Konsumpcja mocno dołuje, wraz z nastrojami konsumentów. Ale przemysł wciąż się chyba trzyma relatywnie stabilnie. Takie wyciągam wnioski z różnych danych i sygnałów, które otrzymuję na bieżąco z gospodarki. W tym momencie jesteśmy najprawdopodobniej na dnie recesji wywołanej kolejną falą epidemii i od przyszłego miesiąca powinno zacząć się ożywienie. Jeżeli oczywiście spadki fali epidemicznej w Europie, widoczne od kilkunastu dni, zostaną podtrzymane.
Oto kilka wskaźników, które pozwalają ocenić obecny stan polskiej gospodarki. Wszystkie pokazuję też na wykresach, które pozwalają ocenić głębokość obecnego spowolnienia w relacji do tego z wiosny.
GUS opublikował wczoraj comiesięczne dane o nastrojach konsumentów, pochodzące z regularnego badania ankietowego. Nastroje wyraźnie się pogorszyły w listopadzie – wskaźnik wyprzedzający ufności konsumenckiej spadł o 10,9 pkt, do -31,1 pkt. Oznacza to, że nastroje są gdzieś w połowie drogi między letnią górką a wiosennym dnem, do którego wciąż jeszcze daleko.
Na podobne wnioski wskazują dzienne dane Google’a dotyczące częstotliwości wizyt Polaków w miejscach handlu i rozrywki. W środę 18. listopada wskaźnik ten znajdował się 45 proc. poniżej normy, co oznacza pogorszenie o ok. 15 pkt proc. w porównaniu z momentem przed zamknięciem galerii handlowych. Jako normę firma określa średni odczyt z pierwszych tygodni tego roku. Dla porównania wiosną wskaźnik znajdował się 55-60 proc. poniżej normy, a latem ok. 10 proc. powyżej normy. Te dane zatem wskazują na nieco głębsze osłabienie aktywności zakupowej Polaków niż dane GUS, ale warto pamiętać, że spadek częstotliwości wizyt w miejscach handlowych może przeceniać spadek konsumpcji – ludzie robią część zakupów poza miejscami handlu (lub w takich, których Google nie rozpoznaje jako miejsca handlowe), a poza tym za część spadku uczęszczania do tego typu miejsc odpowiada redukcja spacerów, a nie zakupów.
Jednocześnie wciąż nie widać, by wstrząs popytowy w konsumpcji przekładał się bardzo wyraźnie na aktywność w przemyśle. Dzienne dane Polskich Sieci Elektroenergetycznych wskazują, że popyt na prąd w systemie jest podobny do tego sprzed roku. Nie widać żadnych sygnałów zamrożenia aktywności produkcyjnej, takich, jak występowały wiosną. To nie znaczy jeszcze, że produkcja nie spada – tego nie wiemy, bo zużycie prądu jest mało wrażliwe na niewielkie wahnięcia aktywności przemysłowej. Ale to znaczy, że nie mamy do czynienia z wyłączaniem linii produkcyjnych na dużą skalę.
Te sygnały z przemysłu potwierdzają opinie przedstawicieli sektora, z którymi się stykam. W czwartek miałem okazję rozmawiać z przedstawicielem stowarzyszenia skupiającego firmy przemysłowe z branży bardzo wrażliwej na zmiany koniunktury. Mówił, że firmy mają ręce pełne roboty, a czwarty kwartał jest ewidentnie lepszy niż wskazywały obawy pod koniec października.
Wszystkie sygnały razem sugerują, że gospodarka doznaje wstrząsu, ale wciąż jest to wstrząs znacznie mniejszy niż wiosną.
Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
O Autorze:
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
|