EBC w pesymistycznym tonie

Wczoraj pisałem o optymistycznej projekcji Narodowego Banku Polskiego na temat polskiej gospodarki. Dziś przyszedł czas na Europejski Bank Centralny, bo ten też opublikował swoje projekcje. Są one zupełnie odwrotne do projekcji – pesymistyczne. Tak pesymistyczne, że EBC musiał dokonać kolejnego luzowania polityki pieniężnej, wprowadzając dedykowane operacje płynnościowe dla banków w celu pobudzenia akcji kredytowej.

EBC różni się od NBP też tym, że jego prognozy sprawdzały się znacznie słabiej w ostatnich latach.

Projekcja EBC wskazuje, że w tym roku PKB strefy euro urośnie zaledwie o 1,1 proc., czyli dwukrotnie wolniej niż średnio w ostatnich czterech latach i znacznie wolniej niż EBC przewidywał w projekcji grudniowej (1,7 proc.). W 2020 r. wzrost PKB wyniesie 1,6 proc., a w 2021 r. – 1,5 proc. Nie jest to recesja ani kryzys, ale jest to mizerny wzrost, poniżej potencjału strefy. Dlatego też inflacja do 2021 r. ma pozostać niższa niż cel inflacyjny EBC (który brzmi: „poniżej, ale blisko 2 proc.”).

Z tego powodu EBC wprowadził kolejną rundę tzw. operacji TLTRO (targeted long term refinancing operations), które polegają na refinansowaniu bankom portfela udzielonych kredytów korporacyjnych i konsumpcyjnych, po niskiej stopie procentowej i na długi okres. Po decyzji EBC kurs euro stracił wobec dolara ok. 1 proc., czyli bardzo dużo jak na jednodniowy ruch. Rynek chyba był zaskoczony pesymizmem oceny koniunktury przez EBC.

Warto jednak dostrzec, że prognozy EBC dotyczące PKB sprawdzały się w ostatnich latach słabo. Od 2010 r. tylko w trzech na dziewięć przypadków faktyczne PKB było w przedziale prognoz z marca danego roku (wczoraj pokazywałem, że NBP mieścił się w swoim prognozowanym przedziale w sześciu na dziewięć przypadków). Oczywiście przy tak małej liczbie obserwacji trudno o twarde wnioski, ale na pewno dobre określenie ścieżki wzrostu strefy euro jest dla ekonomistów EBC dużym wyzwaniem. W ostatniej dekadzie strefa wielokrotnie zaskakiwała, zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Można mieć nadzieję, że teraz jest czas na zaskoczenia in plus. Choć to tylko nadzieje, bo na razie twarde dane tego nie pokazują.

Autor: Ignacy Morawski


Strona EBC z wynikami projekcji PKB i inflacji: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Bardzo optymistyczne prognozy PKB

Analitycy Narodowego Banku Polskiego wyraźnie podnieśli projekcję PKB na 2019 i 2020 r. Obraz rysowany przez tę projekcję jest bardzo optymistyczny. Pytanie, czy nie za bardzo? Choć warto pamiętać, że w przeszłości projekcje banku sprawdzały się całkiem nieźle, przynajmniej w krótkim okresie.

Według projekcji NBP, publikowanej trzy razy w roku, w 2019 r. wzrost PKB ma zmieścić się w przedziale 3,3-4,7 proc. (środek przedziału to 4 proc.), w 2020 r. – 2,7-4,6 proc. (środek to 3,7 proc.), a w 2021 r. – 2,4-4,3 proc. (środek to 3,4 proc.). A zatem jeszcze przez niemal dwa lata wzrost gospodarczy ma być zbliżony do 4 proc., co jak na gospodarkę nie notującą właściwie wzrostu zatrudnienia ze względu na wyczerpującą się podaż siły roboczej jest wynikiem bardzo wysokim. Taki wzrost mamy utrzymać w warunkach wygasającego napływu imigrantów, malejących dynamicznych efektów napływu funduszy europejskich i wyraźnego spowolnienia w strefie euro.

Jednym z powodów tak optymistycznej prognozy jest prawdopodobnie (bo szczegóły poznamy dopiero w przyszłym tygodniu) silna stymulacja fiskalna gospodarki oraz wykazywana dotychczas przez polską gospodarkę odporność na spowolnienie w Europie. Ten pierwszy czynnik jest nowy, dlatego obecna projekcja NBP jest wyraźnie wyższa niż ta z jesieni. Jeszcze jesienią projekcja wskazywała na wzrost rzędu 3,6 proc. w 2019 r. i 3,4 proc. w 2020 r.

Mi projekcja NBP wydaje się nieco zbyt optymistyczna. Impuls fiskalny w warunkach pełnego zatrudnienia nie przełoży się tak znacznie na wzrost PKB jak parę lat temu, a jednocześnie efekty spowolnienia w Niemczech powinny w końcu być bardziej widoczne w Polsce. Ale jednocześnie moje spojrzenie nie jest diametralnie odmienne od tego prezentowanego przez bank. Trzeba pamiętać, że projekcje NBP generalnie były dość trafne. Od 2010 r. w zdecydowanej większości przypadków faktyczny wzrost PKB mieścił się w przedziale projekcji na rok bieżący. Gorzej z projekcją na dwa lata w przód – w ok. połowie przypadków faktyczny wzrost znajdował się poza przedziałem 50-proc. prawdopodobieństwa. Ze statystycznego punktu widzenia nie ma w tym nic dziwnego, generalnie dobra prognoza to taka, gdy w połowie przypadków faktyczna realizacja zmiennej mieści się w 50-proc. przedziale prawdopodobieństwa. Po prostu patrząc na długi okres swobodniej można się z NBP nie zgodzić.

Autor: Ignacy Morawski

Komunikat RPP z wynikami projekcji PKB i inflacji: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Zaskakujące ożywienie eksportu we wszystkich krajach Europy Środkowej

Ciekawe zjawisko. We wszystkich krajach Europy Środkowej, z których mamy dane, eksport towarów w czwartym kwartale 2018 r. wyraźnie przyspieszył. Dotyczy to Polski, Czech i Węgier. Region okazuje się dość odporny na spowolnienie w światowym handlu, mimo że jest mocno uzależniony od Niemiec, gdzie eksport wyraźnie zwalniał. To może być przyczynek do tezy, że na razie negatywne zjawiska obserwowane w gospodarce nie rozprzestrzeniają się z siłą powodzi – jest wiele wysp odpornych na tendencje recesyjne.

W Polsce eksport towarów wzrósł w czwartym kwartale aż o 6,7 proc. rok do roku (na podstawie danych odsezonowanych z tzw. rachunków narodowych – wszystkie dane do pobrania pod linkiem poniżej), ale najwyższy wzrost zanotowały Węgry, aż o 6,9 proc. W Czechach wzrost wyniósł 4,9 proc. We wszystkich przypadkach dynamiki w czwartym kwartale były wyższe niż w trzecim kwartale. W tym samym okresie niemiecki eksport spadł o 0,3 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 1,1 proc. w trzecim kwartale, co oznaczało pierwszy spadek od … 2009 r.

Dobre dynamiki eksportu w regionie to m.in. efekt otwierania nowych fabryk. Na przykład, na Węgrzech Audi otworzyło w zeszłym roku dużą fabrykę modelu A3. Ale warto też dostrzec, że generalnie Niemcy nie ograniczają tak importu jak spada im eksport. Niemiecki import rośnie słabiej, ale nie jest to recesja – w czwartym kwartale wzrost wyniósł 3 proc., wobec 4,4 proc. w trzecim kwartale.

Jak na razie zatem do Polski i regionu nie docierają bardzo mocne wstrząsy ze światowej gospodarki.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o eksporcie wszystkich krajów UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Co bardziej straciło moc: PMI czy gospodarka?

Indeks PMI, czyli najuważniej śledzony indeks koniunktury, nieźle postraszył w piątek. Jego odczyt, wraz ze szczegółami, wskazuje, że spowolnienie przemysłowe uderza w polską gospodarkę z mocą fali sztormowej. Pytanie tylko, czy nie jest to w jakiejś mierze zjawisko iluzoryczne, pojawiające się w głównej mierze poprzez niedoskonałość badań ankietowych, na podstawie których budowany jest indeks?

PMI dla przetwórstwa w lutym spadł do poziomu 47,6 pkt, wobec 48,2 pkt w styczniu. To jest poziom indeksu, który wcześniej występował w szczycie kryzysu w strefie euro w 2012 i 2013 r. A jeszcze gorsze są szczegóły. Subindeks produkcji bieżącej, jeden z ważniejszych komponentów całego PMI, spadł do najniższego poziomu od niemal 10 lat, czyli od czasu wielkiego kryzysu finansowego. Patrząc na relacje historyczne między PMI a produkcją, obecne poziomy indeksu zbieżne są ze spadkiem produkcji o ok. 3-5 proc. rok do roku. Choć z ostatnich danych wynika, że produkcja w Polsce … rośnie w tempie przekraczającym 4 proc.

Co się dzieje?

Na pewno w firmach przemysłowych w Polsce odczuwalne jest pogorszenie koniunktury i osłabienie zamówień. W ankiecie składającej się na indeks znajdują się odpowiedzi menedżerów zamówień z ponad 200 dużych firm przemysłowych, więc wątpliwe, by ten pesymizm nie odzwierciedlał jakichś realnych zjawisk. Tym bardziej, że indeks był zawsze mocno skorelowany z realną dynamiką produkcji – dlatego jest tak uważnie śledzony. Wkrótce można się spodziewać osłabienia produkcji.

Jednak w ostatnich latach zauważalne było pogorszenie korelacji między PMI a danymi z realnej gospodarki. O ile przed rokiem 2015 korelacja była bardzo wysoka, z małymi przerwami, o tyle od roku 2015 korelacja wyraźnie się obniżyła. Widać to na wykresie poniżej. Tak jakby PMI w coraz mniejszym stopniu był reprezentatywny dla sytuacji sektora przetwórczego. Żeby było jasne – korelacja wciąż jest wyraźnie dodatnia i nie można zupełnie lekceważyć tego indeksu. Ale sygnały przezeń wysyłane nie są już tak jednoznaczne jak kiedyś. Nie chcę snuć nieuzasadnionych domysłów, ale gwoli ścisłości należy wspomnieć, że w 2015 r. zmienił się sponsor badania – wycofał się z niego bank HSBC. Czy to mogło mieć jakiś wpływ na precyzję całego, zapewne kosztownego badania? Nie wiem.

Wykres: Średniookresowa korelacja między indeksem PMI a dynamiką produkcji sprzedanej przetwórstwa

Wniosek? Z tym, czy uderzyła nas fala sztormowa europejskiej dekoniunktury przemysłowej, poczekajmy na dane z realnej gospodarki za luty i marzec. Na razie rynek finansowy nie redukuje prognoz dla polskiej gospodarki na ten rok, a wręcz niektóre banki podniosły swoje prognozy, uwzględniając hojny, nowy program fiskalny rządu.
Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych dotyczących danych o produkcji przemysłowej: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Polska i USA cyklicznie idą pod rękę wbrew Niemcom

Obserwowaliśmy w ostatnich miesiącach i kwartałach ewidentne spowolnienie aktywności przemysłowej i handlowej na świecie, ale spowolnienie to nie rozchodzi się równomiernie po krajach. I wczorajsze szczegółowe dane o PKB z Polski czy Stanów Zjednoczonych to potwierdziły.

Widać to też na poniższym wykresie, na którym zaprezentowano PKB Polski na tle USA i Niemiec. Zróżnicowanie wynika m.in. z odmiennego podejścia do polityki fiskalnej. Ale też w danych handlowych nie widać skoordynowanej recesji.

GUS podał, że PKB Polski w czwartym kwartale 2018 r. wzrósł o 4,9 proc. rok do roku (a kiedy weźmiemy dane odsezonowane, to wzrost wyniósł 4,6 proc.). Bardzo pozytywnie zaskoczył eksport, który wzrósł aż o 8,9 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 4,9 proc. kwartał wcześniej, a negatywnie zaskoczyły inwestycje, które wzrosły tylko o 6,7 proc., wobec 9,9-procentowej dynamiki kwartał wcześniej, mimo rozgrzanych do czerwoności inwestycji publicznych.

Również wczoraj dane o PKB podał amerykański urząd statystyczny. I również były one bardzo dobre. Media finansowe skupiają się na dynamice PKB kwartał do kwartału, która wyniosła 2,6 proc. (po zannualizowaniu, czyli przedstawieniu danych w ujęciu rocznym – tak jak przedstawia się odsetki bankowe) i była wyższa od prognoz. Ale dla potrzeb porównań międzynarodowych lepiej podać dynamikę PKB rok do roku – wyniosła ona 3,1 proc. i to był najwyższy odczyt od wiosny 2015 r. Wysoka była dynamika inwestycji prywatnych, co zostało odczytane jako dobry prognostyk na przyszłość. Niezła jest też dynamika eksportu – choć eksport zwalnia, to dynamika utrzymuje się na wyraźnym plusie, ponad 2 proc. rok do roku.

Zwracam uwagę na fakt, jak bardzo sytuacja cykliczna Polski czy Stanów Zjednoczonych różni się od Niemiec, które balansują na granicy recesji. Jak wyjaśnić fakt, że nie wszystkie gospodarki reagują jednakowo na spowolnienie aktywności przemysłowej na świecie? Można podać kilka powodów. Po pierwsze, popyt konsumpcyjny na razie nie reaguje na turbulencje przemysłowe, więc lepiej zachowują się gospodarki krajów, gdzie konsumpcja ma duży udział w PKB – tak jest w USA; z kolej w Niemczech konsumpcja ma relatywnie niski udział w PKB (Polska jest gdzieś pomiędzy tymi krajami pod względem udziału konsumpcji). Po drugie, w Polsce czy Stanach Zjednoczonych gospodarka jest wspierana przez relatywnie luźną politykę fiskalną. W Polsce kluczowy pod tym względem jest skokowy wzrost inwestycji publicznych (a w tym roku nadchodzą potężne transfery fiskalne), a w USA cięcia podatków. Po trzecie, wstrząsy przemysłowe najwyraźniej nie rozchodzą się równomiernie po świecie, ponieważ nie wszędzie eksport dołuje. Niemiecki eksport prawie stanął w miejscu, eksport USA wciąż rośnie, a eksport Polski rośnie całkiem szybko (licząc towary i usługi). Pewną zagadką w Polsce jest rozbieżność między danymi z bilansu płatniczego i rachunków narodowych, ale to jest zagadka tylko dla największych fascynatów statystyki publicznej.

Jaki z tego wypływa wniosek? Można odnieść wrażenie, że odporność gospodarcza USA czy Polski na spowolnienie przemysłowe na świecie jest powodem do optymizmu w prognozach na ten rok. Spowolnienie w końcu niewątpliwie dotknie te kraje, ale wciąż można mieć nadzieję, że nie będzie to zjawisko tak gwałtowne jak w Niemczech.

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych dotyczących danych o wzroście PKB: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Rosną szanse na uporządkowany brexit

Ze wszystkich zjawisk, które dołują w tym momencie europejską gospodarkę, brexit jest zapewne jednym z ważniejszych. Przypomnę, że strefa euro od dwóch kwartałów notuje mizerny wzrost w okolicach zaledwie 0,2 proc. kwartalnie, co zaczęła odczuwać już też polska gospodarka. Niepewność wokół handlu jest jednym z czynników obciążających europejską koniunkturę, a niejasne zasady dotyczące wyjścia Wielkiej Brytanii z UE (termin mija 29. marca) się do tego przyczyniają.

Dlatego bardzo pozytywną wiadomością jest wzrost szans na uporządkowane wyjście Wielkiej Brytanii z UE, zgodne z umową podpisaną w listopadzie zeszłego roku. Umowa została odrzucona przez brytyjską Izbę Gmin w styczniu, ale będzie głosowana ponownie i zyskuje zwolenników.

Z tego powodu kurs funta wzrósł w ostatnich dniach do najwyższego poziomu od kwietnia 2017 r., w Polsce cena waluty przekroczyła 5 zł, co widać na wykresie poniżej. Niezależni obserwatorzy wskazują, że szansa na przyjęcie umowy w głosowaniu 12. marca wynosi ok. 50 proc. Kolejna możliwość w hierarchii prawdopodobieństwa to odłożenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE i próba renegocjacji umowy lub przeprowadzenia kolejnego referendum.

Skąd taka zmiana nastrojów w Westminsterze? Zwolennicy wyjścia z UE dostrzegli, że ich opór wobec umowy podpisanej z unią może doprowadzić nie do zmiany warunków, ale do zablokowania brexitu w ogóle. Są więc bardziej skłonni poprzeć umowę, która im się nie podobała – jeżeli tylko UE pójdzie na choć minimalne ustępstwa. Premier Theresa May zapowiedziała, że możliwe jest odłożenie brexitu, a Partia Pracy poparła ideę przeprowadzenia drugiego referendum.

Część chmur wiszących nad europejską gospodarką zaczyna się zatem rozwiewać. Część, bo umowa nie jest jeszcze załatwiona. Część, bo na horyzoncie jest jeszcze wojna handlowa z USA i prawdopodobne wprowadzenie przez Waszyngton ceł na europejskie samochody.

 

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych dotyczących kursu funta szterlinga: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Oczyszczanie w budownictwie rozpoczęte

W ostatnim czasie z sektora budowlanego, bardzo istotnego dla sytuacji całej gospodarki, zaczęło płynąć kilka ciekawych sygnałów. Z jednej strony, aktywność budowlana wytraca dynamikę, co wynika w dużej mierze z wysokiej bazy odniesienia z 2018 r. Z drugiej strony, niektórzy analitycy i przedsiębiorcy uważają, że wraz z przemijaniem największej fali boomu budowlanego, firmy z sektora mogą przejść konieczne „oczyszczenie”. Takie opinie możecie znaleźć m.in. w dwóch artykułach, do których linki znajdują się tutaj (pierwszy i drugi).

To może wskazywać, że schodzenie gospodarki z tempa wzrostu w pobliżu 5 proc., do 3-4 proc., może okazać się generalnie uzdrawiające. I że wśród przedsiębiorstw trwa proces uczenia się i dostosowywania do fal inwestycji wywołanych projektami infrastrukturalnymi.

Dane, które mogą potwierdzać tezę o „oczyszczaniu” sektora, to odsetek firm budowlanych, dla których koszty materiałów stanowią barierę rozwoju. Widać to na wykresie poniżej. Ten odsetek jest generalnie dość wysoki, ale spadł w ostatnich miesiącach o kilka punktów procentowych i jest to najmocniejszy spadek (nie uwzględniając zmian sezonowych) od 14 lat w tak krótkim okresie.  Tak jakby kumulacja zamówień mijała i wywoływała dostosowanie po stronie cen. Tezę o przywracaniu równowagi na rynku mogą potwierdzać również niektóre dane o niedoborach maszyn, materiałów i pracowników. Niektórzy analitycy, przytaczani we wspomnianych artykułach, wskazują też, że firmy już od jakiegoś czasu znacznie ostrożniej podchodzą do przetargów, omijając te, w których budżety są wyznaczone zbyt nisko.

Na razie nie jest to na tyle duże zmiana, by było ją widać w jakichś bardziej spektakularnych wskaźnikach, jak np. cenach akcji firm budowlanych na giełdzie. Indeks WIG-Budownictwo wciąż jest bardzo nisko na tle historycznym. Ale proces „oczyszczenia” może się dopiero zaczynać.

Autor: Ignacy Morawski

Źródło danych odnośnie koniunktury w budownictwie: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Zatrudnienie stanęło w miejscu, pierwszy raz od ponad sześciu lat

Wyczerpują się już w Polsce zasoby wolnej siły roboczej, które można szybko zaangażować do pracy. Gospodarka jest prawdopodobnie bliska stanowi, który ekonomiści nazywają pełnym zatrudnieniem, co oznacza, że dodatkowy przyrost zatrudnienia można by osiągnąć tylko przez wsparcie aktywności zawodowej, a nie popytu na pracowników. Taki wniosek można wysnuć z ostatnich danych z badania aktywności ekonomicznej ludności.

Według wyników badania BAEL, opublikowanego wczoraj przez GUS, zatrudnienie w Polsce w czwartym kwartale wzrosło zaledwie o 0,03 proc. rok do roku (trzy setne procenta, czyli w zaokrągleniu zero). To najsłabsza dynamika od drugiego kwartału 2013 r., czyli niemal od sześciu lat. W jakiejś mierze odpowiada za to osłabienie popytu, widoczne chociażby w niższej dynamice inwestycji w gospodarce. Ale ważniejszy jest prawdopodobnie czynnik podażowy. Jest wciąż wiele firm chętnych do zatrudniania, co widać m.in. po wynikach ankiet wśród menedżerów. Tylko nie da się już łatwo znaleźć osób, które nie mają pracy. Trzeba „wyciągać” je z innych firm, a za to słono się płaci. Dlatego dynamika wynagrodzeń nie obniża się, mimo słabszej dynamiki zatrudnienia.

Wprawdzie badanie BAEL nie uwzględnia większości imigrantów obecnych w Polsce, ale wiele sygnałów wskazuje, że dynamika zatrudnienia w tej grupie również wyraźnie się obniżyła w ostatnich miesiącach. Ta fala nie mogła trwać wiecznie.

Jakie z tego można wysnuć wnioski? Ograniczenia podażowe będą coraz bardziej hamowały wzrost gospodarczy. Polska od kilku lat jest w recesji demograficznej, zasoby krajowej siły roboczej kurczą się. Od 2015 r. ta zmiana była niwelowana przez napływ imigrantów, ale dziś, gdy ten napływ mija, przyjdzie nam zderzyć się czołowo z efektami zmniejszenia zasobów siły roboczej. Plus jest taki, że firmy będą miały coraz więcej bodźców by znacząco zwiększać wydajność pracy.  

Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o zatrudnieniu: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Festiwal konsumpcji odsuwa w cień inwestycje. Ocena programu gospodarczego rządu.

„To jest walka o klasę średnią, żyjącą na poziomie europejskim” – powiedział premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba powiedzieć, że pomysły gospodarcze, które mają podnieść poziom życia w Polsce do europejskiego poziomu, są jednym wielkim eksperymentem. Zwykle kraje, które rozpoczynały wielkie przedsięwzięcia gospodarcze, mające je wynieść na wyższy poziom rozwoju, stawiały na inwestycje (lub reformy strukturalne). Nawet Morawiecki uczynił parę lat temu inwestycje centralnym punktem swojej myśli gospodarczej. Ale dziś rząd stawia na konsumpcję. Ponad 80 proc. propozycji gospodarczych rządu pod względem deklarowanych kwot dotyczy wzmacniania redystrybucji i pobudzania popytu konsumpcyjnego.

Jako kontekst dla rozważań nad propozycjami rządu prezentuję poniżej dane, które pokazują, że w ostatnich latach Polska była jednym z liderów Unii Europejskiej pod względem wzrostu konsumpcji i jednym z outsiderów pod względem wzrostu inwestycji.  To nie jest zjawisko zupełnie niezależne od polityki gospodarczej. Ale o tym jeszcze powiem.

PiS obiecał łącznie ok. 1,5-2 proc. PKB korzyści fiskalnych dla obywateli. Z tego ok. 1-1,5 proc. PKB to jest wprowadzenie dodatku w wysokości 500 zł na pierwsze dziecko (dotychczas program 500+ nie dotyczył pierwszego dziecka) i dodatek do emerytur wynoszący ok. 1100 zł rocznie (choć ten dodatek ma być na razie tylko w 2019 r.). Reszta to propozycje o bardziej podażowym charakterze, czyli wzmacniające podaż pracy i zasoby infrastruktury (likwidacja PIT dla osób do 26 roku życia, podniesienie kosztów uzyskania przychodu, inwestycje w nowe połączenia PKS).

Zgodnie z mainstreamowymi teoriami ekonomicznymi, pobudzanie konsumpcji może wspomóc długookresowy wzrost gospodarczy tylko wtedy, gdy gospodarka znajduje się w dołku i nie wykorzystuje w pełni swoich zdolności produkcyjnych. Polska raczej nie jest w takiej sytuacji. Wprawdzie mamy bardzo niską inflację, co mogłoby sugerować, że gospodarka wciąż słabo wykorzystuje potencjał, ale jednocześnie jest cała masa wskaźników sugerujących, że gospodarka zmaga się raczej z problemami podażowymi niż popytowymi. Bezrobocie jest tak niskie, że niżej już raczej nie może spaść, firmy mają ogromne problemy ze znalezieniem pracowników, wykorzystanie mocy produkcyjnych jest rekordowo wysokie, zaledwie parę procent firm wskazuje, że popyt na ich towary i usługi stanowi jakąkolwiek barierę rozwojową.

Dlatego wspomaganie konsumpcji nie przełoży się na wzrost gospodarczy w takim stopniu, jak poprzednia runda hojnych transferów fiskalnych w 2015 i 2016 r. Wzrost PKB będzie krótkookresowo wyższy o kilka dziesiątych punktu procentowego, ale nie będzie to zjawisko trwałe, a w większym stopniu ten impuls fiskalny sfinansuje import.

Istotny jest tu inny aspekt, który mainstreamowa ekonomia do niedawna zupełnie pomijała. Program PiS należy bardziej postrzegać jako budowę polskiej wersji tzw. państwa dobrobytu niż wspomagania konwergencji polskich płac do zachodniego poziomu. PiS chce budować państwo, w którym nad rodzinami roztoczony jest bardzo szeroki parasol ochronny. To ma sens, ponieważ coraz więcej badań ekonomicznych wskazuje, że dbanie o redystrybucję i wyrównywanie szans podnosi tzw. kapitał społeczny i długookresowo przyczynia się do szybszego rozwoju.

Tylko w takiej sytuacji należy postawić pytanie, czy rzeczywiście mamy dobrze skrojony program wspierania szans wszystkich grup społecznych? Co z dramatycznie niedofinansowaną służbą zdrowia, co z edukacją, co z walką z destrukcyjnym dla zdrowia Polaków smogiem? 

Niestety ten program wygląda bardziej jak doraźny instrument walki politycznej niż dobrze przemyślany plan wyrównywania szans. Większość propozycji została zaczerpnięta z programów innych partii politycznych po to, by utrudnić im prowadzenie debaty publicznej. To wygląda jak seria bardzo kosztownych kuksańców, a nie nowa jakość w polityce gospodarczej.

A bezpośrednim kosztem tak masywnego programu może być dalsze obniżenie dynamiki inwestycji w relacji do innych krajów. Jak wspomniałem, o ile w ostatnich latach Polska była jednym z najszybciej rozwijających się krajów Unii Europejskiej, o tyle dynamika inwestycji w Polsce należy do najniższych w UE. To efekt klasycznego mechanizmu „wypłukiwania” inwestycji prywatnych przez wzrost wydatków publicznych. Silny wzrost wydatków publicznych podnosi stopy procentowe (w porównaniu do scenariusza bez wzrostu – bardzo możliwe, że przy innej polityce gospodarczej stopy procentowe byłyby w Polsce niższe) oraz zwiększa restrykcyjność fiskalną po stronie podatkowej (widoczną w Polsce w postaci znacznego zwiększenia kontroli podatkowych, kwestionowaniu sprawozdań firm itd.) i w ten sposób obniża dynamikę inwestycji. W latach 2015-2018 inwestycje małych i średnich firm w Polsce obniżyły się o ponad 5 proc.

Program redystrybucji działa w Polsce na pełnych obrotach, ale program bodźcowania inwestycji i budowania mocniejszego polskiego kapitału stoi w miejscu. I ostatnie propozycje gospodarcze tylko tę dywergencję mogą wzmocnić. 

Zmiana konsumpcji i inwestycji w krajach UE między 3. kwartałem 2015 a 3. kwartałem 2018 r., w proc.

 

Autor: Ignacy Morawski


Dane o spożyciu gospodarstw domowych w Polsce i innych krajach UE: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

 
 
Polskie firmy za mało inwestują. Czy PPK to zmienią?

Oprócz tego, że mamy mieć wyższe emerytury, to jeszcze polskie firmy mają się szybciej rozwijać. Taki jest cel Pracowniczych Planów Kapitałowych, największego w założeniu programu wspierania dobrowolnych oszczędności emerytalnych Polaków. Skupię się dziś na tym drugim celu, ponieważ wczoraj opublikowany został raport (do pobrania tutaj) Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, którego SpotData jest współautorem, na temat roli PPK dla polskiej gospodarki.

PPK doprowadzą do zwiększenia PKB per capita…

W raporcie pokazujemy, jaki jest wpływ PPK na wzrost i wysokość PKB per capita w Polsce, demonstrując przy tym wiele ciekawych i ważnych zjawisk ekonomicznych związanych z funkcjonowaniem programu (zarówno po stronie szans jak i ryzyk). Jeden z istotniejszych wykresów, który pokazuję poniżej, dokumentuje ograniczenia kapitałowe, z jakimi zmagają się polskie prywatne firmy i które częściowo może pomóc znieść rozwój rynku kapitałowego. Widać to na przykładzie inwestycji w przeliczeniu na pracownika.

Polskie firmy prywatne nie tylko inwestują znacznie mniej niż firmy państwowe i zagraniczne, ale też znacznie większa jest wśród nich różnica między inwestycjami firm małych i dużych. Jedną z przyczyn jest zapewne utrudniony dostęp do finansowania zewnętrznego. W Polsce wiele jest firm, dla których ograniczeniem rozwojowym jest nie tyle brak umiejętności zdobywania nowych rynków, ale bariera kapitałowa. Sam miałem okazję z licznymi takimi przedsiębiorcami rozmawiać. Ta bariera sprawia, że wśród największych polskich przedsiębiorstw dominują firmy państwowe i zagraniczne.

Jeżeli PPK wpłyną na zbudowanie odpowiednio dużego i płynnego (to jest kluczowe!) rynku kapitałowego, to mogą w długim okresie podnieść wzrost PKB per capita w Polsce o ok. 0,1-0,3 pkt proc. rocznie, m.in. dzięki uwolnieniu potencjału rozwojowego polskich prywatnych firm. Zwiększy się też szansa na realizację jednego z filarów rządowej strategii rozwoju gospodarczego, która zakłada większy udział krajowego kapitału w inwestycjach.

… ale ich pozytywny wpływ wymaga spełnienia kilku warunków

Ale żeby tak się stało musi zostać spełnionych kilka istotnych warunków, m.in. Polska musi dbać o wysoką jakość rządów prawa, poprawić instytucjonalne otoczenie rynku kapitałowego oraz zwiększyć jakość corporate governance w spółkach skarbu państwa. Zapraszamy do lektury raportu!

 


Raport SpotData i IZFA „Kapitał dla rozwoju – Znaczenie Pracowniczych Planów Kapitałowych dla wzrostu gospodarczego i dobrobytu obywateli” dostępny do pobrania w poniższym linku:

Link do raportu