Największy spadek zatrudnienia od ponad pięciu lat. Co to oznacza?

W ostatnich dniach z polskiej gospodarki napłynęło wiele istotnych danych i większość z nich miała pozytywny wydźwięk, ale skupię się na jednym wskaźniku, który wypadł bardzo słabo. Nie dlatego, że chcę czymkolwiek straszyć, ale dlatego, że tkwi w tym sygnał dotyczący zmiany strukturalnej w polskiej gospodarce. Chodzi o zatrudnienie. Spadło ono w maju najmocniej od ponad pięciu lat. I co ciekawe, stało się to w warunkach, gdy popyt na pracę jest mocny. Wniosek? Chyba spada podaż pracy.

Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw obniżyło się w maju niemal o 12 tys. osób. Dotyczy to grupy przedsiębiorstw zatrudniających co najmniej 10 osób i nie należących do branż finansowych. Ale innych danych miesięcznych nie ma. Ostatni raz głębszy spadek zatrudnienia wystąpił w grudniu 2012 r. A nie licząc grudni, gdy zatrudnienie generalnie ma niższą dynamikę niż w innych miesiącach roku, to ostatni spadek jest największy od czerwca 2009 r. Jak widać na wykresie poniżej, majowy spadek jest naprawdę zaskakująco głęboki.

Co ciekawe, nic nie wskazuje na to, by nagle spadł popyt na pracę wśród firm. Dane ankietowe prowadzone wśród gospodarstw domowych pokazują, że ich nastroje są rekordowo dobre, a percepcja zmian na rynku pracy zmieniła się na plus w ostatnich miesiącach. Czyli pracownicy nie czują pogorszenia. Widać to też na wykresie poniżej. Również twarde dane ze sfery produkcyjnej są dobre. W czerwcu produkcja przemysłowa wzrosła o 7,7 proc. rok do roku, czyli zgodnie z trendem z ostatniego roku. Firmy podnoszą też szybko wynagrodzenia – w maju o 7,7 proc. rok do roku, co jest bliskie cyklicznemu szczytowi. Nie ma jeszcze danych z budownictwa za maj, może tam nastąpiło jakieś tąpnięcie, ale to raczej nie powinno aż tak gwałtownie wpłynąć na rynek pracy.

A zatem wiele wskazuje, że spadek zatrudnienia to w dużej mierze skutek zmian podażowych. Bardzo możliwe, że napływ imigrantów stanął w miejscu lub nawet się odwrócił – część osób wróciła do domu lub wyjechała na Zachód. Na to nakłada się odpływ siły roboczej na emeryturę. O ile w latach 2016-2017 miesięczny przyrost emerytów i rencistów wynosił ok. 3 tys., o tyle od 2018 r. miesięczny przyrost sięga 8-10 tys. (to nie uwzględnia jednorazowego odpływu z tytułu obniżenia wieku emerytalnego). Oczywiście nie każdy emeryt to osoba niepracująca, ale szybszy odpływ osób z siły roboczej do grona emerytów będzie niewątpliwie coraz bardziej widoczny.

Możliwe, że w maju nastąpił zintensyfikowany odpływ w tych dwóch kierunkach – więcej imigrantów wyjechało i więcej osób przeszło na emeryturę.

Rynek pracy wchodzi w nową erę, trudną dla przedsiębiorców i raczej korzystną dla pracowników.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw : LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Zatrudnienie stanęło w miejscu, pierwszy raz od ponad sześciu lat

Wyczerpują się już w Polsce zasoby wolnej siły roboczej, które można szybko zaangażować do pracy. Gospodarka jest prawdopodobnie bliska stanowi, który ekonomiści nazywają pełnym zatrudnieniem, co oznacza, że dodatkowy przyrost zatrudnienia można by osiągnąć tylko przez wsparcie aktywności zawodowej, a nie popytu na pracowników. Taki wniosek można wysnuć z ostatnich danych z badania aktywności ekonomicznej ludności.

Według wyników badania BAEL, opublikowanego wczoraj przez GUS, zatrudnienie w Polsce w czwartym kwartale wzrosło zaledwie o 0,03 proc. rok do roku (trzy setne procenta, czyli w zaokrągleniu zero). To najsłabsza dynamika od drugiego kwartału 2013 r., czyli niemal od sześciu lat. W jakiejś mierze odpowiada za to osłabienie popytu, widoczne chociażby w niższej dynamice inwestycji w gospodarce. Ale ważniejszy jest prawdopodobnie czynnik podażowy. Jest wciąż wiele firm chętnych do zatrudniania, co widać m.in. po wynikach ankiet wśród menedżerów. Tylko nie da się już łatwo znaleźć osób, które nie mają pracy. Trzeba „wyciągać” je z innych firm, a za to słono się płaci. Dlatego dynamika wynagrodzeń nie obniża się, mimo słabszej dynamiki zatrudnienia.

Wprawdzie badanie BAEL nie uwzględnia większości imigrantów obecnych w Polsce, ale wiele sygnałów wskazuje, że dynamika zatrudnienia w tej grupie również wyraźnie się obniżyła w ostatnich miesiącach. Ta fala nie mogła trwać wiecznie.

Jakie z tego można wysnuć wnioski? Ograniczenia podażowe będą coraz bardziej hamowały wzrost gospodarczy. Polska od kilku lat jest w recesji demograficznej, zasoby krajowej siły roboczej kurczą się. Od 2015 r. ta zmiana była niwelowana przez napływ imigrantów, ale dziś, gdy ten napływ mija, przyjdzie nam zderzyć się czołowo z efektami zmniejszenia zasobów siły roboczej. Plus jest taki, że firmy będą miały coraz więcej bodźców by znacząco zwiększać wydajność pracy.  

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o zatrudnieniu: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Koniunktura na rynku pracy powoli się osłabia

Zatrudnienie w firmach nieznacznie wzrosło w październiku, ale trend spowolnienia pozostaje nieubłagany.

Wczorajsze dane z rynku pracy mogły wydawać się bardzo dobre – zatrudnienie wzrosło, wynagrodzenia również. Ale dokładny wgląd w dane pokazuje, że trwa nieubłagany trend spowolnienia aktywności. Popyt na pracę nie jest już tak mocny jak w pierwszej połowie roku, obniżyła się również gotowość do podnoszenia wynagrodzeń.

Wykres: Miesięczna zmiana liczby pracujących w sektorze przedsiębiorstw *

Źródło: SpotData na podstawie GUS

* Nie uwzględniono danych za styczeń każdego roku ze względu na zmianę składu próby badanych przedsiębiorstw, (37 proc. wszystkich zatrudnionych w gospodarce)

Liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw wyniosła 6 227 tys. i wzrosła w październiku o 2,3 tys. w porównaniu z wrześniem. Oznaczało to wzrost po dwóch miesiącach spadków. Ale nie można na tym zbudować optymistycznej narracji o rynku. – Jedynie wyraźnej sezonowości października zawdzięczamy fakt, że nie był on kolejnym z serii miesiącem spadków liczby pracujących – wskazują ekonomiści mBanku. Pomimo wzrostu zatrudnienia w ujęciu miesięcznym jasno widać, że spada tempo wzrostu zatrudnienia – w ujęciu rocznym zatrudnionych jest o 191 tys. osób więcej niż przed rokiem, co oznacza najmniejszy przyrost od końca 2016 roku. Lepiej już nie będzie. Można podać dwie główne przyczyny takiego stanu rzeczy: spadająca liczba dostępnych do zatrudnienia pracowników oraz spadające zapotrzebowanie na pracowników ze strony przedsiębiorstw. Obecnie szczególnie istotne pozostaje ten drugi argument. Pomimo doskonałych danych o PKB za trzeci kwartał przedsiębiorcy od kilku miesięcy zaczęli ograniczać popyt na pracowników. W ankietach NBP i GUS dostrzec można spadek wartości portfela zamówień (nowych kontraktów) – szczególnie tych zagranicznych. Reakcją obronną pracodawców pozostaje więc ograniczanie nowych rekrutacji.

Wykres: Dynamika wzrostu wynagrodzeń na tle odsetka przedsiębiorstw planujących wzrost płac.

Źródło: SpotData na podstawie GUS i NBP

Pozytywne zaskoczenie wystąpiło w przypadku wynagrodzeń, które w październiku wzrosły o 7,6 proc. zamiast o oczekiwanych 6,7 proc. Wartość ta oznacza powrót po kilku miesiącach niższych wzrostów do obserwowanych jeszcze na początku roku dynamik. Może być to jednak zjawisko przejściowe. Według Piotra Piękosia, ekonomisty z Banku Pekao, wyższy od oczekiwań wynik tłumaczyć należy wypłatą zaległych deputatów węglowych z 2016 górnikom z JSW. W kolejnych miesiącach dynamiki wynagrodzeń powinny być niższe. Wydaje się więc, że czasy najwyższych podwyżek w obecnym cyklu mamy już za sobą. Firmy już teraz przygotowują się na oczekiwane hamowanie koniunktury oraz obserwowane spadki nowych zamówień. Wskazuje na to np. odsetek firm prognozujących wzrosty płac, który spadł do poziomu z końca 2016 roku.

Na horyzoncie widnieje jednak kilka procesów, które mogą uniemożliwić firmom dostosowanie kosztów wynagrodzeń do słabszej koniunktury. Pierwszym z nich jest zliberalizowanie przez Niemcy dostępu do swojego rynku pracy dla wykwalifikowanych pracowników. Może przyczynić się to do masowego odpływu pracujących w Polsce Ukraińców. Oznaczać to może zwiększenie presji na podwyżki wynagrodzeń. Drugim procesem mogącym podbić ogólną dynamikę płac są podwyżki w sektorze publicznym. Przez lata były one w budżetówce raczej niewielkie, ale w tym roku niektóre grupy zawodowe rozpoczęły usilne starania o wyższe pensje. Już teraz podwyżki wywalczyli policjanci czy pielęgniarki, a strajki planują m. in. nauczyciele.

 

Autor: Kamil Pastor