Inflacja jest bardzo wysoka, a ma być bardzo niska

Inflacja w Polsce jest coraz wyższa. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, bo ogólny wzrost cen maskują bardzo niskie ceny paliw. Ale pomijając energię i żywność, ceny przyspieszają. W czerwcu tzw. inflacja bazowa była najwyższa od 2001 r. Analitycy NBP przekonują jednak, że to już ostatni śpiew inflacji. W kolejnych kwartałach ma ona wyraźnie spaść ze względu na efekty kryzysu gospodarczego.

Inflacja bazowa w czerwcu wyniosła 4,1 proc. Ostatni raz podobny jej poziom wystąpił w grudniu 2001 r. Od niemal 20 lat ceny bazowe nie rosły w Polsce tak szybko, jak obecnie. Ten fakt robi wrażenie. Tym bardziej, że w społeczeństwie generalnie szeroko rozpowszechnione jest przekonanie, że kryzys wywoła wzrost inflacji. Jeszcze do niedawna te obawy inflacyjne widać było dobrze w badaniach ankietowych GUS, choć trzeba przyznać, że od czerwca obawy zaczęły wyraźnie przygasać.

Dlaczego ceny bazowe (przypomnę: bez żywności i energii) rosną tak szybko? Jest kilka powodów. Częściowo jest to jeszcze opóźniony efekt przedkryzysowego wzrostu wynagrodzeń. W jakiejś mierze jest to też wynik wzrostu kosztów administracyjnych związanych ze stanem epidemicznym – na przykład w przypadku usług higieny osobistej koszty dostosowania były wyraźne. Ponadto, bardzo duże programy pomocowe rządu mogły sprawić, że firmy jeszcze nie odczuły konieczności walki cenowej, kryzys jeszcze nie dotknął mocno ich finansów.

Trzeba pamiętać, że ceny zawsze reagują z opóźnieniem na zmiany fundamentalnej sytuacji gospodarczej. Dostosowanie cen zajmuje czas, szczególnie w usługach. Spójrzmy na przykład restauracji – wymiana cen w menu to poważna decyzja, na długie miesiące lub kwartały, więc jej podjęcie musi zająć dużo czasu. Fakt ten w ekonomii znany jest pod pojęciem „lepkości cen”, a koszty związane ze zmianami cen – „kosztami menu”. Dzięki tym pojęciom łatwiej zrozumieć i zapamiętać, dlaczego musi minąć kilka miesięcy od wstrząsu gospodarczego zanim inflacja się dostosuje.

Dlatego można założyć, że w inflacji efekt epidemii i kryzysu pojawią się w drugiej połowie roku. Tak też prognozuje Narodowy Bank Polski, który w najnowszej projekcji inflacji przewiduje, że już pod koniec tego roku inflacja bazowa spadnie do 3 proc., a w połowie przyszłego roku do niewiele powyżej 1 proc.

Ja mam tylko wątpliwości, czy inflacja spadnie aż tak bardzo, jak prognozuje NBP. Sądzę, że nie. Myślę, że kolejne programy pomocowe rządu dla firm i pracowników sprawią, że sytuacja finansowa ludności nie pogorszy się bardzo, a firmy nie będą musiały angażować się w wojnę cenową. Nawet jeżeli zdolności produkcyjne gospodarki ucierpią, to potężne programy stymulacyjne sprawią, że popyt nie spadnie aż tak mocno jak podaż. A to relacja między popytem i podażą (tzw. luka popytowa) jest w modelach ekonomicznych jednym z głównych czynników decydujących o inflacji. Więc zarówno co do ogólnej sytuacji gospodarczej jak i samej inflacji widzę większe szanse na realizację wyższego scenariusza niż w projekcji banku centralnego.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.