że dynamika PKB wraca do okolic 3-3,5 proc. Wczoraj NBP opublikował projekcję, w której prognozuje wzrost PKB w 2019 roku na 3,6 proc. wobec 3,8 proc. przewidywanych w lipcu.

Wzrost PKB w strefie euro i Polsce, kwartały, r/r, w proc., dane odsezonowane

Źródło: Spotdata, Eurostat

Chociaż sytuacja wewnątrz kraju pozostaje bardzo dobra, wspierana przez silną konsumpcję, boom w budownictwie,  to największe zagrożenie płynie ze strony niższego eksportu z krajów UE. Z wielu branż, m.in. meblarskiej czy motoryzacyjnej, płyną sygnały, że trzeci kwartał był gorszy niż poprzednie, głównie ze względu na gorszą sprzedaż na eksport. Wspomniany indeks PMI i słabsze dane o zatrudnieniu w przemyśle mogą potwierdzać, że firmy dostrzegają nadchodzące spowolnienie popytu.

Jednocześnie tempo rozwoju przekraczające 3 proc. wciąż będzie można uznać za solidne. Komisja Europejska czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacują potencjał rozwojowy Polski na nieznacznie powyżej 3 proc.

 

Autorzy: Kamil Pastor, Ignacy Morawski

Wielki awans przemysłowy – Raport SpotData

Żaden kraj w Europie nie doświadczył w ostatniej dekadzie takiej industrializacji jak Polska.

Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który po kryzysie finansowym oparł się dezindustrializacji. To oznacza, że tylko w Polsce udział przemysłu w gospodarce (liczony jako udział w zatrudnieniu) wzrósł. To jeden z wniosków z raportu „Wielki awans przemysłowy. Jak rośnie rola przemysłu w polskiej gospodarce i globalnych łańcuchach dostaw”, który opublikowała SpotData, centrum analityczne należące do Bonnier Business Polska. Partnerami raportu są AXA, Velux i KGHM. Prezentacja raportu miała miejsce podczas debaty w Pulsie Biznesu z udziałem ekspertów i przedstawicieli agencji rządowych.

To wyjątkowe na tle Europy zjawisko wzrostu roli przemysłu w gospodarce ma kilka źródeł. Przede wszystkim, przemysł w Polsce korzystał na rozwoju łańcuchów dostaw przez producentów zachodnioeuropejskich, szczególnie niemieckich. Widać to m.in. we wzroście udziału Niemiec w polskim eksporcie – tuż przed kryzysem finansowym udział ten wynosił 25 proc., dziś sięga 28 proc. Polska w niektórych branżach jest zapleczem produkcyjnym Niemiec. Rolę tę od dawna odgrywa cały region Europy Środkowej, ale skala wzrostu produkcji w Polsce w ostatniej dekadzie była zdecydowanie najwyższa, a więzi polsko-niemieckie nabrały wyjątkowo wysokiej dynamiki. Doskonale widać to porównując wzrost udziału niemieckiego importu z Polski i Włoch. Włochy, pomimo, że są gospodarką nominalnie cztery razy większą mają obecnie niższy udział w niemieckim imporcie niż Polska.

Często podkreśla się jako negatywny element krajobrazu gospodarczego fakt, że w Polsce dużo produkuje się towarów relatywnie mało przetworzonych – śrub, folii, rur, pudełek, torebek, blach, prostych elementów plastikowych czy metalowych itd. Ma to być przejaw niskiego zaawansowania technologicznego gospodarki i niskiej innowacyjności. Trzeba jednak podkreślić, że choć pewne elementy tej oceny są prawdziwe, to takie przedstawienie pozycji przemysłu w Polsce zupełnie pomija mechanizmy rozwojowe, które dobrze działają i jeżeli będą dalej działały to pozwolą utrzymać wysoki wzrost gospodarczy. To prawda, że w Polsce produkuje się towary relatywnie mniej przetworzone niż w Niemczech, a nawet mniej niż w Czechach czy na Węgrzech. Widać to po najprostszym wskaźniku – wartość dodana w przetwórstwie w Polsce jest niższa niż w tych krajach: o ok. 70 proc. niższa niż w Niemczech i ok. 15 proc. niższa niż w Czechach i na Węgrzech. Jest to spadek historyczny – Polska jeszcze w XIX wieku później weszła w rewolucję przemysłową, a w XX wieku wiele było epizodów, kiedy rozwój był przerywany dewastującymi wojnami czy nieefektywnym planowaniem. Jednak pejoratywna ocena stanu przemysłu w Polsce pomija zmiany, jakie nastąpiły w ostatnich kilkunastu latach. Marzenie o gwałtownym skoku rozwojowym pomija często znaczenie gradualnych zmian, które w długim okresie dają skokowy efekt.

 

Czy w przyszłości przemysł w Polsce może dalej rozwijać się w tak szybkim tempie jak do tej pory? Fundamenty do tego są bardzo solidne, ale jednocześnie na horyzoncie pojawia się coraz więcej wyzwań. Pierwsze wyzwanie, relatywnie łatwiejsze, to zwiększenie automatyzacji i wejście w trend rewolucji cyfrowej. Drugi krok, już trudniejszy, to inwestycja w wiedzę, markę i rozwój własnych sieci sprzedaży.

 

Sektor przemysłowy oczami ekspertów

 

Piotr Wójcik

dyrektor departamentu OC w AXA

Jednym z kluczowych czynników, które decydują o sukcesie firmy przemysłowej w środowisku międzynarodowym, jest perfekcyjne zarządzanie całym procesem biznesowym, od dostaw, przez produkcję, po sprzedaż. Pracując z różnymi klientami przez wiele lat,obserwujemy jak duży postęp nastąpił w jakości zarządzania tym procesem w polskich firmach. To jest głęboka transformacja. Polskie firmy zbudowały nowe kompetencje,częściowo ucząc się od firm zagranicznych obecnych w kraju. To pozwoliło im na skuteczną ekspansję międzynarodową i przyczyniło się do sukcesu sektora przemysłowego.

Jacek Siwiński
prezes VELUX POLSKA

W Polsce jest odpowiedni ekosystem do rozwoju sektora przemysłowego. Składają się na niego duża liczba wyspecjalizowanych firm, które mogą dostarczać towary wysokiej jakości,oraz wykwalifikowana kadra pracownicza, która cechuje się wysoką relacją wydajności do wynagrodzeń. Nasza firma nie tylko produkuje w Polsce, ale też zamawia towary u ok. 100 dostawców, którzy są certyfikowani i dzięki tym certyfikacją mogą też łatwiej sprzedawać zagranicę. To w taki sposób tworzą się sieci dostaw, złożone z firm zagranicznych i krajowych,które odpowiadają za rozwój przemysłu w kraju.

Andrzej Krzyszczak

dyrektor departamentu modeli ekonomicznych ciągu produkcyjnego w KGHM Polska Miedź

Duży wpływ na rozwój sektora przemysłowego w Polsce mają czynniki demograficzne – w Polsce rosła liczba osób z odpowiednimi kwalifikacjami do pracy w przemyśle. W tym kontekście na awans w światowym systemie przemysłowym można spojrzeć przez pryzmat rozwoju społecznego. Jesteśmy społeczeństwem coraz dojrzalszym, lepiej wyedukowanym, a to przekłada się na większą dostępność profesjonalistów i wykwalifikowanej kadry menedżerskiej.

Krzysztof Senger

wiceprezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu

Wśród projektów inwestycji zagranicznych, które prowadzimy, połowa to są inwestycje przemysłowe, a pod względem deklarowanych nakładów inwestycyjnych przemysł stanowi aż 90 proc. Bardzo ważną rolę w rozwoju inwestycji przemysłowych w Polsce pełni krajowa kadra menedżerska, która doskonale rodzi sobie w środowisku biznesu międzynarodowego. To są często ludzie odpowiedzialni za to, by przekonać centralę, że warto rozwijać kolejne projekty w Polsce. Rosnąca rola lokalnej kadry w procesie decyzyjnym o reinwestycjach jest dobrym prognostykiem dla rozwoju polskiego przemysłu.

 

 


Raport „Wielki awans przemysłowy. Jak rośnie rola przemysłu w polskiej gospodarce i globalnych łańcuchach dostaw” został przygotowany przez analityków SpotData, centrum danych i analiz należące do Bonnier Business Polska.

Partnerami raportu są AXA, VELUX i KGHM.

Raport zawiera analizy kluczowych zjawisk związanych z rozwojem przemysłu w Polsce, mechanizmów wpływających na wzrost roli tego sektora w gospodarce oraz wyzwań na przyszłość.

 

Pobierz raport:

Ra­port bie­żą­cy – Restrukturyzacje w trzecim kwartale 2018 ze szczególnym uwzględnieniem postępowania sanacyjnego

W trze­cim kwar­ta­le 2018 ro­ku na­dal ob­ser­wu­je­my wzro­sto­wy trend licz­by otwie­ra­nych po­stę­po­wań re­struk­tu­ry­za­cyj­nych. We­dług ra­por­tu Zim­mer­man Fi­li­piak Re­struk­tu­ry­za­cja SA, przy­go­to­wa­ne­go we współ­pra­cy ze Spo­tDa­ta, sza­co­wa­na licz­ba re­struk­tu­ry­za­cji otwar­tych mię­dzy lip­cem a wrze­śniem 2018 wy­no­si 138 i jest aż o 60 proc. wyż­sza niż w III kwar­ta­le po­przed­nie­go ro­ku. Bran­ża­mi, w któ­rych jest naj­wię­cej re­struk­tu­ry­za­cji po­zo­sta­ją prze­mysł oraz han­del.

 

 

Na­dal ro­śnie po­pu­lar­ność po­stę­po­wań re­struk­tu­ry­za­cyj­nych nad upa­dło­ścia­mi – o ile w okre­sie sty­cze­ń-w­rze­sień po­przed­nie­go ro­ku tyl­ko 37% nie­wy­pła­cal­no­ści to re­struk­tu­ry­za­cje, tak te­raz jest to aż 44 proc.

Przy ro­sną­cej licz­bie no­wych po­stę­po­wań licz­ba za­twier­dza­nych ukła­dów spa­dła w trze­cim kwar­ta­le do 23 z 44, któ­re za­twier­dzo­no w wy­jąt­ko­wo do­brym ostat­nim kwar­ta­le 2017 ro­ku. Świad­czy to o dość ni­skiej sku­tecz­no­ści po­stę­po­wań.

Na pod­sta­wie sta­nu wie­dzy po trze­cim kwar­ta­le utrzy­mu­je­my na­szą pro­gno­zę, że obec­ny rok za­koń­czy się licz­bą 450-500 no­wych re­struk­tu­ry­za­cji (przy 380 w ro­ku 2017).

 

 

Ra­port szcze­gó­ło­wy: POSTĘPOWANIE SANACYJNE

Licz­ba otwie­ra­nych po­stę­po­wań sa­na­cyj­nych od po­ło­wy 2017 ro­ku fluk­tu­uje wo­kół 30 w cią­gu kwar­ta­łu. W III kwar­ta­le 2018 ro­ku otwar­to 33 po­stę­po­wa­nia w tym try­bie, czy­li naj­wię­cej od po­cząt­ku ist­nie­nia Pra­wa Re­struk­tu­ry­za­cyj­ne­go w Pol­sce.

 

 

Efek­tyw­ność po­stę­po­wań sa­na­cyj­nych jest ca­ły czas re­la­tyw­nie ni­ska (dwa ra­zy czę­ściej po­stę­po­wa­nie jest uma­rza­ne niż za­twier­dza­ny jest układ). W ostat­nim kwar­ta­le wy­stą­pi­ła w tej kwe­stii istot­na po­pra­wa. Naj­praw­do­po­dob­niej (da­ne es­ty­mo­wa­ne) za­twier­dzo­no aż 8 ukła­dów.

Struk­tu­ra geo­gra­ficz­na otwie­ra­nych po­stę­po­wań nie róż­ni się istot­nie od struk­tu­ry wszyst­kich po­stę­po­wań re­struk­tu­ry­za­cyj­nych – li­de­rem po­zo­sta­je Sąd Re­jo­no­wy dla m. st. War­sza­wy, a po nim są­dy re­jo­no­we w naj­więk­szych mia­stach.

Od po­cząt­ku ro­ku me­dia­no­wy czas pro­ce­do­wa­nia 3 z 5 naj­waż­niej­szych eta­pów po­stę­po­wa­nia sa­na­cyj­ne­go wy­dłu­żył się. Szyb­ciej niż mia­ło to miej­sce wcze­śniej do­ko­ny­wa­ne są umo­rze­nia. Nie­znacz­nie kró­cej zaj­mu­je rów­nież są­dom otwie­ra­nie po­stę­po­wań – mie­rzy­my ten czas od mo­men­tu za­bez­pie­cze­nia ma­jąt­ku. Aż o 17 dni ro­bo­czych wy­dłu­żył się me­dia­no­wy czas od otwar­cia po­stę­po­wa­nia do za­twier­dze­nia ukła­du. Dłu­gi czas pro­ce­do­wa­nia wy­ni­ka nie­wy­dol­no­ści są­dów roz­po­zna­ją­cych sprze­ci­wy, a tak­że z po­wo­du po­trze­by  wdro­że­nia wie­lu dzia­łań re­struk­tu­ry­za­cyj­nych.

 

 

Po­stę­po­wa­nie sa­na­cyj­ne jest jed­nym z dwóch po­stę­po­wań, cie­szą­cych się wśród dłuż­ni­ków naj­więk­szym za­in­te­re­so­wa­niem. W tej for­mie od­by­wa się oko­ło 25% re­struk­tu­ry­za­cji.

Ze wzglę­du na ich cha­rak­ter od­se­tek umo­rzeń za­wsze bę­dzie wyż­szy niż za­twier­dzo­nych ukła­dów. Jest to sy­tu­acja nor­mal­na, gdyż czę­sto stan fi­nan­so­wy dłuż­ni­ka de­cy­du­ją­ce­go się na ten ro­dzaj pro­ce­du­ry jest czę­sto kry­tycz­ny. Do te­go do­cho­dzą trud­no­ści wy­ni­ka­ją­ce z re­aliów ryn­ku.

Mi­mo wie­lu trud­no­ści, na­po­ty­ka­nych przez fir­my, któ­re roz­po­czę­ły po­stę­po­wa­nie sa­na­cyj­ne, oto­cze­nie re­struk­tu­ry­za­cji w Pol­sce jed­nak doj­rze­wa i uda­nych sa­na­cji bę­dzie co­raz wię­cej.

Jed­nak w chwi­li obec­nej sta­ty­stycz­nie na 27 za­twier­dzo­nych ukła­dów przy­pa­da 57 umo­rzo­nych po­stę­po­wań sa­na­cyj­nych. Ozna­cza to, że dłuż­nik w sa­na­cji ma dwa ra­zy więk­sze szan­se na umo­rze­nie po­stę­po­wa­nia i w kon­se­kwen­cji upa­dłość niż na sku­tecz­ne za­war­cie ukła­du. Nie wy­klu­czo­ne więc, że po pod­su­mo­wa­niu ko­lej­ne­go ro­ku obo­wią­zy­wa­nia Pra­wa re­struk­tu­ry­za­cyj­ne­go ko­niecz­na oka­że się no­we­li­za­cja usta­wy – bez wąt­pie­nia bo­wiem w sa­na­cji po­kła­da­no najwięk­sze na­dzie­je i brak spo­dzie­wa­ne­go efek­tu mu­si bu­dzić za­nie­po­ko­je­nie.

 

Pełna wersja raportu dostępna pod linkiem: Raport 2018 Q3

 

Autorzy: SpotData, Zim­mer­man Fi­li­piak Re­struk­tu­ry­za­cja

Nie wszędzie zatrudnienie zwalnia

Wiele wrześniowych danych makroekonomicznych dla Polski bardzo negatywnie zaskoczyło ekonomistów. Wśród nich były dane dotyczące dynamiki zatrudnienia oraz wynagrodzeń, których wzrosty były niższe od oczekiwań. Chociaż praktycznie w każdej branży zatrudnienie rośnie wolniej, to w niektórych z nich spowolnienie pozostaje niewielkie. Dobrym przykładem mogą być producenci urządzeń elektrycznych, u których zatrudnienie we wrześniu było aż o 6,5 proc. wyższe niż rok temu. Chociaż jeszcze w maju rosło aż o 8,5 proc. to taki wynik nadal pozostaje bardzo wysoki na tle reszty. Równie dobrze, na tle historycznej średniej, wygląda zatrudnienie w transporcie oraz budownictwie. Dobrze jest to widoczne na heatmapie zatrudnienia SpotData, na której kolorami oznaczono odchylenie bieżącej dynamiki od 5-letniej średniej w danej kategorii. Transport korzysta na ogromnym rozwoju branży logistycznej i magazynowej w Polsce, a budownictwo na inwestycjach publicznych.

 

 

Na drugim krańcu plasują się branże, na których produkty i usługi popyt, szczególnie zagraniczny, malał przynajmniej od kilku miesięcy. Można tutaj wymienić np. produkcję mebli ze wzrostem zatrudnienia równym tylko 2,5 proc. w ujęciu rocznym czy producentów z sektora motoryzacyjnego z dynamiką tylko 3,5 proc.. W obu tych przypadkach spowolnienie związane jest ze słabością gospodarki niemieckiej oraz zmniejszeniem zamówień z tego kierunku. Stagnacja zatrudnienia widoczna jest również u producentów artykułów spożywczych. Tutaj poza niższym eksportem winne mogą być również niskie płace. Podobna sytuacja panuje w handlu detalicznym. Jasne jest, że okres nadzwyczajnie dobrej koniunktury się kończy. Ważne pytanie brzmi, czy mamy do czynienia z recesją, czy tylko normalizacją wzrostu. Ten drugi scenariusz wciąż jest znacznie bardziej realny.

Autor: Kamil Pastor, analityk SpotData

Koniec boomu na rynku pracy

Dawno dane z rynku pracy nie zaskoczyły tak negatywnie. Zatrudnienie i wynagrodzenia wciąż rosną, ale znacznie wolniej od prognoz. To może być sygnał spowolnienia gospodarki.

Pozornie dane o zatrudnieniu i wynagrodzeniach wciąż są doskonałe. Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło we wrześniu o 3,2 proc. rok do roku, zamiast oczekiwanych 3,4 proc. Przeciętne wynagrodzenie wzrosło o 6,7 proc. wobec oczekiwanych 7,1 proc. Różnice z prognozami nie wydają się duże. Ale to są akurat wskaźniki, przy których większe pomyłki zdarzają się rzadko.  Wystarczy wspomnieć, że od 2011 tylko cztery razy miesięczne dane z rynku pracy zaskakiwały bardziej negatywnie niż te ostatnie. Wynika tak z indeksu zaskoczeń dla rynku pracy SpotData mierzącego różnice między prognozami w ankiecie Bloomberga a finalnymi odczytami płac i zatrudnienia.

W przeszłości takie odwrócenie trendu w dynamice zatrudnienia, jakie obserwujemy dziś, sygnalizowało kłopoty. Ręka w rękę z zatrudnieniem podążały zwykle w przeszłości inwestycje, ponieważ decyzje o zatrudnianiu i inwestowaniu są podejmowane przez firmy w tych samych okolicznościach. Okresy boomu inwestycyjnego praktycznie zawsze związane były z szybciej rosnącym zatrudnieniem, a te z kryzysami inwestycyjnymi ze spadającym zatrudnieniem. Obecnie spadające zatrudnienie może więc oznaczać, że w najbliższych miesiącach nie ma co liczyć na znaczący wzrost inwestycji.

Wprawdzie nic nie wskazuje, by w gospodarce gościły tendencje recesyjne, ale spowolnienie wzrostu gospodarczego z 5 do 3-4 proc w ciągu paru kwartałów jest jak najbardziej możliwe.

Ale warto też zwrócić uwagę na wskaźniki, które łagodzą negatywny wydźwięk danych z rynku pracy. Możliwe, że firmom coraz bardziej doskwierają braki wolnej siły roboczej – zatrudnienie zwalnia, bo pracowników chętnych do podjęcia nowej pracy jest coraz mniej. Problem zatem może dotyczyć nie tyle popytu, co podaży pracy. Widać to na przykład po deklaracjach firm odnośnie zatrudnienia. W przeciwieństwie do historycznych epizodów spowolnienia gospodarki, tym razem deklarowana chęć zatrudniania jest wciąż wysoka. Tezę tę wspierają również wyniki ankiety NBP mierzącej oczekiwania przedsiębiorstw odnośnie przyszłego zatrudnienia, które cały czas pozostają na bardzo wysokich poziomach i nie sugerują zmiany nastrojów przedsiębiorców.

Inny czynnik, który może łagodzić negatywny wydźwięk danych z rynku pracy to imigracja. Wiadomo, że imigrantów przybywa, widać to chociażby po statystykach dotyczących liczby cudzoziemców ubezpieczonych w ZUS – jest ich już ponad pół miliona i przybywa w tempie ponad 40 proc. rocznie. Kłopot w tym, że nie wszyscy imigranci są w uwzględniani w statystykach dotyczących zatrudnienia. W Polsce jest kłopot z dokładnymi danymi dotyczącymi liczby pracujących osób zza granicy i nie można wykluczyć, że może to istotnie zaburzać dane o zatrudnieniu.

Kamil Pastor, Ignacy Morawski, SpotData