Najważniejszą cechą kryzysu są zwykle malejące inwestycje. Bo kto chce ładować się w wieloletnie zobowiązania w sytuacji, kiedy nie wiadomo, czy świat przetrwa w kształcie, w jakim go znamy. Dlatego bardzo ciekawe są dane o aktywności deweloperów, które idą w kontrze do ogólnego trendu malejących inwestycji. Liczba pozwoleń na budowlę mieszkań i liczba nowobudowanych mieszkań bardzo wyraźnie odbiły w czerwcu i lipcu. Wygląda na to, że deweloperzy czują, że sentyment ludności nie pogorszył się tak bardzo jak oczekiwano.
W lipcu wydano 23 tys. pozwolenia na budowę mieszkań – zdecydowana większość to mieszkania w budownictwie wielorodzinnym. Są to dane bardzo podobne, co w zeszłym roku i o ok. 45 proc. wyższe niż w majowym dołku. Jak widać na załączonym wykresie, odbicie po wiosennym załamaniu jest imponujące. A umówmy się – w kwietniu mogło się wydawać, że mieszkaniówka pójdzie pod nóż, tak jak lotnictwo, czy koncerty. Na rynek trafi masa opuszczonych mieszkań z rynku najmu krótkookresowego, a ludzie bojący się o pracę będą bali się zaciągać kredyty.
Nie chcę przesądzać, czy prezentowane dane oznaczają trwałe odbicie, czy nie. Ale zwracam uwagę na jedno zjawisko, które opisywałem już w tym newsletterze wielokrotnie – rynek mieszkaniowy nie osłabnie dopóki nie dojdzie do wyraźnego osłabienia na rynku pracy. Te dwa rynki – mieszkaniowy i pracy – idą ręka w rękę jak przedszkolaki na wycieczce w parku.
Na wykresie oprócz liczby pozwoleń na budowę pokazałem wyniki comiesięcznego badania CBOS, w którym ośrodek pyta Polaków, jak postrzegają rynek pracy – pomarańczową linią zaznaczyłem odsetek osób, które wskazują, że można znaleźć pracę, nawet jeżeli jest ona nieoptymalna. Czyli im wyżej ten wskaźnik, tym generalnie lepsza sytuacja na rynku pracy. A w ostatnich miesiącach ten wskaźnik prawie się nie zmienił. Wygląda na to, że mimo kryzysu postrzeganie możliwości zdobycia pracy nie pogorszyło się bardzo istotnie.
Rynek pracy znajduje się na ostrym wspomaganiu pieniądzem publicznym. Firmy dostają ogromne dotacje by nie zwalniać ludzi. To pomaga nastrojom. I możliwe, że deweloperzy odbierają te sygnały. A nie wygląda na to, by wspomaganie gospodarki miało wygasnąć – na przyszły rok planowany jest deficyt w sektorze publicznym na poziomie ponad 100 mld zł.
Najciekawsze wydaje mi się pytanie, czy podobne zjawisko możemy zobaczyć w inwestycjach firm? (kupno mieszkania to inwestycja gospodarstw domowych – takie inwestycje stanowią ok. 15-20 proc. inwestycji w gospodarce ogółem). To znaczy, czy firmy produkcyjne również uznają, że popyt jest mocniejszy od oczekiwań i przywrócą zawieszone plany inwestycyjne? Widzę taką możliwość, bo na wiosnę w wielu firmach panowało przerażenie i plany inwestycyjne były szybko cięte – teraz sytuacja wydaje się bardziej przewidywalna i część z zawieszonych planów inwestycyjnych może zostać przywrócona.
Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
O Autorze:
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
|