Wkraczamy w nową erę na rynku pracy

Jest to moment symboliczny, sygnalizujący wkraczanie polskiego rynku pracy w erę systematycznego spadku zatrudnienia. W pierwszym kwartale liczba osób pracujących obniżyła się po raz pierwszy od 2013 r., mimo że koniunktura jest doskonała i popyt na pracę solidny. Po prostu ubywa ludzi, którzy są w wieku produkcyjnym.

Według badania aktywności ekonomicznej ludności (BAEL – najszersze badanie zatrudnienia), liczba osób zatrudnionych w pierwszym kwartale wyniosła 16,27 mln i była o 0,4 proc. niższa niż przed rokiem. Spadek na pewno nie jest efektem zmian koniunktury, bo wzrost gospodarczy wciąż jest bardzo wysoki i firmy w różnych badaniach sygnalizują, że chcą zwiększać zatrudnienie. Spadek jest zatem efektem zmian demograficznych, po prostu rosnący popyt na pracę już nie rekompensuje spadających zasobów siły roboczej.

Liczba ludzi w wieku produkcyjnym w Polsce spada w tempie ok. 1 proc. rocznie, co oznacza, że co roku siła robocza kurczy się o wielkość równą liczbie mieszkańców Gdyni. W ciągu dekady ubędzie z rynku 2 miliony ludzi w wieku 15-64 lata. W długim okresie zatrudnienie w Polsce będzie spadać jeżeli nie uda się aktywizować paru milionów osób. Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak. Gdyby stopa aktywności zawodowej w Polsce (teraz 70 proc.) była taka jak w Niemczech (teraz 79 proc.), wówczas w ciągu najbliższej dekady udałoby się uniknąć spadku zatrudnienia. Ale w praktyce będzie to trudne przy niskim ustawowym wieku emerytalnym.

Dane BAEL niestety nie uwzględniają imigracji zarobkowej, więc obraz przez nie pokazywany nie jest pełny*. W ostatnich latach imigracja uzupełniła kilkuletni niedobór siły roboczej, niwelując efekty zmian demograficznych. Dlatego też możliwy był 5-procentowy wzrost gospodarczy bez generowania wysokiej inflacji. Ale dziś dynamika napływu imigrantów jest coraz niższa, więc nie zmieni ogólnego obrazu dynamiki zatrudnienia w nadchodzących latach.

Wkraczamy w nową erę pod względem zmian na rynku pracy.

*Uwaga: Niestety nie ma jednej dobrej miary wielkości ogólnego zatrudnienia w Polsce. Raportowane co miesiąc dane o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw obejmują imigrantów, ale one z kolei dotyczą tylko jednej trzeciej ogólnej grupy zatrudnionych. Dane miesięczne wykorzystuję zwykle do zaprezentowania cyklicznych zmian na rynku pracy, tego, w jakim kierunku on zmierza. Dane BAEL lepiej nadają się do analiz strukturalnych. 

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o zatrudnieniu wg BAEL: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Koniec OFE – kilka obserwacji

Rząd PO-PSL zbudował trumnę, a rząd PiS wsadza do niej otwarte fundusze emerytalne (OFE), zabija gwoździami i zakopuje. Premier ogłosił wczoraj plan likwidacji systemu OFE. Tym samym zaczynamy budować kapitałowy filar systemu emerytalnego od nowa. Dla jednych jest to przejaw niedojrzałości polskiej klasy politycznej, dla innych – złej konstrukcji systemu emerytur kapitałowych od samego początku. Można by na ten temat napisać książkę, ja ograniczę się dziś w Danych Dnia do przedstawienia Państwu sześciu krótkich obserwacji dotyczących zmian w systemie emerytalnym. Obserwacji, które mają pomóc dokonać skrótowej oceny zmian.

Najpierw bardzo krótki opis tego, co ogłosił premier Mateusz Morawiecki. Aktywa w OFE (czyli ok. 160 mld zł) zostaną sprywatyzowane, czyli przekazane na indywidualne konta emerytalne (IKE) każdego uczestnika systemu. Nie będzie można ich wypłacać do osiągnięcia wieku emerytalnego. Od transferu każdy uczestnik zapłaci 15 proc. podatek, ale jednocześnie w przyszłości nie będzie płacił podatku dochodowego od emerytury wypłacanej z tej źródła. Uczestnik może zgłosić sprzeciw wobec transferu, a wtedy jego aktywa zostaną przekazane do ZUS i w przyszłości to państwo wypłaci emeryturę. W pierwszym przypadku wysokość emerytury będzie zależała od sprawności inwestycyjnej towarzystwa zarządzającego funduszem, w drugim przypadku od wzrostu gospodarczego (pominę ryzyko zmian prawnych).

Nowy, kapitałowy system emerytalny będzie oparty na IKE (i IKZE – nie będę tu tłumaczył różnicy) i Pracowniczych Planach Kapitałowych, które będą wchodziły w życie stopniowo od połowy tego roku (więcej na ten temat w artykule na blogu: link oraz w naszym raporcie o PPK – Kapitał dla rozwoju).

Teraz kilka moich obserwacji.

Obserwacja numer 1.

Następuje ostateczne rozdzielenie dwóch strumieni dochodów w systemie emerytalnym – przymusowego/państwowego i dobrowolnego/prywatnego – i to rozdzielenie jest dobre. Składka przymusowa finansuje bieżące emerytury, dając jednocześnie pracownikom prawo do państwowej emerytury w przyszłości, a składka dobrowolna i dodatkowa jest kierowana na rynek finansowy, wspierając inwestycje przedsiębiorstw i dając dodatkowe uprawnienia emerytalne. OFE łączyło te dwa systemy i to połączenie okazało się dysfunkcjonalne. Składka przymusowa częściowo finansowała bieżące emerytury, a częściowo była kierowana na rynek finansowy, co powodowało, że system emerytalny finansowo się nie domykał i był mało logiczny. Twórcy systemu, którzy działali w dobrej wierze, byli przekonani, że lukę w systemie uda się zasypać oszczędnościami w innych częściach finansów publicznych. Ale w kraju o relatywnie niskich, jak na Unię Europejską, wydatkach publicznych i dużych potrzebach inwestycji infrastrukturalnych, znalezienie takich oszczędności okazało się politycznie niewykonalne.

Obserwacja numer 2.

Sposób likwidacji OFE przez obecny i poprzedni rząd jest i był zły z punktu widzenia długookresowej stabilności systemu. Oba rządy dokonały reform w systemie pod presją bieżących wymogów budżetowych, wykorzystując zmiany do złagodzenia presji na ograniczanie deficytu budżetowego. Rząd PO-PSL dokonał kontrowersyjnej zamiany obligacji skarbowych na zobowiązania ZUS, aby uniknąć zderzenia z konstytucyjnym i unijnym limitem długu, a jednocześnie przeprowadził szeroką kampanię podważania zaufania do rynku kapitałowego. Rząd PiS dokonuje kontrowersyjnego opodatkowania transferu aktywów z OFE do IKE, które de facto zamienia przyszłe strumienie podatkowe z tytułu wypłat emerytur na jeden bieżący i duży strumień służący do sfinansowania części tzw. piątki Kaczyńskiego. Sposób przeprowadzenia zmian wywołuje u obywateli słuszne obawy, że system emerytalny jest wykorzystywany do bieżących potrzeb politycznych.

Obserwacja numer 3.

Zaczynamy budować filar kapitałowy od początku i przed nami bardzo długa droga. Połączenie strumieni dochodu pracowników kierowanych przez system emerytalny na rynek kapitałowy z potrzebami inwestycyjnymi przedsiębiorstw może umocnić polską gospodarkę. Ale to będzie wymagało splotu wielu korzystnych okoliczności, przede wszystkim większej odpowiedzialności po stronie rządzących, ale też po stronie podmiotów sektora prywatnego.

Obserwacja numer 4.

Polski rynek kapitałowy w ostatnich latach cofnął się w czasie, pieniądze przyszłych emerytów w kapitałowej części systemu będą kierowane w obszar mocno podwyższonego ryzyka. Spadła aktywność inwestorów, wzrosła nieufność do rynku, zaczęły wybuchać skandale finansowe odkrywające fatalne praktyki w niektórych instytucjach sektora prywatnego, rząd bardzo poważnie naruszał interesy akcjonariuszy mniejszościowych w spółkach skarbu państwa. Jeżeli system kapitałowy ma wypalić, to wiele instytucji na rynku musi funkcjonować inaczej niż do tej pory. To będzie wymagało ogromnej determinacji i niemałej dozy szczęścia. Ale ta droga ma sens.

Obserwacja numer 5.

Choć kapitałowa część systemu emerytalnego ma być w założeniu prywatna, to ogromna jej większość będzie zarządzana przez instytucje znajdujące się pod kontrolą skarbu państwa. To nie będzie ułatwiało budowania zaufania do systemu. Największe instytucje finansowe zarządzające majątkiem emerytalnym Polaków będą w większości spółkami skarbu państwa. Największe spółki na giełdzie będą w części spółkami skarbu państwa. W teorii to nie musi być zjawisko szkodliwe, wiele instytucji należących do skarbu państwa funkcjonuje bardzo dobrze (np. niektóre banki). Ale przy częstym wykorzystywaniu spółek skarbu państwa do celów politycznych, mamy prawo jako obywatele wyrażać swoje obawy o wiarygodność całego systemu.

Obserwacja numer 6.

Wbrew strachom rozpowszechnianym w mediach, nie jesteśmy w Polsce skazani na niskie i głodowe emerytury. Recesja demograficzna i spadek relacji osób pracujących do niepracujących będą wywoływały presję na spadek relacji przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia – dotyczy to zarówno emerytury z ZUS, jak i emerytury z części kapitałowej systemu. Jednak wyższy efektywny wiek emerytalny i przynajmniej umiarkowany sukces systemu emerytur kapitałowych mogą spokojnie zapewnić przyszłym pokoleniom Polaków godne emerytury, na poziomie ok. 50-60 proc. ostatniej pensji. Nie są to cele niemożliwe do osiągnięcia.

Zmiany w systemie emerytalnym generują szanse i ryzyka. Od jakości naszych wyborów w sferze publicznej i prywatnej będzie zależało, które przeważą.

Autor: Ignacy Morawski

Baza danych Banku Światowego: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Festiwal konsumpcji odsuwa w cień inwestycje. Ocena programu gospodarczego rządu.

„To jest walka o klasę średnią, żyjącą na poziomie europejskim” – powiedział premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba powiedzieć, że pomysły gospodarcze, które mają podnieść poziom życia w Polsce do europejskiego poziomu, są jednym wielkim eksperymentem. Zwykle kraje, które rozpoczynały wielkie przedsięwzięcia gospodarcze, mające je wynieść na wyższy poziom rozwoju, stawiały na inwestycje (lub reformy strukturalne). Nawet Morawiecki uczynił parę lat temu inwestycje centralnym punktem swojej myśli gospodarczej. Ale dziś rząd stawia na konsumpcję. Ponad 80 proc. propozycji gospodarczych rządu pod względem deklarowanych kwot dotyczy wzmacniania redystrybucji i pobudzania popytu konsumpcyjnego.

Jako kontekst dla rozważań nad propozycjami rządu prezentuję poniżej dane, które pokazują, że w ostatnich latach Polska była jednym z liderów Unii Europejskiej pod względem wzrostu konsumpcji i jednym z outsiderów pod względem wzrostu inwestycji.  To nie jest zjawisko zupełnie niezależne od polityki gospodarczej. Ale o tym jeszcze powiem.

PiS obiecał łącznie ok. 1,5-2 proc. PKB korzyści fiskalnych dla obywateli. Z tego ok. 1-1,5 proc. PKB to jest wprowadzenie dodatku w wysokości 500 zł na pierwsze dziecko (dotychczas program 500+ nie dotyczył pierwszego dziecka) i dodatek do emerytur wynoszący ok. 1100 zł rocznie (choć ten dodatek ma być na razie tylko w 2019 r.). Reszta to propozycje o bardziej podażowym charakterze, czyli wzmacniające podaż pracy i zasoby infrastruktury (likwidacja PIT dla osób do 26 roku życia, podniesienie kosztów uzyskania przychodu, inwestycje w nowe połączenia PKS).

Zgodnie z mainstreamowymi teoriami ekonomicznymi, pobudzanie konsumpcji może wspomóc długookresowy wzrost gospodarczy tylko wtedy, gdy gospodarka znajduje się w dołku i nie wykorzystuje w pełni swoich zdolności produkcyjnych. Polska raczej nie jest w takiej sytuacji. Wprawdzie mamy bardzo niską inflację, co mogłoby sugerować, że gospodarka wciąż słabo wykorzystuje potencjał, ale jednocześnie jest cała masa wskaźników sugerujących, że gospodarka zmaga się raczej z problemami podażowymi niż popytowymi. Bezrobocie jest tak niskie, że niżej już raczej nie może spaść, firmy mają ogromne problemy ze znalezieniem pracowników, wykorzystanie mocy produkcyjnych jest rekordowo wysokie, zaledwie parę procent firm wskazuje, że popyt na ich towary i usługi stanowi jakąkolwiek barierę rozwojową.

Dlatego wspomaganie konsumpcji nie przełoży się na wzrost gospodarczy w takim stopniu, jak poprzednia runda hojnych transferów fiskalnych w 2015 i 2016 r. Wzrost PKB będzie krótkookresowo wyższy o kilka dziesiątych punktu procentowego, ale nie będzie to zjawisko trwałe, a w większym stopniu ten impuls fiskalny sfinansuje import.

Istotny jest tu inny aspekt, który mainstreamowa ekonomia do niedawna zupełnie pomijała. Program PiS należy bardziej postrzegać jako budowę polskiej wersji tzw. państwa dobrobytu niż wspomagania konwergencji polskich płac do zachodniego poziomu. PiS chce budować państwo, w którym nad rodzinami roztoczony jest bardzo szeroki parasol ochronny. To ma sens, ponieważ coraz więcej badań ekonomicznych wskazuje, że dbanie o redystrybucję i wyrównywanie szans podnosi tzw. kapitał społeczny i długookresowo przyczynia się do szybszego rozwoju.

Tylko w takiej sytuacji należy postawić pytanie, czy rzeczywiście mamy dobrze skrojony program wspierania szans wszystkich grup społecznych? Co z dramatycznie niedofinansowaną służbą zdrowia, co z edukacją, co z walką z destrukcyjnym dla zdrowia Polaków smogiem? 

Niestety ten program wygląda bardziej jak doraźny instrument walki politycznej niż dobrze przemyślany plan wyrównywania szans. Większość propozycji została zaczerpnięta z programów innych partii politycznych po to, by utrudnić im prowadzenie debaty publicznej. To wygląda jak seria bardzo kosztownych kuksańców, a nie nowa jakość w polityce gospodarczej.

A bezpośrednim kosztem tak masywnego programu może być dalsze obniżenie dynamiki inwestycji w relacji do innych krajów. Jak wspomniałem, o ile w ostatnich latach Polska była jednym z najszybciej rozwijających się krajów Unii Europejskiej, o tyle dynamika inwestycji w Polsce należy do najniższych w UE. To efekt klasycznego mechanizmu „wypłukiwania” inwestycji prywatnych przez wzrost wydatków publicznych. Silny wzrost wydatków publicznych podnosi stopy procentowe (w porównaniu do scenariusza bez wzrostu – bardzo możliwe, że przy innej polityce gospodarczej stopy procentowe byłyby w Polsce niższe) oraz zwiększa restrykcyjność fiskalną po stronie podatkowej (widoczną w Polsce w postaci znacznego zwiększenia kontroli podatkowych, kwestionowaniu sprawozdań firm itd.) i w ten sposób obniża dynamikę inwestycji. W latach 2015-2018 inwestycje małych i średnich firm w Polsce obniżyły się o ponad 5 proc.

Program redystrybucji działa w Polsce na pełnych obrotach, ale program bodźcowania inwestycji i budowania mocniejszego polskiego kapitału stoi w miejscu. I ostatnie propozycje gospodarcze tylko tę dywergencję mogą wzmocnić. 

Zmiana konsumpcji i inwestycji w krajach UE między 3. kwartałem 2015 a 3. kwartałem 2018 r., w proc.

 

Autor: Ignacy Morawski


Dane o spożyciu gospodarstw domowych w Polsce i innych krajach UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna