Dlaczego pozwolenia na budowę mieszkań biją rekordy

Rynek mieszkaniowy nie wykazuje oznak żadnego spowolnienia. Wprawdzie w pierwszych miesiącach roku były widoczne sygnały osłabienia aktywności, ale wiosna przyniosła mocne dane. Dotyczy to liczby pozwoleń na budowę, rozpoczętych projektów, czy – od strony popytowej – przyznanych kredytów.

Dlaczego tak się dzieje? Spójrzmy na pozwolenia na budowę mieszkań. W maju ich liczba była rekordowa – 27 tys. Poprzedni rekord, z marca 2018 r., wynosił niewiele ponad 25 tys. Po usunięciu efektów sezonowych widać, że trend jest dość stabilny, a majowy skok można uznać jako odbicie po spadkach z późnej zimy. Ale ważne, że na razie trend się nie odwraca.

Jak widać na wykresie, kluczowym czynnikiem napędzającym rynek jest dobra sytuacja na rynku pracy. Liczba pozwoleń na budowę mieszkań jest niemal perfekcyjnie skorelowana z odsetkiem Polaków wskazujących, że relatywnie łatwo można znaleźć pracę. Ludzie kupują mieszkania wtedy, gdy czują się bezpiecznie finansowo. A deweloperzy reagują nowymi projektami.

Rynek mieszkaniowy odwróci się wtedy, gdy z rynku pracy nadejdą gorsze sygnały. Kiedy to będzie? Oby jak najpóźniej. Widać pewne oznaki spowolnienia gospodarczego, ale to na razie za mało by wywołać zwolnienia pracowników na szerszą skalę. Do tego dochodzi jeszcze pytanie o wpływ ewentualnego odpływu części imigrantów na rynek mieszkań. Jeżeli część Ukraińców wyjedzie z Polski, wówczas popyt na najem mieszkań może się obniżyć (zresztą ostatnio widać lekkie hamowanie dynamiki opłat za wynajem), a za tym pójdzie niższy popyt na mieszkania. Tu też widać pewne negatywne sygnały, ale wciąż na małą skalę. Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Czynsze rosną bardzo szybko – Warszawa jak San Francisco?

Solidny popyt na rynku mieszkaniowym widać nie tylko w przypadku rynku inwestycyjnego, ale też na rynku najmu. W pierwszych miesiącach tego roku czynsze wyraźnie przyspieszyły, a w mediach coraz częściej można przeczytać takie teksty, jak w San Francisco – że młodych, zdolnych ludzi nie stać na wynajem. Choć oczywiście nawet czynsze w relacji do średniej płacy nie są tak wysokie jak w mekce technologii.

W kwietniu roczny wzrost czynszów za wynajem nieruchomości (dla konsumentów) wyniósł 4,8 proc. – wynika ze szczegółów indeksu cen konsumpcyjnych GUS. To wprawdzie mniej niż w marcu, kiedy wzrost wynosił 5,1 proc., ale wzrost jest znaczący. W pierwszych czterech miesiącach dynamika wyniosła średnio 4,8 proc., a w analogicznym okresie zeszłego roku było to 3,1 proc.

W mediach coraz częściej pojawiają się teksty wskazujące na problemy młodych ludzi ze znalezieniem mieszkania na wynajem w dostępnej cenie (tutaj jeden przykład z Gazety Wyborczej). Pojawiają się porównania do stolic zachodnich miast, m.in. do San Francisco, które jest nie tylko mekką technologii, ale też przykładem, jak wysokie ceny najmu blokują mobilność rynku pracy (choć niektórzy argumentują, że przyczyną jest liczba dobrze zarabiających pracowników, co ograniczenia w rozwoju budownictwa mieszkaniowego). Choć oczywiście Warszawie do San Francisco brakuje bardzo dużo. W Warszawie średnia cena najmu to 55 zł za metr kwadratowy (dane NBP). Kawalerki są droższe, więc średnia cena najmu kawalerki może przekraczać 2000 tys. zł miesięcznie. W relacji do średniej pensji to ok. 30-35 proc. W San Francisco ta relacja zbliża się do 50 proc. (opierałem się na informacjach o średniej cenie najmu kawalerki podanej tutaj oraz danych o średniej płacy podanych tutaj – jest to zapewne, przyznaję, wielce niedoskonałe obliczenie).

Wzrost cen jest jednak odczuwalny, a dane GUS mogą go nawet dobrze nie odzwierciedlać w przypadku dużych miast. Z danych NBP wynika, że w dużych miastach średnia cena najmu wzrosła w ciągu czterech lat o ok. 30 proc., co daje średnią roczną stopę wzrostu na poziomie ok. 6,7 proc.

Skąd ten wzrost cen? Jest kilka przyczyn. Po pierwsze, sytuacja na rynku pracy jest doskonała, przynajmniej na tle historycznym. To napędza popyt. Możliwe, że wiele osób przenosi się do dużych miast, by pracować (choć na tę tezę nie mam dobrych danych). Po drugie, ogromna liczba imigrantów musiała gdzieś znaleźć dach nad głową. W Polsce pracuje ponad milion Ukraińców i nawet gdyby mieszkali po pięciu w jednym mieszkaniu (nie mam też żadnych danych na ten temat, przyjąłem radykalne założenie), to zajęliby roczną podaż nowych mieszkań w kraju. Po trzecie, rosną ceny mieszkań, nowi inwestorzy chcąc utrzymać stopę najmu na oczekiwanym poziomie muszą podnosić stawki najmu – ze względu na popyt mogą to zrobić.

Biorąc jednak pod uwagę spowolnienie gospodarcze, coraz wolniejszy napływ imigrantów i recesję demograficzną można przypuszczać, że szczyt wzrostu cen najmu może być za nami – lub do niego się zbliżamy.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o czynszach za mieszkanie: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Najwyższa od 1992 roku liczba mieszkań oddanych do użytku w pierwszym kwartale

 

Pierwsze trzy miesiące 2018 roku były kolejnym pracowitym kwartałem dla branży budowlanej. Oddanych do użytku zostało prawie 45 tysięcy mieszkań, co jest największą liczbą od 1992 roku. Oznacza to dynamikę rok do roku równą ponad 10%. Największy wpływ na osiągnięcie takiego wyniku mieli deweloperzy oraz inwestorzy indywidualni. Interesująca jest też sama struktura nowo oddawanych mieszkań. Prawie 55% z nich budowanych jest w celu sprzedaży lub wynajmu, a prawie cała reszta (42%) są to domy budowane na własny użytek. Są to dane już po uwzględnieniu nowej metodologii GUS – mieszkania budowane przez inwestorów indywidualnych w celach sprzedaży zaczęły być wliczane do kategorii „deweloperów”.

Do rekordów z czasów epoki Gierka jeszcze daleko – w latach 1971-1978 oddawano do użytku przeciętnie 260 tys. mieszkań rocznie – w 2017 sukcesem zostało obwołane osiągnięcie 178 tys. Najbliższe dwa-trzy lata przyniosą ze sobą dalsze wzrosty oddawanych mieszkań – szacunki na 2018 rok mówią o aż 220 tysiącach gotowych lokali. W dłuższej perspektywie tak wysokie tempo jest nie do utrzymania.

Ryzykiem dla branży pozostają rosnące koszty wynagrodzeń, surowców oraz przede wszystkim ceny gruntów. Deweloperzy skupują coraz więcej coraz droższych gruntów byleby tylko skorzystać na obecnej koniunkturze. Można spodziewać się, że dla części z nich może oznaczać to kłopoty z rentownością biznesu – ceny mieszkań mają w 2018 zgodnie z prognozami Polskiego Związku Firm Deweloperskich  wzrosnąć „tylko” o ok. 5%.