Amerykańska gospodarka z polskiej perspektywy nie wygląda bardzo różowo

Największa gospodarka świata zanotowała w pierwszym kwartale bardzo solidne tempo wzrostu. I to jest informacja optymistyczna. Ale bardziej szczegółowe spojrzenie na ostatnie dane ze Stanów Zjednoczonych budzi już więcej niepokoju. Te wskaźniki, które są najbardziej istotne dla koniunktury w Polsce, wyglądają słabo. Chodzi głównie o konsumpcje i import. Szczególną uwagę zwracam na ten drugi wskaźnik. W tym momencie import we wszystkich największych gospodarkach świata wyraźnie zwalnia. Czy to może nie odbić się na mocno zależnej od handlu zagranicznego gospodarce Polski?

PKB Stanów Zjednoczonych wzrósł w pierwszym kwartale 2019 r. o 3,2 proc., wobec 2,2 proc. kwartał wcześniej – wynika ze wstępnego szacunku biura statystycznego Departamentu Handlu.Jest to wzrost kwartał do kwartału przeliczony na wartość roczną (tak jak liczy się np. odsetki bankowe). Licząc według konwencji popularnej w Polsce, czyli kwartał roku bieżącego do analogicznego kwartału przed rokiem, wzrost wyniósł również 3,2 proc., wobec 3 proc. kwartał wcześniej. Są to generalnie wyniki wyraźnie lepsze od oczekiwań rynkowych. Powszechnie oczekiwano, że w tym roku amerykańska gospodarka zwolni, a tymczasem początek roku przyniósł przyspieszenie PKB. Biorąc pod uwagę fakt, że początek roku upływał pod znakiem obaw o recesję, jest to istotnie pozytywny sygnał.

Jednak z polskiego punktu widzenia dane nie są aż tak różowe. Szczegółowa analiza statystyczna wskazuje, że dla koniunktury w Polsce istotny jest nie tyle amerykański PKB, co amerykański import (ewentualnie eksport) oraz konsumpcja. A te wskaźniki wyglądają gorzej. Import wzrósł w pierwszym kwartale zaledwie o 1,6 proc., wobec wzrostu o 3,4 proc. kwartał wcześniej, co było najsłabszym wynikiem od dwóch i pół roku. Na wykresie poniżej pokazuję, jak istotne jest spowolnienie importu w USA z polskiego punktu widzenia.

W ostatnich miesiącach bardzo wyraźne spowolnienie importu było widoczne nie tylko w USA, ale też w Niemczech, Chinach i Japonii, czyli wszystkich największych gospodarkach świata. Na razie wciąż więcej jest słabych niż dobrych sygnałów ze światowego handlu. W takich warunkach odporność polskiego przemysłu, o której pisałem w zeszłym tygodniu, może być zagrożona.

Lepiej niż import wygląda konsumpcja w USA, która wzrosła w pierwszym kwartale o 2,7 proc. rok do roku, wobec 2,6 proc. kwartał wcześniej. Ale i z tego frontu widać gorsze informacje. Konsumpcja dóbr trwałych rosła ostatnio najwolniej od 2009 r.

Wniosek? Dane z USA nie są tak różowe, jak może wydawać się na pierwszy rzut oka. A impulsy docierające do Polski ze światowej gospodarki wciąż są per saldo negatywne.  

Autor: Ignacy Morawski

Baza danych SpotData: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Dane, które wywołują furię w Białym Domu

Ścieżki Europy i Stanów Zjednoczonych w ostatnich latach trochę się rozjechały. Dotyczy to głównie podejścia do handlu i globalizacji, ale zwrócę dziś uwagę na jeden aspekt tego rozejścia, który jest bardzo istotny, choć rzadko znajduje się w centrum uwagi opinii publicznej – zadłużenie publiczne. Myślę, że gdyby wykres, który przedstawiam poniżej, pokazać w Białym Domu, mógłby wywołać furię (zresztą na pewno taki wykres sobie pokazywali).

Wczoraj Eurostat podał, że kraje Unii Europejskiej zredukowały dług publiczny w 2018 r. do 80 proc. PKB. Redukcja wskaźnika długu trwa już od czterech lat i wynika z restrykcyjnej polityki fiskalnej prowadzonej przez największe kraje i narzucanej przez reguły UE. W tym samym czasie Stany Zjednoczone powiększały swój wskaźnik długu do niemal 110 proc. PKB. Według porównywalnych danych, w ciągu czterech lat USA powiększyły wskaźnik długu o 2 pkt proc., a UE zredukowała go o 6 pkt proc. Wynika to z faktu, że rząd federalny w Waszyngtonie prowadzi znacznie luźniejszą politykę fiskalną – utrzymuje wysoki deficyt, a za kadencji Donalda Trumpa nawet ten deficyt powiększył (w wyniku cięć podatków).

Kto lepiej wychodzi na odmiennym podejściu do polityki fiskalnej? Stany Zjednoczone notują wyższy wzrost gospodarczy i mają niższą stopę bezrobocia niż Unia Europejska, więc można argumentować, że na innym podejściu do polityki makroekonomicznej wypadły lepiej. Choć napięcia społeczne uwidocznione przez wybór Donalda Trumpa na prezydenta ukazały wiele problemów, których w kluczowych wskaźnikach makroekonomicznych nie widać. Na przykład, w USA relatywnie duży jest odsetek osób, które w ogóle nie są aktywne zawodowo – wypadły z rynku pracy. Europa znacznie lepiej radzi sobie z tym problemem. W Europie znacznie niższe są też nierówności społeczne, a antyglobalizm nie zyskał tak silnego miejsca na scenie politycznej.

Ale ważne jest, by zrozumieć, że Unia Europejska nie mogłaby obniżać swoich wskaźników długu, gdyby… nie powiększały ich Stany Zjednoczone. To jest właśnie ten wniosek, który mocno rezonuje w Białym Domu – zwracał na to uwagę już prezydent Barack Obama, a dla Donalda Trumpa jest to wręcz oczko w głowie. Unia Europejska utrzymała w ostatnich latach dodatni wzrost gospodarczy dzięki bardzo wysokiemu saldu handlowemu z resztą świata. Aż jedna piąta całkowitego wzrostu gospodarczego UE w latach 2010-2018 została wygenerowana przez popyt zagraniczny (netto). W dużej mierze jest to możliwe dzięki popytowi na europejskie towary pochodzącemu ze Stanów Zjednoczonych. W uproszczeniu, USA stymulują popyt wewnętrzny luźną polityką fiskalną i dzięki temu zwiększają popyt na europejskie towary i usługi, pomagając Unii Europejskiej uniknąć recesji i umożliwiając jej prowadzenie takiej a nie innej polityki fiskalnej. W USA popyt zagraniczny netto nie dołożył niemal nic do całkowitego wzrostu PKB w latach 2010-2018.

Trump chce zareagować cłami na europejskie towary, co koniec końców zaszkodzi obu stronom. Ale UE powinna sobie zdawać sprawę, że taką reakcję USA częściowo sprowokowała. Sytuacja przypomina finansowanie wydatków wojskowych – Europa korzysta wysokich wydatków w USA, sama nie chcąc spełniać wymogów NATO odnośnie wydatków militarnych.

Wniosek? Biorąc pod uwagę skalę wstrząsów gospodarczych w ostatniej dekadzie, polityka fiskalna w UE jest prawdopodobnie zbyt restrykcyjna. Ten błąd był łagodzony przez solidny popyt ze świata, do czego przyczyniła się zbyt luźna polityka fiskalna w USA.  Optymalna sytuacja byłaby taka, gdyby ścieżka długu w UE była wyższa niż w USA – a jest odwrotnie. Czas pokaże, czy z taką metodą wychodzenia Europy z kryzysu są związane jakieś ukryte koszty.

Autor: Ignacy Morawski

Baza danych SpotData: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.