Dlaczego rynek nie zareagował w minionym tygodniu na nowe obostrzenia?

Od minionego weekendu obowiązuje w Polsce miękki lockdown – ograniczenie aktywności społecznej i gospodarczej, któremu towarzyszy sugestia pozostawania w domu. Sądzę, że istnieje ryzyko, iż te restrykcje będą dalej zaostrzane, taką bowiem ścieżką podążyły Czechy, które są pod względem parametrów epidemii ok. 10-14 dni przed Polską. Nie wykluczone jest też, że inne kraje UE zrobią to samo.

W tym kontekście intrygujące jest pytanie, dlaczego na rynkach finansowych nie widać istotnego dostosowania do nowej rzeczywistości? W ciągu tygodnia WIG obniżył się tylko o 0,7 proc., złoty do euro osłabił się również tylko o 0,7 proc. Na światowych rynkach też nie widać dużego odwrotu od ryzyka: na giełdach jest dość spokojnie, dolar się nie umacnia, ceny metali stoją wysoko.

Przypominam, że pisałem już o tym, że doświadczenia Izraela, Australii czy Hong Kongu wskazują, że reakcja na kolejne fale epidemii jest znacznie mniejsza niż na pierwszą. Nie jest to więc duże zaskoczenie. Ale jest pretekst, by zadać znów pytanie, dlaczego tak się dzieje? I czy to będzie zjawisko trwałe? Czy oswoiliśmy epidemię, a może znów jej nie doceniamy?

Zacznę od czynników pesymistycznych, które mogą sprawić, że na rynkach nastąpi jeszcze dostosowanie cen ryzykownych aktywów w dół. Po pierwsze, niedoceniane jest ryzyko czeskiego lockdownu w wielu krajach UE. Powszechnie zakłada się, że ograniczenia będą punktowe i krótkie, tymczasem rośnie ryzyko, że będą twarde i długie. Wciąż bowiem większości dużych krajów Europy grozi zatkanie systemu opieki zdrowotnej, a kontrola epidemii jest mało efektywna. To jest czynnik, który stanowi zaskoczenie wobec oczekiwań z lata – wydawało się, że ograniczenia punktowe i nakaz noszenia masek będą bardziej skuteczne. Po drugie, istnieje ryzyko, że wsparcie finansowe dla firm będzie mniejsze niż w czasie pierwszej fali. Wprawdzie nie ma przesłanek makroekonomicznych, by takiego wsparcia nie udzielać, ale rządy w Europie mogą być bardziej wstrzemięźliwe. Po trzecie, panujące powszechnie założenie, że epidemię udało się pokonać w Azji może okazać się błędne w warunkach sezonu zimowego.

Ale jest też wiele czynników, które mogą podtrzymywać zarówno koniunkturę gospodarczą, jak i ceny aktywów na rynkach. Po pierwsze, rządy i banki centralne wciąż mogą używać bazooki w postaci ogromnych dotacji dla firm i obywateli, które przekładają się na obniżenie stopy bezrobocia i podniesienie popytu na ryzykowne aktywa (poprzez obniżenie premii za ryzyko). Po drugie, rosną szanse na szybkie wprowadzenie szczepionki na SARS-CoV-2 – w piątek minister zdrowia Niemiec mówił, że będzie to możliwe już w pierwszej połowie 2021 roku. To powinno stabilizować oczekiwania dotyczące koniunktury w przyszłym roku. Po trzecie, poprawiająca się szybko technologia testowania powinna w końcu ułatwić kontrolę epidemii. Po czwarte, firmy są lepiej przygotowane pod względem logistycznym i płynnościowym na nowy lockdown. Po piąte, raczej mało prawdopodobne są tak radykalne rozwiązania jak zamykanie granic – a to relatywnie poprawia perspektywy handlu międzynarodowego. Po szóste, popyt z Azji powinien amortyzować spadek popytu z Europy. Po siódme, doświadczenia takich krajów jak Izrael pokazują, że efektywność lockdownu w warunkach już wysokiej świadomości obywateli jest tym razem wyższa niż na wiosnę.

Sądzę, że w krótkim okresie doświadczymy dużego wstrząsu gospodarczego, ale wciąż widzę dużo przekonujących argumentów, że przyszły rok przyniesie zdecydowaną poprawę. W najbliższych dniach i tygodniach trzeba śledzić, jak rozkładają się opisane powyżej czynniki.

 

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.