Inflacja coraz wyższa, czekamy na zimowe zmiany cenników

Ceny w Polsce rosną niemal perfekcyjnie zgodnie z celem inflacyjnym. I to jest dobra wiadomość. Ale jednocześnie widać wciąż narastającą presję inflacyjną w usługach, wynikającą m.in. z wysokiego tempa wzrostu płac. Polska jest drugim po Litwie krajem UE z najwyższą dynamiką cen usług. To może być jeszcze przez pewien czas zjawisko bolesne dla konsumentów.

W listopadzie inflacja wyniosła 2,6 proc., wobec 2,5 proc. w październiku. Przypomnę, że cel, w pobliżu którego NBP powinien utrzymywać dynamikę cen konsumpcyjnych w długim okresie, wynosi 2,5 proc. Używając uproszczonego żargonu, inflacja znajdująca się w pobliżu celu oznacza, że gospodarka nie jest ani przegrzana, ani schłodzona. A mówiąc bardziej precyzyjnie, oznacza to, że gospodarka nie jest ani przeinwestowana, ani nie doświadcza nadmiernego bezrobocia (pewnie możnaby podać jeszcze kilka innych wyjaśnień, co w praktyce oznacza stabilna i umiarkowana inflacja – to wymienione na pewno zawiera w sobie uproszczenia).

Jednocześnie są obszary gospodarki, w których presja cenowa jest bardzo wysoka na tle historycznych trendów. Chodzi głównie o usługi. GUS podał, że w listopadzie ceny usług wzrosły aż o 5,3 proc., wobec 4,5 proc. w październiku. Na wykresie pokazuję dłuższy szereg pochodzący z Eurostatu, który stosuje nieco inne wagi. Z tych danych wynika, że ceny usług w listopadzie wzrosły o 4,8 proc., czyli praktycznie w tempie widocznym ostatni raz w szczycie przegrzania gospodarki w 2008 r. (wtedy gospodarka była ewidentnie przeinwestowana, co dotyczyło szczególnie nieruchomości – wielkość inwestycji znacząco przekraczała dostępne krajowe oszczędności, co generowało szybki wzrost zadłużenia zagranicznego).

Są dwa główne źródła wzrostu cen usług. Po pierwsze, jest to szybki wzrost płac – dlatego ceny rosną szybko tam, gdzie płace wykazują wysoką dynamikę i gdzie odczuwalne są niedobory pracowników. Dobrym przykładem są ceny usług lekarskich, które wzrosły w listopadzie o 6,1 proc. rok do roku. Po drugie, źródłem wzrostu cen usług są zmiany regulacyjne, dotykające szczególnie usługi komunalne. Wywóz śmieci jest średnio aż o jedną trzecią droższy niż przed rokiem, co wynika w dużej mierze ze zmieniających się zasad segregowania odpadów.

Bardzo ważne dla trendów inflacyjnych w Polsce w najbliższym roku będą pierwsze miesiące 2020 r. Wtedy wchodzą nowe cenniki w wielu obszarach gospodarki i będzie widać, czy na decyzjach firm i samorządów bardziej ciążą rosnące koszty czy spowolnienie gospodarcze. NBP prognozuje, że inflacja w pierwszym kwartale może zbliżyć się do 4 proc., choć później zacznie opadać. Ta prognoza późniejszego opadania oparta jest na przekonaniu, że ceny usług nie wzrosną skokowo na początku roku (wtedy efekt ich wzrostu byłby widoczny we wskaźniku inflacji przez cały rok). Będzie to więc dla trendów cenowych bardzo ważny moment.

Źródło danych ekonomicznych: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.


O Autorze:

Ignacy Morawski

Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData

Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Ceny ruszyły?

Ceny w Polsce przyspieszyły najmocniej od niemal dwóch lat. Czyżby firmy wprowadzały nowe cenniki, odważniej przenosząc rosnące koszty pracy na ceny? Możliwe. Choć warto pamiętać, że wciąż poruszamy się w obszarze bardzo niskiej inflacji – niższej niż w regionie i niższej od celu NBP. Przyspieszenie cen byłoby zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym.

Inflacja w marcu wyniosła 1,7 proc. – wynika ze wstępnych danych GUS (finalne dane będą pod koniec miesiąca). Oznacza to, że w ciągu dwóch miesięcy dynamika cen zwiększyła się o 1 pkt proc., bo w styczniu inflacja wynosiła tylko 0,7 proc. Takie przyspieszenie na przestrzeni dwóch miesięcy w ostatnich dziesięciu latach wystąpiło tylko raz, na przełomie 2016 i 2017 r., kiedy gospodarka dostawała kopa w związku z ożywieniem w Niemczech i przyspieszeniem płac.

Ważne jest, że teraz ceny przyspieszyły nie ze względu na zmiany cen surowców czy zmiany regulacji, ale z powodu przyspieszenia inflacji bazowej (netto), czyli tej, która nie uwzględnia żywności i energii, towarów najbardziej podatnych na wahania surowcowe. Nie ma jeszcze pełnych danych, ale można szacować, że inflacja bazowa wyniosła w marcu 1,3 proc. w marcu, wobec zaledwie 0,8 proc. na początku roku. To może oznaczać, że na ceny zaczyna wpływać wysoki popyt i wysoka dynamika płac. Przypomnijmy, że na początku roku, wbrew obawom, nastroje konsumentów pozostały rekordowo wysokie, dynamika sprzedaży detalicznej była solidna, dynamika zatrudnienia utrzymała się w pobliżu zeszłorocznych poziomów, podobnie jak dynamika płac. A do tego pieca rząd zapowiedział dosypanie jeszcze węgla w postaci ogromnych transferów fiskalnych.

Możliwe, że większy odsetek firm wykorzystał początek roku do rewizji cenników. Sygnalizowałem to już kilka tygodni temu, pisząc o wyższej dynamice cen usług. Czy jest to zjawisko trwałe, zobaczymy w kolejnych miesiącach. Można powiedzieć, że mamy do czynienia ze zjawiskiem wyczekiwanym od dawna, bo niska inflacja w warunkach doskonałej koniunktury i szybko rosnących płac nie mogła trwać wiecznie.

  Autor: Ignacy Morawski


Źródło danych o inflacji konsumenckiej w Polsce: LINK

Chcesz samodzielnie analizować dane ekonomiczne? Platforma SpotData to darmowy dostęp do ponad 40 tysięcy danych z polskiej i światowej gospodarki, które można analizować, przetwarzać i pobierać w formie wykresów i tabel do Excela.

Sprawdź na:  www.spotdata.pl/ogolna

Poniższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.

Ceny rosną bardzo wolno, choć pieniądza przybywa bardzo szybko. Dlaczego?

Bardzo niska inflacja w Polsce to jedno z najdziwniejszych zjawisk gospodarczych w Polsce w tym roku. Przy bardzo silnym wzroście gospodarczym, bardzo niskim bezrobociu, bardzo wysokim wzroście płac inflacji praktycznie nie ma, bo po odjęciu żywności i energii ledwo przekracza zero. W listopadzie inflacja ogółem wyniosła 1,2 proc., a inflacja po odjęciu cen żywności i energii – ok. 0,7 proc.

Zanim jednak wyjaśnię to zjawisko, co zrobię pod koniec tekstu, proponuję spojrzeć na ceny w długim okresie, by rozprawić się z jedną z popularniejszych teorii ekonomicznych – że zmiana cen zależy od zmiany ilości pieniądza w gospodarce. Otóż nie zależy, a przynajmniej nie w taki sposób, w jaki tłumaczą to zwolennicy tej teorii. 

Monetarna teoria pieniądza a ostatnie 10 lat w Polsce

Spójrzmy na ostatnie dziesięć lat. Ceny konsumpcyjne wzrosły w tym okresie w Polsce łącznie tylko o 17,6 proc. A podaż pieniądza? Podaż pieniądza wzrosła aż o … 115 proc. Ktoś może powiedzieć, że podaż pieniądza składa się z różnych depozytów i gotówki, a lepiej patrzeć tylko na gotówkę. Dobrze. Podaż gotówki w analogicznym okresie wzrosła o 119 proc., a podaż gotówki i rachunków na żądanie – aż o 180 proc. Fakt jest taki, że ilość pieniądza w Polsce rośnie w bardzo szybkim tempie, a ceny w bardzo wolnym.

Podaż pieniądza i ceny konsumpcyjne, przy jednym puncie odniesienia: listopad 2008 = 100

 

W takiej sytuacji najczęstszą reakcją zwolenników teorii o powiązaniu inflacji i podaży pieniądza jest zanegowanie znaczenia wskaźnika inflacji i odwołanie się do cen aktywów. Powiada się, że inflacja może nie rośnie, ale rosną ceny akcji i nieruchomości. No to spójrzmy. W tymże okresie, kiedy ilość pieniądza w Polsce niemal potroiła się (licząc gotówkę i rachunki na żądanie), ceny akcji największych spółek w Polsce (WIG20) … wzrosły o 16 proc. No dobrze, ale może w takim razie wzrosły ceny nieruchomości? Otóż nie! Średnia cena metra kwadratowego mieszkania w analizowanym okresie w największych miastach w Polsce wzrosła zaledwie o 5,3 proc.

Zwolennicy teorii wiążącej inflację z ilością pieniądza zapewne znajdą milion argumentów, dlaczego te proste fakty zaciemniają głębsze prawdy. Może analizowałem zbyt krótki okres, może nie wziąłem pod uwagę wszystkich możliwych cen aktywów. Prawda jest jednak taka, że relacja między ilością pieniądza a cenami jest bardzo odległa i złożona. Z różnych powodów, które chętnie wytłumaczę innym razem.

Przyczyny niskiej inflacji

A dlaczego inflacja w Polsce jest tak niska? Jeden powód jest taki, że inflacja w całej Europie jest niska. Jesteśmy małą gospodarką otwartą, firmy w Polsce działają często w międzynarodowych łańcuchach dostaw i „importujemy” dynamikę cen. Inny powód jest taki, że mimo szybkiego wzrostu gospodarczego, tzw. luka popytowa w Polsce wciąż jest niska. To znaczy, że różnica między faktycznym PKB a potencjałem gospodarki jest mała, co dobrze świadczy o potencjale (potencjał ten mógł być podniesiony przez imigrację). W przyszłym roku inflacja niemal na pewno wzrośnie ze względu na podwyżki cen energii, choć jest szansa, że nie osiągnie więcej niż 2-3 proc.


Więcej na temat przyczyn obecności niskiej inflacji w Polsce można znaleźć w artykule Kamila Pastora opublikowanego wcześniej na łamach naszego bloga: Niskia inflacja – jakie mogą być jej przyczyny?

Autor: Ignacy Morawski