Co oznacza niepokojące odwrócenie krzywej dochodowości w USA?

To jest wykres, który w ostatnich dniach na rynkach finansowych wywołał gigantyczne wrażenie, więc z kronikarskiego obowiązku musiałem go również odnotować w Danych Dnia. Chodzi o tzw., krzywą rentowności w Stanach Zjednoczonych, czyli różnicę między oprocentowaniem obligacji dziesięcioletnich i bonów trzymiesięcznych rządu USA. Różnica ta w piątek stała się ujemna, po raz pierwszy sierpnia 2007 r. W przeszłości odwrócenie krzywej, czyli spadek wspomnianej różnicy poniżej zera, bardzo często sygnalizowało recesję. Jest to więc niepokojący sygnał. Ale czy będzie to sygnał słuszny?

O co chodzi z odwróceniem krzywej rentowności?

W piątek rentowność obligacji dziesięcioletnich spadła o 10 pkt bazowych (0,1 pkt proc.), a od początku roku o 25 pkt. W tym samym czasie oprocentowanie trzymiesięcznego bonu utrzymało się bez zmian, ponieważ Fed nie zmieniał w tym czasie stóp procentowych (a stopy trzymiesięczne są uzależnione głównie od zmiany stóp przez Fed). Odwrócenie krzywej oznacza w uproszczeniu, że rynek oczekuje, iż stopy procentowe w ciągu dziesięciu lat będą niższe niż obecnie. Czyli oczekuje, że Stany Zjednoczone są na górce cyklu i wkrótce zaczną hamowanie, które będzie wymagało od banku centralnego luzowania polityki pieniężnej.

Od lat 70. XX wieku odwrócenie krzywej w sześciu na siedem przypadków poprzedziło recesję. Pesymiści wskazują ten fakt jako potwierdzenie, że w amerykańskiej, i tym samym światowej gospodarce dzieje się coś bardzo złego. Rynek w decyzjach tysiącach inwestorów „widzi” więcej niż poszczególni analitycy. Skoro nastąpiło odwrócenie krzywej, to znaczy, że idą złe czasy. Pesymizm wzmogły słabe odczyty indeksów PMI dla przetwórstwa przemysłowego z Europy, które są odczytywane jako sygnał recesji w światowym handlu.

Czy będzie kryzys?

Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że dziś warunki na rynku stopy procentowej są nieco inne niż w przeszłości. Stopy są generalnie dużo niższe, a wiele analiz wskazuje, że niski koszt pieniądza będzie zjawiskiem trwałym ze względu na zmiany demograficzne w krajach rozwiniętych. Trudno zatem porównywać odwrócenie krzywej dochodowości dziś z analogicznymi zjawiskami sprzed 10, 20 czy 30 lat.

Ponadto, dane makroekonomiczne z USA nie są złe, w przeciwieństwie do tego, co działo się przy poprzednim odwracaniu krzywej. Na przykład, w ciągu sześciu miesięcy do sierpnia 2007 r., kiedy nastąpiło poprzednie odwrócenie krzywej, indeks oczekiwanych dochodów gospodarstw domowych (obliczany przez Uniwersytet Michigan) obniżył się aż o 10 pkt, czyli najmocniej od początku lat 90. Teraz, w ciągu sześciu ostatnich miesięcy, ten sam indeks wzrósł o 5 pkt i jest na najwyższym poziomie od 2002 r. Można przytoczyć dużo więcej danych, które pokazują, jak różni się obecna kondycja amerykańskiej gospodarki od momentu poprzedniego odwrócenia krzywej. Widać pewne oznaki słabości, ale nie jest ich tyle, ile w 2007 r. Mamy więc niepokojący sygnał, ale to nie musi być sygnał słuszny.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o rentownościach amerykańskich obligacji: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Walka o 4 procentowy wzrost gospodarczy w Polsce

Kolejne dane potwierdzają, że luty był bardzo dobry dla polskiej gospodarki, nie różniąc się zresztą pod tym względem znacząco od stycznia. Po dobrych danych z rynku pracy i przemysłu, w czwartek pojawiły się bardzo dobre dane z budownictwa i handlu detalicznego. W obu przypadkach dane były wyższe od prognoz rynkowych, a budownictwo zaskoczyło wręcz kosmicznie. Choć wciąż dane z europejskiej gospodarki wyglądają nie najlepiej.

Mój prosty model ekonometryczny wskazuje w tym momencie na możliwy przedział 3,9-4,8 proc. wzrostu PKB w pierwszych miesiącach roku. Pokazuję to na wykresie poniżej. Jest to model, który szacuje wzrost PKB w danym kwartale na podstawie danych z przemysłu, budownictwa i handlu za pierwsze dwa miesiące kwartału. Pokazuję go, by zobrazować, jaki jest obecnie przedział możliwych scenariuszy dla gospodarki w bardzo krótkim okresie. Prognozy rządowe i rynkowe są w tym momencie dość podobne. A przypomnijmy, że od drugiej połowy roku PKB zostanie podniesione przez transfery fiskalne o ok. 0,3-0,5 proc.

Co do szczegółów. Produkcja budowlano-montażowa za luty pokazała wzrost o 15,1 proc. rok do roku, wobec oczekiwań rynkowych na poziomie 6 proc. (w poprzednich trzech miesiącach średni wzrost wynosił 10,8 proc.). A sprzedaż detaliczna wzrosła realnie o 5,6 proc., wobec oczekiwanych 5,3 proc. (w poprzednich trzech miesiącach średni wzrost wynosił 5,3 proc.). Seria zaskoczeń jest już dość długa i pokaźna.

Choć trzeba jednocześnie odnotować, że niektóre dane z europejskiej gospodarki są wciąż słabe. Dziś rano odczyty indeksów PMI dla przemysłu były głęboko poniżej oczekiwań. Na przykład, niemiecki PMI dla przemysłu wyniósł 44,7 pkt., wobec oczekiwanych 48 pkt. To ogromna i rzadko spotykania różnica. Ale pisałem już parę razy o rosnących wątpliwościach wobec skuteczności indeksów PMI w wyłapywaniu zmian koniunktury. Widać, że wśród inwestorów też takie wątpliwości panują. Niemiecki indeks DAX nie zareagował rano bardzo negatywnie na publikację PMI.

Widać, że w napływających danych ogółem jest bardzo dużo szumu. Dobre dane łączą się z sygnałami recesyjnymi. Ja pozostaję po lekko optymistycznej stronie mocy. 

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych użytych do przygotowania prognozy: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Motoryzacja odpala silniki na nowo

Pisałem w zeszłym tygodniu o tym, że europejski przemysł samochodowy może powoli wychodzić z dołka wywołanego zamieszaniem po zmianie regulacji emisyjnych. Dane z polskiego przemysłu mogą potwierdzać tę obserwację. A że w Polsce produkuje się ok. 12 proc. części samochodowych sprzedawanych w Europie (pod względem wartości), sygnały z naszego sektora przetwórczego mogą być istotne. Możliwe, że europejski przemysł najgorsze ma za sobą.

Produkcja przemysłowa wzrosła w Polsce w lutym o 6,9 proc. rok do roku, czyli wyraźnie powyżej prognoz. Pierwszy raz od połowy zeszłego roku trend produkcji, mierzony średnią dynamiką trzymiesięczną, wzrósł, co widać na wykresie poniżej. A odpowiedzialny za to był m.in. wzrost produkcji pojazdów i części (9,7 proc.), który był najwyższy od 15 miesięcy. Wysokie były też wzrosty w branżach mocno cyklicznych, takich jak chemiczna i tworzywowa. Ekonomiści mBanku danych z przemysłu mocno podnieśli prognozę dla polskiej gospodarki, ich zdaniem wzrost PKB w tym roku ma wynieść 4,5 proc. To potwierdza, że dane za pierwsze miesiące roku mocno zaskoczyły rynek in plus. Po załamaniu produkcji w Niemczech w drugiej połowie 2019 r., wydawało się, że dynamizm polskiej gospodarki też musi się obniżyć. Ale na razie dane nic takiego nie pokazują. Choć istotne dla oceny sytuacji w gospodarce będą też dzisiejsze dane z budownictwa, to ten sektor bowiem mocno ciągnął gospodarkę w górę w zeszłym roku, a w styczniu wykazywał wyraźne oznaki słabości.

Środowe dane pokazują też, jak mocno rozjechała się produkcja ze wskazaniami indeksu PMI, uznanego za jeden z lepszych indeksów koniunktury. PMI od wielu miesięcy dołuje, a produkcja trzyma się mocno. Analitycy stawiają różne hipotezy na temat tej rozbieżności, pojawiają się m.in. opinie, że mocniejsze dostosowanie polskiej produkcji w dół może nastąpić w kolejnych miesiącach. Ale najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie to po prostu pogorszenie jakości indeksu PMI, którego reprezentatywność pogorszyła się w ostatnich latach.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o produkcji sprzedanej przemysłu: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Historyczny odpływ inwestycji z rynku polskich obligacji

To, co wydarzyło się w styczniu na polskim rynku obligacji, może być zarówno ostrzeżeniem dla polskiej gospodarki, jak też podkreśleniem jej silnych punktów. Czas pokaże, która interpretacja jest bardziej słuszna. Na razie przychylałbym się do tej mniej oczywistej: że jest to wydarzenie pozytywne.

Z danych o bilansie płatniczym, publikowanych co miesiąc przez Narodowy Bank Polski (dane pokazują saldo wszystkich transakcji z zagranicą z tytułu handlu, transferów i inwestycji) wynika, że w styczniu nastąpił gigantyczny odpływ z polskiego rynku obligacji. Inwestorzy sprzedali netto papiery o łącznej wartości 3,8 mld euro, czyli najwięcej w historii. W relacji do PKB, łączny odpływ za 12 ostatnich miesięcy był najwyższy od stycznia 2009 r., czyli szczytu wielkiego kryzysu finansowego i wyniósł 1,3 proc.

Przyczyna tego zjawiska jest wiadoma. Już kilka dni temu Ministerstwo Finansów podało, że w styczniu bardzo dużo obligacji sprzedały azjatyckie banki centralne (można o tym przeczytać tutaj). Teraz widać, jaki to miało wpływ na ogólne przepływy dłużnego kapitału portfelowego.

Ponieważ kupowanie polskich obligacji przez banki centralne było w ostatnich latach traktowane jako wyraz stabilności i dojrzałości polskiego rynku i polskiej gospodarki, ruch w przeciwnym kierunku może zapalać lampkę ostrzegawczą. Może zarządzający rezerwami walutowymi uznali, że Polska nie jest już tak bezpieczna? Może tak być.

Ale możliwe jest też inne wyjaśnienie. Po znaczącym wzroście cen obligacji, wielu inwestorów realizowało po prostu zyski, uznając, że w tak szybko rosnącej gospodarce jak Polska wzrost cen obligacji (czyli spadek rentowności) nie powinien być zjawiskiem trwałym.

Ważny jest też inny aspekt tego zjawiska. Odpływ inwestycji zagranicznych z rynku obligacji został spokojnie zrekompensowany wzrostem popytu ze strony krajowego sektora bankowego. Wszystko odbyło się bez istotnych wstrząsów na rynku walutowym. Widać, że Polska jest w stanie wytrzymać wstrząs w postaci dużego odpływu kapitału portfelowego, inaczej niż w 2009 r., kiedy ruch kapitału wywołał gigantyczną dewaluację waluty. Dlaczego? Jest to m.in. efekt zrównoważenia na saldzie obrotów bieżących, czyli znaczącego zmniejszenia uzależniania finansowania krajowych wydatków przez zagraniczny kapitał. Polska pod względem tzw. równowagi zewnętrznej jest dużo bezpieczniejsza niż 5-10 lat temu.

  Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o napływie/odpływie inwestorów na polskim rynku papierów dłużnych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

 

Czy Polska ma problem z mierzeniem inwestycji?

Słabość inwestycji w polskiej gospodarce to jedno z głównych zjawisk, które przykuwa uwagę ekonomistów w ostatnich latach – poza bardzo szybkim wzrostem gospodarczym i zmianami na rynku pracy. Pod koniec 2018 r. inwestycje były zaledwie o 2,3 proc. wyższe niż trzy lata wcześniej, mimo że PKB urósł w tym czasie o ponad 13 proc. To sprawiło, że udział inwestycji w PKB spadł w bardzo zaskakujący sposób. Pokazuję to na wykresie poniżej.

Intrygującą opinię na ten temat wypowiedział wczoraj prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński na konferencji Forum Bankowe. Jego zdaniem GUS… zaniża wartość inwestycji w gospodarce. Nie jest to opinia nowa, ale wypowiedziana przez prezesa banku publicznie nabiera znaczenia. Dokładnie Glapiński powiedział tak:

Z rosnącym zdumieniem obserwujemy statystykę, jeśli chodzi o poziom inwestycji w Polsce i według naszych dyskusji i analiz, poziom inwestycji jest wyższy niż odnotowuje to GUS. Dyskusyjna jest analiza, jeśli chodzi o leasing. Przychylamy się do opinii, że poziom inwestycji jest daleko wyższy niż pokazują to statystyki. Wykazywany niski poziom inwestycji przy tak wysokim wzrośnie PKB jest sprzecznością” (cytat za PAP).

Jego słowa są o tyle istotne, że NBP dysponuje bardzo rozbudowanymi zasobami analitycznymi i ma dobry wgląd w trendy w gospodarce. NBP otrzymuje też od GUS więcej informacji niż przeciętny obywatel. Co więcej, debata o inwestycjach ma bardzo duże implikacje dla rekomendacji dla polityki gospodarczej. Czy więc słabość inwestycji w Polsce jest iluzją statystyczną?

Czy rzeczywiście inwestycje są niedoszacowane?

Nie mam na to pytanie naturalnie jednoznacznej odpowiedzi. Ale mam kilka uwag, które mogą naprowadzić nas na istotne problemy.

Po pierwsze, choć bardzo szybki wzrost PKB i niski wzrost inwestycji nie są zupełnie sprzeczne, to są zjawiskiem rzadkim. W ostatnich 20 latach w Unii Europejskiej na 220 przypadków trzyletniego wzrostu PKB o ponad 10 proc., tylko w 10 przypadkach inwestycje rosły tak słabo jak teraz w Polsce lub słabiej. Prawie wszystkie przypadki dotyczą tzw. nowych członków UE. Może rzeczywiście jest jakiś problem z mierzeniem nakładów na środki trwałe?

Po drugie, należałoby odpowiedzieć na pytanie, czy problem z mierzeniem inwestycji jest większy niż w przeszłości i większy niż w innych krajach UE? To pozwoliłoby lepiej ocenić obecną sytuację Polski w porównaniach historycznych i geograficznych. Glapiński sugeruje, że jest problem z wliczaniem leasingowanych maszyn do inwestycji – leasing bardzo szybko rósł w ostatnich latach, więc może być coś na rzeczy, że problem z liczeniem inwestycji się powiększył i wpłynął na szacunek dynamiki inwestycji.

Po trzecie, zaskakujące jest, że prezes NBP wyraża opinie, które nie mają poparcia w oficjalnych dokumentach analitycznych banku. Pytanie, dlaczego tak się dzieje? Dopiero co NBP opublikował duży Raport o Inflacji, gdzie jeden rozdział jest poświęcony inwestycjom. Nie ma tam słowa o problemach z ich mierzeniem, opisanych przez prezesa banku. Czy wątpliwości odnośnie inwestycji mają po prostu członkowie Rady Polityki Pieniężnej, czy też szersza grupa analityków w banku? Przekłada się to wprost na pytanie, czy uwagi Glapińskiego nie mają charakteru politycznego?

Sądzę, że zarówno NBP jak i GUS powinny udzielić opinii publicznej głębszej informacji na ten temat. 

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inwestycjach dla krajów UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Firmy usługowe częściej idą pod nóż

Po trzech latach fali wzrostowej, liczba niewypłacalności firm w Polsce stabilizuje się na poziomie ok. 90 miesięcznie. Co istotne, szybko rośnie udział firm usługowych w niewypłacalnościach. Są dwa możliwe wyjaśnienia tego zjawiska. Po pierwsze, szybki wzrost płac mocniej uderza w firmy w branżach opartych na pracy człowieka. Po drugie, coraz więcej małych firm, spółek cywilnych i działalności gospodarczych, orientuje się w korzyściach oferowanych przez prawo restrukturyzacyjne i ucieka przed wierzycielami.

W SpotData co miesiąc publikujemy analizę trendów w niewypłacalnościach firm w rozbiciu na branże. Ta analiza oferuje wgląd w ewolucję ryzyk w gospodarce. Pokazujemy jaka jest dynamika takich przypadków oraz ich natężenie (analiza dostępna tutaj, w ramach subskrypcji SpotData Research – zapraszam).

W samym lutym ogłoszono 91 nowych postępowań, a w ciągu 12 miesięcy – 1102. Roczna suma jest o 17 proc. wyższa niż rok temu, ale dane za ostatnie miesiące wskazują na stabilizację. Widać natomiast zróżnicowania branżowe. Mocno rośnie liczba niewypłacalnych firm w usługach, m.in. transporcie, hotelarstwie, gastronomii, usługach profesjonalnych (m.in. architektonicznych). Łącznie udział usług w niewypłacalnościach sięgnął 53 proc., czyli o 3,5 pkt proc. więcej niż przed rokiem, a przemysłu spadł do 26 proc., czyli o 2 pkt proc. w ciągu roku. 

Możliwe, że jest to efekt wzrostu płac i niemożności dostosowania się do nowych warunków na rynku pracy. W usługach udział płac w kosztach jest wyższy niż w przemyśle i presja na ten element kosztów jest bardziej odczuwalna. Ale możliwe jest też inne wyjaśnienie. Duża jest fala niewypłacalności podmiotów niedziałających w formie spółek prawa handlowego, czyli głównie działalności gospodarczych, a takich firm jest dużo więcej w usługach. Roczny wzrost otwieranych postępowań w tej grupie jest zbliżony do 40 proc. Czyżby coraz większa liczba małych podmiotów, niewytrzymujących konkurencji na rynku, musiała chronić się przed wierzycielami? A może po prostu coraz więcej osób prowadzących indywidualną działalność dostrzega zalety prawa restrukturyzacyjnego?

W przemyśle trend w niewypłacalnościach jest bardziej stabilny niż w usługach, choć wzrosty widać m.in. w meblarstwie, produkcji maszyn, a nawet produkcji sprzętu transportowego, czyli jednej z najbezpieczniejszych branż (choć niewypłacalności jest tu na tyle mało, że wzrosty mogą być wywołane przez przypadkowe sprawy). Możliwe, że jest to efekt pogorszenia koniunktury na rynkach eksportowych. Z drugiej strony, w bardzo mocno nastawionej na eksport branży tworzyw sztucznych widać wyraźny spadek otwieranych postępowań. Nie ma więc w sektorze przemysłowym jednoznacznego trendu.

Wniosek? Na razie wśród firm nie dochodzi do wstrząsów wywołanych powolnym spowolnieniem gospodarki. Dla mniejszych przedsiębiorstw kluczowym zagrożeniem jest zmiana układu sił na rynku pracy i zanegowanie sensowności modeli biznesowych opartych na bardzo taniej sile roboczej. 

Autor: Ignacy Morawski


Cykl 10 miesięcznych analiz ekonomicznych SpotData Research dających wgląd w bieżące trendy: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Wielka Brytania płaci większą cenę za rozwód niż UE

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


Przed dwoma tygodniami wydawało się, że umowa rozwodowa między Unią Europejską a Wielką Brytanią ma szansę na akceptację w Izbie Gmin, co usunęłoby z pola widzenia jedno z ważniejszych ryzyk wiszących nad europejską gospodarką. Ale brytyjska polityka podążyła swoimi krętymi ścieżkami, które prowadzą w nieznanym kierunku i trudnym do śledzenia szlakiem. I płacą za to cenę.

Izba Gmin odrzuciła we wtorek umowę. Dziś i jutro będzie głosowała nad opcją wyjścia z UE bez umowy (tzw. hard-brexit, najgorszy scenariusz) lub wydłużeniem okresu negocjacji z Unią (na co będą musieli się zgodzić też przywódcy Unii; zażądają za to zapewne zapłaty). Teraz możliwych jest wiele scenariuszy – od hard-brexitu po odłożenie procesu wyjścia na parę lat, lub nawet powtórne referendum. Kluczowy fakt na ten moment jest taki, że ryzyko hard-brexitu jest wciąż niskie. Brytyjscy analitycy (np. Charles Grant z Center for European Reform) oceniają je na ok. 10 proc. Ale proces decyzyjny będzie trwał wiele tygodni i będą turbulencje po drodze.

Tymczasem Wielka Brytania już płaci cenę za niepewność związaną z procesem wychodzenia z UE. Ostatnie dane pokazały, że inwestycje w czwartym kwartale obniżyły się o 0,5 proc. kwartał do kwartału i 1,4 proc. rok do roku. Wymowne jest porównanie dynamiki inwestycji w Wielkiej Brytanii i Niemiec. O ile Niemcy doświadczały w ostatnim roku wyraźnego spowolnienia gospodarczego, to inwestycje w tym kraju trzymały się całkiem stabilnie, a w czwartym kwartale nawet przyspieszyły. To pokazuje, że niemieckie firmy traktują spowolnienie jako zjawisko przejściowe i niegroźne. W Wielkiej Brytanii tymczasem inwestycje bardzo mocno się obniżyły. Firmy boją się inwestować, ponieważ nie znają warunków, w jakich przyjdzie im funkcjonować po wyjściu kraju z UE. Im bliżej faktycznej daty wyjścia, tym większa niechęć do inwestowania. Dlatego odłożenie brexitu wcale nie musi być dla tego kraju dobrym wyjściem, przedłuży bowiem tylko okres niepewności.

Wiele ryzyk wiszących teraz nad światową gospodarką ma zero-jedynkowy charakter. Albo się zmaterializują w 100 proc., albo nie. Bez twardego brexitu i bez nasilenia wojny handlowej, światowa gospodarka powinna spokojnie rosnąć. Ale pewności co do ostatecznych rozstrzygnięć nie ma.

Autor: Ignacy Morawski


Dane źródłowe o inwestycjach w Niemczech, Wielkiej Brytanii oraz pozostałych krajach UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Samochodowe ożywienie w Niemczech po wielu miesiącach spadków
Dziś kontynuuję temat kondycji przemysłu na świecie, ponieważ napływa wiele ciekawych danych. Szczególnie z Niemiec. Dane o produkcji w tym kraju okazały się fatalne i doprowadziły niektórych ekonomistów do rewizji w dół prognoz dla niemieckiej gospodarki. Ale, podobnie jak wczoraj, zwracam uwagę, że są to dane za styczeń. Dane za luty pokazują już na przykład bardzo wyraźne odbicie w produkcji samochodów, wspierane normalizacją na rynku motoryzacyjnym po spadkach sprzedaży wywołanych zmianami regulacji emisyjnych.

W styczniu niemiecka produkcja przemysłowa spadła o 0,8 proc. w stosunku do grudnia, podczas gdy rynek oczekiwał wzrostu o 0,5 proc. Niektóre banki, jak Barclays (cytowany przez Financial Times) obniżyły przez to swoje prognozy dla niemieckiej gospodarki na pierwszy kwartał roku. Ale inni ekonomiści zwracają uwagę, że dane są pod bardzo mocnym wpływem spadku produkcji samochodów, który mógł być w dużej mierze przejściowy.

I rzeczywiście, dane od producentów pokazują, że w lutym produkcja samochodów bardzo mocno odbiła – w stosunku do stycznia wzrosła aż o 20 proc., czyli dwukrotnie więcej niż średnia zmiana między styczniem a lutym w ostatnich latach (są to dane nieodsezonowane, ale porównanie z analogiczną zmianą w poprzednich latach pokazuje istotność wzrostu).

Co więcej, dane o rejestracjach samochodów pokazują, że w ostatnich dwóch miesiącach wróciły one do długookresowego trendu wzrostowego, po kilku miesiącach spadków związanych z nowymi regulacjami emisyjnymi i zmianą oferty. Pokazuję to na wykresie poniżej.

Wniosek? W niemieckiej gospodarce nie jest tak źle, jak sugerują dane za styczeń. Nie znaczy to, że jest dobrze i że wzrost gospodarczy powrócił do poziomu sprzed 2018 r. Ale mamy kolejne sygnały ubijania dna przez cykl gospodarczy. 

Autor: Ignacy Morawski

Dane źródłowe o rejestracjach samochodów w Niemczech: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

EBC w pesymistycznym tonie

Wczoraj pisałem o optymistycznej projekcji Narodowego Banku Polskiego na temat polskiej gospodarki. Dziś przyszedł czas na Europejski Bank Centralny, bo ten też opublikował swoje projekcje. Są one zupełnie odwrotne do projekcji – pesymistyczne. Tak pesymistyczne, że EBC musiał dokonać kolejnego luzowania polityki pieniężnej, wprowadzając dedykowane operacje płynnościowe dla banków w celu pobudzenia akcji kredytowej.

EBC różni się od NBP też tym, że jego prognozy sprawdzały się znacznie słabiej w ostatnich latach.

Projekcja EBC wskazuje, że w tym roku PKB strefy euro urośnie zaledwie o 1,1 proc., czyli dwukrotnie wolniej niż średnio w ostatnich czterech latach i znacznie wolniej niż EBC przewidywał w projekcji grudniowej (1,7 proc.). W 2020 r. wzrost PKB wyniesie 1,6 proc., a w 2021 r. – 1,5 proc. Nie jest to recesja ani kryzys, ale jest to mizerny wzrost, poniżej potencjału strefy. Dlatego też inflacja do 2021 r. ma pozostać niższa niż cel inflacyjny EBC (który brzmi: „poniżej, ale blisko 2 proc.”).

Z tego powodu EBC wprowadził kolejną rundę tzw. operacji TLTRO (targeted long term refinancing operations), które polegają na refinansowaniu bankom portfela udzielonych kredytów korporacyjnych i konsumpcyjnych, po niskiej stopie procentowej i na długi okres. Po decyzji EBC kurs euro stracił wobec dolara ok. 1 proc., czyli bardzo dużo jak na jednodniowy ruch. Rynek chyba był zaskoczony pesymizmem oceny koniunktury przez EBC.

Warto jednak dostrzec, że prognozy EBC dotyczące PKB sprawdzały się w ostatnich latach słabo. Od 2010 r. tylko w trzech na dziewięć przypadków faktyczne PKB było w przedziale prognoz z marca danego roku (wczoraj pokazywałem, że NBP mieścił się w swoim prognozowanym przedziale w sześciu na dziewięć przypadków). Oczywiście przy tak małej liczbie obserwacji trudno o twarde wnioski, ale na pewno dobre określenie ścieżki wzrostu strefy euro jest dla ekonomistów EBC dużym wyzwaniem. W ostatniej dekadzie strefa wielokrotnie zaskakiwała, zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Można mieć nadzieję, że teraz jest czas na zaskoczenia in plus. Choć to tylko nadzieje, bo na razie twarde dane tego nie pokazują.

Autor: Ignacy Morawski


Strona EBC z wynikami projekcji PKB i inflacji: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Bardzo optymistyczne prognozy PKB

Analitycy Narodowego Banku Polskiego wyraźnie podnieśli projekcję PKB na 2019 i 2020 r. Obraz rysowany przez tę projekcję jest bardzo optymistyczny. Pytanie, czy nie za bardzo? Choć warto pamiętać, że w przeszłości projekcje banku sprawdzały się całkiem nieźle, przynajmniej w krótkim okresie.

Według projekcji NBP, publikowanej trzy razy w roku, w 2019 r. wzrost PKB ma zmieścić się w przedziale 3,3-4,7 proc. (środek przedziału to 4 proc.), w 2020 r. – 2,7-4,6 proc. (środek to 3,7 proc.), a w 2021 r. – 2,4-4,3 proc. (środek to 3,4 proc.). A zatem jeszcze przez niemal dwa lata wzrost gospodarczy ma być zbliżony do 4 proc., co jak na gospodarkę nie notującą właściwie wzrostu zatrudnienia ze względu na wyczerpującą się podaż siły roboczej jest wynikiem bardzo wysokim. Taki wzrost mamy utrzymać w warunkach wygasającego napływu imigrantów, malejących dynamicznych efektów napływu funduszy europejskich i wyraźnego spowolnienia w strefie euro.

Jednym z powodów tak optymistycznej prognozy jest prawdopodobnie (bo szczegóły poznamy dopiero w przyszłym tygodniu) silna stymulacja fiskalna gospodarki oraz wykazywana dotychczas przez polską gospodarkę odporność na spowolnienie w Europie. Ten pierwszy czynnik jest nowy, dlatego obecna projekcja NBP jest wyraźnie wyższa niż ta z jesieni. Jeszcze jesienią projekcja wskazywała na wzrost rzędu 3,6 proc. w 2019 r. i 3,4 proc. w 2020 r.

Mi projekcja NBP wydaje się nieco zbyt optymistyczna. Impuls fiskalny w warunkach pełnego zatrudnienia nie przełoży się tak znacznie na wzrost PKB jak parę lat temu, a jednocześnie efekty spowolnienia w Niemczech powinny w końcu być bardziej widoczne w Polsce. Ale jednocześnie moje spojrzenie nie jest diametralnie odmienne od tego prezentowanego przez bank. Trzeba pamiętać, że projekcje NBP generalnie były dość trafne. Od 2010 r. w zdecydowanej większości przypadków faktyczny wzrost PKB mieścił się w przedziale projekcji na rok bieżący. Gorzej z projekcją na dwa lata w przód – w ok. połowie przypadków faktyczny wzrost znajdował się poza przedziałem 50-proc. prawdopodobieństwa. Ze statystycznego punktu widzenia nie ma w tym nic dziwnego, generalnie dobra prognoza to taka, gdy w połowie przypadków faktyczna realizacja zmiennej mieści się w 50-proc. przedziale prawdopodobieństwa. Po prostu patrząc na długi okres swobodniej można się z NBP nie zgodzić.

Autor: Ignacy Morawski

Komunikat RPP z wynikami projekcji PKB i inflacji: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna