USA stabilne, strefa euro zwolniła

W czwartek i piątek pojawiły się wstępne dane o PKB Stanów Zjednoczonych i strefy euro za ostatni kwartał 2019 r.  Wynika z nich, że amerykańska gospodarka trzymała się całkiem nieźle, a europejska zawodziła oczekiwania. Odpowiedź na pytanie o przyczyny tej różnicy między USA i strefą euro leży w handlu zagranicznym – jest on w recesji, a gospodarka europejska jest od niego znacznie bardziej uzależniona niż amerykańska.

W Stanach Zjednoczonych PKB zwiększył się w ostatnim kwartale o 2,3 proc. rok do roku (dane podaję według jednej formuły – rok do roku – nieco innej niż dominuje w anglosaskich komentarzach). Biorąc pod uwagę, że jeszcze latem zeszłego roku inwestorzy obawiali się recesji, jest to wynik całkiem niezły. Gorszy niż średnio w ostatnich latach, ale zbliżony do długoterminowego trendu. Warto natomiast zwrócić uwagę, co się stało z importem. Spadł on aż o 3,5 proc. rok do roku i był to pierwszy taki spadek od dokładnie 10 lat. Polityka „America First” przynosi efekty. Pytanie tylko, czy będą to efekty pozytywne w długim terminie?

W ten sposób płynnie przechodzimy do sytuacji w strefie euro – strefie, która jest bardzo mocno oparta na handlu zagranicznym. W strefie euro PKB zwiększył się w czwartym kwartale tylko o 1 proc. rok do roku. Jest to wynik wyraźnie gorszy od oczekiwań. Zawiodły m.in. dane z Francji (niewielka liczba poszczególnych krajów podała na razie dane), gdzie strajki mogły wywołać większy od prognoz wpływ na aktywność firm. Jeżeli tak się stało, to kolejny kwartał powinien przynieść odbicie. Ale głównym powodem słabych wyników strefy było m.in. załamanie w światowym handlu, widoczne w danych amerykańskich. Nawet jeżeli Amerykanie obniżają głównie import z Chin, to poprzez łańcuchy dostaw przenosi się to na sytuacje wszystkich dużych eksporterów.

Jak pisałem w piątek, są pewne sygnały, że kolejne kwartały dla europejskiej gospodarki mogą być już lepsze. Ale zmiany w strukturze światowego handlu to jest strategiczne wyzwanie dla otwartej Europy, wykraczające poza bieżące problemy z koniunkturą.  

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Polska z coraz większą nadwyżką handlową

Żyjemy w czasach wojen handlowych, gdy nadwyżki handlowe znów, jak w dalekiej przeszłości, są traktowane przez niektóre kraje (hmm, proszę zgadnąć które) niemal jak dobro narodowe. Powinniśmy się więc może bardzo cieszyć, że mamy coraz większą nadwyżkę handlową. I rzeczywiście można w tej nadwyżce odnaleźć pozytywne zjawiska. Ale nie tylko.

NBP podał, że eksport towarów wzrósł w październiku o 4 proc., a import spadł o 0,1 proc. rok do roku. Nadwyżka handlowa wyniosła 440 mln euro. A patrząc na średnią za trzy miesiące po wyrównaniu sezonowym, będącą przybliżeniem krótkookresowego trendu, nadwyżka wyniosła 223 mln euro i była najwyższa od listopada 2011 r. Co jeszcze ciekawsze, saldo handlowe wyszło na plus w ujęciu sumy za 12 minionych miesięcy.

Pozytywnym zjawiskiem jest na pewno solidny wzrost eksportu. Rośnie on wyraźnie szybciej niż import krajów Unii Europejskiej, co oznacza, że producenci z Polski powiększają swój udział w rynkach unijnych oraz zwiększają sprzedaż na inne rynki. Polska maszyna eksportowa działa na wysokich obrotach.

Spójrzmy na to też inaczej. Polska w pierwszej dekadzie XXI wieku zaciągała duże zobowiązania zagraniczne, w postaci inwestycji bezpośrednich i portfelowych w naszym kraju. Suma netto aktywów i pasywów zagranicznych wszystkich podmiotów w Polsce stała się przez to wysoce ujemna. Teraz przyszedł czas spłacania zobowiązań. Wysoki eksport w tym pomaga, bowiem nadwyżka eksportu nad importem de facto prowadzi do obniżenia zobowiązań zagranicznych.

Ale porzućmy te rozważania długookresowe. Rosnąca nadwyżka handlowa to też objaw słabości importu i inwestycji. Jak już tłumaczyłem wielokrotnie, saldo obrotów bieżących, którego saldo handlowe jest głównym komponentem, jest tak naprawdę różnicą między krajowymi oszczędnościami a krajowymi inwestycjami. Wyraźna zmiana tego salda w górę oznacza, że albo rosną oszczędności albo słabną inwestycje. Patrząc na ostatnie dane z Polski, można przypuszczać, że mamy do czynienia z osłabieniem inwestycji (lub szerzej rzecz ujmując – akumulacji, do której, oprócz inwestycji, należą też zapasy). Można to też wyjaśnić w następujący sposób. Polska nie jest dużym producentem towarów inwestycyjnych, raczej je importujemy niż eksportujemy. Jeżeli przy solidnie rosnącej konsumpcji import jest tak słaby, to widocznie słabe są też inwestycje.

Możemy się więc z rosnącego salda handlowego i cieszyć i nim martwić. Wszystko zależy od perspektywy. Patrząc na długookresową stabilność gospodarki, nadwyżka cieszy. Patrząc na krótkookresowy cykl, nadwyżka martwi.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
OECD sygnalizuje odwracanie się cyklu w Chinach, rynek to kupuje

Indeks wyprzedzający koniunktury OECD nie należy do wskaźników, które często analizuję, ale tym razem warto zwrócić uwagę na jego wskazania. Pokazuje on bowiem odwrócenie cyklu koniunktury w Chinach. Inwestorzy wydają się wierzyć w taki rozwój sytuacji. Wrażliwe na zmiany chińskiego popytu ceny miedzi bardzo mocno wzrosły w ostatnich dniach. Czy to game changer?

OECD co miesiąc publikuje tzw. Composite Leading Indicator, który na podstawie wielu danych ekonomicznych ma wychwytywać zmiany w cyklu koniunktury. Skuteczność tego wskaźnika bywa różna, ale na odczyt dla Chin warto zwrócić uwagę. CLI dla Chin zanotował w październiku (ostatnie dostępne dane – opublikowane w tym tygodniu) najwyższy wzrost od kwietnia 2017 r. A co ważniejsze, wskaźnik dość wyraźnie oddalił się od dna sygnalizującego dołek cyklu. Nie jest to duży ruch i można go zaliczyć do kategorii niemrawych sygnałów ożywienia światowej koniunktury. Ale trudno go też zlekceważyć.

Jednocześnie mocne wzrosty w ostatnich dniach zanotowały ceny miedzi, które można uznać za papierek lakmusowy koniunktury w Chinach ze względu na wysoką płynność rynku i ogromny udział Chin w globalnym zużyciu tego metalu. We wtorek ceny miedzi na LME w Londynie wzrosły do najwyższego poziomu od połowy lipca, zyskując w ciągu pierwszych dni obecnego miesiąca 3,7 proc.

Wśród analityków coraz częściej słychać opinię, że nadchodzi zmiana w globalnych trendach makroekonomicznych. Wprawdzie wciąż fatalne są dane z Niemiec, ale widać pewną poprawę kluczowych wskaźników w USA i właśnie w Chinach.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Francja nie przestaje zadziwiać

O ile Niemcy egzemplifikują w tym momencie wszystkie niebezpieczne cechy cyklu koniunktury (pisałem o tym w piątek), o tyle Francja pokazuje szanse jakie stoją przed europejską gospodarką w najbliższych kwartałach. Pomimo recesji w światowym handlu, inwestycje we Francji wyraźnie przyspieszyły. To ważne zjawisko, bo inwestycje są najważniejszym czynnikiem wahań koniunktury. Fakt, że w drugiej najważniejszej gospodarce Unii Europejskiej nastąpiło ożywienie w tej dziedzinie, jest dobrym sygnałem.

Eurostat podał w piątek wszystkie szczegółowe dane o PKB i jego komponentach w krajach UE. Sam PKB w UE wzrósł w trzecim kwartale o 1,7 proc. rok do roku, lekko szybciej niż kwartał wcześniej (1,3 proc. – dane nieodsezonowane). Ale to już wiedzieliśmy wcześniej. Moją uwagę przykuły natomiast właśnie dane inwestycyjne, bo w nich widać pewne światełko w tunelu. Wprawdzie w całej UE inwestycje dość wyraźnie spowolniły w trzecim kwartale, ale ich dynamika wciąż jest dodatnia i wyższa niż dynamika PKB, mimo niekorzystnych sygnałów popytowych płynących ze strony handlu międzynarodowego. W ujęciu rok do roku wzrosły o 3,8 proc.

Bardzo pozytywnie wyróżnia się Francja, gdzie inwestycje wzrosły o 4,5 proc. rok do roku, odnotowując najwyższą dynamikę od końca 2017 r. (na wykresie widać dane wyrównane sezonowo, które pokazują wzrost o 3,8 proc. – też wyższy niż w poprzednich kwartałach). Co ważne, jest to w dużej mierze zasługa nakładów na maszyny i urządzenia, co wskazuje na rosnącą aktywność inwestycyjną sektora przemysłowego. Można to uznać za pozytywną niespodziankę, biorąc pod uwagę fakt, że dane produkcyjne w Europie są bardzo słabe i wskazują na malejącą aktywność.

To nie pierwsze dane, które stawiają gospodarkę francuską w dobrym świetle. Już wiele miesięcy temu wskazywałem, że francuski przemysł radzi sobie zaskakująco dobrze na tle niemieckiego.

Ale poczekałbym z otwieraniem szampana. To, co jest niepokojące, to późno-letnie pogłębienie fali recesji przemysłowej w Europie. Latem wydawało się, że koniunktura w przemyśle zaczyna się powoli poprawiać, ale ostatnie dane za wrzesień i październik poddały to w wątpliwość. Jeżeli jesień nie przyniesie odbicia w produkcji, to firmy mogą zareagować obniżeniem inwestycji.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:
Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Ważny moment dla ukraińskiej gospodarki

Ukraina powoli staje na nogi po wieloletnim kryzysie wywołanym wojną w Donbasie. Nowy rząd i prezydent zapowiadają bezwzględną walkę z korupcją i reformy gospodarcze, polegające m.in. na prywatyzacji części przedsiębiorstw. Gospodarka zaczyna przyspieszać. Nadchodzący rok pokaże, czy mocniejszy będzie impuls reformatorski, czy bezwzględne prawo ciążenia makroekonomicznego, sprowadzające wzrost do długookresowej średniej.

Ostatnie dane pokazują, że gospodarka bardzo wyraźnie przyspieszyła. Wzrost gospodarczy w drugim i trzecim kwartale wyniósł średnio 4,4 proc. i był najwyższy od 2011 r. – mimo spowolnienia w globalnej gospodarce. Teraz Ukraina znalazła się w bardzo ważnym momencie. Rząd dąży do tego, by reformy doprowadziły do dalszego przyspieszenia, z długookresowym celem dla wzrostu PKB na poziomie … 7 proc. rocznie. Ale to będzie bardzo trudne, a sam Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wspierający reformy na Ukrainie, przewiduje raczej 3 proc. wzrost.

Jak wskazuje analityk SpotData Kamil Pastor, szybki wzrost gospodarczy w ostatnich kwartałach był możliwy z kilku powodów. Przede wszystkim, mocno zwiększył się eksport w kilku ważnych dla gospodarki sektorach – rolnictwie (doskonałe zbiory i ogromny wzrost eksportu pszenicy do Unii Europejskiej), metalurgii i IT. Ponadto, stabilizacja makroekonomiczna pozwala na wyższy wzrost konsumpcji. Hrywna się umacnia, inflacja spada, a konsumpcja rośnie w tempie ponad 10 proc.

Do osiągnięcia 5 proc. (cel na 2020 r.) i 7 proc. (cel na kolejne lata) wzrostu PKB droga jest jednak jeszcze daleka. Rząd liczy, że radykalna walka z korupcją i prywatyzacja przedsiębiorstw pozwolą na bardzo mocny impuls inwestycyjny, w tym przede wszystkim znaczący wzrost inwestycji zagranicznych. W procesie reform powinna pomóc Unia Europejska, która mogłaby zwiększyć starania o mocniejsza integrację handlową z Ukrainą.

Takie radykalne prowzrostowe przełomy nie są łatwe do przeprowadzenia i utrzymania. Rachunek prawdopodobieństwa nie jest dla Ukrainy przyjazny. Choć pamiętajmy, że gdyby ludzie kierowali się rachunkiem prawdopodobieństwa, świat stałby w miejscu. Możemy trzymać za Ukrainę mocno kciuki.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 

 

Polacy wracają do kraju?

Pisałem niedawno, że Polska w zaskakujący sposób korzysta na brexicie (krótkookresowo, bo w długim okresie wciąż oceniam wpływ brexitu negatywnie) – ściągamy wiele inwestycji wynoszących się z Wysp, na przykład w branży motoryzacyjnej czy nieruchomościowej. W piątek nadeszła informacja, która w równie zaskakujący sposób dokłada do tej układanki kolejny element. Okazuje się, że w roku 2018 mogło dojść do masowego powrotu Polaków z Wielkiej Brytanii do kraju. Tak wskazują nowe dane statystyczne na temat emigracji.

Czyżby po fali imigracji Ukraińców był to kolejny czynnik, który pozwoli nam wyślizgnąć się negatywnym efektom recesji demograficznej? Byłoby to piękne. Choć jest jeszcze za wcześnie, by postawić tezę, że to ruch trwały, to tak może się potencjalnie stać.

GUS podał w piątek dane na temat emigracji Polaków na pobyt czasowy. W 2018 r. liczba emigrantów zmniejszyła się o 85 tys.*, co było pierwszym spadkiem od ośmiu lat. Za spadek odpowiedzialne było głównie obniżenie liczby emigrantów znajdujących się w Wielkiej Brytanii – aż o 98 tys. w stosunku do roku 2017. Na emigracji ogółem wciąż przebywa 2,5 mln Polaków, w tym 0,7 mln w Wielkiej Brytanii. GUS pisze, że powroty Polaków mogą być wywołane oczywiście brexitem, ale też lepszą sytuacją na rynku pracy w Polsce.

Warto zauważyć, czego GUS nie podaje w tej publikacji (ale podawał w poprzednich), że zdarzały się już większe epizody powrotu emigrantów do kraju. W latach 2008-2009 liczba emigrantów zmniejszyła się łącznie o 280 tys. Był to wtedy prawdopodobnie zarówno efekt spadku stopy bezrobocia w Polsce, jak i kryzysu finansowego na Zachodzie (choć w 2009/2010 r. Polsce stopa bezrobocia wzrosła wtedy bardziej niż w Wielkiej Brytanii). Ale nie był to trend trwały. Teraz jest jednak więcej powodów, by wracać do kraju – stopa bezrobocia należy w Polsce do najniższych w UE, realne wynagrodzenia wzrosły w ciągu 10 lat o 30 proc., znacząco poprawił się kurs złotego w stosunku do funta. Co więcej, istnieje szansa, że w Polsce nie wrócimy już w przewidywalnej przyszłości do dwucyfrowej stopy bezrobocia – nie pozwala na to chociażby sytuacja demograficzna.

Jak napisałem, za wcześnie jest, by oceniać obserwowaną zmianę jako początek trwałego trendu. Ale  informacja jest na tyle istotna, że zrezygnowałem dziś z pisania o inflacji bazowej, która miała być pierwotnie tematem poniedziałkowego newslettera. Gdyby okazało się, że z Wielkiej Brytanii może wrócić kilkaset tysięcy Polaków (niech będzie jeszcze kolejne 80 tys., a może być to efekt istotny z makroekonomicznego punktu widzenia), wówczas zasoby siły roboczej w Polsce zostałyby istotnie uzupełnione akurat w momencie, gdy wygasa fala imigracji ze wschodu Europy. Tym bardziej, że Polacy wracający z Wielkiej Brytanii to mogą być osoby o przeciętnie wyższych zdolnościach i wydajności niż przeciętny pracownik w kraju.

*GUS w swojej publikacji czyni wiele zastrzeżeń, by nie wyciągać z tych danych pochopnych wniosków. Pisze np., że dane „nie powinny być traktowane jako „twarde” dane, a jedynie jako wartości przybliżone. Szacunek jest utrudniony ze względu na różne systemy ewidencjonowania przepływów migracyjnych”. GUS rzadko wydaje tego typu zastrzeżenia, mimo że wiele danych statystycznych obarczonych jest gigantyczną niepewnością. Więc w tym przypadku musimy mieć do czynienia z wyjątkowo wysokim ryzykiem błędu oszacowania. Stąd znak zapytania w tytule tekstu. 

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Nie było efektu nowego 500+?

Nowe transfery społeczne w tym roku zostały skonstruowane tak, by największy przyrost dochodu zapewnić we wrześniu – tuż przed wyborami parlamentarnymi. Dane o sprzedaży detalicznej nie wskazują jednak, by nowe transfery znalazły ujście w wyższych wydatkach konsumentów. Czyżby nowy dochód został oszczędzony? Albo został wydany na usługi, których nie widać w danych o sprzedaży?

Sprzedaż detaliczna wzrosła we wrześniu realnie o 4,3 proc. rok do roku, czyli w podobnym tempie co w sierpniu i znacznie wolniej od oczekiwań rynkowych. Cały trzeci kwartał był w sprzedaży lekko rozczarowujący – średnia 3-miesięczna dynamika wyniosła po wrześniu 4,8 proc. i była o 2,3 pkt proc. niższa niż po wrześniu czerwcu. W przeszłości takiemu spowolnieniu sprzedaży w 9 na 10 przypadków towarzyszyło spowolnienie konsumpcji. Jest więc bardzo prawdopodobne, że w konsumpcji nie zobaczyliśmy oczekiwanego efektu nowych transferów społecznych.

Mógłbym zapytać, czy za tym kryje się rozczarowujący dla partii rządzącej wynik wyborów parlamentarnych? Ale to byłby chyba krok za daleko we wnioskowaniu. Ograniczę się do rozpatrywania samych zjawisk ekonomicznych.

Od początku jasne było, że tegoroczna runda nowych transferów z tytułu programu „500+” nie będzie miała tak dużego wpływu na konsumpcję, jak w 2016 r. Transfery w większej mierze trafiły do zamożniejszych gospodarstw domowych, które mają wyższą skłonność do oszczędzania. Ale mimo wszystko jakiś efekt powinien wystąpić. Co więc się stało?

Są właściwie tylko dwie możliwe odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza jest taka, że oszczędności wzrosły mocniej od oczekiwań. Druga możliwość jest taka, że dodatkowy dochód został przeznaczony na usługi, których nie widać w danych o sprzedaży – na urlopy, kina, restauracje, usługi higieny osobistej, czy transport.

Tę drugą możliwość mógłby potwierdzać fakt, że w danych o sprzedaży detalicznej jest dużo szumu, który trudno wyjaśnić fundamentalnymi procesami gospodarczymi. Na przykład, bardzo zwolniła dynamika sprzedaży w sklepach specjalizujących się w sprzedaży żywności. Nie licząc miesięcy z istotnymi świętami, kiedy zmienność sprzedaży jest bardzo duża, wrzesień przyniósł najgłębszy spadek w tego typu sklepach od listopada 2015 r. Możliwe, że jest tu jakiś szum w danych, który nie ma żadnego związku z trendami w popycie.

Na ostateczną odpowiedź na pytanie o wpływ nowych transferów społecznych na konsumpcję przyjdzie nam poczekać do listopada, gdy pojawią się dane z rachunków narodowych o PKB i jego składowych. Na razie jednak optymiści, wieszczący przyspieszenie PKB dzięki ekspansywnej polityce fiskalnej, muszą wykazać się dużą kreatywnością w interpretowaniu danych.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o sprzedaży detalicznej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Sejm zdegradowany

Kończy się ósma kadencja Sejmu. Postanowiłem podsumować ją krótką statystyką, która sama w sobie jest niepokojąca, ale może też odzwierciedlać głębszy i szerszy problem. Chodzi o tempo procedowania ustaw. Systematycznie się ono zwiększa, co pokazuje, że Sejm staje się głównie maszynką do szybkiego głosowania ustaw rządzącej partii. A za tym kryje się niestabilność systemu prawnego. Jest to problem, który pojawił się wcześniej niż obecna kadencja Sejmu, ale w tej kadencji został spotęgowany.

Na wykresie widać medianowe tempo procedowania ustawy w parlamencie od skierowania do pierwszego czytania do skierowania do podpisu Prezydenta. Znajduje się ono w systematycznym trendzie spadkowym, przy czym w siódmej kadencji Sejmu obniżyło się o 25 proc., a w ósmej kadencji o 35 proc.*

Co gorsze, zwiększa się liczba ustaw procedowanych w gwałtownym trybie. Jeszcze w piątej i szóstej kadencji nie było ustawy, która przeszłaby opisaną procedurę w czasie krótszym niż 10 dni. W siódmej kadencji było takich ustaw 6, a w ósmej aż 29.

Polski Sejm stał się maszynką do głosowania o bardzo niskim wpływie na rzeczywistość. Może to tylko dostosowanie do stanu faktycznego, który istniał zawsze? Może debaty w Sejmie zawsze miały małe znaczenie? Nie wykluczam tego. Pewnie taką hipotezę musieliby zweryfikować politolodzy. Ale stan faktyczny jest bardzo zły.

Ustawa dziś wyraża wolę partii rządzącej, rzadko jest efektem szerokich konsultacji politycznych. Można by wprawdzie próbować argumentować, że proces konsultacji przebiega przed skierowaniem ustaw do Sejmu. Ale praktyczna obserwacja prac legislacyjnych wskazuje, że rzadko tak się dzieje. Weźmy przykład ostatniego projektu ustawy o płacy minimalnej, która zostaje znacząco podniesiona. Projekt przed skierowaniem do Sejmu nie był szeroko konsultowany z pracodawcami i związkami zawodowymi, a o jego istnieniu nie wiedziała nawet … minister przedsiębiorczości. Podobnie było z wieloma innymi ustawami o bardzo istotnym znaczeniu dla gospodarki.

Pominę rozważania o charakterze ustrojowym, zostawiając je ekspertom z tej dziedziny i publicystom. Natomiast niestabilność systemu prawnego to jeden z kluczowych problemów polskiej gospodarki. Ma ona negatywny wpływ na wzrost gospodarczy poprzez zwiększenie niepewności i ograniczenie inwestycji. Problem ten powinien znajdować się w centrum uwagi debat ekonomicznych.

*Jest to analiza wstępna, która została przeprowadzona na podstawie zautomatyzowanego podsumowania opisów procesu legislacyjnego znajdujących się na stronach Sejmu. Program zaciągnął zdecydowaną większość ustaw uchwalonych w piątej, szóstej, siódmej i ósmej kadencji Sejmu, ale nie zaciągnął wszystkich ustaw. Dokładniejsza analiza może wskazać na nieco inne wyniki, wątpię jednak, by różniły się one pod względem jakościowym. 

  Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Wszędzie średnio, a w Niemczech najgorzej

Ostatni dzień miesiąca to dobry moment na krótkie podsumowanie ostatnich trendów ekonomicznych. Przedstawiam je w formie wyników tzw. nowcastu, czyli szacunku bieżącej aktywności gospodarczej w Polsce i największych krajach UE. Generalny wniosek jest taki, że wszędzie widać słabość koniunktury, ale nigdzie aż taką, jak w Niemczech.

W Polsce właściwie wszystkie istotne wskaźniki publikowane w częstotliwości miesięcznej wskazują na obniżenie dynamiki PKB. Dlatego nasz nowcast (o ile forecast dotyczy przyszłości, to nowcast szacuje sytuację w teraźniejszości) pokazuje, że pod koniec września wzrost gospodarczy w Polsce wynosi ok. 3,8 proc. rok do roku, wobec 4,2 proc. w drugim kwartale (oficjalne dane po po tzw. odsezonowaniu). Nie jest to recesja ani załamanie koniunktury, ale widać powolny powrót do długookresowego trendu.

Dużo gorsza jest sytuacja w Niemczech. Tam gospodarka znajduje się w recesji, licząc zmiany z kwartału na kwartał, a w ujęciu rocznym PKB rośnie w tempie niecałych 0,4 proc. Gospodarka uklepała już prawdopodobnie dno, ale wciąż nie widać sygnałów odbicia. Bardzo mocno oparte na eksporcie Niemcy cierpią na wojnach handlowych, brexicie oraz dekoniunkturze na tzw. rynkach wschodzących.

Inaczej wygląda sytuacja we Francji. Tam we wrześniu widać było pewne sygnały ożywienia koniunktury, nawet jeżeli pod koniec miesiąca nieco te sygnały osłabły. PKB rośnie w tempie 1,4 proc., czyli wyraźnie szybciej niż w Niemczech – taka przewaga Francji nad sąsiadem w niedalekiej przeszłości rzadko się zdarzała.

Obecny epizod spowolnienia gospodarczego na świecie wygląda generalnie dość dziwnie. O ile wskaźniki makroekonomiczne słabną, o tyle indeksy giełdowe … rosną. A co najciekawsze, rosną tam, gdzie gospodarki są słabe, zaś nie rosną w Polsce, gdzie gospodarka jest silna. Niemiecki DAX i francuski CAC30 wzrosły od początku roku niemal 20 proc., a polski WIG jest na minimalnym minusie. O tej dywergencji między realną gospodarką a indeksami giełdowymi będzie jeszcze okazja napisać wkrótce.

Nowcast PKB (dane odsezonowane, w proc. rok do roku)

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Ukraina staje na nogi, czy Ukraińcy wyjadą z Polski?

Powszechnie wiadomo, że nie byłoby 5-procentowego wzrostu gospodarczego w Polsce gdyby nie imigranci z Ukrainy. Pisałem kiedyś o szacunkach, które to potwierdzają. Naturalne jest zatem, że potencjalny gwałtowny odpływ ukraińskich pracowników byłby dla polskich firm poważnym wstrząsem.

Dlatego warto przyjrzeć się ostatnim danym z Ukrainy, bo one pokazują, że pojawia się więcej bodźców dla imigrantów do powrotu do domu. Kraj ten bardzo powoli staje na nogi.

W ciągu roku przeciętne wynagrodzenie na Ukrainie w przeliczeniu na złote wzrosło aż o 35,4 proc. W relacji do przeciętego wynagrodzenia w Polsce wzrosło w ciągu roku z 25 do 32 proc. Na to zjawisko składa się kilka przyczyn. Po pierwsze, ukraińska gospodarka przyspieszyła – w drugim kwartale wzrost PKB sięgnął 4,6 proc., czyli najszybciej od niemal trzech lat (wtedy silne były efekty niskiej bazy odniesienia). To przekłada się na wzrost płac, który w ujęciu nominalnym (w hrywnach) sięga 20 proc., a w ujęciu realnym ok. 10 proc. Po drugie, powolna stabilizacja makroekonomiczna prowadzi do stopniowego umocnienia kursu hrywny. Inflacja na Ukrainie powoli się obniża, deficyt na rachunku obrotów bieżących maleje. Od połowy września toczą się również rozmowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym odnośnie uruchomienia kolejnego programu pomocowego o wartości 5-10 mld dolarów. A na to wszystko nakładają się nadzieje związane z nowym prezydentem i rządem. Na Ukrainie trwają reformy nowo zaprzysiężonego rządu pod przewodnictwem premiera Oleksija Honczaruka (współpracownika prezydenta Zełeńskiego). W planach rządu jest m.in. głęboka reforma podatkowa, przyspieszenie integracji z europejskim rynkiem energii oraz prywatyzacja wybranych spółek państwowych.

Ożywienie gospodarcze na Ukrainie jest jak najbardziej pozytywnym zjawiskiem. Warto docenić postępy w rozwoju gospodarczym sąsiada i nie sprowadzać wszystkiego do tematu korzyści i kosztów dla Polski.

Ale koniec końców od pytania o zachowanie imigrantów trudno uciec. Odegrali oni tak ważną rolę w rozwoju polskiej gospodarki w ostatnich latach, że utrata ich byłaby kosztowna. Czy więc wzrost płac na Ukrainie może odwrócić przepływy migracyjne? Trudno zweryfikować to empirycznie, ale wydaje się, że będzie jakiś ruch, choć o ograniczonej skali. Fala imigracji zaczęła się po kryzysie gospodarczym związanym z wojną w Donbasie. To głęboka recesja połączona z inflacją wypchnęły setki tysięcy Ukraińców z kraju. Jeżeli te negatywne zjawiska ustaną, to część osób może zdecydować się na powrót. Tym bardziej, że Polska nie zrobiła wiele by przyciągnąć tych pracowników na stałe, są oni właściwie w permanentnym ruchu, na krótkookresowych pozwoleniach.

Jednocześnie warto pamiętać o epizodzie emigracji Polaków do Wielkiej Brytanii przed 10-15 laty. Relatywnie bardzo dobra sytuacja gospodarcza w Polsce i osłabienie kursu funta w relacji do złotego przełożyły się na zatrzymanie odpływu Polaków z kraju, ale nie wywołały fali powrotów. Podobnie może być z Ukraińcami.

Autor: Ignacy Morawski

Cykliczne raporty ekonomiczne dotyczące krajów Europy Środkowo-Wschodniej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.