Komisja Europejska opublikowała swoje prognozy gospodarcze dla krajów Unii Europejskiej na 2020 i 2021 r. Przewiduje w nich relatywnie słabe ożywienie gospodarcze. Jakby narastało wśród analityków Komisji przekonanie, że straty w potencjale rozwojowym Europy będą większe od wcześniejszych oczekiwań. Sądzę, że te prognozy są zbyt ostrożne. Ale możliwe, że Komisja wysyła politykom sygnał: działajcie szybciej w sprawie funduszu rekonstrukcji, bo za kilka miesięcy może być za późno.
Komisja Europejska prognozuje, że PKB krajów UE spadnie w tym roku o 8,3 proc., a w przyszłym roku wzrośnie o 5,8 proc. Czyli w przyszłym roku dochód wypracowany w UE będzie wciąż 3 proc. poniżej roku 2019 oraz ok. 7 proc. poniżej poziomu, który byłby do osiągnięcia, gdyby nie wybuch epidemii.
To byłby słaby wynik. Jak pokazuję na wykresie, byłaby to ścieżka gorsza niż w 2009-2010 r. I z tym punktem prognoz mam problem. Dlaczego koszty obecnego kryzysu na przestrzeni dwóch lat miałyby być większe niż kryzysu finansowego przed dekadą? Wiele przesłanek wskazuje, że możemy być w lepszej, a nie gorszej sytuacji niż wtedy. Nawet jeżeli w tym roku recesja będzie potężna, z możliwym podwójnym dnem, to w przyszłym gospodarka może nadrobić większość strat. Jeżeli decydenci będą podejmowali odpowiedzialne decyzje.
Jest kilka powodów, dla których sądzę, że ścieżka PKB może być w latach 2020-2021 łącznie lepsza niż w latach 2009-2010, wbrew temu, co twierdzi KE. Po pierwsze, kryzys ma przejściowy charakter i nie wynika ze strukturalnych dostosowań w gospodarce. Przed recesją z 2009 r. w europejskiej i światowej gospodarce narastało tyle nierównowag (mówiąc prościej – problemów), a ich korekta musiała być długotrwała. Teraz tego nie ma – epidemia osłabnie, miną problemy. Po drugie, sektor finansowy jest, w przeciwieństwie do roku 2009, otoczony kordonem sanitarnym banków centralnych. To sprawia, że ryzyko kryzysu finansowego jest trzymane w ryzach, a to kryzys finansowy jest głównym czynnikiem zamieniającym zwykłe recesje w długotrwałe depresje. Po trzecie, rządy wprowadzają gigantyczną stymulację fiskalną, która w pewnym momencie przełoży się na skokowy wzrost popytu – może nawet wzrost inflacji.
Oczywiście można też wymienić kilka czynników, które dziś wyglądają gorzej niż dekadę temu. Przede wszystkim, sama epidemia może mieć nieznośny charakter, wracać falami, utrzymywać ludzi w strachu. Ponadto, epidemia niesie istotne zaburzenia w światowym handlu – a to handel zagraniczny pomógł wyciągnąć UE z recesji w latach po kryzysie finansowym. Jeżeli koszty handlu międzynarodowego wzrosną, to zdolności rozwojowe gospodarki mogą na dłużej ulec obniżeniu.
Analitycy Komisji Europejskiej ewidentnie przypisują czynnikom ryzyka bardzo dużą wagę. Ich prognoza to jest ścieżka uśredniona między scenariuszem pozytywnym i negatywnym. Ale czy takie podejście ma sens? W przeciętnych warunkach podawanie średniej ważonej dla różnych scenariuszy jest uzasadnione. Ale kiedy sytuacja przypomina rzut monetą, to średnia dla orła i reszki niewiele mówi. Lepiej byłoby pokazać dwa oddzielne scenariusze: bazowy, w którym epidemia w 2021 r. znajduje się już pod kontrolą, oraz alternatywny. W tym pierwszym gospodarka jest na pewno w stanie osiągnąć dużo lepsze wyniki niż to co pokazuje obecna prognoza Komisji. Ale rozumiem, że Komisja ostrzega polityków, że jeżeli nie wprowadzą szybko nowych pakietów pomocowych dla gospodarki, to Unię czekają trudne lata.
Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
O Autorze:
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
|