Banki są stabilne, ale inwestorzy się od nich odwrócili

Często słychać głosy, że w obecnym kryzysie banki mogą odegrać pozytywną rolę, stając się – w przeciwieństwie do kryzysu z lat 2008/2009 – wsparciem, a nie obciążeniem dla gospodarki (patrz ten ciekawy artykuł w Pulsie Biznesu i słowa, że tym razem banki uratują gospodarkę). Głosy, że banki są stabilne, mają duże kapitały, są chronione przed wstrząsami przez operacje banków centralnych. Dlaczego w takim razie sektor bankowy należy do najsłabszych na giełdzie? Wczoraj na warszawskiej GPW akcje banków bardzo mocno traciły, a w tym roku są już średnio na niemal 50 procentowym minusie.

Czy tezy o stabilności sektora bankowego są niesłuszne? Nie, są słuszne. Możliwe po prostu, że inwestorzy doszli do wniosku, że banki mogą przetrwać stabilne, ale … bez zysków dla akcjonariuszy.

Polskie banki mają 200 miliardów zł kapitałów. Są to zobowiązania które w razie strat idą na pierwszy ogień, dzięki czemu chronieni są właściciele depozytów (którzy dodatkowo posiadają gwarancję Bankowego Funduszu Gwarancyjnego). To jest bardzo duży bufor bezpieczeństwa, pokazuję to na wykresie poniżej. W ciągu dekady banki zwiększyły współczynniki kapitałowe niemal o trzy czwarte i są na pewno lepiej przygotowane do wstrząsu gospodarczego niż w 2008 r. Ze stabilnością sektora jako całości nie powinno być problemu. Chociaż od dawna wiadomo, że ewentualnym zagrożeniem dla sektora bankowego jest nie jego ogólna sytuacja finansowa co sytuacja niektórych mniejszych podmiotów. Gdyby one padły, fala strachu mogłaby wywołać niemałe zamieszanie. To na razie jednak zostawmy na boku.

Są trzy powody, dla których banki zostały w ostatnim miesiącu potraktowane przez inwestorów niemal jak ropa, mimo mocnej pozycji kapitałowej i wsparcia płynnościowego od banku centralnego.

Po pierwsze, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wiele lat po kryzysie stopy procentowe będą niskie. A stopy procentowe będące w pobliżu zera mocno uderzają w zyski banków, gdyż oprocentowania depozytów nie można obniżyć tak mocno jak spada oprocentowanie kredytów. Niskie stopy będą wynikać z faktu, że kryzys na pewno przyniesie wzrost oszczędzania przezornościowego przez firmy i gospodarstwa domowe oraz wysoki popyt na bezpieczne i płynne aktywa. W takiej sytuacji cena tych aktywów (depozytów, obligacji skarbowych itd.) będzie bardzo niska. Lub opisując problem inaczej – przy wysokiej skłonności do bezpiecznego oszczędzania, pobudzanie inwestycji w realne aktywa i tym samym utrzymanie wzrostu gospodarczego będzie wymagało bardzo niskiego kosztu pieniądza.

Po drugie, kryzys przyniesie prawdopodobnie falę złych długów, które będzie trzeba restrukturyzować. Oprócz kryzysu zdrowotnego mamy kryzys płynnościowy, który może przerodzić się w kryzys zadłużeniowy, a kto w takiej sytuacji może tracić, jak nie instytucje zajmujące się udzielaniem kredytów? Wiele firm niefinansowych i gospodarstw domowych nie spłaci swoich kredytów, a koszty ich restrukturyzacji obniżą kapitały banków. Po spadkach kapitałów banki zostaną regulacyjnie zmuszone do ich odbudowania, co może sprawić, że przez wiele lat będą przeznaczały na to swoje zyski, bez możliwości wypłaty ich dla akcjonariuszy.

Po trzecie wreszcie, można przewidywać, że po tak sinym kryzysie może nastąpić silna ingerencja regulacyjna w działalność banków. Silniejsza niż dotychczas. Banki będą miały bowiem klucze do rozwiązania wielu problemów narosłych podczas załamania gospodarczego i wydaje się prawdopodobne, że rząd (co dotyczy zresztą nie tylko Polski) będzie chciał te klucze też wykorzystać. Czyli na przykład, można sobie wyobrazić, że restrukturyzacja kredytów będzie następowała nie tylko na zasadach czysto rynkowych, ale że w proces ten włączy się legislator i zaangażuje w niego banki. W warunkach, gdy restrukturyzacja długów na świecie będzie jednym z głównych wyzwań finansowych, będzie to generalnie łatwiejsze do przeprowadzenia z politycznego punktu widzenia.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Które sektory lepiej bronią się przed kryzysem

Różne futurystyczne wizje od wielu lat wskazywały, że człowiek będzie podłączony kiedyś do sieci internetowej niemal jak bohaterowie filmu Matrix do wirtualnego świata.* Rok 2020 może być małym krokiem w takim kierunku. Wprawdzie jeszcze funkcjonujemy w „realu”, ale wszystko co wirtualne zyskuje na znaczeniu. I widać to danych dotyczących nastrojów w biznesie. Te sektory gospodarki, które funkcjonują w świecie cyfrowym, mają szansę zyskać na kryzysie. Lub przynajmniej stracić mniej niż inne.

Na podstawie badań GUS stworzyłem ranking sektorów uszeregowanych według nastrojów w kwietniu 2020 r. To badanie GUS robi co miesiąc i na jego podstawie powstają wskaźniki koniunktury, które często całkiem nieźle wskazują na zmiany realnej aktywności w danym obszarze. Ranking widać na wykresie poniżej.

Co z niego wynika? Przede wszystkim, nie ma ani jednego sektora, gdzie nastroje byłyby netto pozytywne w kwietniu. Wszystkich społeczna kwarantanna jakoś dotknęła. Ale różnice między sektorami są już bardzo duże – w jednych jest tylko lekki pesymizm, w innych depresja.

Wśród 10 sektorów o relatywnie najlepszych (czyli najmniej pesymistycznych) nastrojach, cztery to są sektory cyfrowe – nadawanie programów abonamentowych, usługi w zakresie danych i informacji (głównie tworzenie i utrzymywanie portali internetowych), usługi informatyczne oraz telekomunikacja. Konsumpcja przerzuca się do sieci, firmy przerzucają się do sieci, relacje przerzucają się do sieci, a to generuje popyt na usługi cyfrowe i może wygenerować popyt na inwestycje w tej dziedzinie. I to widać w nastrojach biznesowych. Oprócz tych czterech branż w top-10 widać też oczywistych beneficjentów kryzysu zdrowotnego, czyli firmy farmaceutyczne i badawcze, a także firmy mające dostęp do największych zastrzyków płynności – czyli finansowe. Na drugim końcu są zaś firmy z branż usługowych, które zostały zablokowane przez kwarantannę (turystyka, kultura i rekreacja, edukacja) oraz firmy produkujące trwałe dobra konsumpcyjne, czyli meble i samochody (oraz części do nich).

Zostańmy w sieci. Opisane badanie to nie jedyny sygnał, że świat cyfrowy zyskuje na znaczeniu. Spójrzmy na indeks WIG-Info, skupiający największe spółki z branży informatycznej na giełdzie. Indeks ten znalazł się w czwartek na najwyższym poziomie od roku 2000. Wygląda na to, że inwestorzy: a) nie mają w co inwestować, b) zakładają, że firmy będą musiały zwiększyć nakłady na technologie ICT. Na giełdzie w USA widać podobne trendy – spółki nowych technologii informacyjnych trzymają się dobrze na tle innych branż.

Ale uwaga. To że aktywność ludzi przenosi się do sieci, nie znaczy, że wszyscy budujący swój biznes w świecie wirtualnym automatycznie zyskają. Amerykański gigant gigantów Facebook poinformował niedawno, że wprawdzie doświadcza eksplozji ruchu na swoich aplikacjach, ale nie widzi, aby ten dodatkowy ruch był dobrze monetyzowany. Przychody reklamowe raczej osłabły. Można też sobie łatwo wyobrazić, że choć wiele firm będzie zmuszonych do zwiększenia inwestycji w ICT, to w szerokiej masie firm pierwszą reakcją na kryzys będzie raczej cięcie nakładów inwestycyjnych i budowanie zasobów gotówki.

Ten wstrząs tak mocny, że bardzo trudno na nim zyskać. Można tylko stracić mniej niż inni.

*Ja nie jestem fanem futurologii. Ale z przyjemnością przeczytałem ostatnio książkę Jacka Dukaja „Po piśmie”, która mówi właśnie o świecie człowieka w pełni zintegrowanego z cyfrowym strumieniem informacji i wrażeń. Polecam. Choć jakiekolwiek powiązania z sytuacją bieżącą są oczywiście na wyrost.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Sprzedaż detaliczna prawie 10 proc. w dół. Jak będzie wyglądać konsumpcja po kwarantannie?

Nie było budowania wielkich zapasów przez konsumentów w marcu. Sprzedaż detaliczna siadła i to znacznie bardziej od oczekiwań rynkowych. A przecież sprzedaż nie uwzględnia usług, których sprzedaż spadła na pewno bardziej niż towarów. Recesja konsumpcji jest więc potężna. Teraz interesujące jest pytanie, jak konsumenci będą się zachowywali po rozluźnieniu kwarantanny? Pomijam efekty obaw o pracę, które na pewno obniżą popyt na niektóre towary. Chodzi mi bardziej o efekty dystansowania społecznego – czy ludzie kupią tylko mniej biletów do kina, czy też również mniej spodni, sukienek i perfum, bo bez wyjścia do kina nie ma przecież całego anturażu?

Sprzedaż detaliczna spadła w Polsce w marcu o 9 proc. rok do roku (w cenach stałych). Najmocniej spadła sprzedaż odzieży, bo niemal o 50 proc. Pewnym zaskoczeniem wydaje się fakt, że sprzedaż żywności wzrosła tylko o 2,5 proc. – to nie współgra z obrazkami medialnymi, które pokazywały długie kolejki w sklepach. Widocznie kamery jeździły tam, gdzie akurat te kolejki były, a media społecznościowe podbijały wyświetlenia zdjęć pustych półek (to oczywiście pół-żartem).

Analizując zachowania konsumentów trzeba oczywiście pamiętać, że towary to nie wszystko. Stanowią one 70 proc. koszyka konsumenta, co i tak jest jednym z najwyższych wskaźników w Europie (opóźnienie rozwojowe nas chroni przed efektami niektórych kryzysów – znamy to zjawisko od lat). Usługi na pewno sprzedawały się gorzej w marcu, bo duża część z nich była po prostu zamknięta lub mocno ograniczona. Hotele, restauracje, kina, transport, duża część usług higieny osobistej – tylko te kategorie stanowią 12 proc. wydatków konsumenckich i 40 proc. wydatków na usługi.

Jeżeli sprzedaż towarów spadła o ok. 10 proc., a usług o ok. 30 proc. to w samym marcu spadek konsumpcji mógł sięgnąć ok. 17 proc. A kwiecień będzie gorszy. 

Teraz pytanie: co dalej? Zakładam, że kwarantanna od maja/czerwca będzie bardzo powoli luzowana – bez szybkich ruchów, ale powoli będziemy wracali do komercyjnego życia. Naturalne i oczywiste jest, że strach przed bezrobociem i spadkiem dochodów ograniczy wydatki na część dóbr i usług przez wiele miesięcy. Ale jeszcze ciekawszy jest inny efekt, potencjalnie znacznie większy – strach przed kontaktem z ludźmi.

Uczestniczyłem wczoraj w ciekawej dyskusji zorganizowanej przez CFA Society Poland na temat perspektyw w gospodarczych w czasach pandemii. Padło pytanie o to, czy konsumenci trwale zmienią swoje przyzwyczajenia. To rzeczywiście ważne. Moja teza jest taka, że dystansowanie społeczne uderzy w niemałą część konsumpcji. Nie chodzi tylko o fakt fizycznych ograniczeń – do galerii handlowych, kin, teatrów, muzeów będzie mogło wejść mniej ludzi, więc część w ogóle będzie rezygnowała. Chodzi o coś więcej. O społeczną rolę konsumpcji. Ubrania kupujemy nie tylko by zapewnić sobie okrycie i ochronę, ale też po to, by odpowiednio „pozycjonować” się wśród innych ludzi. To samo z samochodami – są nie tylko środkiem transportu, ale przede wszystkim wyznacznikiem statusu. Taką listę towarów i usług, które ludzie nabywają jako dodatek do kontaktów społecznych, można budować jeszcze długo. Część tej aktywności może wyparować. Jeżeli wieczorne rauty, zabawy i spotkania znikają z kalendarza, to do fryzjera też nie trzeba chodzić co dwa tygodnie. I po co dodatkowy flakonik perfum. Zakładam, że ten efekt złoży się na 5 proc. konsumpcji przez kilka kwartałów po ograniczeniu społecznej kwarantanny.

A może się mylę? Może pęd do kupowania jest już elementem naszego DNA? Byłem w środę wieczorem na spacerze w parku, co sprawiło mi przyjemność nie mniejszą niż wyjazd nad morze w normalnych czasach. Widziałem ludzi na rowerach, na lodach, obok kebabu, w liczbach nieco mniejszych niż kiedyś, ale wcale nie małych. A jesteśmy dopiero o progu luzowania niektórych ograniczeń. Kto wie. W najbliższym czasie dowiemy się wiele nie tylko o gospodarce, ale też o tym, jak bardzo potrzebujemy tych elementów rzeczywistości, do których zdążyliśmy bardzo przywyknąć.

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak pandemia COVID-19 może wpłynąć na Waszą firmę i gospodarkę polecamy PB Forecast Makro UE „Monitoring kryzysowy”.

 

 

 

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.