Inflacja coraz wyższa, czekamy na zimowe zmiany cenników

Ceny w Polsce rosną niemal perfekcyjnie zgodnie z celem inflacyjnym. I to jest dobra wiadomość. Ale jednocześnie widać wciąż narastającą presję inflacyjną w usługach, wynikającą m.in. z wysokiego tempa wzrostu płac. Polska jest drugim po Litwie krajem UE z najwyższą dynamiką cen usług. To może być jeszcze przez pewien czas zjawisko bolesne dla konsumentów.

W listopadzie inflacja wyniosła 2,6 proc., wobec 2,5 proc. w październiku. Przypomnę, że cel, w pobliżu którego NBP powinien utrzymywać dynamikę cen konsumpcyjnych w długim okresie, wynosi 2,5 proc. Używając uproszczonego żargonu, inflacja znajdująca się w pobliżu celu oznacza, że gospodarka nie jest ani przegrzana, ani schłodzona. A mówiąc bardziej precyzyjnie, oznacza to, że gospodarka nie jest ani przeinwestowana, ani nie doświadcza nadmiernego bezrobocia (pewnie możnaby podać jeszcze kilka innych wyjaśnień, co w praktyce oznacza stabilna i umiarkowana inflacja – to wymienione na pewno zawiera w sobie uproszczenia).

Jednocześnie są obszary gospodarki, w których presja cenowa jest bardzo wysoka na tle historycznych trendów. Chodzi głównie o usługi. GUS podał, że w listopadzie ceny usług wzrosły aż o 5,3 proc., wobec 4,5 proc. w październiku. Na wykresie pokazuję dłuższy szereg pochodzący z Eurostatu, który stosuje nieco inne wagi. Z tych danych wynika, że ceny usług w listopadzie wzrosły o 4,8 proc., czyli praktycznie w tempie widocznym ostatni raz w szczycie przegrzania gospodarki w 2008 r. (wtedy gospodarka była ewidentnie przeinwestowana, co dotyczyło szczególnie nieruchomości – wielkość inwestycji znacząco przekraczała dostępne krajowe oszczędności, co generowało szybki wzrost zadłużenia zagranicznego).

Są dwa główne źródła wzrostu cen usług. Po pierwsze, jest to szybki wzrost płac – dlatego ceny rosną szybko tam, gdzie płace wykazują wysoką dynamikę i gdzie odczuwalne są niedobory pracowników. Dobrym przykładem są ceny usług lekarskich, które wzrosły w listopadzie o 6,1 proc. rok do roku. Po drugie, źródłem wzrostu cen usług są zmiany regulacyjne, dotykające szczególnie usługi komunalne. Wywóz śmieci jest średnio aż o jedną trzecią droższy niż przed rokiem, co wynika w dużej mierze ze zmieniających się zasad segregowania odpadów.

Bardzo ważne dla trendów inflacyjnych w Polsce w najbliższym roku będą pierwsze miesiące 2020 r. Wtedy wchodzą nowe cenniki w wielu obszarach gospodarki i będzie widać, czy na decyzjach firm i samorządów bardziej ciążą rosnące koszty czy spowolnienie gospodarcze. NBP prognozuje, że inflacja w pierwszym kwartale może zbliżyć się do 4 proc., choć później zacznie opadać. Ta prognoza późniejszego opadania oparta jest na przekonaniu, że ceny usług nie wzrosną skokowo na początku roku (wtedy efekt ich wzrostu byłby widoczny we wskaźniku inflacji przez cały rok). Będzie to więc dla trendów cenowych bardzo ważny moment.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Inflacja w Polsce mocno rośnie, choć w strefie euro spada

W tym roku inflacja zaskakuje niemal permanentnie na plus. W lipcu znów była wyraźnie wyższa od oczekiwań rynkowych, głównie w wyniku wzrostu cen żywności, ale też usług. I to może nie być koniec wzrostów. Ale otoczenie światowe nie sprzyja trwałemu wzrostowi inflacji. W strefie euro inflacja w lipcu się obniżyła, a przecież trendy inflacyjne w Polsce są mocno zależne od tego, co dzieje się w Europie.

W lipcu inflacja wyniosła 2,9 proc., wobec 2,6 proc. w czerwcu – wynika ze wstępnych danych GUS. Tym samym dynamika cen jest najwyższa od października 2012 r. Częściowo wynika to z wysokiego wzrostu cen żywności, wywołanego zjawiskami podażowymi (pogoda, zbiory, choroby zwierząt itd.) oraz rosnącymi płacami (efekty widać m.in. w branży piekarniczej). Odejmując czynniki sezonowe, przyspieszenie cen żywności w ostatnim półroczu jest najmocniejsze od początku 2008 r. Jest to tzw. szok podażowy, który przekłada się na obniżenie realnej dynamiki wynagrodzeń i tym samym konsumpcji. Drugim istotnym powodem wzrostu inflacji jest przyspieszenie cen usług, o którym wielokrotnie pisałem (więcej tutaj). Ponadprzeciętna na skalę europejską inflacja jest obserwowana w całym regionie Europy Środkowej, gdzie bezrobocie jest bardzo niskie, a wzrost płac bardzo wysoki.

Jednocześnie w strefie euro inflacja … zwalnia. W lipcu wyniosła 1,1 proc., wobec 1,3 proc. w czerwcu i jest tym samym najniższa od 18 miesięcy. To może być opóźniony efekt spowolnienia gospodarczego, choć spowolnienie to wciąż jeszcze nie przełożyło się bezrobocie i płace. Na pewno tak niska inflacja wywoła wkrótce zdecydowaną reakcję Europejskiego Banku Centralnego, który podąży śladami Fed (ten wczoraj obniżył stopy procentowe o 0,25 pkt proc.) i będzie luzował politykę pieniężną. Sądzę, że luzowanie to może przyjąć duże rozmiary, w banku widać bowiem rosnącą chęć, by trwale zmienić widoczne od wielu lat niekorzystne trendy inflacyjne.

W warunkach niskiej inflacji w strefie euro, raczej wątpliwe jest, by w Polsce, bez istotnej deprecjacji złotego, doszło do znaczącego wystrzału inflacji. Ceny (w tak stabilnej i otwartej gospodarce jak Polska) są zależne od trendów międzynarodowych może nawet bardziej niż od czynników krajowych. Kiedyś pokazywałem dane wskazujące, że inflacja w Polsce bardziej koreluje się z inflacją w strefie euro niż ze zmiennymi z polskiego rynku pracy czy krajowym PKB.

Ale nie zmienia to faktu, że wystąpienie inflacji rzędu 3-4 proc. jest jak najbardziej możliwe. I że część z tej inflacji ma charakter wstrząsu podażowego, czyli takiego, który przekłada się na obniżenie realnych płac i dynamiki konsumpcji. 

Autor: Ignacy Morawski

Dane o inflacji w Polsce: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Inflacja powyżej celu NBP. Co oznacza jej wzrost?

Po raz pierwszy od sześciu i pół roku inflacja w Polsce przekroczyła cel inflacyjny NBP. Jest to symboliczne wydarzenie, które pokazuje, że po wieloletnim okresie niskiej inflacji wpływamy na nowe wody. Wchodzimy w erę wyższego wzrostu cen, czyli jednocześnie wyraźnie ujemnych realnych stóp procentowych i niższego wzrostu płac realnych. Sądzę, że to jest zmiana korzystna dla przedsiębiorstw i właścicieli aktywów, a mało korzystna dla konsumentów (w krótkim okresie) i oszczędzających konserwatywnie na lokatach (na długo). Wątpię też, by była to zmiana o istotnym wpływie na politykę.

Inflacja w czerwcu wyniosła 2,6 proc., wobec 2,4 proc. w maju. Tak wynika z tzw. wstępnego odczytu – ostateczne dane poznamy w połowie miesiąca. Dane potwierdzają właściwie trendy, które były widoczne już od marca. Od końca zimy bowiem widoczne były istotne przyspieszenie cen, wynikające po części z wyższych cen żywności, a po części z przerzucania kosztów płac na ceny przez firmy usługowe. Przekroczenie celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) to tylko akt symboliczny.

Co to oznacza? Oto kilka luźnych wniosków.

Po pierwsze, firmy mają większą moc cenową i są w stanie przerzucić rosnące koszty na kupujących. To może oznaczać, że poprawią się wyniki finansowe, choć na potwierdzenie tej hipotezy trzeba będzie jeszcze poczekać. Niemożność przerzucenia rosnących kosztów na kupujących sprawiała, że marże firmy kurczyły się w ostatnich latach, mimo doskonałego wzrostu gospodarczego. Teraz może się to zmienić. To może być teoretycznie dobra zmiana dla inwestorów giełdowych.

Po drugie, odwrotną stroną medalu będzie niższy realny wzrost wynagrodzeń. Płace od dwóch lat rosną nominalnie w średnim tempie 7 proc. rocznie, ale przy inflacji rzędu 2,5-3 proc. realny wzrost wynagrodzeń obniży się z ok. 5,5-6 proc. do 4-4,5 proc. To może negatywnie wpłynąć na dynamikę konsumpcji, choć transfery fiskalne powinny łagodzić te efekty.

Po trzecie, wchodzimy w okres ujemnych realnych stóp procentowych, nie tylko krótkookresowych, ale też długookresowych. To może być trwała zmiana, będąca odzwierciedleniem procesów globalnych (wysoki popyt na bezpieczne aktywa). Jest to oczywiście fatalna informacja dla ludzi oszczędzających na lokatach i w obligacjach skarbowych. Choć jednocześnie może być to dobra zmiana dla obecnych właścicieli innych aktywów, m.in. akcji. Teoretycznie obniżenie realnej bezpiecznej stopy procentowej powinno wpłynąć na wycenę bardziej ryzykownych aktywów.

Po czwarte, mało prawdopodobne jest, by na rosnącą inflację bank centralny zareagował podnoszeniem stóp procentowych. Na świecie istnieje raczej tendencja do obniżania stóp, a nasz bank centralny będzie dostosowywał się do trendów globalnych. Główne pytanie, to czy w Polsce dojdzie do cięć kosztu pieniądza. Wydaje się, że na razie nie.

Po piąte, wraz z rosnącą inflacją zwiększa się liczba komentarzy politycznych na temat cen. W naturalny sposób wzrost inflacji stara się wykorzystać opozycja (zrobiłaby to każda opozycja w każdych warunkach), szczególnie, że szybko rosną ceny tak wrażliwego towaru jakim jest żywność. Jednak moje szacunki ekonometryczne wskazują, że ceny żywności nie mają istotnego wpływu na nastroje polityczne – musiałoby dojść do jakiejś erupcji cen, a na to się nie zanosi. Wątpię, by szybki wzrost cen żywności mógł być czynnikiem, który istotnie wpłynie na poparcie dla rządu. Opozycja może wykorzystywać ten temat, ale nie powinna pokładać w nim dużych nadziei.

Po szóste, i ostatnie, otoczenie polskiej gospodarki w tym momencie nie sprzyja długotrwałemu wzrostowi inflacji w Polsce powyżej celu inflacyjnego, ale to może się zmienić. Warto pamiętać, że trendy cenowe w Polsce zwykle podążały za trendami w strefie euro. Tam inflacja jest mizerna – zaledwie 1,2 proc. w czerwcu. W Polsce inflacja będzie podbijana przez wyjątkowo mocny wzrost płac i prawdopodobny wzrost cen energii, ale wyżej niż 3-4 proc. w obecnych warunkach nie powinna sięgnąć. Natomiast warunki zewnętrzne mogą się zmienić. Europa będzie zapewne coraz bardziej zdeterminowana, by porzucić niemiecki konserwatyzm monetarny i mocniej stymulować gospodarkę. Prezes EBC Mario Draghi powiedział niedawno, że bank może pozwolić na wzrost inflacji powyżej celu banku („blisko, ale poniżej 2 proc.”) by nadrobić lata zbyt niskiej inflacji. To były wyjątkowe słowa. Nie jest więc wykluczone, że w najbliższej dekadzie inflacja będzie średnio wyraźnie wyższa niż w mijającej.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Co drożejąca pietruszka i wizyty lekarskie mówią o gospodarce

Drożeje w Polsce żywność i to przykuwa uwagę ludzi i mediów. Ale w procesach cenowych w gospodarce znacznie ciekawsze i ważniejsze są inne zjawiska, przede wszystkim drożejące usługi. Jako przykład niech posłuży fakt, że ceny usług lekarskich rosną najszybciej w tej dekadzie i prawie najszybciej w tym stuleciu. Pokazuję to na wykresie poniżej. Dlaczego to jest ważne? Bo wzrost cen usług może mieć trwały charakter, a żywności – niekoniecznie.

W piątek GUS podał szczegółowe dane o inflacji za maj. Wyniosła ona 2,4 proc., czyli była nieznacznie wyższa niż wskazał tzw. szybki odczyt opublikowany dwa tygodnie temu. Inflacja nareszcie jest blisko celu NBP i można to uznać za zjawisko jak najbardziej pozytywne dla gospodarki. Umiarkowana inflacja najlepiej łączy interesy firm i konsumentów, producentów i kupujących, inwestujących i oszczędzających. Niska inflacja w ostatnich latach uderzała w marże firm i mogła być jednym z czynników blokujących inwestycje. Dobrze więc, że okres niskiej inflacji dobiegł końca.

Najszybciej drożeją w tym momencie niektóre towary spożywcze. Na przykład, warzywa były w maju o 22,6 proc. droższe niż przed rokiem i był to najszybszy wzrost ich cen od listopada 2010 r. Medialnym symbolem tego wzrostu stała się drożejąca pietruszka. Wzrost cen żywności zyskuje też znaczenie polityczne, ponieważ jest wdzięcznym tematem kampanii wyborczej.

Jednak z ekonomicznego punktu widzenia to nie drożejąca żywność jest najciekawszym zjawiskiem cenowym. Ceny żywności są bardzo zmienne i zależą w dużej mierze od pogody i cen surowców, nie można wykluczyć, że za rok warzywa będą dużo tańsze.

Najistotniejszym zjawiskiem cenowym jest wzrost cen usług. Dlaczego to istotne? Bo w tym odzwierciedla się mechanizm przekładania płac na ceny. Wynagrodzenia w Polsce rosną bardzo szybko ze względu na kurczącą się podaż siły roboczej i silny popyt. Długo nie przekładało się to na ceny, a firmy akceptowały niższe marże. Ale 2019 r. przyniósł zmianę. W wielu obszarach gospodarki widać, że pracochłonne usługi drożeją – restauracje, hotele, fryzjerzy, gazety, pomoc domowa. Skoro płace zaczęły przekładać się na ceny, to znaczy, że inflacja może utrzymać się dłużej. I dobrze.

Ale ceny usług mówią nam też coś istotnego o długookresowych wyzwaniach gospodarki. Wzrost cen usług lekarskich pokazuje, jak dużym problemem będzie pogodzenie rosnącego popytu na te usługi (ze względu na wzrost odsetka osób powyżej 60 roku życia) i ograniczonej podaży pracowników. Sądzę, że to wyzwanie jest jednym z kluczowych wyzwań społecznych dla Polski w nadchodzącej dekadzie – na równi z zanieczyszczeniem powietrza i dostosowaniami do zmian w polityce klimatycznej.

Wniosek? Obecny poziom inflacji należy uznać za optymalny dla gospodarki. Choć zawsze są grupy, które na rosnących cenach będą tracić. Przy czym sugerowałbym mediom, by zamiast na pietruszce skoncentrowały się bardziej na lekarzach.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Inflacja lekko odpuściła

Inflacja zachowała się po dżentelmeńsku, trzeba uczciwie przyznać. Wykazywała w ostatnich miesiącach zuchwałe sygnały o chęci pięcia się szybko w górę, ale ponieważ nadjeżdża walec spowolnienia i niższych stóp procentowych, więc lekko ustąpiła miejsca, by nie komplikować obrazu makroekonomicznego i wpisać się w nowe trendy.

W Polsce inflacja wyniosła w maju 2,3 proc., wobec 2,2 proc. w kwietniu – podał GUS we wstępnym odczycie. To wprawdzie oznacza przyspieszenie cen, ale po raz pierwszy od stycznia inflacja była niższa od oczekiwań rynkowych. Nie jest to zresztą tylko zjawisko polskie. Inflacja była również niższa od oczekiwań w strefie euro (1,2 proc. vs 1,7 proc. w kwietniu i oczekiwane 1,3 proc.). A wcześniej dane wskazywały również na słabsze odczyty inflacyjne z USA.

Teraz głównym tematem makroekonomicznym na rynkach finansowych nie jest inflacja, ale ryzyko spowolnienia gospodarczego i nadchodzące cięcie stóp procentowych przez Fed. W ostatnich dniach kilku członków rady decyzyjnej Fed wskazywało na nadchodzące obniżki kosztu pieniądza. Rynek wycenia już 75 pkt bazowych (1 pkt proc.) redukcji stóp w dolarach do stycznia, a przecież jeszcze kilka dni temu było to 50 pkt. Rynek chyba zaczyna powoli przereagowywać. Ale fakt jest taki, że zaczyna się luzowanie polityki pieniężnej w największej gospodarce świata. A zwykle inne gospodarki szły ścieżką wyznaczaną przez Fed.

Czy zatem NBP podąży za Fedem?

Trzeba pamiętać, że w Polsce sytuacja jest jednak inna niż na świecie. Gospodarka wykazuje dużą odporność na przemysłową słabość krajów rozwiniętych, a rząd znacząco zwiększa w tym roku transfery fiskalne, które w razie spowolnienia podbiją konsumpcję. Co więcej, czynniki podażowe, jak zmiany cen prądu czy żywności, mogą podbijać inflację.

Jeżeli spowolnienie gospodarcze na świecie będzie łagodne, to presja na wzrost cen w Polsce utrzyma się, a wtedy powodów do cięcia stóp w Polsce nie będzie. Wręcz przeciwnie, rosnąca różnica między stopami w Polsce i USA może, przy braku istotnych zmian w awersji do ryzyka, doprowadzić do umocnienia złotego, a zatem automatycznego zacieśnienia warunków monetarnych. I to jest chyba w tym momencie scenariusz najbardziej prawdopodobny.

Jeżeli jednak spowolnienie na świecie będzie poważniejsze, to przełoży się na rynek pracy w Polsce i obniży presję cenową. Wtedy możliwe jest nawet cięcie stóp przez NBP. Do realizacji tego scenariusza potrzebne byłoby jednak zaostrzenie wojny handlowej. Mimo buńczucznej retoryki, nie powinno to leżeć w interesie Stanów Zjednoczonych. 

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji CPI w Polsce i w strefie euro : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Czynsze rosną bardzo szybko – Warszawa jak San Francisco?

Solidny popyt na rynku mieszkaniowym widać nie tylko w przypadku rynku inwestycyjnego, ale też na rynku najmu. W pierwszych miesiącach tego roku czynsze wyraźnie przyspieszyły, a w mediach coraz częściej można przeczytać takie teksty, jak w San Francisco – że młodych, zdolnych ludzi nie stać na wynajem. Choć oczywiście nawet czynsze w relacji do średniej płacy nie są tak wysokie jak w mekce technologii.

W kwietniu roczny wzrost czynszów za wynajem nieruchomości (dla konsumentów) wyniósł 4,8 proc. – wynika ze szczegółów indeksu cen konsumpcyjnych GUS. To wprawdzie mniej niż w marcu, kiedy wzrost wynosił 5,1 proc., ale wzrost jest znaczący. W pierwszych czterech miesiącach dynamika wyniosła średnio 4,8 proc., a w analogicznym okresie zeszłego roku było to 3,1 proc.

W mediach coraz częściej pojawiają się teksty wskazujące na problemy młodych ludzi ze znalezieniem mieszkania na wynajem w dostępnej cenie (tutaj jeden przykład z Gazety Wyborczej). Pojawiają się porównania do stolic zachodnich miast, m.in. do San Francisco, które jest nie tylko mekką technologii, ale też przykładem, jak wysokie ceny najmu blokują mobilność rynku pracy (choć niektórzy argumentują, że przyczyną jest liczba dobrze zarabiających pracowników, co ograniczenia w rozwoju budownictwa mieszkaniowego). Choć oczywiście Warszawie do San Francisco brakuje bardzo dużo. W Warszawie średnia cena najmu to 55 zł za metr kwadratowy (dane NBP). Kawalerki są droższe, więc średnia cena najmu kawalerki może przekraczać 2000 tys. zł miesięcznie. W relacji do średniej pensji to ok. 30-35 proc. W San Francisco ta relacja zbliża się do 50 proc. (opierałem się na informacjach o średniej cenie najmu kawalerki podanej tutaj oraz danych o średniej płacy podanych tutaj – jest to zapewne, przyznaję, wielce niedoskonałe obliczenie).

Wzrost cen jest jednak odczuwalny, a dane GUS mogą go nawet dobrze nie odzwierciedlać w przypadku dużych miast. Z danych NBP wynika, że w dużych miastach średnia cena najmu wzrosła w ciągu czterech lat o ok. 30 proc., co daje średnią roczną stopę wzrostu na poziomie ok. 6,7 proc.

Skąd ten wzrost cen? Jest kilka przyczyn. Po pierwsze, sytuacja na rynku pracy jest doskonała, przynajmniej na tle historycznym. To napędza popyt. Możliwe, że wiele osób przenosi się do dużych miast, by pracować (choć na tę tezę nie mam dobrych danych). Po drugie, ogromna liczba imigrantów musiała gdzieś znaleźć dach nad głową. W Polsce pracuje ponad milion Ukraińców i nawet gdyby mieszkali po pięciu w jednym mieszkaniu (nie mam też żadnych danych na ten temat, przyjąłem radykalne założenie), to zajęliby roczną podaż nowych mieszkań w kraju. Po trzecie, rosną ceny mieszkań, nowi inwestorzy chcąc utrzymać stopę najmu na oczekiwanym poziomie muszą podnosić stawki najmu – ze względu na popyt mogą to zrobić.

Biorąc jednak pod uwagę spowolnienie gospodarcze, coraz wolniejszy napływ imigrantów i recesję demograficzną można przypuszczać, że szczyt wzrostu cen najmu może być za nami – lub do niego się zbliżamy.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o czynszach za mieszkanie: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.