Inflacja w Polsce mocno rośnie, choć w strefie euro spada

W tym roku inflacja zaskakuje niemal permanentnie na plus. W lipcu znów była wyraźnie wyższa od oczekiwań rynkowych, głównie w wyniku wzrostu cen żywności, ale też usług. I to może nie być koniec wzrostów. Ale otoczenie światowe nie sprzyja trwałemu wzrostowi inflacji. W strefie euro inflacja w lipcu się obniżyła, a przecież trendy inflacyjne w Polsce są mocno zależne od tego, co dzieje się w Europie.

W lipcu inflacja wyniosła 2,9 proc., wobec 2,6 proc. w czerwcu – wynika ze wstępnych danych GUS. Tym samym dynamika cen jest najwyższa od października 2012 r. Częściowo wynika to z wysokiego wzrostu cen żywności, wywołanego zjawiskami podażowymi (pogoda, zbiory, choroby zwierząt itd.) oraz rosnącymi płacami (efekty widać m.in. w branży piekarniczej). Odejmując czynniki sezonowe, przyspieszenie cen żywności w ostatnim półroczu jest najmocniejsze od początku 2008 r. Jest to tzw. szok podażowy, który przekłada się na obniżenie realnej dynamiki wynagrodzeń i tym samym konsumpcji. Drugim istotnym powodem wzrostu inflacji jest przyspieszenie cen usług, o którym wielokrotnie pisałem (więcej tutaj). Ponadprzeciętna na skalę europejską inflacja jest obserwowana w całym regionie Europy Środkowej, gdzie bezrobocie jest bardzo niskie, a wzrost płac bardzo wysoki.

Jednocześnie w strefie euro inflacja … zwalnia. W lipcu wyniosła 1,1 proc., wobec 1,3 proc. w czerwcu i jest tym samym najniższa od 18 miesięcy. To może być opóźniony efekt spowolnienia gospodarczego, choć spowolnienie to wciąż jeszcze nie przełożyło się bezrobocie i płace. Na pewno tak niska inflacja wywoła wkrótce zdecydowaną reakcję Europejskiego Banku Centralnego, który podąży śladami Fed (ten wczoraj obniżył stopy procentowe o 0,25 pkt proc.) i będzie luzował politykę pieniężną. Sądzę, że luzowanie to może przyjąć duże rozmiary, w banku widać bowiem rosnącą chęć, by trwale zmienić widoczne od wielu lat niekorzystne trendy inflacyjne.

W warunkach niskiej inflacji w strefie euro, raczej wątpliwe jest, by w Polsce, bez istotnej deprecjacji złotego, doszło do znaczącego wystrzału inflacji. Ceny (w tak stabilnej i otwartej gospodarce jak Polska) są zależne od trendów międzynarodowych może nawet bardziej niż od czynników krajowych. Kiedyś pokazywałem dane wskazujące, że inflacja w Polsce bardziej koreluje się z inflacją w strefie euro niż ze zmiennymi z polskiego rynku pracy czy krajowym PKB.

Ale nie zmienia to faktu, że wystąpienie inflacji rzędu 3-4 proc. jest jak najbardziej możliwe. I że część z tej inflacji ma charakter wstrząsu podażowego, czyli takiego, który przekłada się na obniżenie realnych płac i dynamiki konsumpcji. 

Autor: Ignacy Morawski

Dane o inflacji w Polsce: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Ceny ruszyły?

Ceny w Polsce przyspieszyły najmocniej od niemal dwóch lat. Czyżby firmy wprowadzały nowe cenniki, odważniej przenosząc rosnące koszty pracy na ceny? Możliwe. Choć warto pamiętać, że wciąż poruszamy się w obszarze bardzo niskiej inflacji – niższej niż w regionie i niższej od celu NBP. Przyspieszenie cen byłoby zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym.

Inflacja w marcu wyniosła 1,7 proc. – wynika ze wstępnych danych GUS (finalne dane będą pod koniec miesiąca). Oznacza to, że w ciągu dwóch miesięcy dynamika cen zwiększyła się o 1 pkt proc., bo w styczniu inflacja wynosiła tylko 0,7 proc. Takie przyspieszenie na przestrzeni dwóch miesięcy w ostatnich dziesięciu latach wystąpiło tylko raz, na przełomie 2016 i 2017 r., kiedy gospodarka dostawała kopa w związku z ożywieniem w Niemczech i przyspieszeniem płac.

Ważne jest, że teraz ceny przyspieszyły nie ze względu na zmiany cen surowców czy zmiany regulacji, ale z powodu przyspieszenia inflacji bazowej (netto), czyli tej, która nie uwzględnia żywności i energii, towarów najbardziej podatnych na wahania surowcowe. Nie ma jeszcze pełnych danych, ale można szacować, że inflacja bazowa wyniosła w marcu 1,3 proc. w marcu, wobec zaledwie 0,8 proc. na początku roku. To może oznaczać, że na ceny zaczyna wpływać wysoki popyt i wysoka dynamika płac. Przypomnijmy, że na początku roku, wbrew obawom, nastroje konsumentów pozostały rekordowo wysokie, dynamika sprzedaży detalicznej była solidna, dynamika zatrudnienia utrzymała się w pobliżu zeszłorocznych poziomów, podobnie jak dynamika płac. A do tego pieca rząd zapowiedział dosypanie jeszcze węgla w postaci ogromnych transferów fiskalnych.

Możliwe, że większy odsetek firm wykorzystał początek roku do rewizji cenników. Sygnalizowałem to już kilka tygodni temu, pisząc o wyższej dynamice cen usług. Czy jest to zjawisko trwałe, zobaczymy w kolejnych miesiącach. Można powiedzieć, że mamy do czynienia ze zjawiskiem wyczekiwanym od dawna, bo niska inflacja w warunkach doskonałej koniunktury i szybko rosnących płac nie mogła trwać wiecznie.

  Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o inflacji konsumenckiej w Polsce: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Niska inflacja wywołała temat obniżek stóp procentowych

Środowe dane NBP o inflacji bazowej potwierdziły, że inflacja jest zjawiskiem praktycznie nieobecnym w polskiej gospodarce. Po odjęciu zmiennych cen żywności i energii, inflacja wyniosła zaledwie 0,6 proc. rok do roku w grudniu (jest to tzw. inflacja bazowa). Było to mniej od prognoz formułowanych pod koniec grudnia. Dodajmy do tego trwające na świecie spowolnienie gospodarcze, a mamy gotowy przepis na … obniżki stóp procentowych.

I voilà! W ostatnich dniach rynek kontraktów terminowych zaczął wyceniać możliwość takiej obniżki w przyszłym roku. Nie wycenia jeszcze pełnej obniżki o 0,25 pkt proc., ale sama możliwość takiego ruchu jest pewnym novum. Do niedawna wydawało się kuriozalnym pomysłem, aby w tak rozgrzanej gospodarce jak Polska obniżać stopy procentowe. Ale bardzo niska inflacja i sygnały spowolnienia nieco zmieniły te kalkulacje.

Oczywiście nic, co dzieje się w Polsce, nie jest oderwane od kontekstu światowego. W ostatnich dniach rynek zaczął wyceniać możliwość obniżek stóp procentowych również w USA. Teraz szansa na obniżkę stóp przez Fed w ciągu roku jest wyceniana na 20 proc., czyli dwukrotnie więcej niż przed miesiącem. Spadło również prawdopodobieństwo rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp w strefie euro.

Choć takie sygnały to bezpośrednie odzwierciedlenie obaw o słabszy wzrost gospodarczy na świecie, to sądzę, że ochłodzenie w głowach bankierów centralnych może się światowej gospodarce przydać. Parcie przez Fed z podwyżkami stóp co kwartał stwarzało ewidentne ryzyko przereagowania – w historii po cyklu podwyżek Fed świat zawsze doświadczał jakichś turbulencji. Dłuższa pauza Fedu da światowej gospodarce trochę oddechu. Zaś podwyżki stóp w strefie euro byłyby w tym roku ewidentnie przedwczesne, strefa nie jest na nie gotowa, ma wciąż zbyt wysokie bezrobocie i zbyt niski wzrost gospodarczy. W Polsce sytuacja jest oczywiście inna, ale ostatecznie będziemy podążali za tym, co dzieje się na zachodzie Europy.

Na razie rynek tylko flirtuje z ideą obniżek stóp procentowych, nie wydaje mi się, by był to flirt poważny i rokujący. Ale może być to flirt przyjemny, który przyniesie pewne korzyści.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o inflacji bazowej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Niska inflacja – jakie mogą być jej przyczyny?

Inflacja w Polsce od około 2013 roku kształtuje się poniżej poziomu, który można by uznać za normalny. W maju, przy wzroście gospodarczym utrzymującym się na poziomie ok. 5 proc. i wzrostach cen ropy w pobliżu 50 proc. rok do roku, ceny konsumenckie wzrosły tylko o 1,7 proc. rok do roku. Bardzo niska jest też inflacja bazowa, czyli taka mierząca „głębokie” zmiany cen wynikające z długoterminowych procesów gospodarczych, a nie tylko tymczasowych szoków (np. nagły wzrost cen żywności z uwagi na suszę).

Chociaż inflacja w Polsce pozostaje stabilna (osiągnięty jest cel NBP 1,5 – 3,5 proc.) to wydaje się, że ceny rosną zdecydowanie za wolno biorąc pod uwagę jak silnie rozgrzana jest nasza gospodarka. Dotychczasowa teoria tłumacząca kształtowanie się inflacji oparta była na powiązaniu cen z koniunkturą gospodarczą oraz sytuacją na rynku pracy. Inflacja może wynikać z czynników popytowych (popyt na towary znacząco przekracza dostępną podaż) lub podażowych (firmy podwyższają ceny żeby zrekompensować sobie rosnące koszty). Chociaż obie przesłanki, tj. szybko rosnący popyt oraz coraz wyższe koszty pracy i surowców, doświadczają polską gospodarkę to podwyżek cen nie widać. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka, chociaż trudno wskazać najważniejszą.

Firmy biorą „na klatę” rosnące płace

Płace w Polsce rosną w tempie ok. 7 proc. rocznie, najmocniej od czasów przed kryzysem finansowym. Wpływa na to spadające bezrobocie, które według szacunków Eurostatu w kwietniu wyniosło zaledwie 3,8 proc.

Zazwyczaj wyższa dynamika płac przenosiła się na inflację po około 4 kwartałach. Tak było we wszystkich poprzednich cyklach koniunktury. Co zatem dzieje się obecnie? Dlaczego wysoka dynamika płac nie przekłada się na wyższą inflację? Można wyjaśnić to na dwa sposoby.

Firmy często biorą rosnące koszty „na klatę”, czyli godzą się na obniżenie marż, aby utrzymać konkurencyjność. Mamy do czynienia z silną konkurencją (szczególnie w handlu detalicznym) – jeżeli tylko jedna firma podniesie ceny to klienci odejdą do konkurentów. Zjawisko to potęguje wysoka wrażliwość polskich klientów na cenę. Firmy, szczególnie te duże, dysponujące pokaźnymi rezerwami, uczestniczą w wojnach cenowych. Wolą przetrwać na rynku, nawet za cenę niższych marż – ta sytuacja ma miejsce np. na rynku hurtowym sprzętu elektronicznego.

Inny powód to rosnąca imigracja, która wywołuje presje w dół na płace. Oznacza to, że choć płace rosną szybko, to jest to wzrost wolniejszy niż mógłby być osiągnięty przy takim popycie na pracę i braku imigracji.

Kurs walutowy ma coraz mniejszy wpływ

Drugim czynnikiem wpływającym na ograniczenie inflacji był do niedawna kurs walutowy. Aprecjacja euro i dolara w 2017 roku nieznacznie przyczyniła się do spadku cen w Polsce. Kiedy złoty zyskuje na wartości to ceny dóbr importowanych spadają, a rosną natomiast ceny naszego eksportu.

Warto jednak pamiętać, że kurs walut ma coraz mniejsze znaczenie na kształtowanie się inflacji w Polsce (szerzej na ten temat w np. Mechanizm transmisji monetarnej NBP). Firmy w znacznym stopniu są zabezpieczone przed zmianą kursów walut – polskie spółki często są tylko ogniwami w światowych łańcuchach produktów, co oznacza, że nasz eksport w znacznej części powiązany jest ze wcześniejszym importem surowców i półproduktów do Polski. Oznacza to naturalny hedging, który łagodzi wpływ różnic kursowych. Zmiana kursu ma najsilniejszy wpływ na te kategorie, w których trudno się zabezpieczyć, czyli na ceny paliw, żywności i drogich towarów takich jak np. samochody (np. Hałka 2017).

Co więcej, od kilku tygodni złoty wyraźnie się osłabia, więc rola tego czynnika w tłumaczeniu niskiej inflacji maleje.

Globalizacja obniża inflację na całym świecie

Inflacja pozostaje niska, ponieważ ceny we wszystkich gospodarkach rozwiniętych rosną bardzo wolno. Polska jest krajem silnie uzależnionym od koniunktury zagranicznej (przede wszystkim niemieckiej) z uwagi na istotny udział naszego eksportu w PKB. Przekłada się to na harmonizację cykli koniunkturalnych oraz właśnie „import inflacji” zza granicy.  Potwierdzają to badania (Hałka 2017) , z których wynika, że tylko 55 proc. towarów z koszyka konsumpcyjnego reaguje na zmianę koniunktury krajowej. Są to przede wszystkim ceny usług, żywności i energii, czyli te najbardziej zmienne. Najsłabiej na czynniki krajowe reagują ceny dóbr trwałych (np. AGD), które w zdecydowanie większym stopniu kształtowane są przez koniunkturę światową i ustalane na poziomie ponadnarodowym.

Jednym z powodów dlaczego inflacja w strefie euro i USA pozostaje niska jest nasilenie procesów globalizacyjnych i wzrost wolumenu handlu. Wejście na światowy rynek krajów takich jak Chiny, Indie czy Brazylia spowodowało, że świat uzyskał dostęp do setek milionów tanich pracowników. Firmy nie muszą już tak silnie podwyższać płac, skoro mogą przenieść produkcję do krajów o niższych kosztach pracy. Z tego powodu siła negocjacyjna pracowników, która dotychczas umożliwiała wywalczanie podwyżek istotnie spadła. Sukcesem w wielu zawodach jest już samo posiadanie pracy, a podwyżki są celem drugorzędnym. Świadczą o tym np. wyniki ekonomistów z Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS), którzy obliczyli, że w latach 2010-2016 globalne koszty pracy tłumaczyły średnio aż 22 proc. zmienności dynamiki kosztów pracy w danym kraju  podczas gdy w pierwszej dekadzie XXI wieku tylko w 11 proc. Można za to winić rozwój światowego outsourcingu. W ten sposób wpływ zmian krajowej koniunktury, szczególnie w małych gospodarkach o wysokim stopniu otwartości bardzo się zmniejszył.

Z drugiej strony globalizacja zwiększyła udział w rynku transnarodowych korporacji prowadzących swoją politykę i ustalających ceny na poziomie globalnym.  W mniejszym stopniu reagują więc na np. wzrost kosztów produkcji w pojedynczym kraju, gdyż jest to tylko jeden z wielu czynników w procesie produkcji i sprzedaży.

Powolne wychodzenie z kryzysu i słaba koniunktura światowa spowodowały, że inflacja od 2009 w gospodarkach rozwiniętych pozostawała niska. Światowy handel przestał rosnąć oraz nasiliły się tendencje protekcjonistyczne. Mocno też wzrosło bezrobocie, a spadła aktywność zawodowa. Firmy mogą więc zatrudniać po relatywnie niższych kosztach, przez co zmniejsza się presja na podwyżki cen. Długotrwały brak inflacji spowodował również zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych na niskich poziomach. Osłabia to żądania pracowników na temat wynagrodzeń.

Technologia zmieniła modele biznesowe firm oraz preferencje zakupowe klientów

Istotny wpływ na spadek inflacji ma też rozwój technologiczny. Po pierwsze dzięki nowym zdobyczom nauki firmy są w stanie zastępować pracowników (szczególnie tych wykonujących pracę prostą lub manualną) co jeszcze bardziej pogarsza ich siłę negocjacyjną. Technologia zmienia też dotychczasowe modele produkcji, logistyki czy sprzedaży. Głównym celem zmian jest ograniczanie kosztów, które często całkowicie odmieniają model biznesowy w branży – tak było np. w branży lotniczej w przypadku tanich linii czy rynku przewozów taksówkarskich, który w znacznej mierze przejął Uber.

Łatwość porównywania cen i minimalizacja kosztów transportu spowodowała, że konkurencja jest teraz globalna i w głównej mierze oparta na redukowaniu kosztów.  Nie rekompensuje tego zwiększona aktywność konsumentów wynikająca z większej dostępności do wcześniej drogich towarów i usług. Znaczna część firm straciła możliwość ustalania cen i o ile nie oferuje unikatowych na skalę świata dóbr, musi uczestniczyć w wojnach cenowych w celu utrzymania się na rynku.

Jak widać globalne czynniki, w znacznej mierze niezależne od nas, mają ogromny wpływ na kształtowanie się inflacji. Jesteśmy przeważnie biorcami procesów toczących się na całym świecie. Nie jesteśmy jednak jeszcze do końca świadomi ani ich kierunku ani siły wpływu.

Świat akademicki mocno spiera się o to dlaczego inflacja jest tak niska – czy to tymczasowe zjawisko czy raczej czeka nas okres sekularnej stagnacji (link); czy wynika to ze starzenia się społeczeństw (link) czy bardziej z powodu wolnego tempa rozwoju po kryzysie. Ostatecznej odpowiedzi jak na razie brak.

Kamil Pastor, analityk SpotData