Wchodzimy z optymizmem w niepewną jesień

Jak co miesiąc spoglądam na dane o sprzedaży samochodów, które traktuję jak papierek lakmusowy nastrojów w gospodarce. Konsumenci (a wśród nich przedsiębiorcy) i firmy kupują auta wtedy, gdy są przekonani/przekonane o niezłych perspektywach. Dane za wrzesień są znów niezłe i pokazują, że popyt w Polsce wrócił do poziomów sprzed kryzysu. Wchodzimy jednak w bardzo niepewną jesień, która na pewno będzie trudna pod względem epidemicznym. Reakcja nastrojów konsumentów i firm jest nieznana, choć moje założenie jest takie, że efekty strachu i szoku nie będą nawet w przybliżeniu tak duże jak na wiosnę.

We wrześniu w Polsce sprzedano 38,1 tys. samochodów osobowych (według liczby rejestracji). Po uwzględnieniu efektów sezonowych jest to poziom o 3,4 proc. wyższy niż średnia za 6 miesięcy poprzedzających kryzys epidemiczny. Na plus zdecydowanie można ocenić fakt, że sprzedaż tak szybko odbiła. Choć naturalnie z perspektywy dealerów i producentów bolesny jest fakt, że straty z okresu wiosennego nie zostały nie zostaną odrobione.

Warto zauważyć, że sprzedaż samochodów wzrosła znacznie mocniej niż wynikałoby to ze wskaźnika nastrojów konsumentów w gospodarce (wprawdzie za większość zakupów odpowiedzialne są firmy, ale historycznie dane były bardzo dobrze skorelowane z nastrojami konsumentów – warto pamiętać, że nastroje konsumentów odzwierciedlają też sytuację firm). Który więc wskaźnik „ma rację”? Sprzedaż samochodów, mówiąca, że nastroje są dobre, czy badania konsumentów, wskazujące, że wśród Polaków wciąż jest bardzo dużo obaw i niepewności? Z jednej strony, zawsze lepiej patrzeć na twarde dane niż miękkie wyniki ankiet. Z drugiej strony, każdy chyba widzi wokół siebie, że świat odbiega od normalności i nastroje nie są aż tak dobre jak na początku roku.

Nie będę rozstrzygał, który wskaźnik jest w tym momencie istotniejszy, bo też nie ma takiej potrzeby – po prostu mamy różne sygnały. To, co jest najistotniejsze w tym obrazku, to że generalnie powrót w pobliże normalności po lockdownie był szybszy od oczekiwań. I to zjawisko może mieć wpływ na nastroje na jesieni. Możliwe, że fala epidemiczna przetoczy się przez Polskę jak walec, ale w tyle głowy każdy będzie miał tym razem świadomość, że to nie jest koniec świata jaki znamy – że po tej fali przyjdzie znów normalność, a po kolejnej może nawet epidemia się skończy. Sądzę, choć nie mam na to żadnych dowodów, że ta świadomość może stabilizować oczekiwania.

A co do samej epidemii, to sygnały w Polsce na razie są niepokojące. Jak pisałem tydzień temu, powinniśmy patrzeć na liczbę osób hospitalizowanych. A ta rośnie w wykładniczym tempie. Bez jakichś istotnych zmian w zachowaniu ludności, lub efektów czynników, których nie znamy (odporność z innych wirusów, czynniki genetyczne itd.), system szpitalny w Polsce może podlegać coraz większemu przeciążeniu. Dlatego musimy szykować się na nowe restrykcje. Sądzę, że liczba czerwonych stref będzie dość szybko rosnąć lub będą one obejmować obszary o coraz większej liczbie mieszkańców.

Plus jest taki, że dane z innych krajów zdają się sugerować, że jak na razie dynamika epidemii nie jest tak niszcząca jak na wiosnę, m.in. ze względu na zmianę zachowań społecznych. Istotny dla tempa rozprzestrzeniania się choroby wskaźnik reprodukcji R wynosi w krajach rozwiniętych ok. 1-1,5, w porównaniu do 2-3 na wiosnę. Liczba hospitalizacji i zgonów rośnie wolniej niż na wiosnę. Dane z Francji zdają się sugerować, że lokalne restrykcje wyhamowały dynamikę hospitalizacji.

Jako punkt odniesienia do oceny sytuacji przyjąłbym słowa profesora Krzysztofa Pyrcia z wywiadu dla Rzeczpospolitej: „Tego wirusa i tę pandemię można stosunkowo łatwo przejść, jeśli zachowamy zdrowy rozsądek. Jeśli tak nie będzie, możemy zapłacić wysoką cenę”.

PB Forecast

Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.