Po pierwszej fali epidemii polski przemysł najszybciej wśród krajów UE wyszedł z kryzysu. Wprawdzie teraz mamy już nowe okoliczności, nową falę i nową recesję, jednak wnioski z analizy trendów przemysłowych z poprzednich miesięcy mogą być aktualne również w najbliższej przyszłości. Mamy w gospodarce strukturalne przewagi, które powinny nam pomagać w nadchodzących kwartałach. Zobaczymy, czy uda się je wykorzystać.
Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że we wrześniu produkcja przemysłowa w Polsce była o 3,1 proc. wyższa niż przed rokiem (po odjęciu z danych efektów sezonowych). Tylko Portugalia i Słowacja odnotowały jeszcze dodatnią dynamikę, ale nieco niższą. W innych krajach produkcja była na minusie – często bardzo głębokim.
Dlaczego polski przemysł podniósł się najszybciej? Sądzę, że są trzy powody, a z nich dwa są trwałe.
Po pierwsze, Polska została dotknięta pierwszą falą epidemii znacznie mniej niż inne kraje i mogła szybciej uruchamiać fabryki po ich okresowym zamykaniu na wiosnę. Ale ten czynnik nie jest już tak istotny, ponieważ w drugiej fali jesteśmy dotknięciu znacznie mocniej niż średnia UE, a jednocześnie fabryki mają już wdrożone procedury sanitarne umożliwiające im działanie nawet w warunkach epidemii. Ważne są zatem kolejne punkty.
Po drugie, Polska ma dość korzystną strukturę produkcji, z dużym udziałem żywności i dóbr konsumpcyjnych podatnych na tzw. efekty odłożonego popytu. Mamy jeden z najwyższych udziałów sektora rolno-spożywczego w PKB w UE, a jednocześnie produkujemy relatywnie dużo mebli, sprzętu RTV/AGD, czy części samochodowych, na które popyt po epidemii był bardzo wysoki. Jednocześnie produkujemy mało dóbr inwestycyjnych, czyli złożonych maszyn, linii produkcyjnych, robotów, gotowych samochodów itd., na które popyt generalnie malał ze względu na osłabienie inwestycji.
Po trzecie, produkujemy w Polsce często towary prostsze, tańsze i mniej złożone niż w krajach Europy Zachodniej, czyli towary, na które popyt jest mniej wrażliwy na wahania koniunktury. Dobrym przykładem jest sytuacja w sektorze motoryzacyjnym. We wrześniu tego roku produkcja w tym sektorze w Polsce była na podobnym poziomie, co przed rokiem, podczas gdy w Niemczech spadła niemal o jedną piątą. Ta różnica wynikać może m.in. z faktu, że w Polsce produkuje się dużo części, które były bardzo potrzebne w warunkach rosnącego wykorzystania samochodów kosztem transportu publicznego. A jednocześnie produkujemy mniej zaawansowanych elementów i gotowych aut.
Te trzy punkty nie wyczerpują oczywiście wszystkich przyczyn, które sprawiły, że przemysł w Polsce szybciej wyszedł z dołka niż w innych krajach UE. Jest wiele zjawisk czysto sektorowych – na przykład szybko rosnąca produkcja ogniw do baterii do samochodów elektrycznych.
Ale powyższe punkty sugerują, że w nadchodzącym roku polska gospodarka też może wypaść średnio lepiej niż inne kraje UE. Jeżeli tylko sami nie zaczniemy piłować gałęzi na której siedzimy, na przykład wysadzając w powietrze projekt Funduszu Odbudowy UE ze względu na zawarte w nim mechanizmy kontroli praworządności. Ale o tym napiszę innym razem.
Powyższy tekst pochodzi z newslettera Dane Dnia prowadzonego przez Ignacego Morawskiego, dyrektora centrum analiz SpotData. Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
O Autorze:
Ignacy Morawski, dyrektor centrum analiz SpotData Ignacy Morawski jest pomysłodawcą projektu i szefem zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez „Rzeczpospolitą” i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
|